polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Donald Tusk odniósł się do wydarzeń ostatnich godzin. Premier podczas spotkania z nauczycielami podkreślił, że wojna na Wschodzie wchodzi w "rozstrzygającą fazę". — Czujemy, że zbliża się nieznane, Szef rządu wskazał, że zagrożenie jest naprawdę poważne i realne, jeśli chodzi o konflikt globalny. * * * AUSTRALIA: Premier Anthony Albanese i prezydent Chin Xi Jinping odbyli 30-minutowe spotkanie dwustronne na marginesie szczytu G20. Xi Jinping wezwał premiera Anthony'ego Albanese do promowania "stabilności i pewności w regionie" oraz przeciwstawienia się protekcjonizmowi. Chiński prezydent zwrócił uwagę na niedawny "zwrot" w stosunkach z Australią, po zakończeniu gorzkiego, wieloletniego sporu handlowego, w wyniku którego zablokowano dostęp do ponad 20 miliardów dolarów australijskiego eksportu. Pekin wcześniej nałożył szereg karnych ceł handlowych na australijski węgiel, wino, homary i inne towary po tym, jak napięcia osiągnęły punkt krytyczny pod rządami Morrisona. * * * SWIAT: Prezydent Rosji Władimir Putin oficjalnie podpisał nową narodową doktrynę nuklearną, która nakreśla scenariusze, w których Moskwa byłaby upoważniona do użycia swojego arsenału nuklearnego. Dwa głowne punkty odnoszą się do agresji któregokolwiek pojedynczego państwa z koalicji wojskowej (bloku, sojuszu) przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom. Będzie to uważane za agresję koalicji jako całości. Agresja jakiegokolwiek państwa nienuklearnego przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego będzie uważana za ich wspólny atak. Federacja Rosyjska zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w odpowiedzi. * Rosyjskie Siły Zbrojne po raz pierwszy użyły hipersonicznej rakiety balistycznej średniego zasięgu Oresznik przeciwko celom wojskowym na terytorium Ukrainy. Celem był teren produkcyjny zakładów wojskowych Jużmasz w Dniepropietrowsku.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

sobota, 15 października 2011

Jan Paweł II w Moskwie

Nie mógł przyjechąć do Moskwy za życia. Przeciwstawiała się temu Cerkiew prawosławna. Przybył teraz w naturalnych wymiarach ale w innej postaci. Pierwszy w Rosji pomnik błogosławionego Jana Pawła II - dar Fundacji Semper Polonia został w piątek odsłonięty w Moskwie. Wykonany z brązu monument polskiego papieża stanął w atrium Wszechrosyjskiej Państwowej Biblioteki Literatury Obcej, w centrum stolicy Rosji.
 - To symboliczne spełnienie marzeń Jana Pawła II o podróży do tego kraju - powiedział arcybiskup Henryk Muszyński - prymas-senior Polski.
Pomysłodawcami wzniesienia tego pomnika są  Grigorij Amnuel, przewodniczący rosyjskiej organizacji pozarządowej Open Club „International Dialog” oraz Jekatierina Gienijewa, dyrektor Wszechrosyjskiej Państwowej Biblioteki Literatury Obcej w Moskwie. Inicjatywa ta zyskała życzliwe wsparcie Ambasady RP w Federacji Rosyjskiej. Inicjatorzy przedsięwzięcia zwrócili się o pomoc w urzeczywistnienie pomysłu do  Fundacja SEMPER POLONIA.

Pomnik dłuta ukraińskiego rzeźbiarza Aleksandra Wasiakina oraz młodych rosyjskich rzeźbiarzy Ilii i Nikity Fioklinów, przedstawiający siedzącego Jana Pawła II z otwartą książką na kolanach, jest ustawiony w atrium Wszechrosyjskiej Państwowej Biblioteki Literatury Obcej w Moskwie im. M.I. Rudominio przy ul. Nikołojamskiej 1, gdzie znajduje  się ponad 20 popiersi i pomników najwybitniejszych ludzi kultury całego świata m.in. Leonarda da Vinci, Nicolo Machiavellego, Heinricha Heine, Charlesa Dickensa, Abrahama Lincolna, Jamesa Joyce’a i Mahatmy Ghandiego.
Fragmenty Encyklik Jana Pawła II czyta Olgierd Łukaszewicz.  Fot.FSP

