polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Donald Tusk odniósł się do wydarzeń ostatnich godzin. Premier podczas spotkania z nauczycielami podkreślił, że wojna na Wschodzie wchodzi w "rozstrzygającą fazę". — Czujemy, że zbliża się nieznane, Szef rządu wskazał, że zagrożenie jest naprawdę poważne i realne, jeśli chodzi o konflikt globalny. * * * AUSTRALIA: Premier Anthony Albanese i prezydent Chin Xi Jinping odbyli 30-minutowe spotkanie dwustronne na marginesie szczytu G20. Xi Jinping wezwał premiera Anthony'ego Albanese do promowania "stabilności i pewności w regionie" oraz przeciwstawienia się protekcjonizmowi. Chiński prezydent zwrócił uwagę na niedawny "zwrot" w stosunkach z Australią, po zakończeniu gorzkiego, wieloletniego sporu handlowego, w wyniku którego zablokowano dostęp do ponad 20 miliardów dolarów australijskiego eksportu. Pekin wcześniej nałożył szereg karnych ceł handlowych na australijski węgiel, wino, homary i inne towary po tym, jak napięcia osiągnęły punkt krytyczny pod rządami Morrisona. * * * SWIAT: Prezydent Rosji Władimir Putin oficjalnie podpisał nową narodową doktrynę nuklearną, która nakreśla scenariusze, w których Moskwa byłaby upoważniona do użycia swojego arsenału nuklearnego. Dwa głowne punkty odnoszą się do agresji któregokolwiek pojedynczego państwa z koalicji wojskowej (bloku, sojuszu) przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom. Będzie to uważane za agresję koalicji jako całości. Agresja jakiegokolwiek państwa nienuklearnego przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego będzie uważana za ich wspólny atak. Federacja Rosyjska zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w odpowiedzi. * Rosyjskie Siły Zbrojne po raz pierwszy użyły hipersonicznej rakiety balistycznej średniego zasięgu Oresznik przeciwko celom wojskowym na terytorium Ukrainy. Celem był teren produkcyjny zakładów wojskowych Jużmasz w Dniepropietrowsku.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

czwartek, 29 grudnia 2011

Na Górę Kosciuszki szlakiem Strzeleckiego - rozmowa z Oscarem Kantorem (1)


Wszyscy doskonale wiemy, że Góra Kościuszki (ang. Mount or Mt Kosciuszko) to najwyższy szczyt w Australii (2228 m n.p.m) , położony w Górach Śnieżnych w paśmie Alp Australijskich.
12 marca 1840 roku, góra ta została odkryta i nazwana przez słynnego polskiego podróżnika i badacza Pawła Edmunda Strzeleckiego.
Mimo, że jest to najwyższa góra Australii, nie wyróżnia się jakąś wielką trudnością w jej zdobywaniu. Współcześnie, korzystając z luksusowo wytyczonych szlaków turystycznych, w przeciągu paru godzin łatwo można znaleźć się na samym szczycie.
Jest  jednak grupa ludzi w Australii, która odnalazła prawdziwy i wcale nie tak łatwy  szlak, którym mógł się wspinać Edmund Strzelecki w 1840 roku. Okazuje się , ze idąc tą trasą, można zaliczyć całkiem porządną górską wyprawę i to kilkudniową. Taka właśnie  wyprawa odbędzie się od 10 do 12 lutego przyszłego roku. Będzie to jedna z części weekendowej, turystyczno – sportowej imprezy organizowanej wspólnie przez Strzelecki Hiking Club z Sydney  oraz   Strzelecki Heritage Inc. z Melbourne pn.  "End of the Summer on Mt Kosciuszko".


 Na sześć tygodni przed tą imprezą  z  prezesem klubu górskiego Strzelecki Hiking Club, Oscarem Kantorem rozmawia Krzysztof Bajkowski.

Krzysztof Bajkowski: Oscar, czym się zajmuje Wasz klub i jakie są Wasze cele i zamierzenia?

