niedziela, 9 października 2011
sobota, 8 października 2011
Wybory 2011: Jutro głosowanie
Przypominamy, że w Związku Australijskim utworzone zostały następujące Obwodowe Komisje Wyborcze do głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu RP :
Nr OKW | Miasto | Adres siedziby OKW |
15 | Canberra | Ambasada RP, 7 Turrana Street, Yarralumla ACT 2600 |
16 | Sydney | Konsulat Generalny RP, 10 Trelawney Street, Woollahra NSW 2025 |
17 | Melbourne | Dom Polski Syrena, 1325 Stud Road, Rowville VIC 3178 |
18 | Adelaide | Federacja Polskich Organizacji w Australii Południowej, 232 Angas Street, Adelaide SA 5000 |
19 | Brisbane | Stowarzyszenie Polaków w Queensland Polonia, 10 Marie Street, Milton QLD 4064 |
20 | Perth | Dom Polski, 33 Eighth Avenue, Maylands WA 6051 |
Wybory we wszystkich ww. komisjach odbędą się jutro, 9 października w godzinach 7.00 – 21.00 czasu lokalnego.
Warto zwrócić uwagę, że Obwodowa Komisja Wyborcza w Sydney jest jedyną właściwą dla głosowania korespondencyjnego. Pakiety z kartami wyborczymi, które nie zostały wysałane pocztą mogą być doręczone osobiście do siedziby OKW w Sydney (Konsulat Generalny RP) najpóźniej w dniu głosowania.
Portret Emigranta - konkurs
Konkurs - PORTRET EMIGRANTA
Opowieści emigrantów, wspomnienia wyjazdów, tęsknota, dom, rodzina, praca. Nowy świat, nowi ludzie, nowe zwyczaje, nowe ojczyzny. Dzieci, nauka, obcy język, swoi i obcy….
Z takich opowieści, archiwalnych fotografii budujemy kolekcję emigracyjnych życiorysów. To fascynujący obraz czasów, zwierciadło naszej polskiej historii. Bo to w kraju kształtowały się emigracyjne losy, rodziły decyzje, motywacje, plany na przyszłość.
PORTRET EMIGRANTA – konkurs na emigracyjne opowieści to element projektu Muzeum Emigracji w Gdyni. Budowania opowieści o historii polskiej emigracji zaczerpniętej z rodzinnych albumów, wspomnień, pamiętników.
Jury Konkursu wybierze i nagrodzi trzy najciekawsze prace. Nagrodami będą:
- bilet lotniczy na dowolną linię o wartości 1500 zł (lub dopłata do biletu większej wartości),
- 2 bilety lotnicze na dowolną linię po 750 zł (lub dopłata do biletów większej wartości)
Więcej informacji: Konkurs - Portret Emigranta
Jury Konkursu wybierze i nagrodzi trzy najciekawsze prace. Nagrodami będą:
- bilet lotniczy na dowolną linię o wartości 1500 zł (lub dopłata do biletu większej wartości),
- 2 bilety lotnicze na dowolną linię po 750 zł (lub dopłata do biletów większej wartości)
Więcej informacji: Konkurs - Portret Emigranta
Celem konkursu jest stworzenie zalążku kolekcji
muzealnej poświęconej jednostkowym ludzkim losom tych wszystkich,
którzy otarli się o problem emigracji. Poprzez własne doświadczenie,
bądź doświadczenie krewnych. Bliższych czy dalszych znajomych. Chcemy,
gromadząc te emigracyjne fragmenty polskich życiorysów, stworzyć
zbiorowy portret polskiej emigracji. Historycznej ale i współczesnej.
To właśnie w tych osobistych refleksjach spodziewamy się znaleźć
odpowiedzi na wiele pytań: o motywacje wyjazdu, drogę do nowego życia,
kontakt z inną cywilizacją, konieczność adaptacji, czasami asymilacji
w nowym środowisku. Sukcesy i porażki, dramaty i kariery. Stosunek do
starego kraju, poczucie narodowej tożsamości, dzieci - czy czują
polskie korzenie, język, nowej ale i starej ojczyzny. Plusy i minusy
bycia w obcym środowisku. Czy rzeczywiście obcym? Na ile jest się
obcym poza krajem urodzenia? Podwójny patriotyzm. Sama droga do
emigracji. Decyzja, wyjazd, pożegnania, tęsknota, rodzina.