piątek, 14 października 2011

KUL jest cool



Akurat w czasie kampanii wyborczej do Sydney przyjechał Chór KUL-u z mojego rodzinnego miasta. Siódmego października 2011 porwałem moją narzeczoną i pomimo ulewy pojechaliśmy do Katedry Świętego Patryka w Parramatcie.
  Jak to zawsze przy takich kulturalnych przedsięwzięciach piękne kobiety stanowią większość i ku mojej uciesze płeć brzydką porozrzucano po ostatnich rzędach.
  Na początku było bardzo w stylu PiS – „Gaude Mater Polonia” i „Gaude Maria Virgo” Gorczyckiego. Od razu przeleciał po mnie dreszcz rodem z zimnych polskich gmachów kościelnych, gdzie surowo patrzą patriarchowe na swoje zastraszone owieczki. Poczułem się mały.

  Potem klimat się ocieplił za sprawą „Magnificat” Ruttera – wpółczesnego kompozytora z Anglii. Można powiedzieć, że weszliśmy na salony optymistycznego PO – dużo pozytywnej energii i zachodni kunszt wykonania.

  Na koniec rządził nasz ulubiony klaun polityczny – Janusz Palikot. Śpiewano radosne „Oj nasi jadą” Rożdzyńskiego i „Ej przyleciał ptaszek” Sygietyńskiego. Dużo w tym akceptacji tego, co swojskie i nasze. Bo Polak ma swój rozum i powinien z pewnością siebie z niego korzystać. RPP wydało 2 miliony złotych z prywatnych składek na kampanię wyborczą, gdy tymczasem PO zainwestowało 29 milionów z budżetu państwa... i kto wygrał?

  Gdyby tylko włączono na koniec bit z muzyki disco-polo jestem pewny, że poczulibyśmy styl PSL i SLD :)

Paweł  Waryszak

czwartek, 13 października 2011

Julia Gillard wprowadza podatek od CO2

Protest w Sydney. Fot. K.Bajkowski
Nie pomogly protesty licznych grup Australijczyków w ostatnich miesiącach przeciwo planom prowadzenia podatku od  emisji dwutlenku węgla. Niższa izba australijskiego parlamentu przyjęła wczoraj kontrowersyjną ustawę o podatku węglowym. To zwycięstwo premier Julii Gillard, która wciąz wierzy, że należy  walczyć ze zmianami klimatu.
 Przeforsowaniem tej ustawy Julia Gillard jednoczesnie  okłamała Australijczyków, kiedy to  w ubiegłorocznej kampanii wyborczej zapewniała solennie, że "rząd przez nią kierowany nie wprowadzi żadnego podatku węglowego". Dzięki temu wygrała minimalnie z liderem Partii Liberalnej Tonym Abbottem, przeciwnikiem takiego podatku.
Podatek ma płacić około 500 największych emitentów CO2. Tona dwutlenku węgla ma kosztować 23 australijskie dolary - to około 16 euro. Z podatku będzie zwolnione rolnictwo czy przemysł leśny. Ustawa przeszła w parlamencie tylko dwoma głosami  (74 do 72 ).  
Większość  Australijczyków sprzeciwia się  nowym przepisom. Lider opozycji, Tony Abbott w emocjonalnym przemówieniu w parlamencie ostro skrytykował poczynania rządu w tej dziedzinie twierdząc, że zaszkodzą one gospodarce australijskiej. Każdy Australijczyk straci 40 tys. dolarów do 2025 roku w związku z wprowdzeniem podatku od dwutlenku węgla - powiedział lider opozycji.
Zdaniem analityków ustawa przejdzie jednak w senacie i zacznie obowiązywać pierwszego lipca przyszłego roku.

środa, 12 października 2011

Miłość do muzyki dawnej – rozmowa z Moniką Kornel


Monika Kornel przy swoim klawesynie. Fot. K.Bajkowski
The Sydney Consort jest zespołem instrumentalnym, jednym z najlepszych w Australii, umiejących doskonale adoptować muzykę dawną do współczesności. Zespół został założony w 1997 roku przez mieszkające w Sydney polskie małżeństwo muzyczne Monikę i Wojtka Stana Kornelów. On Polak urodzony w Kanberze, ona Polka pochodząca z Torunia. W sierpniu zespół wrócił do Sydney z europejskiego tournee.
Z Moniką Kornel rozmawia Krzysztof Bajkowski.