Oscar Kantor: Strzelecki Hiking Club jest samodzielną organizacją turystyczną zrzeszającą turystów z całej Australii. Naszym głównym celem jest coroczna dwudniowa wspinaczka trasą Strzeleckiego, trasą, którą w 1840 roku Edmund Strzelecki podążał aby odkryć i nazwać najwyższy szczyt Australii - Górę Kościuszki. Nasza  najbliższa wyprawa już niedługo, bo 10 lutego 2012 roku.

Kto może się wybrać na taką wyprawę?
Praktycznie każdy kto ma trochę kondycji i nie ma za dużych wymagań dotyczących noclegu.

 Co to  oznacza , co chcesz  przez  to powiedzieć?
Może się zdarzyć, że nie znajdziemy na czas wystarczająco dużo miejsca na rozbicie namiotów i będziemy musieli spać pod gołym niebem, w śpiworach. Tak się nam zdarzyło np. w 2009 roku, podczas wyprawy z Amerykanami.

Ten szlak przez większą część jest bardzo zarośnięty i przy dużej grupie ludzi jedynym miejscem na rozbicie namiotów jest Moiras Flat. (polanka 10m x 10m).
Jednak nie łatwo tam dotrzeć w jeden dzień przed zachodem Słońca, zwłaszcza z dużą grupą ludzi.
Wiadomo, większa grupa porusza się wolniej od pojedynczych wspinaczy. Dlatego najważniejsze jest to aby wyruszyć jak najwcześniej.

Gdzie i o której godzinie zaczynacie wyprawę?
Zaczynamy o 6 rano w piątek 10 lutego. Miejsce spotkania to Geehi - Swampy Plain River/Alpine Way Bridge

Ile osób będzie brało udział w wyprawie?
Podejrzewam, że około 15-20 osób. Na dzisiaj mamy potwierdzonych 7 uczestników, następnych 20 osób  jeszcze nie potwierdziło na 100%, a 73 osoby napisały do nas, że może wezmą udział w wyprawie. Z doświadczenia wiem, że większość jednak zrezygnuje i dlatego obliczam wstępnie na ok.20 osób. A może się mylę? Mam nadzieję, że tak. Naszym marzeniem jest aby poprowadzić tym szlakiem 100 osobową grupę !

Czy macie jakiś plan transportu? Jak się dostaniecie do Geehi tak wcześnie rano?
Mamy plan wynająć autobus, który wyjedzie z Sydney w czwartek rano-9.02 i dowiezie nas do Jindabyne (ostatnia miejscowość górska ze sklepami i hotelami otwartymi w lecie).
Tam spędzimy noc.
W Jindabyne będziemy mieli wieczorną naradę i spotkanie z wszystkimi uczestnikami wyprawy.
Z Jindabyne do Geehi  jest kawałek drogi, jakieś 80 km, więc musimy wstać bardzo wcześnie.
Pobudka w piątek - 3:30 rano, wyjazd na trasę o godzinie 4:00.


