polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Donald Tusk odniósł się do wydarzeń ostatnich godzin. Premier podczas spotkania z nauczycielami podkreślił, że wojna na Wschodzie wchodzi w "rozstrzygającą fazę". — Czujemy, że zbliża się nieznane, Szef rządu wskazał, że zagrożenie jest naprawdę poważne i realne, jeśli chodzi o konflikt globalny. * * * AUSTRALIA: Premier Anthony Albanese i prezydent Chin Xi Jinping odbyli 30-minutowe spotkanie dwustronne na marginesie szczytu G20. Xi Jinping wezwał premiera Anthony'ego Albanese do promowania "stabilności i pewności w regionie" oraz przeciwstawienia się protekcjonizmowi. Chiński prezydent zwrócił uwagę na niedawny "zwrot" w stosunkach z Australią, po zakończeniu gorzkiego, wieloletniego sporu handlowego, w wyniku którego zablokowano dostęp do ponad 20 miliardów dolarów australijskiego eksportu. Pekin wcześniej nałożył szereg karnych ceł handlowych na australijski węgiel, wino, homary i inne towary po tym, jak napięcia osiągnęły punkt krytyczny pod rządami Morrisona. * * * SWIAT: Prezydent Rosji Władimir Putin oficjalnie podpisał nową narodową doktrynę nuklearną, która nakreśla scenariusze, w których Moskwa byłaby upoważniona do użycia swojego arsenału nuklearnego. Dwa głowne punkty odnoszą się do agresji któregokolwiek pojedynczego państwa z koalicji wojskowej (bloku, sojuszu) przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom. Będzie to uważane za agresję koalicji jako całości. Agresja jakiegokolwiek państwa nienuklearnego przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego będzie uważana za ich wspólny atak. Federacja Rosyjska zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w odpowiedzi. * Rosyjskie Siły Zbrojne po raz pierwszy użyły hipersonicznej rakiety balistycznej średniego zasięgu Oresznik przeciwko celom wojskowym na terytorium Ukrainy. Celem był teren produkcyjny zakładów wojskowych Jużmasz w Dniepropietrowsku.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

piątek, 6 stycznia 2012

Jutro spotkanie z gwiazdami polskiego tenisa

Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg. Fot. Z.Cierpisz

Jutro w Konsulacie Generalnym w Sydney będziemy gościć polskie tenisistki i tenisistów, którzy biorą udział w tegorocznym Australian Open.

Na spotkanie, organizowane przez Konsulat Generalny w Sydney przy współpracy z Australijsko-Polskim Stowarzyszeniem Sports Masters, zostali również zaproszeni czołowi zawodnicy pochodzenia polskiego występujący w barwach innych państw.

Na dzień dzisiejszy udział w spotkaniu potwierdził nasz najlepszy duet Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg oraz deblistka Alicja Rosolska wraz z trenerami, a także Monika Adamczak, sydnejska tenisistka grająca w barwach Australii. Oczekujemy jeszcze na odpowiedź od pozostałych zaproszonych zawodników, których decyzja uzależniona jest od harmonogramu startu w turniejach i w kilku przypadkach potwierdza dopiero w sobotę przed południem. Dotyczy to m. in. najlepszych rakiet świata jak Karolina Woźniacki, Agnieszka Radwańska czy Sabina Lisicki.
Rok 2011 był najlepszym rokiem polskiego tenisa, zarówno w singlu kobiecym i męskim jak i w deblu męskim i kobiecym.

Wojciech Fibak, legenda polskiego tenisa, nie krył radości, kiedy mówił, że od ponad 20 lat czekaliśmy na to, aby było głośno o Polakach w światowym tenisie. Wreszcie stało się tak za sprawą Agnieszki Radwańskiej, Łukasza Kubota i debla Matkowski /Fyrstenberg.

Pierwszy raz w historii tenisa trzy zawodniczki z polskimi korzeniami są w pierwszej dwudziestce, każda reprezentująca inny kraj – Danię, Polskę i Niemcy.

Agnieszka Radwańska. Fot. Z.Cierpisz
Karolina Woźniacki juz 64 tygodnie (!) zajmuje pierwsze miejsce w ogólnej światowej klasyfikacji .


Agnieszka Radwańska na zakończenie sezonu znalazła się w najlepszej ósemce zaproszonej do turnieju Mistrzyń, a polski debel Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg w turnieju Mistrzow w Londynie zagrał w finale i został okrzyknięty “Polish Power”.

Sabina Lisicki, reprezentująca Niemcy, rewelacyjnie zagrała na Wimbledonie, dochodząc do półfinalu turnieju z serii Wielkiego Szlema.

Również Łukasz Kubot osiągnął sukcesy w grze indywidualnej i podwójnej, a debel kobiecy Alicja Rosolska i Klaudia Jans-Ignacik grał w finale w Brisbane i półfinale silnie obsadzonego turnieju w Sydney.

Rok 2012 będzie rokiem szczególnym z uwagi na Igrzyska Olimpijskie w Londynie.