Czy we współczesnym, coraz bardziej zwulgaryzowanym świecie , który przenika również elity, znajdujecie odbiorcę tej subtelnej muzyki jaką wykonujecie?
- Tak, odbiorca będzie zawsze. Oczywiście jest na pewno o wiele mniejszy procent odbiorców muzyki dawnej niż ogólnie muzyki klasycznej. Muzyka symfoniczna czy operowa gromadzi zawsze więcej słuchaczy choćby ze względu na ilość wykonawców, rozmiary orkiestry i rzecz jasna sal koncertowych. Muzyka dawna zaś jest wykonywana w małych pomieszczeniach, małych kościołach, bo potrzebuje kameralnego nastroju , pewnej intymności ze względu na używane specyficzne instrumenty, które są inne od współczesnie konstruowanych oraz  ze względu na natężenie dźwięku. Odbiorcą jest nie tylko starsza generacja. Przyznam, że jest stała publiczność fascynująca się tą muzyką, ale przychodzą też nowi, zupełnie młodzi ludzie. Ludzie , którzy wykonują i słuchają tej muzyki są odporni na ten - jak Pan wspomniał - zwulgaryzowany świat.

Czym dla Pani jest muzyka dawna?

Mnie fascynuje w tej muzyce przede wszystkim możliwość różnorodnej interpretacji. Jeden utwór można wykonywać na wiele sposobów i każdy sposób odpowiada mi. Jeśli słuchamy np. Chopina to tu jesteśmy przyzwyczajeni do stereotypowego schematu: musi być piano w odpowiednim momencie, określone tempo itd. Patrząc z punktu widzenia mojego instrumentu jakim jest klawesyn,  ja nie mam rozpisanej swojej partii, którą mam zagrać. W muzyce dawnej jest taka technika zwana basso continuo. Polega ona na tym, że ja gram wyłącznie w linii basowej lewą ręką to co napisał kompozytor, natomiast to co gram w prawej ręce jest wyłącznie moją interpretacją, moim zastosowaniem akordów, nut, obiegników itd. I to jest ta moja wolność muzyczna, przez co za każdym razem utwór jest inny choć niby ten sam. Ludzie, którzy rzeczywiście znają się na muzyce dawnej są w stanie zauważyć te różnice.

Jakie były Pani początki przygody życiowej z muzyką?

W moim domu nie było muzyków. Moja mama z zawodu biolog uczyła w szkole muzycznej w Toruniu i była nią oczarowana. Szkoła ta była zupełnie inna od zwykłych państwowych podstawówek. Zapisała mnie do niej i muszę powiedzieć, że ten kaprys mojej mamy do dzisiejszego dnia sobie bardzo cenię. A potem jesli chodzi o muzykę dawną to punktem zwrotnym było poznanie Polaka z Australii - Wojtka grającego na rzadko używanym obecnie w orkiestrach  instrumencie – viola d’amore  (altówka miłosna – przyp. red.) Wojtek wciąż mówił, że do violii d’amore potrzebny jest klawesyn. Będąc w Polsce i studiując w Łodzi na Akademii Muzycznej  nie miałam możliwości zetknięcia się z klawesynem. Nie było wówczas, przynajmniej  w Łodzi klasy klawesynowej. Natomiast jak przyjechałam  do Sydney, gdzie wlaściwie jeszcze raz musiałam rozpocząć studia muzyczne, zastałam ciekawy system nauki. Każdy student fortepianu musiał zetknąć się choć na jakiś czas z klawesynem i zaznajomić się z interpretacją muzyki klawesynowej. I to mnie zafascynowało. Skończyłam fortepian i równolegle zaczęłam dodatkowo kurs interpretacji muzyki dawnej.

I to był zaczyn powstania Waszego zespołu The Sydney  Consort?

Tak, to właśnie nas skłoniło do tego, ta wspólna miłość do muzyki dawnej a przy tym chęć odkopywania starych , zapomnianych utworów. Wojtek mając tę swoją violę d’amore  zaczął poszukiwania jeszcze skrzypiec barokowych, niezbędnych do tej muzyki, ja zakupiłam zaś  klawesyn. I tak powstał zespól do którego zaprosiliśmy i zapraszamy muzyków do wspólnego muzykowania.

Jaki jest skład zespołu?

