210 osób zatrzymanych w tym 93 Niemców, 29 rannych w szpitalach, 40 poszkodowanych policjantów, zniszczone samochody i ulice - to bilans zamieszek, do których doszło w Warszawie podczas manifestacji związanych z obchodami Święta Niepodległości. Funkcjonariusze użyli armatek wodnych i gazu łzawiącego. Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział zmiany w prawie.
Azrael Kubacki relacjonuje z Placu Konstytucji:
Święto Niepodległości w Warszawie miało różne oblicza. Szkoda, że w świadomości pozostaną obrazy burd przekazywane przez media. I przekazy zmanipulowane przez stacje telewizyjne i internet, dla osiągnięcia konkretnych korzyści.
Pierwszy obraz to ten znany z corocznych uroczystości na Placu Piłsudskiego, pod Grobem Nieznanego Żołnierza. Przemówienia, honorowa zmiana wart, składanie wieńców potem defilada i parada pasjonatów historii i wojskowości, w szpalerze tłumów. Duma i radość, w osnowie podniosłej atmosfery. Wszystko bez zakłóceń.
Drugi obraz to pierwsze rozruchy na Nowym Świecie. Niemieccy zadymiarze, na wyrost nazwani antyfaszystami, atakują polską grupę rekonstrukcyjną w strojach napoleońskich, a następnie kryją się z restauracji Nowy Wspaniały Świat, zarządzanej przez „Krytykę Polityczną”. Media są już na miejscu, ale widzą tylko to, co chcą. Niemcy są wyciągani przez policję z knajpy i przewożeni na komendę, na Wilczej. W przekazie o tym incydencie dochodzi do pierwszych przekłamań. Media nie podają, że niemieccy zadymiarze chronią się w kawiarni przez polskimi prawicowcami, z którymi starli się chwilę wcześniej. Natomiast „Krytyka Polityczna” wieczorem ogłasza tryumfalnie o tym, że powstrzymano prawicowców z Marszu Niepodległości na Marszałkowskiej, ale ani słowem nie wspomina o Niemcach, którzy w Polsce pojawili się także z jej inicjatywy. O tym nie wspomina w krótkiej notce również dziennikarz „Gazety Wyborczej”, Seweryn Blumsztajn. To zaburza obraz „zwycięstwa” nad prawicą.
Trzeci obraz – jestem na Marszałkowskiej, w samym środku festynu „Kolorowej Niepodległej”. Platforma, muzyka, Kazimiera Szczuka wodzi, na ulicy politycy lewicy. Radośnie. Ale na obrzeżach stoją, przed kordonami policji, ubrani na czarno polscy zadymiarze, przemieszani z niemieckimi. Gotowi do starcia. Nie ma to nic wspólnego ze świętowaniem…
Kilkanaście minut później, Plac Konstytucji. Jestem w samym środku. Nie widzę przygotowań do uroczystego marszu, atmosfery patriotycznego napięcia. Małe grupki ONR, Młodzieży Wszechpolskiej i ogromne tłumy kiboli, zadymiarzy, gotowych do konfrontacji. Nie, nie z lewicowcami – z policją, po to tu przyszli, zachęceni przez prawicowe media, także przez „Gazetę Polską”. Nie są ich setki, są ich tysiące, w tym przygotowane profesjonalnie szwadrony z białymi maskami. I nie jest to ochrona Marszu Niepodległości, lecz jego bandycka awangarda. Tuż przed godziną 15.00 rozpoczyna się regularna bitwa z policją, sprowokowana przez bandytów. Widać to na przekazach medialnych i widzę to na własne oczy. W stronę policji lecą petardy, race, kostka brukowa, ponoć również zapalone butelki.
Organizatorzy Marszu Niepodległości potem odcinają się od bandytów. Oni ich nie zapraszali, sami przyszli. Na próżno – to nie były oddzielne grupy – to była ta sama ekipa. Część bandytów poszła w marszu w drugą stronę, Waryńskiego, Belwederską, Alejami Ujazdowskimi. Ten marsz idzie spokojnie, ale trudno w nim zauważyć podniosłość, dumę, radość, skupienie. Tego nie robią same flagi i transparenty. To musi być wewnątrz. Tego nie ma, jest raczej prawicowo-narodowa buta.
Zanim czoło pochodu dociera do Placu na Rozdrożu, gdzie stoi pomnik Romana Dmowskiego, wcześniej, bocznymi uliczkami i wzdłuż Trasy Łazienkowskiej docierają tam zorganizowane grupy ONR i bandytów. Dochodzi do spalenia dwóch samochodów stacji TVN, w tym wozu transmisyjnego i uszkodzenia dwóch innych samochodów. Atakowani się dziennikarze, nie tylko TVN, ale także innych stacji. Dziennikarka, publicystka tygodnika „Uważam Rze” na jednym z prawicowych portali napisała kilka godzin później, że wyglądało to na zaplanowaną prowokację… policji. Świadek naoczny, prawicowy bloger, Rybitzky, twierdzi jednak co innego – podpalenie dokonała grupa zorganizowana, spod szyldu ONR… Komu wierzyć? Zawodowej dziennikarce, piszącej relację z drugiej ręki, czy niezależnemu blogerowi? I jak poprzednio – organizatorzy marszu odcinają się od bandyckiego podpalenia. Krzysztof Bosak, rzecznik Fundacji Republikańskiej powie później na antenie TVN24, że winni są bandyci… i policja.
Marsz zostaje zakończony (rozwiązany) pod pomnikiem narodowca, Romana Dmowskiego. Wcześniej, przy Belwederze stoi pomnik Marszałka, ale on nie jest obiektem zainteresowania narodowców. To Dmowski jest bohaterem ONR, MW, organizatorów marszu. Tak jest wygodnie dla nich, choć przecież rocznica odzyskania polskiej niepodległości ściśle wiąże się z Józefem Piłsudskim… Przed pomnikiem ateisty Dmowskiego wyrasta olbrzymi drewniany krzyż, a część maszerujących intonuje „Pierwszą Brygadę”. Prawicowa schizofrenia…
Szybko w mediach pojawiają się głosy ze strony władz miasta, organizatorów marszu, a nawet prezydenta, że należy zmienić prawo, które pozwala na marsze, ich blokowanie i prowadzi do chaosu. Bzdura. Ustawa o organizacji imprez masowych powinna być stosowana literalnie, to wystarczy. Nie przekonują mnie głosy, że miasto ma związane ręce przy zgłoszeniach manifestacji, nie może je odmówić. Może, jeżeli służby miasta, a przede wszystkim policja wykaże, że wydanie zezwolenia może przyczynić się do zagrożenia porządku publicznego. Wydanie jednoczesnych zezwoleń na marsz i na jego blokowanie było takim przypadkiem.
Miasto nie stanęło na wysokości zadania. Święto Niepodległości to nie tylko oficjałka na Placu Piłsudskiego – to święto społeczeństwa. I trzeba ten dzień tak zorganizować, aby był dla mieszkańców, a nie dla ideologicznych manifestantów.
Azrael Kubacki