O tym, kto ostatecznie awansuje do turnieju olimpijskiego w Londynie, przesądzą rankingi ATP i WTA z 11 czerwca 2012 roku. Optymistycznie patrząc, polscy tenisiści mogą wywalczyć sześć kwalifikacji. Igrzyska Olimpijskie są takim piątym szlemem, ale tym bardziej ważnym, że rozgrywanym tylko raz na cztery lata. Jest jeszcze taka różnica, że w turniejach gra się dla siebie, a w Igrzyskach dla Polski.
Wszyscy zawodnicy, którzy będą gośćmi w Konsulacie mają na swym koncie wiele sukcesów zdobytych w najważniejszych turniejach tenisowych świata z serii wielkiego szlema oraz WTA/ATP. Każdy z nich już kilka razy brał udzial w Australian Open.

Jest to pierwsza taka okazja u nas w Sydney aby móc spotkać się z tak wybitnymi tenisistami.

Serdecznie zapraszamy.

Małgorzata Kwiatkowska

Siostry Radwańskie rozpoczynają sezon w Sydney


Agnieszka Radwańska. Fot C.Cowins

 Jak informuje Polskie Radio w rozpoczynającym się 16 stycznia - pierwszym w nowym sezonie wielkoszlemowym turnieju Australian Open - wystartują obie siostry Radwańskie – czołowe polskie tenisistki. Dziś rozpoczynają noworoczny sezon w Sydney.

W Melbourne Agnieszka bronić będzie punktów za udział w ćwierćfinale turnieju w 2011 roku, Urszula znalazła się na liście uczestniczek turnieju głównego po tym, jak z gry w Australian Open zrezygnowała ze względu na chorobę Rosjanka Alisa Klejbanowa.
Już dziś  Urszula rozpocznie noworoczną grę  od eliminacji w ramach odbywającego  się w Sydney turnieju Apia International Sydney z pulą nagród ponad 600 tys. dolarów. Dwa dni później w turnieju głównym pojawi się Agnieszka, aktualnie ósma rakieta świata – informuje z kolei  Dziennik Polski.
Impreza w Sydney jest ostatnim sprawdzianem przed wielkoszlemowym Australian Open, który 16 stycznia rozpocznie się w Melbourne.  Na starcie pojawiła się cała światowa czołówka TOP 10 z wyjątkiem  kontuzjowanej Marii Szarapowej.
Obok Polek w Sydney wystartuje liderka rankingu Dunka polskiego pochodzenia  Karolina Woźniacka. Tytułu bronić będzie mistrzyni Roland Garros - Chinka Na Li.

PolskieRadio/DziennikPolski/kb

czwartek, 5 stycznia 2012

Na Górę Kosciuszki szlakiem Strzeleckiego - rozmowa z Oscarem Kantorem (2)

Już za pięć tygodni miłośników gór czeka kilka  turystyczno-sportowych wydarzeń zwiazanych ze zdobywaniem Góry Kościuszki : Strzelecki Hike, Kościuszko Run, Strzelecki Walk a także w ostatniej chwili dodany  Kościuszko Ride (rowerowy wjazd na szczyt). Wszystko to organizowane wspólnie przez Strzelecki Hiking Club i Strzelecki Heritage Inc. 
Wyprawa Strzelecki Hike odbędzie się od 10 do 12 lutego , a trzy pozostałe w niedzielę 12 lutego. Tego dnia wszyscy uczestnicy poszczególnych tras spotkają się razem na szczycie Góry Kościuszki.
O przygotowaniach trzydniowej wyprawy Strzelecki Hike z jej organizatorem Oskarem Kantorem rozmawia Krzysztof Bajkowski. 

Oto druga część wywiadu.


Krzysztof Bajkowski: Jakie są koszta takiej wyprawy?

Oscar Kantor: Bardzo małe. Myślę, że jakieś $300, generalnie trzeba mieć pieniądze na transport do Geehi, nasz klub organizuje autobus z Sydney, więc jeżeli ktoś jest zainteresowany, prosimy o kontakt, przy 20 osobach cena przejazdu tam i z powrotem może być w granicach $100.
Potrzeba mieć ze sobą też trochę jedzenia oraz pieniądze na nocleg w Jindabyne (2 noce - w lecie ceny są niskie, w granicach $40-$60 za noc), więc wydaje mi się, że to są bardzo małe koszta. Natomiast  w niedziele wieczorem urządzamy mała imprezkę w Jindabyne, więc zabierzcie extra kasę na piwko.

Jakie niebezpieczeństwa czyhają w niemal dziewiczym tereni trasy Strzeleckiego?

Na każdej wyprawie górskiej są jakieś niebezpieczeństwa, zawsze jest ryzyko, ale jak ludzie są przygotowani i przede wszystkim myślą i nie panikują to wszędzie jest bezpiecznie.
Trzeba sobie zdać sprawę, że wkraczamy na nie swój teren, wkraczamy można powiedzieć, że do cudzego domu. Więc respekt i szacunek do natury to podstawa sukcesu.
Czy należy się bać? Chyba tak. Bo nie boją się tylko dzieci i głupi. Jednak też nie należy się bać za dużo, bo zbyt duży poziom adrenaliny u człowieka, nieraz paraliżuje jego ruchy albo sprawia, że człowiek podejmuje mylne decyzje.
Nie będę ukrywał, że na naszej trasie aż roi się od śmiertelnie trujących węży Brown Snakes, ale szczerze mówiąc, więcej ich znalazłem w swoim życiu przy publicznych drogach a niżeli w dzikich strefach Hannels Spur.
Po drugie, grupa ludzi idąc, bardzo hałasuje, co w dużej mierze odstrasza węże, które poprostu uciekają gdzie pieprz rośnie. Jednak należy uważać, gdzie się stąpa, bo może nie natrafisz na węża ale wpadniesz do ukrytej dziury pokrytej mchem.
Podsumowując: rozwaga i możliwość współpracy z grupą to dwa warunki, jakie każdy musi spełnić podczas naszej wyprawy.