Czy to jest jedyny szlak czy droga która prowadzi na Górę Kościuszki?
Nie, są jeszcze dwa dojścia turystyczne, z Thredbo i z Charlotte Pass.
Szlak z Thredbo jest o tyle łatwy, że dosłownie facet z wózkiem, może dostać się na sam szczyt.
Różnica poziomów pomiędzy miejscowością Thredbo, położoną na wysokości około 1350 m n. p. m., a szczytem Góry Kościuszki wynosi blisko 900 metrów. Jednak większość turystów niemal dwie trzecie różnicy wysokości pokonuje korzystając z czynnego przez cały rok wyciągu narciarskiego. Trzysta metrów różnicy wysokości rozkłada się dość równomiernie na niemal całej, sześciokilometrowej długości tego szlaku. Na przejście tego odcinka warto przeznaczyć kolejne dwie godziny. Przez pierwsze kilkaset metrów szlak prowadzi po wybrukowanym kostką chodniku. Następnie, aż do Rawson Pass szlak wiedzie po mocnych, metalowych kratach, zawieszonych tuż nad powierzchnią ziemi. W strefie odpowiadającej tatrzańskim halom, kraty te skutecznie chronią glebę przed erozją, a roślinność przed zadeptywaniem. "Metalowa ścieżka" ma około półtora metra szerokości. Ciągnie się nieprzerwaną wstęgą przez cztery kilometry, nieznacznie tylko szpecąc krajobraz. Na końcu „metalowej trasy” znajdują się... a tu ciekawostka...najwyżej położone publiczne toalety w Australii (2100mnpm) - Rawson Pass.
Druga możliwość aby dostać się na Górę  Kościuszki to trasa z Charlotte Pass.
Trasą z Charlotte Pass na Górę Kościuszki, co roku biegają maratończycy w ramach obchodów Kosciuszko Run. Trasa sama w sobie poza długością nie należy do zbyt skomplikowanych.
W jednej trzeciej prowadzi de facto starą szutrową drogą aktualnie zamkniętą, zamienioną na drogę techniczną, która podprowadza Cię praktycznie pod sam szczyt.
Czyli jak widać żadna z tych dróg nie nadaje się dla naszego klubu wspinacza. Są zbyt łatwe.
I dlatego w 2009 przy bardzo dużej pomocy Pana Janusza Rygielskiego (Prezesa Rady Naczelnej Polonii Australijskiej) w 99 % zrekonstruowaliśmy trasę, którą mógł podążać E. Strzelecki.
Trasa wiedzie najbardziej zarośniętą i najbardziej stromą częścią Australijskich Gór Śnieżnych.
Przez władze lokalne nazywana jest dziką strefą.
Zaczyna się w dolinie Geehi na wysokości 400mnpm i wiedzie wzdłuż starego szlaku Hannels Spur, szlak ten kiedyś używany był do pędzenia bydła w górskie strony Byatts Camp, jednak od dziesiątek lat nie jest używany przez górskich pasterzy i porósł nie miłosiernie dużą ilością drzew i krzewów. Sam początek jest najtrudniejszy i zarazem najbardziej stromy.
Określenie dżungla to bardzo dobry opis startu wyprawy. Długość trasy z Geehi na Górę Kościuszki przez Mt Townsend to niecałe 12km, jednak należy doliczyć kolejne 9km na zejście do Charlotte Pass.

Jak długo będzie trwała Wasza wyprawa?
Tą trasę można „zrobić” w 1-2 dni, w zależności od kondycji, my jednak "rozciągamy zabawę" do 3 dni (piątek, sobota, niedziela).
Pierwszą noc mamy zamiar spędzić w okolicy Moiras Flat (6.5km od startu), a drugą tuż po przebrnięciu linii lasu, na wysokości ponad 1800mnpm, w okolicach Byatts Camp albo Mt Towsend. Do szczytu Kościuszki mamy zamiar dotrzeć w niedzielę nad ranem około 9-tej.
Na szczycie powitamy maratończyków kolejnego biegu Kosciuszko Run 2012.

I w tym momencie spotkają się organizatorzy Kościuszko Run – Strzelecki Heritage Inc. oraz Wasz klub...
Tak oczywiście. Mamy podobne cele. Promocję dokonań Edmunda Strzeleckiego. Paweł Gospodarczyk, organizator Kosciuszko Run, robi to przez organizowanie 11 km biegu na Górę Kościuszki. My natomiast organizujemy wspinaczkę górską, śladami E. Strzeleckiego. Na naszej wyprawie mamy zamiar przekazać uczestnikom trochę historii Gór Śnieżnych.
Oprócz lekcji historii na łonie natury,  pokażemy też jak rozpalić ogień bez zapałek czy zapalniczki, jak nazbierać parę litrów wody z rosy na trawie, jak ustalić kierunek Północ-Południe bez kompasu oraz wiele innych ciekawostek.
Działania naszych organizacji podążają w jednym kierunku. I jak na razie z bardzo pozytywnym skutkiem. To jest nasz sposób aby przekazać wszystkim ludziom a przede wszystkim Australijczykom, historię Edmunda Strzeleckiego, który przecież był jakże ważny dla historii i przyszłości całej Australii.
Ciężko jest przekazywać wiedzę w sposób pisany czy nawet w filmie ale podczas wędrówki w górach... dlaczego nie? Wymarzonym miejscem do takich lekcji jest Park Narodowy Kościuszko.


