|
Map. Wikimedia commons (CC BY-SA 4.0) |
Źle zaczął się rok 2020, bo od niepokojów związanych z możliwością wybuchu, nie mniej ni więcej, tylko wojny światowej. Pojawiły się one gdy tylko 3 stycznia rano ukazały się informacje o zabiciu przez Amerykanów znanego irańskiego generała Kassima Sulejmaniego. Co się takiego stało i czy rzeczywiście może to oznaczać wojnę światową? Tak naprawdę, to zdarzenie jest tylko jeszcze jednym epizodem toczącej się już od 40 lat quasi-wojny miedzy Iranem z jednej strony, a USA i Izraelem z drugiej.
Zaczęła się ona od ataku irańskich radykałów na ambasadę USA w Teheranie, w listopadzie 1979 roku. Przetrzymywanie tam 52 amerykańskich zakładników trwało aż 444 dni, zaś próba ich uwolnienia za pomocą akcji militarnej zakończyła się kompletną porażką dla USA. Ameryka została upokorzona i zmuszona do negocjowania warunków uwolnienia swoich dyplomatów. Po tym zdarzeniu stosunki dyplomatyczne zostały zerwane i między obu krajami trwa coś w rodzaju wojny, która przechodzi różne fazy. W trakcie jej trwania Iran rozciągnął swoje wpływy na znaczny obszar Bliskiego Wschodu, a szczególnie na kraje tzw. szyickiego półksiężyca, czyli Irak, Syrię, Liban, Bahrajn, Jemen i Strefę Gazy. Odbywało się to w formie eksportu rewolucji islamskiej, która przyjmowała się głownie w krajach gdzie mieszkali szyici.