Co należy zabrać na taką wyprawę?

No przede wszystkim dobry humor i rozsądek.
A tak bardziej dokładnie, to każdy powinien mieć swój namiot, im lżejszy tym lepszy, "każdy kilogram na Twoich plecach waży", śpiwór, dobre wygodne buty - najlepiej buty górskie.
W górach pogoda zmienna jest jak kobieta, wiec należy być przygotowanym na 4 pory roku w ciągu dnia. (bez obrazy dla wspaniałych kobiet)
Przez większą część wspinaczki, będzie ciepło, wieczorem temperatura spadnie nieznacznie (na tyle, że będzie można spać pod gołym niebem). Przy pogodzie deszczowej, może być jednak naprawdę zimno a po wyjściu z linii lasu (drugi dzień) mogą zacząć wiać silne górskie wiatry. Przygotuj się nawet na śnieg. Pamiętaj że góry są nieobliczalne.
Kurtka odporna na deszcz i wiatr to podstawa. Nie ubieraj się jednak za ciepło. Używaj metody ubierania na cebule. Miej przy sobie tyle ubrania ile potrzebujesz. To nie jest pokaz mody! Koniecznie kapelusz, lub czapka, krem przeciw słoneczny, spray na komary (dobrym sposobem na odstraszenie komarów jest nasmarować się tłuszczem wielbłąda...ale ta metoda nie jest za bardzo praktyczna...troszkę śmierdzi).
Należy też zabrać trochę jedzenia, jednak nie za dużo.
Pamiętaj, że nic nie możesz wyrzucić albo dokupić podczas naszej wyprawy. Na całej trasie nie ma koszy ani sklepów z jedzeniem. Zasada jest jedna - zabieram to co potrzebuję. Należy sobie zrobić plan menu na 3 dni. Ustawiając menu, używaj wysokokalorycznych produktów np. ser, suszone ryby, salami, suszone pestki owoców, chleb wysokokaloryczny itp.
Dodatkowo możesz zabrać ze sobą, np. mapę topograficzna terenu Kosciuszko National Park – część zachodnia, możesz mieć przy sobie kompas, apteczkę, aparat fotograficzny, naczynie do jedzenia np. menażka, nie zabieraj laptopa, IPoda czy książek!
Wybieramy się na spektakl gdzie już wszystko jest gotowe... Stronicami naszych książek będą piękne kwiaty, krzewy i drzewa, naszymi Ipodami będą ćwierkające ptaki a TV na dobranoc - to najbardziej gwiaździste niebo jakie kiedykolwiek widziałem na oczy.
Więcej informacji oraz listę produktów potrzebnych na wyprawę znajdziesz na naszej stronie internetowej www.strzeleckiclub.com/endofsummer/hike.html

A jak wygląda sprawa komunikacji, podejrzewam, że telefony komórkowe nie działają?

Niestety przez większą część trasy jesteśmy odcięci od cywilizacji, i nie będziemy mieli połączenia komórkowego.
Jest parę miejsc gdzie jest sygnał, np. w okolicach Byatts Camp, Mt Towsend czy Mt Kosciuszko. Najlepszym operatorem sieci komórkowej w tej części kraju jest Telstra NextG.
Na trasie będziemy używać radia CB w celu komunikacji prowadzącego z tzw. ogonem.
W miejscu gdzie zaczynamy czyli w Geehi,  nie ma zasiegu, więc jeżeli ktoś chce się z nami wybrać, proszę o wcześniejszy kontakt na email: [email protected]


Czy próbowaliście już tą trasę w zimie?
Tu muszę się pochwalić, że tak, i to z powodzeniem. Była to pierwsza zimowa wyprawa w historii gór śnieżnych, szlakiem Strzeleckiego, ukończona sukcesem (według informacji Klubu Górskiego z Geehi).