Razem z Wojtkiem stanowimy stały skład zespołu. Ilość członków zespołu zależy od programu koncertów jaki zaplanujemy. Np. na wyjazdy do Europy zabieramy flecistę Hansa Diter-Michatz’a. Repertuar wówczas jest taki, że zawiera trzy partie wykonawcze. Natomiast tak jak ostatnio na koncercie w kościele Sw. Augustyna w przeuroczej dzielnicy  Balmain w Sydney  gdzie wykonywaliśmy utwory Vivaldiego, trzeba było zaprosić więcej muzyków: dwoje skrzypiec, altówkę, wiolonczelę. W Wielki Piątek tego roku natomiast wykonywaliśmy Stabat Mater Giovanniego Battisty Pergolesiego . Oprócz skrzypiec trzeba było zaprosić dwie solistki. Tak więc ilość wykonawców i instrumentów jest zawsze różna w zależności od repertuaru.

Co Was wyróżnia spośród innych  tego rodzaju zespołów?

Chyba to, że jesteśmy zespołem bez sponsora. Wszelkie opłaty, wydatki na  reklamy  pochodzą z kasy od miłych słuchaczy, którzy kupują bilety na koncerty. Nie jest łatwo, ale z drugiej strony cenię sobie tę niezależność i to , że nie musimy iść w tzw. komercję.Bo zauważmy:  mamy w Sydney jedyną orkiestrę barokową, która się nazywa Australian  Brandenburg Orchestra. Jest to bardzo popularna orkiestra ale bardzo komercyjna. Wciąż ten sam repertuar: Haendel, świecące broszury i wystrzałowe tytuły koncertów. Oni są repertuarowo bardzo związani ze sponsorami, których mają mnóstwo. Natomiast my korzystając ze swoistej swobody lubimy prezentować utwory, które były do tej pory nie odkryte, dopiero co odkopane w jakiejś bibliotece czy muzeum. Gramy np. utwory znanego kiedyś, ale obecnie zapomnianego  Antonia Caldara, który jest wręcz fenomenalny. Gdyby się tak głębiej zastanowić to taki drugi Bach. Pewien nowozelandzki muzykolog z Christchurch poświęcił Caldarowi niemal całe życie w odkrywaniu jego twórczości.  

Największe sukcesy Waszej działalności muzycznej.

Dla nas takim największym sukcesem jest to, że udało nam się wykupić  mikrofilmy z Cantatą per Natale Alessandro Scarlattiego z biblioteki w Münster  i że dostaliśmy pozwolenie na wykonywanie jej. Pierwsze wykonanie tego utworu na ziemi australijskiej odbyło się w 2001 w St.James Church  w centrum Sydney . Zaangażowaliśmy wówczas dodatkowo pięciu śpiewaków, czworo skrzypków, wiolonczelistę, kontrabasistę, lutnistę i oboistę. Było to niesamowite przeżycie jak wspólnie wszyscy odkrywaliśmy tego mocno zakurzonego Scarlattiego.  
Poza tym nasze  sukcesy to koncerty w Europie. Gdy my jako Australijczycy wykonujemy tam muzykę dawną,  wzbudza to najpierw zdziwienie a potem podziw. Ci , co żyją tam wśród kangurów umieją też grać dawną muzykę? – słychać czesto. Tak więc jest z tego satysfakcja.

Dokonywaliście nagrań np. w radiu ?

Tak. Jest w każdą niedziele taka godzina muzyki klasycznej na ABC Classic FM. W marcu tego roku graliśmy w ramach tego programu utwory Piazzolli. Co prawda nie jest to muzyka dawna, ale nie znaczy, że od czasu do czasu nie lubimy pograć  czegoś innego. Piazzolla w ogóle jest fenomenalny.
Z kolei w Art Gallery of NSW występowaliśmy w nagrywanym cyklu muzycznym Resonate.
Mamy ogółem pięć nagrań płytowych. W przyszłym roku planujemy nagrywać utwory Telemanna.
Poza tym radio ABC nagrało cały cykl koncertow, który organizowaliśmy w  konserwatorium wraz z konsulatem RP w Sydney pt. „8 wieków muzyki polskiej” .

W sierpniu wróciliście z kolejnego europejskiego tournee. Jakie wrażenia?

