Przyjeżdżając do Australii, nigdy nie myślałam, że znajdę tu takie miejsce jak polska szkoła w Randwick. Dowiedziałam się o niej od moich nowopoznanych polskich znajomych, których dzieci już tam uczęszczały.
Szkoła ta ogromnie pomogła mojej wtedy 3-letniej córce zaaklimatyzować się w obcym kraju. Nie muszę wspominać, że dla takiego malucha przeprowadzka do odległego kraju, rozłąka z dziadkami oraz ludzie mówiący w jakimś totalnie dziwnym języku, to powód do ogromnej frustracji i nieraz początek wielu niekończących się problemów. Od pierwszego dnia mała pokochała panie z klasy pre-school całym swoim sercem. Panie Asia i Basia, a później pani Dorotka, stały się dla niej jak część rodziny, która została w Polsce. Córka codziennie odliczała dni do każdej następnej soboty, kiedy to pójdzie na zajęcia. A kiedy nadchodziła sobota, od szóstej rano już czekała ubrana pod drzwiami. Tak nie mogła się doczekać pójścia do polskiej szkoły. Bo nareszcie ktoś oprócz rodziców rozumiał, co mówiła. Mogła pokazać, jak mądrą jest dziewczynką. A wreszcie mogła się pobawić się z innymi dziećmi, bez obawy bycia odepchniętą lub przegonioną z placu zabaw za to, że nie rozumiała ich języka. Ta miłość do polskiej szkoły w Randwick trwa od dwóch lat.