Adresujemy nasz konkurs zarówno do emigrantów, pierwszego, ale i
kolejnych pokoleń, także wszystkich innych, którzy mogą opisać znaną
im osobiście emigrancką opowieść. Warunkiem jest jej oryginalność i
wierność faktom. Zależy nam także na materialnych śladach
wzbogacających historię - fotografiach, dokumentach, nawet
przedmiotach....
Wszystkie prace trafią do muzealnego archiwum, część z pewnością
zostanie wykorzystana w tworzeniu muzealnej ekspozycji. Wzbogacą naszą
wiedzę i staną się z pewnością przydatne w pracy badawczej nad
historią polskiej emigracji. Konkurs jest początkiem procesu
gromadzenia opisów polskich losów na emigracji.
Aleksander Gosk
pełnomocnik prezydenta Gdyni
ds. projektu Muzeum Emigracji
http://www.muzeumemigracji.pl/
tel. 0048 58 6697004
e-mail: [email protected]
AUSTRALIA
Emigracja polska do Australii jest jedną z najmłodszych. Znane są wprawdzie relacje Polaków docierających do Australii nawet w składzie słynnej wyprawy Jamesa Cooka, jednak większe grupy dotarły na kontynent dopiero po II wojnie światowej.
Emigracja polska do Australii jest jedną z najmłodszych. Znane są wprawdzie relacje Polaków docierających do Australii nawet w składzie słynnej wyprawy Jamesa Cooka, jednak większe grupy dotarły na kontynent dopiero po II wojnie światowej.
Wychodźcami byli wówczas głównie wojskowi, którzy walczyli w składzie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Z różnych przyczyn nie udało im się osiedlić we Francji lub Wielkiej Brytanii. Do Australii docierali również żołnierze AK, uciekający z Polski przed nasilającymi się represjami komunistycznymi.
Drugą i dotychczas największą grupą wyjeżdżających do Australii byli w latach 80. XX wieku emigranci „solidarnościowi”. Obecnie stanowią oni ok. 78% żyjących tu Polaków.
Oblicza się, że na kontynencie australijskim żyje dziś ok. 217 tys. osób pochodzenia polskiego. Największymi skupiskami Polonii są Melbourne, Sydney, Adelajda i Perth.
muzeumemigracji.pl
piątek, 7 października 2011
Głosujcie - szkoda Polski
Boję się, że są u nas młodzi ludzie, którzy nie pójdą głosować. Mój znajomy wyznał niedawno, że ”kilka miesięcy temu rozmawiał z 18-latkiem mówiącym, iż zamierza wyjechać z Polski, bo nie ma pracy, no i w ogóle… On nie może już wytrzymać tego, co robi Kaczyński, który sieje nienawiść; sytuacja w Polsce jest nie do zniesienia, gdyż Kaczyński zieje jadem”.
Miałbym dobrą radę dla tego 18-latka: zanim wyjedziesz za granicę, idź do urny wyborczej, by zablokować powrót Jarosława Kaczyńskiego do władzy. W polityce państwa demokratycznego nieobecni nie mają racji.
To samo chciałbym powtórzyć lewicowemu autorowi wyznania: „Nie chcę już wybierać mniejszego zła w polityce. Chcę wybierać większe dobro”.
Ten piękny frazes może nie znaczyć nic, a może oznaczać rezygnację z udziału w wyborach – skoro nie ma partii, która zrealizuje „samo dobro”, po co się fatygować?