Koncertowaliśmy jak zawsze w Polsce i Niemczech i po raz trzeci w Luxemburgu. Poza tym byliśmy we Włoszech i na Łotwie. Łotwę najmilej wspominamy. Pierwszy raz tam byliśmy.
Wracając do tego co było w pierwszym pytaniu – ten zwulgaryzowany świat , poza tym te kryzysy, upadające festiwale, bankrutujące orkiestry, to co się dzieje na Zachodzie, tego nie ma w takich krajach jak Łotwa czy Estonia. Tam muzyka kwitnie.
Łotysze to w ogóle naród bardzo rozśpiewany. Każdy należy do jakiegoś chóru. Uwielbiają po prostu śpiewać. I lubią każdą muzykę. Warunek:  musi być dobrze wykonana.
Jak odbierają Waszą muzykę Europejczycy? Czy jest różnica między nimi a Australijczykami?

Sposób w jaki słuchają Europejczycy jest taki, jakiego nie można doświadczyć w Australii. W Europie widzę po twarzach słuchaczy jak oni chłoną każdą nutę, widać pełną koncentrację, delektowanie sie każdą frazą. Tu w Australii nie ma tego skupienia, jest szuranie w trakcie koncertów, zdarza się nawet wysyłanie SMSów. Prawdą natomiast jest, że w Sydney wśród melomanów mamy publiczność bardzo snobistyczną. Wg nich koncert musi być w Opera House, inaczej nie przyjdą. Nieświadomi są jednak tego, że w sali koncertowej Opera House jest najgorsza akustyka jaką można sobie wyobrazić. Dla nich natomiast nie jest to ważne.
Dość szczególnie związani jesteście z kościołem Św. Augustyna na Balmain. Kościół umożliwia organizowanie koncertów Waszego zespołu. Dlaczego właśnie wnętrze tej świątyni upodobaliście sobie?

Przede wszystkim wiąże się to  głównie z akustyką. W porównaniu z innymi miejscami, gdzie wykonuje się muzykę klasyczną to jest to zupełnie dobre miejsce. Poza tym Balmain  zostało wybrane ze względu na publiczność, która chce uczestniczyć w koncertach blisko centrum  miasta, a dodatkowo to ciche miejsce bez ulicznego hałasu, ciągłych syren ambulansów itd. No i przemiły ksiądz proboszcz, że grzechem by było tu nie koncertować. Audytorium też wyjatkowe. Czuje się tu domową atmosferę. Wielu okolicznych mieszkańców  przychodzi na koncerty z własnymi poduszkami aby poczuć sie jak u siebie.


Ostatni koncert  w tym roku zagraliście 23 września, kończąc tym samym sezon muzyczny tego roku. Co planujecie w roku następnym?

Graliśmy na nim koncerty Vivaldiego. To taka trochę lżejsza muzyka w sam raz na początek wiosny. Wojtek wykonał dwa koncerty na violę d’amore. Muszę dodać, że nie ma w Australii drugiego muzyka, który grałby na tym instrumencie. Wojtek gra na nim od 20 lat a publicznie od 10ciu. To trudny instrument. Tak więc przychodzenie na nasze koncerty to rzadka okazja posłuchania tego instrumentu.  Zaprezentowaliśmy też utwory na mandolinę w wykonaniu Fiony Ziegler.
Następny sezon to na pewno cztery piątki w kościele na Balmain. Prawdopodobnie w Wielki Piątek zrobimy Stabat Mater Vivaldiego i parę innych utworów na ten dzień. Chcemy zrobić też koncerty niezbyt znanego kompozytora Giovaniego San Martiniego.

Dziekuję za rozmowę i życzę sukcesów w łagodzeniu nastrojów w tym niespokojnym czasie właśnie muzyką dawną.