Oscar,  cała grupa wspinaczy spotka się na szczycie Góry Kościuszki z maratończykami. I co dalej, jakie macie plany zakończenia wspólnej imprezy?
Wszyscy razem, czyli maratończycy, wspinacze, organizatorzy no i przede wszystkim widzowie, wracamy do Charlotte Pass, malowniczą trasą wzdłuż Main Range Walk.
Podczas paru godzinnego spaceru planowana jest kolejna lekcja geografii i historii.
Pod wieczór w Jindabyne, wielkie BBQ i zakończenie imprezy.
Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej www.strzeleckiclub.com/endofsummer
Serdecznie wszystkich zapraszamy!
Jeżeli ktoś ma jakieś pytania, chętnie odpowiem na każde. Mój email: [email protected]

Koniec pierwszej części rozmowy Krzysztofa Bajkowskiego z Oscarem Kantorem.
Wkrótce druga część wywiadu, a w niej: o kosztach wyprawy na  Mt Kosciuszko, jak należy się przygotować i co ze sobą zabrać, a także o czyhających niebezpieczeństwach i różnicy w zimowym i letnim podejściu na szczyt.

środa, 28 grudnia 2011

Bumerangowy kalendarz na 2012 rok


Redakcja Bumeranga Polskiego wydała kalendarz na 2012 rok z listą polskich i australijskich świąt. Ten praktyczny i wygodny kalendarz do postawienia na biurko otrzyma każdy z naszych czytelników bezpłatnie. Wystarczy przesłać e-mailem do redakcji swój adres pocztowy: [email protected] .

wtorek, 27 grudnia 2011

Morska pasja życia - rozmowa z Anną i Grzegorzem Haremzami (1)

Anna i Grzegorz Haremzowie. Fot. K..Bajkowski
Mieszkające w Sydney polskie małżeństwo, Anna i Grzegorz Haremzowie realizuje przygodę życia, o której marzy nie jeden globtroter czy żeglarz – rejs jachtem dookoła świata. Anna jest grafikiem i malarką, Grzegorz* - fotografem. Oboje łączą pasję podróżowania z życiem zawodowym. Pływanie jachtem po morzach i oceanach to myśl, która od najmłodszych lat zaprzątała głowę Grzegorzowi. W kilkutygodniowej przerwie ponad 5-cio letniego rejsu oboje małżonkowie odpoczywają w Sydney. W przeddzień powrotu do Europy, gdzie czeka  ich pływający dom – jacht La Boheme, z Anną i Grzegorzem Haremzami rozmawia Krzysztof Bajkowski.

Krzysztof Bajkowski: od jak dawna podróżujecie po świecie w taki wyszukany i niezwykły sposób?

Anna Haremza: 15 czerwca 2008 roku Grzegorz wraz z dwuosobową załogą: przyjaciółmi – Tomem i Jeremym wyruszyli z Sydnejskiej zatoki Pittwater rozpoczynając rejs dookoła świata. Ja dołączylam do nich na Wyspie Czwartkowej na północy Australii i stamtąd juz tylko we dwójkę z Grzegorzem ruszyliśmy dalej do Darwin a potem opuściliśmy wybrzeże Australii, tym samym rozpoczynając na dobre 5-letnią podróż dookoła świata. Tak więc obecnie minęły już trzy lata naszej podróży.