Tak właśnie postąpi zapewne inny pryncypialny lewicowiec, który twierdzi, że nie weźmie udziału w wyborach, gdyż poszczególne partie niczym się od siebie nie różnią. Ów lewicowiec napisał otwarcie, że w ciągu ostatnich lat miotał się między głosowaniem na różne partie, aż doszedł do wniosku, że to wszystko jedno zło.
Szanuję ludzi różnych orientacji, którzy mają wątpliwości. Wszelako apeluję do was o chwilę namysłu. Bojkotując wybory, oddajecie Polskę w ręce ludziom, którzy są mitomanami i kłamczuchami. Ci ludzie wierzą, że katastrofa smoleńska była wynikiem spisku Putina z Tuskiem, a ofiary tej katastrofy zostały „zdradzone o świcie”. Ci ludzie powtarzają, że Polska jest dzisiaj rosyjsko-niemieckim kondominium; ci ludzie bredzą, że wybór Obamy to koniec cywilizacji białego człowieka; ci ludzie zastępowali politykę parlamentarną operacjami służb specjalnych; tych ludzi przyłapano na wielu kłamstwach, gdy przegrywali kolejne procesy sądowe; ci ludzie zmieniali w ciągu jednej nocy ustawy, by przeobrażać media publiczne w instrument własnej propagandy; ci ludzie ogłosili Lecha Wałęsę agentem komunistycznej bezpieki.
Żeby być sprawiedliwym, trzeba przyznać, że ci ludzie bardzo sprawnie robią wielu z nas wodę z mózgu – obiecują złote góry, a dadzą nam kolejne seanse nienawiści w swoich mediach. Jeden z tych ludzi napisał niedawno: „W imię walki z ideowymi adwersarzami idealizuje się chuligana walącego w tych, których nie lubimy”.
Nie chodziło tu jednak o chuligana kibola, lecz o niezbyt mądrego piosenkarza, który podarł Biblię. Chuligaństwo stadionowych miłośników Jarosława Kaczyńskiego jest faktem. Bojkotując wybory, toruje się im drogę do władzy.
Nie róbcie tego – szkoda Polski.
Adam Michnik
Studio Opinii
Miałbym dobrą radę dla tego 18-latka: zanim wyjedziesz za granicę, idź do urny wyborczej, by zablokować powrót Jarosława Kaczyńskiego do władzy. W polityce państwa demokratycznego nieobecni nie mają racji.
To samo chciałbym powtórzyć lewicowemu autorowi wyznania: „Nie chcę już wybierać mniejszego zła w polityce. Chcę wybierać większe dobro”.
Ten piękny frazes może nie znaczyć nic, a może oznaczać rezygnację z udziału w wyborach – skoro nie ma partii, która zrealizuje „samo dobro”, po co się fatygować?
Tak właśnie postąpi zapewne inny pryncypialny lewicowiec, który twierdzi, że nie weźmie udziału w wyborach, gdyż poszczególne partie niczym się od siebie nie różnią. Ów lewicowiec napisał otwarcie, że w ciągu ostatnich lat miotał się między głosowaniem na różne partie, aż doszedł do wniosku, że to wszystko jedno zło.
Szanuję ludzi różnych orientacji, którzy mają wątpliwości. Wszelako apeluję do was o chwilę namysłu. Bojkotując wybory, oddajecie Polskę w ręce ludziom, którzy są mitomanami i kłamczuchami. Ci ludzie wierzą, że katastrofa smoleńska była wynikiem spisku Putina z Tuskiem, a ofiary tej katastrofy zostały „zdradzone o świcie”. Ci ludzie powtarzają, że Polska jest dzisiaj rosyjsko-niemieckim kondominium; ci ludzie bredzą, że wybór Obamy to koniec cywilizacji białego człowieka; ci ludzie zastępowali politykę parlamentarną operacjami służb specjalnych; tych ludzi przyłapano na wielu kłamstwach, gdy przegrywali kolejne procesy sądowe; ci ludzie zmieniali w ciągu jednej nocy ustawy, by przeobrażać media publiczne w instrument własnej propagandy; ci ludzie ogłosili Lecha Wałęsę agentem komunistycznej bezpieki.
