Zadziwiającym, choć mało zauważanym faktem w kontekście obecnych obaw związanych z zabezpieczeniem granic Australii – na przykład „Operacja Suwerenne Granice” – jest to, że są one całkowicie morskie. Nie mamy granic lądowych, a Australia jest największym krajem na świecie, który ich nie ma. Według Geoscience Australia linia brzegowa ma prawie 60 000 kilometrów (kontynent plus wyspy). Prawdopodobnie obwód naszych wód terytorialnych jest dłuższy, a zewnętrzna krawędź naszej wyłącznej strefy ekonomicznej (WSE) znów dłuższa. Na lądzie mamy oczywiście granice państwowe i kiedyś zbudowaliśmy płot chroniący przed królikami na tysiącach kilometrów buszu, ale tylko na morzu dzielimy międzynarodowe granice z innymi krajami (PNG, Indonezja i Timor Wschodni).Australia jest jedynym zamieszkałym kontynentem, który nie jest poprzecinany granicami międzynarodowymi i mozaiką państw narodowych. Nie dla nas płoty z drutu kolczastego, betonowe bariery, posterunki strażnicze, punkty kontrolne, załogowe przejścia graniczne, ciężko uzbrojone patrole graniczne, sporny teren. Jesteśmy jednym krajem, jednym narodem, obejmującym cały kontynent i jego przybrzeżne wyspy. Kształt jest tak charakterystyczny i tak bardzo odzwierciedla wizerunek naszego kraju, że uważamy go za coś oczywistego.
Esej ten opublikowano po raz pierwszy w styczniu 2017 r. Został on powtórzony, ponieważ podczas corocznego festiwalu żalu, gniewu i pokrętnej historii z okazji Dnia Australii odrobina prawdy nie zaszkodzi.