Grzegorz Haremza: Podróż dookoła świata to brzmi tak fajnie i romantycznie, ale jest to sprawa niesamowicie skomplikowana, praktycznie i technicznie. Żeby takie marzenie zrealizować to trzeba mieć przede wszystkim sprzęt – odpowiedni jacht i ten jacht musi być doskonale dostosowany do żeglugi oceanicznej w każdych warunkach pogodowych. Kilka słów zatem o jachcie, który nazywa sie La Boheme. Jest to piąty nasz jacht w Australii. Kupiliśmy go specjalnie do tej podróży dookoła świata w Nowej Zelandii, w Auckland w 2007 roku. Płynęliśmy nim z Auckland do Sydney początkowo w idealnych   warunkach pogodowych, ale potem sytuacja atmosferyczna się zmieniła. Spotkały się dwa  systemy niskiego ciśnienia i powstał niesezonowy cyklon, przez którego oko mieliśmy „przyjemność”  przepłynąć. W tym to sztormie – a był to jeden z trzech największych sztormów w ostatnich 60-ciu latach  w rejonie Sydney - nasz jacht przeszedł  prawdziwy chrzest bojowy. Ja czułem się niekomfortowo. W ogóle nie znałem tego jachtu ani jego charakterystyki zachowania sie w sztormie. Płynęłem wraz z Peterem McKenzie i Wojtkiem Wierzbickim i obawialiśmy się tego, czy ten jacht potrafi wszystko znieść.  Okazało się, że zniosł wszystko pomyślnie, bez większych usterek. Jednocześnie w trakcie tego sztormu dokonałem szeregu notatek dotyczących zmian technicznych, jakie  chciałbym wprowadzić na jachcie, aby nadawał się jeszcze lepiej do światowej podróży. I te zmiany zostały wprowadzone. Pracowaliśmy nad tym cały rok z pomocą kolegów: Jurka Trojana, Grzegorza Gawrońskiego i mojego brata Wawrzyna Haremzy. Został zainstalowany nowy komplet żagli i cały sprzęt  potrzebny do takiej żeglugi. Można powiedzieć jacht został perfekcyjnie przygotowany.

K.B.: Kiedy po raz pierwszy przyszła myśl aby razem wybrać się w taki rejs?

A.H.: Mnie niedawno ale Grzegorzowi to chyba wtedy gdy mial sześć czy dziewięć lat, bo jego zawsze pasjonowało morze i żagle. To jego życiowe marzenie. A ja poprzez małżeństwo i znajomość dołaczyłam do spełnienia tego marzenia Grzegorza. Bo tak jak Grzegorz jest fantastyczny, jeśli chodzi np. o modyfikacje i naprawy jachtu, nawigacje, żeglowanie, tak ja z kolei jestem bardzo dobra w organizacji całego przedsięwzięcia. Bo to jest przewrócenie życia do góry nogami. Wszystko trzeba zaplanować od podstaw. Poza tym trzeba mieć niezwykłą ilość wiedzy aby móc bezpiecznie taką podróż zrealizować.

K.B.: Jak oswoiliście się z myślą o niebezpieczeństwach, których w takiej wyprawie zapewne  nie brakuje?

G.H.: Niebezpieczeństwem są rafy i zła pogoda, statki na oceanie, pływajace kontenery, piraci itp. Jacht, jak już wcześniej wspomniałem został perfekcyjnie przygotowany i wyposażony w urządzenia nawigacyjne. Mamy więc na pokładzie trzy chart-plotery, dwanaście GPSów, sekstansy, AIS, telefon satelitarny, automatyczne boje wzywające pomoc, tratwę ratunkową, cztery kotwice, zapasowe żagle, żagle sztormowe itd. Oddzielna sprawa to przygotowanie załogi.  Innymi słowy nie radziłbym nikomu wybierać się w tego typu podróż bez tego sprzętu i dużego doświadczenia bo z rejsu, który może być stosunkowo przyjemny i spokojny, gdy tych przygotowń nie zrobimy,  może stać się tragedia. Jeżeli chodzi o piratów to w miare możliwosci omijamy niebezpieczne akweny, a
oswoić się z myślą o niebezpieczenstwach jest trudno. Staramy sie być bardzo ostrożni.
La Boheme. Fot.G.Haremza

K.B.: Jakie są podstawowe wymiary Waszego jachtu La Boheme i jak jest sklasyfikowany?

G.H.: Jacht ma 16 m długości, 4,6 m szerokości , 2,05 m głębokości. Waży 20 ton. Jest to bardzo duży jacht. W porcie za ciężki aby np. odepchnąć go ręką. Wszystko odbywa sie wyłącznie przy pomocy silnika i musi być przy tym wielka precyzja manewrowania porównywalna z operowaniem wielką cieżarówką.
Jest to jacht marki Amel, Super Maramu 2000, dwumasztowy ketch.

K.B.: Co dotychczas zwiedziliście w ramach tego rejsu?

