Przyznaję się, że nie spodziewałem się wojny tak szybko. Myślałem, że rosyjska armia stanie na granicach republik Donieckiej i Ługańskiej. Ale to nie znaczy, że nie brałem możliwości pod uwagę. Odkąd USA zlekceważyły propozycje rosyjskie z 17 grudnia 2021, twierdziłem, choćby w trakcie naszych rozmów w ramach audycji „Minął tydzień”, że Rosja znajduje się w sytuacji, w której obydwa rozwiązania będą złe.
Pierwsze, jeżeli nie zareaguje na posunięcia Zachodu ws. Ukrainy, ten odtrąbi swoje zwycięstwo, słabość Putina, Rosję nazwie upadającym mocarstwem itd. Tak, czy inaczej, byłoby to zachętą dla dalszych działań przeciwko Rosji. Druga, czyli jednak decyzja Rosji o wojnie, oznacza koniec marzeń Zachodu o Ukrainie (i Gruzji) w NATO, ale Rosja naraża się na milion niedogodności w postaci agresywnej reakcji Zachodu, oczywiście reakcji nadal politycznej i ekonomicznej, bo jeżeli ktoś nie wytrzymałby i nacisnął czerwony guzik z atomówkami, to nasze rozważania tracą sens – i tak będzie to koniec świata. Zachód na drugim rozwiązaniu traci, ale zyskuje pole do popisu i szeroki wachlarz do ataków na Rosję.