Pan Robert Biedroń, którego należy już postrzegać w kategoriach marketingu politycznego – dokonał czynu wielkiego, pokazał zadufanej w sobie opozycji, że nie jest jedyną alternatywą dla dobrej zmiany, a przynajmniej że nie jest skazana na bycie nią w sposób automatyczny.
Nie dziwi „święte” oburzenie jednoczących się liderów opozycji pod sztandarami europejskimi, ponieważ pan Biedroń ze swoją „Wiosną” będzie im odbierał głosy. Tymczasem całkiem sporo byłych polityków wszelkich opcji, chciałoby zasiąść w Parlamencie Europejskim. Tam są super fajne pensje, z których będą jeszcze bardziej super emerytury, do tego w między czasie będzie można wydać bardzo dużo na biura i działaczy. Jeżeli się umiejętnie tj. oszczędnie podejdzie do problemu sprawowania mandatu w Brukseli, można żyjąc skromnie jak na tamte warunki, a w zasadzie normalnie jak na nasze – wrócić po kadencji jako milioner. Znana jest posłanka lewicy, który dorobiła się kilku mieszkań w trakcie kadencji. Jak można takiej Europy nie kochać?