Media, politycy, emeszety, prokuratury, internetowe blogi, fora i mnóstwo różnych ludzi luzem zajmuje się dziś z oburzeniem kilkoma paskudnie brzmiącymi zdaniami wygłoszonymi przez panów prezenterów-celebrytów Wojewódzkiego i Figurskiego. Panowie, jak wiadomo, wywołali nieduży polsko-ukraiński skandal, gadając głupoty o Ukrainkach*. Teraz się kajają i tłumaczą, ze to były tylko takie fajne żarciki. Satyra bez nienawiści i ksenofobii. Ktoś się czepia, mówią, chce wprowadzić do satyry cezurę, a to już prosta droga do zahamowania wolności słowa w naszym pięknym kraju.
Cała ta niesmaczna historia stanowi tylko wierzchołek góry lodowej. Jest to, niestety, góra chamstwa, które od jakiegoś czasu w przestrzeni publicznej tolerujemy, produkujemy i bierzemy za nie pieniądze. Względnie płacimy pieniądze.
Pierwszy raz spostrzegłam to zjawisko lata temu w telewizyjnym programie literackim. O paradoksie – w programie o książkach… Dwaj panowie i pani przynosili do studia nowości wydawnicze. Mało jeszcze wtedy znana krytyczka – dziś autorytet i celebrytka w jednej osobie – prezentowała zadziwiająco złe maniery, a chwilami wręcz grubiaństwo. Najwidoczniej zostało to zauważone i odnotowane pozytywnie, bo stacja owa zaangażowała ją niebawem do prowadzenia teleturnieju, w którym rolą prowadzącego było gnojenie ludzi, upokarzanie, brutalne udowadnianie im jak są głupi.
Telewizja jest w dużej mierze odbiciem samego życia.
Ktoś chyba doszedł do wniosku, że chamstwo jest fajne.