I jak to wyglądało, czy było trudniej niż w lecie?
Zdecydowanie trudniej ale przynajmniej nie mieliśmy problemu z wodą... Wokół mieliśmy tony śniegu. Ha, ha.
Pamiętam taką śmieszną sytuację kiedy pod koniec naszej wyprawy, zauważyliśmy dziwne wentylatory, wystające ze śniegu, gdzieś w okolicach Rawson Pass, jak się okazało po analizie z mapą topograficzną i kompasem, staliśmy na 3 metrowym dachu toalet w Rawson Pass. Tyle było wokół nas śniegu.
Na pozór każdemu może wydawać się, że wystarczy go tyko przetopić i będzie woda. Nic bardziej złudnego. Śnieg to nie tylko woda ale również dużo powietrza, więcej niż wody, przez co proces topnienia jest bardzo żmudny. Na jeden litr przetopionej wody potrzeba około 10kg śniegu.
Mieszkańcy Syberii, używają rozgrzanej blachy na ognisku na która wkładają śnieg, roztopiony śnieg spływa do naczynia i tak otrzymują wodę.
My używamy trochę bardziej zaawansowanej techniki i śnieg podgrzewamy przy pomocy kuchenek spirytusowych.
Oprócz śmiesznych przygód, przytrafiła się nam też przygoda niemiła. Otóż, kiedy schodziliśmy już ze szczytu Kościuszki, rozpętała się straszliwa burza śniegowa, zaczęło grzmieć i bić piorunami.
Znajdowaliśmy się na otwartej przestrzeni, można powiedzieć, że na czubku lodowca.
Zaczął wiać straszliwie mocny wiatr, nie dało się ustać na nogach, jedynym ratunkiem dla nas było wykopanie  głębokiej dziury i schowanie się do niej. Szczyt Kościuszki zawsze jest wystawiony na silne wiatry, przez co śnieg jest twardy jak na lodowcu, nie łatwo jest kopać w lodzie, mieliśmy jednak łopatę śniegową i po 10 minutach już siedzieliśmy w schronieniu.
W swoim życiu przeżyłem już nie jedno i próbowałem siebie w wielu ekstremalnych sytuacjach, ale muszę przyznać, że zimowa sytuacja ze szczytu do przyjemnych nie należała.
Aby odizolować się od uderzenia pioruna i ewentualnego porażenia, owinęliśmy się namiotami i kocami. Po 2 godzinach, pogoda trochę się zmieniła, zmienia się na tyle, ze mogliśmy się ewakuować do górskiej chatki Seamans Hut.
W 1928 roku zginęło dwóch narciarzy w tych okolicach i dlatego rok później wybudowano chatkę aby chronić innych turystów szukających schronienia w pobliżu Góry Kościuszki.
Chatka działa do dzisiaj. Tym razem chatka pomogła nam.
W środku możesz znaleźć ciepły kąt do spania, piec, drzewo na rozpałkę, nawet trochę jedzenia.
Jak działa chatka? Przez większy okres roku jest obsługiwana przez strażników Parku Narodowego , oprócz zimy (bo nie ma dojazdu).
Zasada wszystkich chatek w Australii jest jedna - „pomogłeś sobie, pomóż i zostaw innym”.
Jeżeli czegoś nie potrzebujesz to zostaw w chatce.
np. zapałki, świeczki, zupy w proszku, woda butelkowana, papier toaletowy, jedzenie w puszkach,
zostaw te rzeczy, które się szybko nie zepsują i nie stracą ważności a wręcz przeciwnie pomogą potrzebującym!
Ale pamiętaj, nie zostawiaj śmieci!

Oscar, to chyba najważniejsze pytanie. Co z wodą, ile wody powinni zabrać uczestnicy na trasę?

Myślę, że 3 litry wody na dzień na osobę to minimum, osobiście proponuję mieć przy sobie 4l wody na początku wyprawy. UWAGA! Na odcinku z Geehi do Moiras Flat nie ma wody!!!
W górach bez jedzenia człowiek wytrzyma parę dobrych dni, nawet kilkanaście, ale bez wody tylko parę.. więc woda to podstawa i niech nikt tego nie ignoruje.
Na pierwszy dzień mamy zaplanowany 7 kilometrowy marsz, brzmi jak bułka z masłem, ale zarośla, krzewy, powalone drzewa i bardzo strome podejście-ok.1000m w różnicach poziomów, sprawią to, że dotrzemy dopiero pod wieczór albo na drugi dzień rano do miejsca gdzie będzie nasz pierwszy camping do Moiras Flat.
Dopiero w tym miejscu jest woda (górski strumień-świetna pitna wodna-nadaje się do picia bez przegotowania) gdzie będziemy mogli napełnić nasze zbiorniki i kontynuować naszą wyprawę.
Proponuję aby każdy miał zbiorniki na wodę - przynajmniej na 4 litry.
Jest wiele sposobów na zbieranie wody, niektóre pokażemy, jednym z nich jest zbieranie rosy z drzew i trawy, można nazbierać nawet parę dobrych litrów, ale takie sposoby wykorzystuje się tylko w ekstremalnych sytuacjach a my nie chcemy używać takich sposobów na co dzień.
Więc niech każdy ma przy sobie wodę i co najważniejsze, nie myśl tak: "Co tam, jak mi braknie wody... pożyczę od kogoś..." owszem, na pewno dostaniesz pomoc i ktoś Ci zaoferuje wodę, ale lepiej być samodzielnym i pracować w grupie a nie wykorzystywać grupę...
Bo tak pracuje nasz klub – w grupie!


Czy to wyjście szlakiem Edmunda Strzeleckiego będzie odbywać się regularnie co roku?