A.H.:  Zaczynając od Sydney wschodnie wybrzeże Australii, Wielka Rafa Koralowa, Darwin a pierwszym dłuższym przystankiem była wyspa Bali. Potem Christmas Island, dalej Cocos Keeling, Rodrigues, Mauritius, Reunion, dalej wzdłuż wschodniego wybrzeża Afryki mijając Przylądek Dobrej Nadziei do Kapsztadu w RPA. W Kapsztadzie 6 tygodni postoju i stamtąd wzięliśmy udział w regatach Heineken do Salvador Bahia w Brazylii. Po drodze niezapowiedziana akcja ratunkowa, o czym opowiemy za chwilę.

G.H.: Długość trasy tych regat to 3600 mil morskich czyli ok . 6,5 tys km. To jedne z dluższych regat organizowanych na świecie.
A.H.: Wspomnijmy, że w Kapsztadzie dołączył do nas nasz przyjaciel z Sydney Ben Rodanski, ktory płynał z nami aż do Karaibów.

G.H.: Ben Rodański – profesor z UTS, który nota bene poprzednim naszym jachtem ‘Il Vento’ opłynął Australię.
W  czasie tych regat z Kapsztadu, na oceanie dowiadujemy sie przez radio dalekiego zasiegu ze w odległości 180 mil przed nami znajduje sie uszkodzony jacht. Jacht ze złamanym masztem i samotnym ciężko rannym żeglarzem na pokładzie. Tak więc zmieniliśmy kurs i popłynęliśmy aby znaleźć ten jacht. Zadanie porównywalne do znalezienia szpilki w stogu siana. Ale jakimś cudem udało nam się ten jacht znaleźć. Okazało się, że żeglarz ma złamane cztery żebra. Sytuacja beznadziejna, bo nawet nie mogliśmy podpłynąć do niego zbyt blisko z uwagi na dużą falę. Podaliśmy mu więc linę i przez 320 mil morskich ciągnęliśmy go na linie do Św. Heleny. Jak się później  okazało, było to jedno z najdłuższych holowań jachtu przez jacht pod żaglami.

A.H.: I z tej okazji dostaliśmy ogólnopolską nagrodę miesięcznika Jachting wręczoną nam w styczniu w zeszłym roku przez Krzysztofa Baranowskiego za tzw. „pomocną dłoń” – za udzielenie pomocy na oceanie.
Ale kontynuując przegląd naszej trasy, od Salvador Bahia popłynęliśmy na Karaiby, dalej Bermudy, Azory i przez Atlantyk do Lagos w Portugalii. Do tego momentu zajęło nam to dokładnie rok i trzy dni. Potem Barcelona, Majorka i we francuskim Gruissan w Zatoce Lyońskiej  zostawilismy jacht na zimę. W następnym sezonie z Gruissan popłynęliśmy  przez Korsykę, Sardynię, Capri, Sycylię, wyspy Jońskie, Cyklady do Turcji, gdzie w porcie w Alanyi  zostawiliśmy jacht na kolejną zimę. W tym roku plynęlismy na północ wzdłuz wybrzeża tureckiego, a wracaliśmy Wyspami Greckimi Dodekanezu spowrotem do Alanyi. Tak więc można powiedzieć, że spędzilismy trzy sezony na Morzu Środziemnym. Ta część naszej podróży zakończyła się 12 września tego roku. W maju 2012 będziemy jacht ponownie wodować i przygotowywac do podróży powrotnej.


K.B.: Najciekawsze zakątki świata jakie Wam utkwiły w pamięci.

G.H.: Spośród wielu wybiorę wyspę Cocos Keeling. Jest to australijska wyspa na Oceanie Indyjskim. Wyspa w stanie dziewiczym, która jest ewenementem we współczesnym swiecie, gdzie mamy piekna rafę koralową, atole, no coś o czym żeglarze tylko marzą żeby zobaczyć. Mówiąc o tej wyspie mogę wymienić  50 innych miejsc o zbliżonym pieknie, które widzieliśmy.
A.H.: Ja z kolei  mam zupełnie inne zainteresowania. Fascynują mnie wyspy wulkaniczne i to z czynnymi wulkanami. Pierwszą taką wyspą był Reunion na Oceanie Indyjskim , drugą Stromboli za Sycylią. Również fascynujące dla mnie są inne kultury, egzotyczne bazary, egzotycznie wyglądający ludzie. Zupełnie inne kulinarne i kulturalne przeżycia. Pierwsza taka styczność z obcymi kulturami to było Bali, potem Rodrigez, Mauritius. Następnie Afryka i Karaiby.