Żeby być sprawiedliwym, trzeba przyznać, że ci ludzie bardzo sprawnie robią wielu z nas wodę z mózgu – obiecują złote góry, a dadzą nam kolejne seanse nienawiści w swoich mediach. Jeden z tych ludzi napisał niedawno: „W imię walki z ideowymi adwersarzami idealizuje się chuligana walącego w tych, których nie lubimy”.
Nie chodziło tu jednak o chuligana kibola, lecz o niezbyt mądrego piosenkarza, który podarł Biblię. Chuligaństwo stadionowych miłośników Jarosława Kaczyńskiego jest faktem. Bojkotując wybory, toruje się im drogę do władzy.
Nie róbcie tego – szkoda Polski.
Adam Michnik
Studio Opinii
Wybory 2011: Nerwowa końcówka kampanii
Wszyscy obserwatorzy sceny politycznej narzekali, że kampania jest nudna, miałka, bez ikry, bez specjalnych spięć. Platforma Obywatelska eksponowała chęć kontynuacji rozpoczętego projektu rządzenia, tym bardziej, że zbliża się do Polski druga fala kryzysu, która może załamać nie tylko euro, ale również jedność europejską. Prawo i Sprawiedliwość wyraża chęć naprawy, bo przecież wszystko zmierza w złym kierunku. I eksponuje kolejne wcielenie łagodnego Jarosława Kaczyńskiego. PSL – jak zwykle quasi merytoryczny i „obrabiający” swój twardy, ludowy elektorat. SLD w rytmie disco polo odróżnia się od PO i PiS, raz bardziej od jednej partii, innym razem od drugiej, a po cichu zerka, kto może im dać przepustki na bramie do KPRM, czyli miejsca w rządzie. Na obrzeżach kampanii pętały się Ruch Palikota, ze swoim szefem happenerem, i niby zgrana ekipa Pawła Kowala, PJN. I tylko mniej lub więcej wiarygodne sondaże (raczej mniej…) od czasu bujały mediami. I nagle…
Koniec września, gwałtownie rośnie poparcie dla Janusza Palikota, przynosi efekty wreszcie praca u podstaw, kosztem głównie SLD, ale i PO. Palikot przejmuje radykalniejszych wyborców i wprowadza do dyskusji tematy do tej pory spychane na bok, dotyczące Kościoła, ale również praw kobiet i mniejszości. Koncyliacyjny Kaczyński i schowanie na zaplecze Macierewicza, Fotygi, Brudzińskiego i innych podobnych strachów, nieeksponowanie wątku smoleńskiego, powoduje, że PiS zbliża się do PO, nawet na 2%, a według wewnętrznych badań PiS, nawet zaczyna wygrywać. W SLD panika, Palikot na fali, Napieralskiego nie może wesprzeć chory Aleksander Kwaśniewski, a PO sięga po najpoważniejszy argument – premier wsiada do autobusu, „Tuskobusu” i zaczyna peregrynacje po kraju. Jarosław Kaczyński w ramach ocieplenia pozwala na publikację książki i filmu o sobie. I zaczyna się taniec…
W nocy z niedzieli na poniedziałek ginie kibic zielonogórskiego „Falubazu”, potrącony przez policyjny mikrobus. Premier przerywa objazd Śląska, wraca do Warszawy i po konsultacjach z policją wyprzedza atak na siebie i podległe mu służby, oskarżając innych polityków, że to wykorzystywanie agresywności kibiców do celów politycznych może być przyczyną nocnych rozruchów w Zielonej Górze i zaatakowania policjantów. Poprzedza atak i pacyfikuję sytuację, brak reakcji mógłby przynieść podobne zamieszki i napięcia, jak te kilkanaście lat temu w Słupsku, po śmierci spałowanego nastolatka.