Tak, takie jest zamierzenie klubu i organizatorów Kosciuszko Run.
Co roku chcemy urządzać 3 dniową imprezę pod hasłem: "Zakończenie lata na Górze Kościuszki".
W przyszłości chcemy w porozumieniu z władzami Parku Narodowego Kosciuszko, oznakować i przygotować do częstszej eksploracji cały szlak Strzeleckiego.
Naszym marzeniem jest aby ten szlak został naniesiony na mapy topograficzne. Może kiedyś uda nam się postawić w jakimś miejscu na szlaku, symboliczną historyczną tabliczkę, ze zdjęciem Strzeleckiego i krótką historią zdobycia góry. Kto wie?
Zamontowanie czegokolwiek w australijskich Parkach Narodowych graniczy z cudem, ale wierzę, że australijskie i polonijne organizacje, zajmujące się promowaniem imienia Kościuszki i Strzeleckiego pomogą nam w zrealizowaniu tego planu.


I jeszcze jedno pytanie: skąd czerpaliście wiedzę i kto Wam pomagał przy odtworzeniu szlaku Strzeleckiego?

Wiele osób było zaangażowanych w całej sprawie, począwszy, proszę się nie śmiać...od samego Jamesa Macarthura, towarzysza Pawła Strzeleckiego, podczas wyprawy na Górę Kościuszki w 1840r.
Na podstawie jego notatek, wielu sławnych pisarzy opierało swoje teorie na temat zdobycia najwyższego szczytu w Australii. Jednym z nich jest Lech Paszkowski, który moim zdaniem, ale i nie tylko moim, posiada największą wiedzę na temat Strzeleckiego. Kiedyś udało nam się namówić Pana Paszkowskiego na krótką rozmowę dająca nam  wiele cennych wskazówek.
Nie będę ukrywał też, że  Janusz Rygielski, który sam przeszedł tą trasą, dał nam najwięcej informacji logistycznych dot. całej trasy.
Muszę  również wspomnieć tu o naszym początku, kiedy to Ernestyna Skurjat-Kozek zaaranżowała pierwszą wyprawę na Górę Kościuszki, trasą Strzeleckiego, w której uczestniczyłem wraz z grupą Amerykanów i świetnym traperem Mariuszem Krzyżelewskim. Takie były nasze początki.

Oscar, dziękuje Ci za rozmowę, życzę powodzenia na trasie i do zobaczenia na szczycie Mt Kosciuszko.

Dzięki i do zobaczenia.

Z Oscarem Kantorem rozmawiał Krzysztof Bajkowski

Szczegóły dotyczące imprezy na stronie: END OF SUMMER ON MT KOSCIUSZKO

Bumerang Polski jest patronem medialnym imprezy.

środa, 4 stycznia 2012

Moja Emigracja - otwarty konkurs literacki

Konkurs Literacki
Moja Emigracja

Favoryta, platforma internetowa poświęcona publikowaniu we własnym
zakresie (self-publishing), wraz z honorowymi patronami, ogłasza Konkurs
Literacki na temat “Moja Emigracja”.

CEL KONKURSU
Celem konkursu jest wzmacnianie integracji społeczności polonijnej.  
Konkurs ma zasięg ogólnoaustralijski i jest otwarty dla wszystkich
w Australii poprzez rozwijanie zainteresowania wzajemną relacją
pomiędzy twórczością literacką i autentycznym międzykulturowym
doświadczeniem wspólnym dla całego środowiska.

WARUNKI UCZESTNICTWA
Konkurs jest otwarty dla uczestników, którzy są polskimi emigrantami, pod warunkiem ukończenia
przez nich 18 lat.
Szczególnie zachęcamy do udziału w konkursie osoby, które jeszcze nigdy
nie opublikowały swoich prac.

DOZWOLONE JEST ZGŁOSZENIE TYLKO JEDNEGO UTWORU PRZEZ

UCZESTNIKA KONKURSU.

Utwory muszą być składane wyłącznie w postaci cyfrowej, w formacie
Microsoft Word .DOC lub .DOCX i przesłane na oba następujące adresy

TERMIN ZGŁASZANIA UTWORÓW

Konkurs trwa od poniedziałku, 30 stycznia 2012r.
Zgłaszane dzieła muszą być złożone do poniedziałku, 27 lutego 2012r.
Z uwagi na prawdopodobieństwo spłynięcia dużej ilości zgłoszeń tuż
przed zamknięciem konkursu, zachęcamy do nadsyłania prac
w odpowiednio wcześniejszym terminie.

WYMAGANA DOTYCZĄCE ZAWARTOŚCI


Składane utwory literackie muszą odzwierciedlać (bezpośrednio lub
pośrednio) emigracyjne doświadczenia uczestników konkursu.
Akceptowane będą wszystkie formy poetyckie, oraz wszystkie krótkie
formy prozatorskie (np. esej, opowiadanie, wspomnienia, dzienniki,
pamiętniki), bądż formy eksperymentalne.
Zgłoszone utwory mogą być tekstami w języku polskim, angielskim,
lub kombinacjami.
Utwory muszą spełniać warunki określone przepisami prawa i nie
mogą zawierać następujących treści: pornograficznych, propagujących
nienawiść i przemoc, szokujących, kradzionych, naruszających dobro osób
trzecich, naruszających prawo do wizerunku osób trzecich, oraz nie mogą
promować żadnej firmy, organizacji, partii politycznej lub grupy interesu.
Wszystkie zgłoszenia muszą być oryginalnymi dziełami.