Rozmawiał Krzysztof Bajkowski    

wtorek, 11 października 2011

Wybory 2011: Wygrała Polska

Oka­zuje się, że zbio­rowa mądrość spo­łe­czeń­stwa wygrała. To ono wygrało, czy jak kto woli – wygrała Pol­ska. A patrząc na prze­krój gło­sów według miej­sca zamiesz­ka­nia i wykształ­ce­nia – wygrali ci, dzięki któ­rym Pol­ska może się roz­wi­jać i któ­rzy są i będą jej moto­rem napędowym.
Pol­ska, pomimo kry­zysu świa­to­wego, kry­zysu UE, strefy euro i zagro­żeń finan­sów wewnętrz­nych, prze­żywa naj­lep­szy okres w swo­jej histo­rii. Już po 22 latach od Okrą­głego Stołu zbu­do­wano sta­bilną demo­kra­cję, któ­rej nie jest wsta­nie prze­wró­cić nawet tak trudny kry­zys insty­tu­cjo­nalny, jak śmierć głowy pań­stwa. Pol­ska ma sta­bilną sytu­ację wewnętrzną, dobre rela­cje zagra­niczne, w tym te naj­waż­niej­sze – z sąsia­dami, notuje wzrost gospo­dar­czy. To prze­wa­żyło opi­nię, że III RP to jest ta Pol­ska, jakiej więk­szość spo­łe­czeń­stwa ocze­kuje. PO osią­gnęło tak dosko­nały wynik rów­nież dla­tego, że pra­wica nie potra­fiła poka­zać alter­na­tywy (i nie cho­dzi wcale tu o PiS), a lewica jest w trak­cie reor­ga­ni­za­cji za przy­czyną Ruchu Palikota.
Wyniki wska­zują, że zwy­cięzcą jest Plat­forma Oby­wa­tel­ska, a wła­ści­wie Donald Tusk, bo tak per­so­na­li­stycz­nie jest skon­stru­owana pol­ska poli­tyka. To pierw­sze zwy­cię­stwo par­tii rzą­dzą­cej w demo­kra­tycz­nej Pol­sce, dające powtó­rze­nie koali­cji z PSL. PSL wziął „swoje”, choć nie posze­rzył swo­jego elek­to­ratu. Ale ten układ zapew­nia sta­bil­ność. I nie należy brać pod uwagę rojeń zwo­len­ni­ków Prawa i Spra­wie­dli­wo­ści, że pogłę­bia­jący kry­zys odda wła­dzę w ręce Jaro­sława Kaczyń­skiego. Polacy prze­ćwi­czyli popu­li­stów z Samo­obrony i PiS, wie­dzą, czym to pach­nie. Nie dadzą się nabrać ponow­nie. Nie­mrawa dość kam­pa­nia PO została w ostat­nich tygo­dniach zdy­na­mi­zo­wana „Tusko­bu­sem”. I to pre­mier może sobie samemu podzię­ko­wać za wygraną…
Jaro­sław Kaczyń­ski i jego for­ma­cja mogą uznać swoje około 30% popar­cia wśród gło­su­ją­cych za suk­ces. To nie jest klę­ska tej for­ma­cji, ale jest to klę­ska pra­wicy pol­skiej (PJN nie otrzy­mał nawet 3% gło­sów). Elek­to­rat został utrzy­many, popar­cie w gru­pach rosz­cze­nio­wych pol­skiego spo­łe­czeń­stwa nie zmie­niło się. Ale wpływ tej for­ma­cji i jej przy­wódcy na losy pań­stwa będzie prak­tycz­nie żaden. Po wybo­rach ośro­dek decy­zyjny pań­stwa będzie w Kan­ce­la­rii Pre­miera Rady Mini­strów, tam będzie cen­trum legi­sla­cyjne, tam będą zapa­dały wią­żące decy­zje. Oczy­wi­ście, porażka będzie znów tłu­ma­czona nie­rów­no­wagą w mediach, „wście­kłymi ata­kami” na Kaczyń­skiego, może nawet spi­skiem i fał­szer­stwami wybor­czymi. Ale tak, jak auto­rem zwy­cię­stwa PO jest Donald Tusk, tak za porażkę PiS-u odpo­wiada Jaro­sław Kaczyń­ski. Od lipca ubie­głego roku nar­ra­cją PiS były opo­wie­ści smo­leń­skie i nie udało się tego przy­kryć łagodną tona­cją kam­pa­nii. Tezy lan­so­wane przez sprzy­ja­jącą PiS „Gazetę Pol­ską” i Anto­niego Macie­re­wi­cza o zama­chu i wręcz mor­dzie na Lechu Kaczyń­skim sku­tecz­nie odstrę­czyły wybor­ców cen­tro­wych. A ostatni tydzień kam­pa­nii odsło­nił dobrze znane obli­cze samego prezesa…
