|
Obozowanie na drodze |
Nasz Pan Seweryn, ze zmiennym szczęściem dalej poszukuje złota na różnych działkach, aż pewnego dnia na złotonośnym polu w Jim Crow zawrzało. Gazeta przynosi krótką notatkę, że ogłoszono amnestię dla emigrantów. Polscy wygnańcy mogą więc wrócić do ojczyzny. Od tego dnia nasz rodak myśli o powrocie. Ośmiu krajanów spotyka się i dyskutuje powrót do kraju. Sprzedają za pół darmo namioty, narzędzia i cały lichy dobytek, i z torbami na plecach wędrują lasami do Melbourne, by uzyskać więcej informacji o sytuacji w Europie. W mieście panuje plaga szczurów. Wieść niosła, że zagryzły niemowlaka w kołysce, a śpiącemu w hotelu odgryzły palec. Czekają cały tydzień, ale żaden statek nie przynosi konkretnych wiadomości. Sytuacja wydaje się bardzo niepewna i koledzy Pana Seweryna opuszczają Melbourne – poszukiwanie złota w buszu wydaje im się bardziej konkretne. Tu są wolni. Pan Seweryn pozostaje jeszcze kilka dni w mieście, ale też go opuszcza, tym razem z trzema workami różnych produktów i z partnerem zakłada nieźle prosperujący sklepik przy kopalniach w Maryborough. Ale mimo, jako takiego zysku nie może przyzwyczaić się do stanu kupieckiego i po trzech miesiącach postanawia wrócić do poszukiwania złota, unikając szczęśliwie matactw oszukańców i wygrywając w magistracie wytoczony mu proces. Ma problem z nogą, więc jeszcze raz zamienia się w sklepikarza, znajduje teren na kopanie i na sklepik, a ponieważ miejsce wybrali Polacy, nazywają go Polish Flats. Pisze w pamiętniku: „Nazwa ta pozostanie, a w późniejszych wiekach może zabłąkany do Australii Polak znajdzie ślad bytności ziomków w dalekich tych stronach”. Jednakże miejsce to, też nie było bezpieczne, bo o trzy mile dalej operowała banda „bushrangers” pod przywództwem znanego mordercy Black Douglas’a, kradnąc z namiotów i napadając na lokalne sklepiki. Poszukiwacze tworzą więc uzbrojone oddziałki, palą namioty bandytów i związują Douglas’a, a kilkuset górników transportuje go do Melbourne, gdzie zawisł na szubienicy.
|
Eureka |
Inni, jak ciągle uśmiechający się Red Jack z partnerem udawali kopaczy i rozłożyli namiot w pobliżu, a i niezadługo dołączył do nich Dick, ex-skazaniec. I natychmiast w okolicy wzrosły napady i złodziejstwo z namiotów, ale ponieważ nie złapano ich na gorącym uczynku policja nic nie mogła zrobić. Przychodzili do sklepiku Pana Seweryna, ciągle kupując na kredyt żywność i alkohol. Na wszelki wypadek - bo Red Jack pojawiał się w sklepiku o różnych godzinach, a szczególnie wtedy, gdy inni kopali, a Pan Seweryn zostawał w sklepiku sam - nasz rodak przedyskutował ze Stefanem taktykę obronną. I pewnego dnia rano do sklepiku wchodzi Red Jack, znów żądając na kredyt butelkę „brandy”. Stefana akurat nie ma. Pan Seweryn odmawia, domagając się uregulowania zaciągniętego długu. Red Jack wychodzi szybkim krokiem, a to zły znak, bo zwykle chodzi ospale, więc Pan Seweryn sprawdza zardzewiałą krócicę na ścianie, choć wie, że nie da się jej użyć. Red Jack wraca z dwoma kompanami, widząc w tym momencie Pana Seweryna zawieszającego na powrót krócicę na ścianie. Powiesił i natychmiast sięgnął po „boksera”, instrument składający się z gałki żelaznej, osadzonej na elastycznym krótkim trzonku, a zdatnym do łamania kości. Uśmiech zniknął z twarzy Red Jack’a . „Wiem, kim jesteś, rusz się tylko naprzód, to ci roztrzaskam mózgownicę!” Wyszli. Pan Seweryn odetchnął. Ale zagrożenie zostało, bo mogli wrócić w większej kompanii. Na szczęście, niezadługo pojawiło się obok więcej namiotów, w tym jeden „polski” z Antonim Bi. i Aleksandrem Br. Pan Seweryn nie podaje nazwisk swych ziomków ze względu na bezpieczeństwo ich rodzin, pozostających w okupowanym kraju. Można się domyślać, że i tu działali różni agenci, jak onegdaj w Marsylii, gdzie zawitał Józef Korzeniowski, wtedy jeszcze poddany cara.