Zgłoszone prace konkursowe będą oceniane poprzez kryteria
kreatywności w ujęciu tematyki emigracyjnej, wartości literackiej,
i czystości głosu w wyrażaniu własnej prawdy.
SELEKCJA PRAC
Po sprawdzeniu czy zgłoszenia odpowiadają wymaganiom ujętym
w Regulaminie, organizator i członkowie jury wybiorą finalistów.
Pełna lista finalistów zostanie ogłoszona w poniedziałek,
12 marca 2012r. i opublikowana na stronie favoryta.com.
Finaliści wyłonieni w pierwszym etapie selekcji zostaną dodatkowo
poproszeni o dostarczenie krótkiej noty biograficznej (do 100 słów).
Zwycięzca konkursu oraz dwa wyróżnienia zostaną ogłoszeni
w poniedziałek, 26 marca 2012r., na stronie favoryta.com.
Organizator skontaktuje się z nagrodzonymi osobami poprzez e-mail
i skieruje do nich prośbę o dostarczenie dodatkowych informacji.
JURY
Do jury zostały zaproszone znane osobistości polonijnego życia
kulturalnego w Australii, pisarze, publicyści i akademicy.
Pełna lista członków jury zostanie opublikowana na naszej stronie
(favoryta.com) w póżniejszym terminie.
NAGRODY I WYRÓŻNIENIA
Nagroda Główna
Zostanie wybrany jeden zwycięzca konkursu. Autor zwycięskiego utworu
otrzyma prawo do wydania na koszt organizatora konkursu, swoich
utworów w formie własnego tomiku i będzie wymieniony na stronie
internetowej Favoryta (favoryta.com)
Dodatkowo, zwycięski utwór otrzyma zaszczytne miejsce w wydaniu
książkowym prac konkursowych, które znajdą się w finale konkursu.
Wyróżnienia
Zostaną przyznane dwa wyróżnienia: jedno dla poezji, i jedno dla prozy.
Autorzy wyróżnionych prac otrzymają książkę zawierającą kolekcję
utworów, które znalazły się w finale konkursu. Wyróżnione prace
otrzymają zaszczytne miejsce w tej publikacji.
Finaliści
Prace wszystkich finalistów zostaną opublikowane w książce, której
egzemplarze zostaną przekazane m.in do Biblioteki Narodowej w Australii
oraz do Muzeum Emigracji w Gdyni.
PRAWO WŁASNOŚCI I PRAWO WYKORZYSTANIA PROJEKTU
Prawa autorskie wszystkich złożonych utworów powinny pozostać
własnością twórców uczestniczących w konkursie.
Organizator konkursu zachowuje prawo do wykorzystania dowolnego
utworu w dowolnych publikacjach będących rezultatem konkursu.
PYTANIA
Wszelkie pytania dotyczące konkursu należy kierować na adres e-mail

KRYTERIA OCENY

wtorek, 3 stycznia 2012

Morska pasja życia - rozmowa z Anną i Grzegorzem Haremzami (2)

Mieszkające w Sydney polskie małżeństwo, Anna i Grzegorz Haremzowie realizuje przygodę życia, o której marzy nie jeden globtroter czy żeglarz – rejs jachtem dookoła świata. Anna jest grafikiem i malarką, Grzegorz* - fotografem. Oboje łączą pasję podróżowania z życiem zawodowym. Pływanie jachtem po morzach i oceanach to myśl, która od najmłodszych lat zaprzątała głowę Grzegorzowi. W kilkutygodniowej przerwie ponad 5-cio letniego rejsu oboje małżonkowie odpoczywają w Sydney. W przeddzień powrotu do Europy, gdzie czeka  ich pływający dom – jacht La Boheme, z Anną i Grzegorzem Haremzami rozmawiał Krzysztof Bajkowski.

Druga część rozmowy.

Krzysztof Bajkowski: Jak wygląda zwykły dzień na pokładzie jachtu w takim rejsie – na środku oceanu, przy sztormowej pogodzie.

Anna Haremza: Z chwilą otrzymania prognozy mówiącej o sztormie przygotowuję jedzenie , porcjuję i zamrażam, żeby później nic nie gotować,bo przy sztormowej pogodzie wszelkie gotowanie włącznie z wodą na herbatę jest niebezpieczne. Tak więc cały jacht w takiej sytuacji jest zamknięty, a my w kokpicie, przypięci pasami, wszystko jest pochowane, zapięte, przyczepione aby nic nie było luźno. Żagle sztormowe są zawsze na pokładzie gotowe do postawienia. Prowadzimy jacht z najwieksza ostrożnoscia starając się nie popełniac pomyłek.
Grzegorz Haremza: Jest to rutyna wynikajaca z doswiadczenia.  W warunkach sztormowych ta rutyna jest niesamowicie zaostrzona  i jest to tak jakby się prowadziło działania wojskowe. Nie ma możliwości absolutnie popełnienia jakiegokolwiek błędu, bo popełnienie jakieś pomyłki może spowodować uszkodzenie lub zatopienie jachtu czy zranienie człowieka na pokładzie.  Są więc opracowane sposoby poruszania się po jachcie, ubierania się i każdy członek załogi, który z nami jest, jest dokładnie poinstruowany.
W najgorszych sztormach w tej podróży dookoła świata byliśmy tylko we dwójkę, więc było to trochę uproszczone, bo oboje doskonale wiemy jak w takich warunkach się zachowywać. Dowcip polega na tym, aby nie działy się rzeczy przypadkowe, ani rzeczy które nie chcemy żeby się działy. Przede wszystkim dbamy o własne bezpieczeństwo, bezpieczeństwo nawigacji i integralność jachtu. Bo to jest nasz cały świat. Jeśli on zniknie i my możemy zniknąć wraz z nim. Jest to niewiarygodnie skomplikowany system zachowań od technik sztormowania, analizy pogody, gotowania, sprzątania i spania . Zmieniamy się co 4 godziny. Każdy z nas jest na wachcie po 4 godziny.

