Gorączka złota - Seweryn Korzeliński
Andrzej Siedlecki
Sprawdzanie licencji |
Jak Pan Seweryn, patriota[1], dołączył do tysięcy poszukiwaczy złota?
Ano, jakby nie z własnej chęci, a raczej z musu, bo okoliczności dla rodaka naszego nie były sprzyjające, a los jego był podobny do innych polskich żołnierzy tułaczy, których historia wygnała na obce lądy. Na wieść o powstaniu przeciwko Rosjanom Pan Seweryn porzuca studia prawnicze, by wziąć udział w listopadowej insurekcji przeciwko okupantom. Po upadku powstania, razem z polskim oddziałem walczy dalej w powstaniu węgierskim z 1848 roku przeciwko Austrii, drugiemu okupantowi polskich ziem. Otrzymuje stopień majora. Po upadku powstania jest więziony w Turcji, stamtąd udaje mu się przedrzeć do Francji – bieda i poniżenie, potem Anglii – też bieda i poniżenie! Emigranci bez zawodu i znajomości języka nie mogą mieć żadnych widoków na przyszłość. Może życie Pana Seweryna potoczyłoby się inaczej, bo oto otrzymuje propozycję, by uczyć niemieckiego, ale pod warunkiem, by zgolił swe „okropne wąsiska”, których jak twierdzi, Anglicy w ogóle u nikogo nie cierpią. Propozycja ta wydaje mu się nieco dziwaczna, bo jakże to, ma się wyrzec części swojej szlacheckiej osobowości... i wygląd zewnętrzny ma być ważniejszy od innych zalet? Nie! Stanowczo odmawia i o jego losie zadecydują... wąsy!!
Tak więc w 1852 roku, razem z weteranami z polskiego i węgierskiego powstania wypływa z Anglii i w wieku 48 lat, przypływa do Australii. Przed dotarciem do portu w Melbourne kapitan statku "Great Britain" wyraża sympatię dla podróżujących nim Polaków, wręczając im list z wyrazami uznania za wzorowe postępowanie w ciągu trzymiesięcznej żeglugi. Pisze w liście: „Jestem dumnym, że los sprowadził Panów na pokład okrętu, którego ja jestem komendantem”. I ostatniego dnia podróży zaprasza grupkę rodaków na długą i wystawną biesiadę, mocno trunkami oblewaną. Wyróżnienie to nie lada wśród podróżujących, składających się z czternastu różnych narodowości o różnych skłonnościach i nałogach, których przedstawicieli komendant nierzadko musiał karać aresztem, lub zakuć nawet w łańcuchy. Przy obiedzie nie obeszło się bez śpiewów i choć nasi rodacy ostro się wymawiali, to musieli zaśpiewać...i nagle na „końcu świata” wody Pacyfiku niosły w dal dumkę Zalewskiego: „Nie masz bo rady dla duszy kozaczej - U nas inaczej, inaczej, inaczej”. Angielskie towarzystwo podłapało słowo „inaczej”, dodało „Hurra!” – i tak to wszystkich „zelektryzowało”, że w ogólnej wesołości, wazę znów ponczem napełniono. Pan Seweryn widząc, że zanosi się na nocną pohulankę, wymyka się cichaczem do kajuty, by zachować przytomność i siły na resztę dni niewiadomych, a po pierwszym noclegu pod drzewem, przygotować się na wyprawę do buszu, miejscowego Eldorado.
Poszukiwacze złota mieszkali w prymitywnie skleconych przez siebie budach lub namiotach. Nie bardzo chroniły one przed potwornym upałem i słońcem, tropikalnymi ulewami i muchami, szukającymi wszędzie wilgoci i wdzierającymi się do oczu, i uszu brodatych górników. Prawdziwe przekleństwo! Nieszczęśliwiec, ukąszony w spojówkę oka po dwudziestu czterech godzinach nie mógł już rozpoznać spuchniętej twarzy, przy czym spojówki zakrywały mu ledwo widzące oko. Na szczęście, po kilku dniach opuchlizna znikała. Nasz rodak, mimo że zahartowany w bojach – i to dosłownie, niczego tak się nie bał, jak infekcji i ciągle gałązkami odganiał się od natrętów.