Chyba – mamy go. Jeszcze nie ma pewności, ale już się naukowe media rozpaliły do białości. Pół roku temu w CERN już skakali z radości, ale entuzjazm okazał się przedwczesny; teraz mamy niezależne potwierdzenie odkrycie z dwóch źródeł po obu stronach oceanu. Prawdopodobieństwo błędu jeszcze jest, ale znikome. Ktoś złamał embargo, bo wiadomość miała się ukazać dopiero w środę, ale przyznam, że to rozumiem.Od czterdziestu lat szukano tego przedziwnego tworu,
bozonu Higgsa, zwanego także
boską cząstką. Bez jej istnienia najważniejsza teoria współczesnej fizyki, tzw. model standardowy – byłby do wyrzucenia. Uczeni w gruncie rzeczy nie wiedzieliby o świecie nic. On musiał istnieć – tyle, że udowodnienie jego istnienia wymagało nieprawdopodobnie precyzyjnych doświadczeń z użyciem urządzeń o niewyobrażalnych dla laika rozmiarach i mocach, jak Wielki Zderzacz Hadronów czy amerykański Tevatron.
No i - jest. Dziś donieśli o tym odkryciu jednocześnie uczeni amerykańscy (własnie ci od Tevatronu – który akurat został ze względu na ogromne koszta eksploatacyjne… zamknięty; ale swoje zdążył zrobić i dane zebrał) i ich koledzy z genewskiego CERN. Obliczenia i doświadczenia obu zespołów pięknie się uzupełniają i dają niemal pewność, że nie zobaczyliśmy kolejnego artefaktu.
Postaramy się o tym napisać szerzej. To jest naprawdę straszliwie ważne odkrycie, o kolosalnej wręcz doniosłości filozoficznej. Okazuje się, mówiąc patetycznie, że rozumiemy Wszechświat; wszystko się zgadza, wszystko pasuje. Miło mi, że informujemy o tym jedni z pierwszych. Jeśli rzecz się potwierdzi – od jutra żyjemy w innym, bardziej kompletnym i logicznym świecie. Cuda przestają nam być potrzebne – jeszcze bardziej.
Nobel jest za to – murowany. Tylko dla kogo?
Bogdan Miś (3.07.2012)
Studio Opinii
Więcej: Naukowcy odnaleźli boską cząstkę?
Boska cząstka? Fizycy tak nie mówią