K.B.: Z waszej opowieści wynika, że zabieracie też inne osoby na pokład.
G.H.: Tak, są to nasi przyjaciele i zarazem doświadczeni żeglarze. Wspomniany wcześniej Benek Rodanski, Jurek Rakowicz (kapitan żaglowca Pogoria) i wielu innych. Nasz jacht ma  dwie osobne kabiny dwuosobowe, tak więc śmiało dwie osoby dodatkowo można zabrać. Zabieramy też miłośników żeglarstwa ale tylko z dużym zdrowym rozsadkiem, odpornością psychiczną i dużym poczuciem humoru, niekoniecznie zaś z dużą wiedzą żeglarską. Te cechy są niewiarygodnie potrzebne. Osoba mająca mniejsze doświadczenie musi przyjąć znacznie większą ilość poleceń i instrukcji niż doświadczony żeglarz, który intuicyjnie i rutynowo wie co robić.

La Boheme - pod pokładem
 K.B.: Jesteście w połowie realizacji swej wielkiej przygody. Jaka jest dalsza trasa i kiedy planujecie jej zakończenie?

A.H.: Zamierzamy ją zakończyć na początku października 2013 roku. W tej chwili jest koniec roku 2011, i przez najbliższe miesiące będziemy zimować w Europie, a w drugiej połowie maja Grzegorz pierwszy wyruszy do Turcji gdzie w marinie w Alanyi nasz La Boheme stoi na betonie , wyciągnięty z wody i czeka na malowanie i przygotowanie do dalszej części podróży. Popłyniemy przez Wyspy Greckie, na Maltę, dalej na Sycylię, Baleary u wybrzeży hiszpańskich a następnie do Madeiry i stamtąd na Wyspy Kanaryjskie i Wyspy Zielonego Przylądka. Pod koniec 2012 roku wpłyniemy na Karaiby. Z Karaibów na archipelag  San Blas Islands. Stamtąd przez kanał Panamski na Galapagos, Wyspę Wielkanocną, Polinezję Francuską i wyspami Pacyfiku w kierunku Australii. Na liście jest m.in. wyspa Tonga, Nowa Caledonia i Vanuatu.

K.B.: Czy o Waszej podróży, która jest wyjątkowa wie świat? Jest zainteresowanie mediów międzynarodowych, choćby polskich lub australijskich?

G.H.: Zainteresowanie jest o tyle, że jako dziennikarz polskiego miesięcznika Jachting regularnie piszę artykuły m.in. o naszej podróży i o sprawach technicznych, jachtowych. Np. jak dokonać wyboru jachtu do podróżowania po oceanach. Jak taki jacht powinien być wyposażony, jak się prawidłowo kotwiczy itd.
A.H.: A ja natomiast piszę bardziej turystyczne artykuły. Ale nie powiem, że jest wielkie zainteresowanie mediów, bo my raczej  nie staramy się o to. Natomiast jesteśmy zainteresowani wydaniem książki ze względu na duża ilość materiału fotograficznego jaki już zgromadziliśmy. Planujemy zatem wydanie książki a potem organizację wystaw fotograficznych i malarskich w Australii. Na pewno chcemy  wykorzystać tę podróż do twórczych zamiarów.

K.B.: Czy sa inne pary małżeńskie , które spędzają część swojego życia podobnie jak Wy?
G.H.: Są, ale jest ich bardzo mało, dlatego, że z ogólnej populacji żeglarzy to są tzw. chartery, czyli ludzie wynajmujący sobie jacht wraz z kapitanem lub bez na powiedzmy dwa tygodnie. Taka jest większość. Później mamy ludzi, którzy posiadają własne jachty, na których pływają dwa tygodnie lub najwyżej miesiąc w roku. Następnie mamy małżeństwa, które pływają na krótkich odcinkach ale żyją na jachcie przez dłuższe odcinki czasu. Następnie są małżeństwa, które pływają na średnich odcinkach tras, np. w ramach jednego akwenu, powiedzmy Morza Śródziemnego, albo pływają w jednym akwenie, później przewożą statkiem jacht do innego akwenu. My natomiast należymy do  ostatniej kategorii pływajac wszedzie sami i zwiedzamy planetę zupełnie na własną odpowiedzialność. Innymi słowy należymy do tych najbardziej awanturniczych.