K.B.: Najniezpieczniejsze momenty jakie przeżyliście.

A.H.: Dla mnie to było zderzenie z wielorybem. To było przerażające ponieważ uderzyliśmy w wieloryba przy wybrzeżu Afryki Południowej i byliśmy w ciągłej niepewności, czy jacht nie pęknął i czy w pewnym momencie nie zaczniemy tonąć. Okazało się, że nic się nie stało jachtowi a i wieloryb też przeżył to zderzenie. Wszystko dobrze się skończyło a mogło być naprawdę tragicznie.

G.H.: Trzeba dodać, że jacht wówczas pędził z maksymalną prędkością jaka teoretycznie jest możliwa i to uderzenie w wieloryba dźwiękowo przypominało wystrzał z armaty. Prędkość porównywalna do jazdy samochodem  - 200 km/godz. Szczęście było tego rodzaju, że zderzyliśmy się bokiem a nie dziobem, więc te siły rozeszły się na poślizg. Gdyby ktoś myślał, że wieloryb jest miękki, to się grubo myli.

A.H.: A druga rzecz dla mnie przerażająca to jak pływaliśmy w Zatoce Lyońskiej w drugim sezonie pobytu na Morzu Środziemnym i mieliśmy na pokładzie jeszcze jednego przyjaciela Włodka Wieczorkiewicza.  Nagle z wody wynurzyła się piramidka - cała obrośnięta muszlami - zupełnie blisko naszego jachtu. Byl to wierzchołek potężnego kontenera. Zderzenie z nim mogło nas pogrązyć w głębi morza na zawsze.

G.H.: Dla mnie najbardziej tragicznym momentem było zdarzenie w okolicy Brazyli, kiedy to ciężko zachorowałem na pełnym morzu. Po konsultacji przez telefon satelitarny z lekarzami okazało się, że mam zapalenie płuc. I z zapaleniem płuc bez możliwości szybkiego dostania się do szpitala zaczęliśmy żeglować w stronę Fortalezy w Brazylii. Na dodatek popsuł nam się silnik, skrzynia biegów, i w związku z tym byliśmy zdani tylko na żagle w strefie podrównikowej, gdzie nie ma prawie w ogóle wiatrów. Pierwsze 24 godziny dryfowaliśmy do tyłu. Później w ciągu szeregu dni, bardzo powoli udało nam się dotrzeć do brzegu, do szpitala i uzyskać jakąś pomoc.

A.H.: Na szczęście mieliśmy antybiotyki na pokładzie, gdyż mamy bardzo dobrze wyposażoną apteczkę.

G.H.: Tak więc potem od Brazylii całą resztę podróży do Europy – całe 8 tys. mil musieliśmy odbyć tylko na żaglach, bo niestety nie było możliwości naprawienia naszej skrzyni biegów.

Druga część rozmowy wkrótce.
___________ 
* Pierwsza żoną Grzegorza Haremzy była Terasa Iwaniszewska- Haremza, znana piosenkarka polska, bardzo ceniona w latach 70-tych i 80-tych, głównie w środowisku wielbicieli poezji śpiewanej. Teresa zmarła w Sydney  w 1996 roku po długiej chorobie.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Boże Narodzenie w Polsce wg dzieci




Dzieci opowiadają jak spędzają Święta Bożego Narodzenia w Polsce  i z czym w ogóle te święta im się kojarzą.
A jak Wy  spędzacie Święta,  niezależnie gdzie mieszkacie - w Australii w Polsce lub w jakimkolwiek innym  miejscu na ziemi? Napiszcie i  prześlijcie fotkę z Waszej świątecznej celebracji.
Adres: [email protected]
Najciekawsze materiały umieścimy na stronach Bumeranga Polskiego.

Tymczasem miłego odpoczywania świątecznego!