Na terenie, gdzie rozłożony był sklepik Pana Seweryna zrobiło się przyjemniej i bezpieczniej, a przyjaciele, których pozyskał, niektórzy świetnie edukowani, uprzyjemnili mu – jak wspomina - ostatnie miesiące przed powrotem do kraju. „Pewnie w żadnym kącie Australii nie bawiono się tak dobrze jak w naszym sklepie”- pisze.
Mimo wszystko czas wlókł się, a on liczył już każdy dzień, który zbliżał go do kraju. Przyszedł dzień rozstania z kumplami doli i niedoli, i okazało się, że nie brak było przyjaciół, którzy chcieli go pożegnać, a także niespodziewanych propozycji. Żegnał go stary przyjaciel, Niemiec Wilhelm Gayer, oferując mu pracę rolnika i domek na farmie, a stary, bogaty Anglik Chrystian, który z Wilhelmem nieraz popijał, a decyzję powrotu uważał za głupią, proponował mu teraz by z nim zamieszkał...i że będzie mu wygodnie, i nawet pagórek już znalazł, gdzie go może pochować, i że tam mogą sobie razem leżeć. Rozbawiony propozycją Pan Seweryn odrzekł: „Prawda, że to bardzo piękne i zachęcające rzeczy i najmocniej dziękuję ci za przyjemne twoje towarzystwo na ziemi i pod ziemią, jak i za pagórek, ale nie chciałbym w nim spoczywać za wszystkie skarby w Australii, już ja bym wolał, żeby moje kości złożone zostały w rodzinnej ziemi”. Stephen nawet specjalnie przyjechał z Melbourne i wszyscy żegnali go serdecznie, a ukoronowaniem było spotkanie niedzielne. Przyszli też Anglicy i Chorwaci, a szkoccy górale pojawili się w swoich strojach. George Guthol, dawny znajomy, który po kryjomu przed małżonką często wychylał kielicha na kredyt w sklepiku Pana Seweryna, jeszcze wieczorem przyleciał do niego z upominkiem, kawałkiem kwarcu przerośniętego złotem. „Masz schowaj na pamiątkę! Nie mogłem ci wcześniej przynieść […] bo żona przy sobie nosiła klucze od skrzyni. Jak przyjdzie i porachuje specymeny, to będzie skakać, ale wszystko jedno, schowaj go. „Dziękuję ci mój George, nie zapomnę o tobie i bez specymena, włóż go nazad do skrzyni, boby się żona gniewała a wiesz, „że mężczyzna żyje po to, by dogadzać kobiecie” – sam to mówiłeś”. Na co George wesoło: „Już ja wolę dogodzić jej innym sposobem, a specymena nie wezmę na powrót!”
|
Poszukiwacze złota |
Nazajutrz, naszemu bohaterowi różne myśli przychodziły do głowy. Trudno było uwierzyć, że opuszcza to miejsce na zawsze. Krainę, gdzie było tyle szczęścia i nieszczęścia, problemów, zmartwień i wykańczającej pracy, jeszcze nie wierzył, że ma opuścić te lasy odwieczne i ich mieszkańców oraz kumpli, z którymi dzielił lata ciężkiej harówki i nieludzkich warunków. Ale decyzja o powrocie do rodzinnego kraju była niepodważalna. Ziomkowie Pana Seweryna tego dnia nie poszli do pracy i towarzyszyli mu w wędrówce do Maryborough. Żegnali się nie po angielsku, a wylewnie i serdecznie ze łzami w oczach. A najbardziej ciężko mu było żegnać Stacha, który nie mógł odbyć z nim tej podróży. Być może na nią jeszcze nie zarobił? Powóz zabrał Pana Seweryna, zostawiając za sobą chmurę kurzu, w której powoli znikali przyjaciele. Długa była wędrówka do Melbourne, choć konie gnały jak szalone, taj jakby zrównywały się z sercem, które chciałoby być już jak najszybciej u celu. Pan Seweryn nie poznawał już miejsc, w których szukał złota, miasto się rozrosło, nawet cmentarz zamienił się w dużą ulicę z domami po obu stronach i dobrze utrzymanymi ogródkami. Wpołowie lat 50-tych 40% światowego złota było produkowane w Australii. Mimo jego eksportu do Londynu, złoto pomagało także w rozwoju kraju, widać to było na każdym kroku. I w Maryborough, Ballarat, Bendigo i Melbourne, do którego pokryci pyłem wreszcie dotarli, by stąd, zacząć podróż do rodzinnych stron.
cdn.
Andrzej Siedlecki
_______________________
Na podstawie pamiętnika S. Korzelińskiego „Opis podróży do Australii i pobytu tamże od r. 1852-1856” t. I, t. 2, PIW, Warszawa1954.Pierwszewydanie:„Czas”,Kraków1858
Ryciny pochodzą ze zbiorów State Library of Victoria
Więcej zdjęć w galerii na stronie: www.andrzejsiedlecki.pl