A.H.: Muszę powiedzieć, że w trakcie naszej podróży nie spotkaliśmy dużej ilości małżeństw czy samotnych żeglarzy z Polski. Spotkaliśmy na wyspach australijskich Cocos Keeling dziewczynę samotnie opływajacą świat. Nazywała się Natasza Caban i wypłynęła z Ustki. Spotkaliśmy również kilka małżeństw australijskich. A tak to na ogół nie spotyka się wielu żeglaży płynacych dookola swiata. Ktoś powiedział, że opłynięcie świata na takim jachcie jak nasz we dwojkę jest wyczynem rzadszym niż wejście na Mount Everest. Mniej ludzi opływa świat, niż wspina się na na najwyższy szczyt Ziemi.

K.B.:  Na pewno  taka wyprawa jest bardzo kosztowna. Skąd macie fundusze na jej sfinansowanie?

G.H.: Przede wszystkim nasza ciężka praca. Całą sprawę finansujemy sami, nie mamy sponsorów. Odkąd przyjechałem do Australii posiadałem różne jachty. W miarę czasu jachty były coraz większe i coraz bardziej nadawały się na dłuższą podróż. Dochodząc do jachtu tej klasy jakiej jest La Boheme pracowaliśmy ciężko przez całe życie.
A.H.: Jacht, który posiadamy należy do czołówki światowej jachtów. Zaliczaja sie do nich Oyster, Halberg Rassy i Amel. Nasz jest właśnie Amel. Amel jest znany bardziej w Europie niż w Australii.
Jachty marki Amel są projektowane i budowane bez względu na koszty właśnie do pływania długodystansowago.Posiadają nawet grodzie wodoszczelne ze wzgledu na bezpieczeństwo.
A.H.: I jeszcze ciekawe jest to, że gdy spotykają się dwa Amele to z reguły dochodzi do wzajemnych wizyt, bo właściciele chcą podzielić się swoimi  doświadczeniami.
G.H.: A ponieważ nasz jacht płynie dookola świata zainteresowanie jest duże, bo interesuje naszych gości to jak ten jacht sprawuje się w ekstremalnych warunkach pogodowych jakich przeróbek dokonaliśmy aby realizować bezpiecznie dłuższe rejsy. Tak więc jesteśmy dość popularni wśrod żeglarzy.
A.H.: Staramy sie pływać oszczędnie. Porty jachtowe, szczególnie w Europie są bardzo drogie, więc zatrzymujemy się w nich tylko na krótkie odcinki czasu, a potem częściowo kotwiczymy na dziko w zatokach...
G.H.: ... co również jest bardzo atrakcyjne. Bo w marinach zatrzymujemy się, gdy chcemy coś zwiedzić , zobaczyć atrakcje miast, a w zatokach  gdy chcemy być bliżej przyrody, popływać, ponurkować itd.

K.B.: Co radzilibyście tym wszystkim ,którzy mając podobne marzenia pływania po morzach i oceanach świata chcialiby pójść w Wasze ślady?

G.H.: Zmienić zainteresowania. Ha, ha, ha...
A.H.: Żartujemy, ale mówiąc serio niech ludzie nie wyobrażają sobie,że taki rejs to są wakacje. To jest przygoda, ale przede wszystkim męcząca, ciężka praca. Dlatego, że w każdym miejscu, gdzie pływamy są różne warunki. Niekiedy trzeba zejść na ląd i dostarczyć na jacht prowiant, niosąc go na własnych plecach przez wiele kilometrów.
G.H.: Poza tym, gdy śpię to mimo wszystko myślę wciąż o różnych sprawach, które na jachcie mogą się wydarzyć: czy nie przetarła sie linka, czy trzyma kotwica, czy włączy się alarm kotwiczny. Jeśli jestem na oceanie, a na jachcie są jeszcze inne osoby, to wciąż martwię się czy aby na pewno ktoś z nich nie zaśnie i nie przeoczy np. przepływającego statku, czy też, czy ktoś nie wypadnie po prostu za burtę. Czyli inaczej rzecz biorąc po roku takiej czujności praktycznie 24 godziny na dobę delikatnie mówiąc jestem zmęczony.

K.B.: To w takim razie co Was pcha  do tego, żeby się tak poświęcać?

A.H.: To pasja. Grzegorza pasja.
G.H.: Ja tego w ogólę nie lubię. Robię to dla Ani...
A.H.: A ja zdecydowanie robię to dla Grzegorza.
G.H.: Chyba to, że mamy możliwość oglądania świata ze strony jakiej nikt ze zwykłych turystów nie zobaczy. Poza tym niewiarygodna przygoda, którą realizujemy na własną odpowiedzialność. Okrążanie planety, na której żyjemy przy pomocy wiatru i prądów morskich to duża satysfakcja.

K.B.: Pasjonatów nikt i nic nie zniechęci więc pozostaje mi życzyć Wam stopy wody pod kilem w dalszej części tej życiowej wielkiej przygody żeglarskiej.

A.H.: Dziekujemy. Dodam, że naszą podróż można śledzić na naszej stronie internetowej: web.me.com/haremza/LaBoheme/    

 Rozmawiał:  Krzysztof Bajkowski

 Pierwsza część wywiadu.