Dru­gim zwy­cięzcą jest Janusz Pali­kot i ruch fir­mo­wany jego nazwi­skiem. To już nie jest mar­gi­nes – to par­tia kon­kret­nej zde­ter­mi­no­wa­nej grupy spo­łecz­nej, któ­rej nie podoba się lan­so­wany od lat kon­ser­wa­tywny model spo­łe­czeń­stwa i socja­lizm eko­no­miczny. Ruch Pali­kota nie jest socjal­nie lewi­cowy – to par­tia libe­ral­nego cen­trum. Na jej suk­ces zapra­co­wała wpraw­dzie SLD, ale przede wszyst­kim Kościół kato­licki. Nie jest jed­nak prawdą, że pod­stawą suk­cesu był pre­zen­to­wany ostry anty­kle­ry­ka­lizm. Nie jest prawdą, jak chcą ultra­ka­to­liccy komen­ta­to­rzy, że suk­ces Janu­sza Pali­kota to dowód na kry­zys spo­łe­czeń­stwa. Jest wprost prze­ciw­nie - to dowód, że w spo­łe­czeń­stwie nastą­piło prze­ła­ma­nie i roz­wój, że sprawy otwar­to­ści świa­to­po­glą­do­wej, praw mniej­szo­ści i praw wszyst­kich oby­wa­teli wresz­cie zna­la­zły swoje twarde odbi­cie w kon­kret­nej for­ma­cji. Pali­kot nie jest poli­ty­kiem poza­sys­te­mo­wym, popu­li­stą – on tylko przy­po­mina, że Pol­ska ma być pań­stwem świec­kim i oby­wa­tel­skim. To on odczy­tuje pol­ską Kon­sty­tu­cję tak, jak powinno się to robić. I nie cho­dzi wcale o to, że będzie on usi­ło­wał narzu­cić tona­cję gen­de­ro­wej wraż­li­wo­ści, czy pry­mat praw mniej­szo­ści – on wpro­wa­dził te sprawy do głów­nego nurtu dys­ku­sji spo­łecz­nej. A jego libe­ra­lizm eko­no­miczny będzie pomocny PO przy reali­za­cji reform. Ruch Pali­kota zapewne do wła­dzy nie wej­dzie, ale będzie waż­nym gra­czem sejmowym.
Wygrana Janu­sza Pali­kota i klę­ska SLD poka­zuje, że poli­tyka to sys­tem naczyń połą­czo­nych. Grze­gorz Napie­ral­ski sku­pił się na for­mie kam­pa­nii i na tym, aby jego par­tia róż­niła się zarówno od PO, jak i od PiS. Otwarte tre­ści libe­ra­li­zmu oby­cza­jo­wego i spo­łecz­nego zabrał mu Janusz Pali­kot, a w kwe­stiach socjal­nych zro­bił to już wcze­śniej PiS. Napie­ral­ski uprzed­nio usu­nął z kręgu decy­zyj­nego wszyst­kich myślą­cych dzia­ła­czy, nie uzy­skał wspar­cia Alek­san­dra Kwa­śniew­skiego, a do tego „od zawsze” kon­te­stuje go środo­wi­sko „Kry­tyki Poli­tycz­nej”. SLD ma dziś nie tylko kry­zys przy­wódz­twa – ma rów­nież kry­zys toż­sa­mo­ści. I lewica, podob­nie jak kon­ser­wa­tywna pra­wica, jest dziś na marginesie…
Donald Tusk wygrał pomimo tego, że speł­nił nie­wiele obiet­nic, że wiele reform (jak choćby reforma szkol­nic­twa pod­sta­wo­wego – sze­ścio­latki w szko­łach) nie doszło do skutku. Budowa dróg, chaos na kolei, kata­strofa smo­leń­ska, OFE nie zmie­niły jed­nak spo­łecz­nej opi­nii, że sta­bil­ność Pol­ski jest rze­czą najważniejszą.
Porażkę odnio­sła ini­cja­tywa samo­rzą­dow­ców, „Oby­wa­tele do Senatu”. Wydaje się, że ten ruch nie wpro­wa­dzi do Senatu wię­cej niż 1 – 2 sena­to­rów. I nie­stety, fre­kwen­cja wybor­cza nie prze­kro­czyła 50% upraw­nio­nych do gło­so­wa­nia. To obniża jed­nak man­dat PO, ale także całego par­la­mentu. Tym bar­dziej poli­tycy będą musieli czuć się odpo­wie­dzialni za państwo…

Azrael Kubacki