W międzyczasie dziennikarze czytają książkę i znajduję w niej kontynuację wielu różnych fobii Jarosława Kaczyńskiego, zawartych w kilku zdaniach. „Nie sądzę, aby kanclerstwo Angeli Merkel było wynikiem czystego zbiegu okoliczności” – powiedział prezes w książce – wywiadzie. Zostaje to odczytane i w Polsce i w Niemczech jako sugestia, że córka pastora, naukowiec, a od roku 1990 polityk była pilotowana przez STASI. Skandal jest wielowymiarowy, ponieważ Merkel stoi na czele rządu kraju najbardziej nam sprzyjającego, jest chadekiem, czyli formacją niemalże siostrzaną dla PiS, a do tego oskarżanie szefa sąsiedniego rządu o agenturalność jest po prostu głupotą. Do tego Kaczyński na konferencji prasowej dokonuje lustracji dziennikarza TVN, oskarżając go o niemiecką agenturalność. I wrzuca w spokojną kampanię swojej formacji granat, który porusza błoto z dna… Wszystkie obsesje Kaczyńskiego, te antyniemieckie i antyrosyjskie na świeżo, kilka dni przed wyborami przypominając wyborcom umiarkowanym, czego można oczekiwać po Kaczyńskim i jego ekipie po wyborach. I jeszcze w programie Tomasza Lisa Kaczyński dał się sprowokować prowadzącemu. To jednak nie koniec błędów…
Kaczyński do dziś nie chciał ujawniać nazwisk członków swojego rządu, jeżeli wybory zakończyły się jego wygraną. Dziś przedstawił swoich ekspertów, co można odczytać jako kandydatury rządowe. Te nazwiska, a tam między innymi znajdujemy Waszczykowskiego, którego współpraca z Unią Europejską, Komisją i PE nie zapowiada się różowo, panią Szydło, która miałaby zająć się finansami publicznymi i byłego szefa „Solidarności” Janusza Śniadka, muszą wzbudzić w racjonalnych wyborcach tylko strach.
Jakby było tego mało, Anna Fotyga w trakcie spotkania przedwyborczego ze Sławomirem Nowakiem wplątuje się sama w aferę ze Stadionem Narodowym, gdzie rolę gra jej mąż. Donos na pendrive okazuje się ofertą jej męża, który walczył o kontrakt projektowy przy budowie stadionu…
Dzieje się. Janusz Palikot, czując moc fali jak go pcha, walczy o miejsce w ostatniej debacie telewizyjnej, debacie szefów. Grzegorz Napieralski, jeszcze kilka tygodni temu walczący o pozycję libero w Sejmie, teraz walczy nie tylko o wynik wyborów, ale również o to, aby ktoś z otaczającego go kręgu polityków własnej formacji nie okazał się Brutusem…PJN bezskutecznie próbuje nadać kampanii ton merytoryczny, prospołeczny. A PSL chodzi, jak zwykle, po chałupach…
Tak jest na 3. dni przed ciszą wyborczą. I nikt poważny nie waży się powiedzieć, napisać, kto w niedzielny wieczór 9. października będzie świętował… I jeszcze przez te kilkadziesiąt godzin może wiele się wydarzyć…
Azrael Kubacki
Koniec września, gwałtownie rośnie poparcie dla Janusza Palikota, przynosi efekty wreszcie praca u podstaw, kosztem głównie SLD, ale i PO. Palikot przejmuje radykalniejszych wyborców i wprowadza do dyskusji tematy do tej pory spychane na bok, dotyczące Kościoła, ale również praw kobiet i mniejszości. Koncyliacyjny Kaczyński i schowanie na zaplecze Macierewicza, Fotygi, Brudzińskiego i innych podobnych strachów, nieeksponowanie wątku smoleńskiego, powoduje, że PiS zbliża się do PO, nawet na 2%, a według wewnętrznych badań PiS, nawet zaczyna wygrywać. W SLD panika, Palikot na fali, Napieralskiego nie może wesprzeć chory Aleksander Kwaśniewski, a PO sięga po najpoważniejszy argument – premier wsiada do autobusu, „Tuskobusu” i zaczyna peregrynacje po kraju. Jarosław Kaczyński w ramach ocieplenia pozwala na publikację książki i filmu o sobie. I zaczyna się taniec…
W nocy z niedzieli na poniedziałek ginie kibic zielonogórskiego „Falubazu”, potrącony przez policyjny mikrobus. Premier przerywa objazd Śląska, wraca do Warszawy i po konsultacjach z policją wyprzedza atak na siebie i podległe mu służby, oskarżając innych polityków, że to wykorzystywanie agresywności kibiców do celów politycznych może być przyczyną nocnych rozruchów w Zielonej Górze i zaatakowania policjantów. Poprzedza atak i pacyfikuję sytuację, brak reakcji mógłby przynieść podobne zamieszki i napięcia, jak te kilkanaście lat temu w Słupsku, po śmierci spałowanego nastolatka.
W międzyczasie dziennikarze czytają książkę i znajduję w niej kontynuację wielu różnych fobii Jarosława Kaczyńskiego, zawartych w kilku zdaniach. „Nie sądzę, aby kanclerstwo Angeli Merkel było wynikiem czystego zbiegu okoliczności” – powiedział prezes w książce – wywiadzie. Zostaje to odczytane i w Polsce i w Niemczech jako sugestia, że córka pastora, naukowiec, a od roku 1990 polityk była pilotowana przez STASI. Skandal jest wielowymiarowy, ponieważ Merkel stoi na czele rządu kraju najbardziej nam sprzyjającego, jest chadekiem, czyli formacją niemalże siostrzaną dla PiS, a do tego oskarżanie szefa sąsiedniego rządu o agenturalność jest po prostu głupotą. Do tego Kaczyński na konferencji prasowej dokonuje lustracji dziennikarza TVN, oskarżając go o niemiecką agenturalność. I wrzuca w spokojną kampanię swojej formacji granat, który porusza błoto z dna… Wszystkie obsesje Kaczyńskiego, te antyniemieckie i antyrosyjskie na świeżo, kilka dni przed wyborami przypominając wyborcom umiarkowanym, czego można oczekiwać po Kaczyńskim i jego ekipie po wyborach. I jeszcze w programie Tomasza Lisa Kaczyński dał się sprowokować prowadzącemu. To jednak nie koniec błędów…
Kaczyński do dziś nie chciał ujawniać nazwisk członków swojego rządu, jeżeli wybory zakończyły się jego wygraną. Dziś przedstawił swoich ekspertów, co można odczytać jako kandydatury rządowe. Te nazwiska, a tam między innymi znajdujemy Waszczykowskiego, którego współpraca z Unią Europejską, Komisją i PE nie zapowiada się różowo, panią Szydło, która miałaby zająć się finansami publicznymi i byłego szefa „Solidarności” Janusza Śniadka, muszą wzbudzić w racjonalnych wyborcach tylko strach.
Jakby było tego mało, Anna Fotyga w trakcie spotkania przedwyborczego ze Sławomirem Nowakiem wplątuje się sama w aferę ze Stadionem Narodowym, gdzie rolę gra jej mąż. Donos na pendrive okazuje się ofertą jej męża, który walczył o kontrakt projektowy przy budowie stadionu…
Dzieje się. Janusz Palikot, czując moc fali jak go pcha, walczy o miejsce w ostatniej debacie telewizyjnej, debacie szefów. Grzegorz Napieralski, jeszcze kilka tygodni temu walczący o pozycję libero w Sejmie, teraz walczy nie tylko o wynik wyborów, ale również o to, aby ktoś z otaczającego go kręgu polityków własnej formacji nie okazał się Brutusem…PJN bezskutecznie próbuje nadać kampanii ton merytoryczny, prospołeczny. A PSL chodzi, jak zwykle, po chałupach…
Tak jest na 3. dni przed ciszą wyborczą. I nikt poważny nie waży się powiedzieć, napisać, kto w niedzielny wieczór 9. października będzie świętował… I jeszcze przez te kilkadziesiąt godzin może wiele się wydarzyć…
Azrael Kubacki
Subskrybuj:
Posty (Atom)