polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Donald Tusk odniósł się do wydarzeń ostatnich godzin. Premier podczas spotkania z nauczycielami podkreślił, że wojna na Wschodzie wchodzi w "rozstrzygającą fazę". — Czujemy, że zbliża się nieznane, Szef rządu wskazał, że zagrożenie jest naprawdę poważne i realne, jeśli chodzi o konflikt globalny. * * * AUSTRALIA: Premier Anthony Albanese i prezydent Chin Xi Jinping odbyli 30-minutowe spotkanie dwustronne na marginesie szczytu G20. Xi Jinping wezwał premiera Anthony'ego Albanese do promowania "stabilności i pewności w regionie" oraz przeciwstawienia się protekcjonizmowi. Chiński prezydent zwrócił uwagę na niedawny "zwrot" w stosunkach z Australią, po zakończeniu gorzkiego, wieloletniego sporu handlowego, w wyniku którego zablokowano dostęp do ponad 20 miliardów dolarów australijskiego eksportu. Pekin wcześniej nałożył szereg karnych ceł handlowych na australijski węgiel, wino, homary i inne towary po tym, jak napięcia osiągnęły punkt krytyczny pod rządami Morrisona. * * * SWIAT: Prezydent Rosji Władimir Putin oficjalnie podpisał nową narodową doktrynę nuklearną, która nakreśla scenariusze, w których Moskwa byłaby upoważniona do użycia swojego arsenału nuklearnego. Dwa głowne punkty odnoszą się do agresji któregokolwiek pojedynczego państwa z koalicji wojskowej (bloku, sojuszu) przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom. Będzie to uważane za agresję koalicji jako całości. Agresja jakiegokolwiek państwa nienuklearnego przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego będzie uważana za ich wspólny atak. Federacja Rosyjska zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w odpowiedzi. * Rosyjskie Siły Zbrojne po raz pierwszy użyły hipersonicznej rakiety balistycznej średniego zasięgu Oresznik przeciwko celom wojskowym na terytorium Ukrainy. Celem był teren produkcyjny zakładów wojskowych Jużmasz w Dniepropietrowsku.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

środa, 28 września 2011

Wywiad na czasie: Radosław Markowski

Politolog, prof. Radosław Markowski znany polski publicysta, dyrektor Centrum Studiów nad Demokracją Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, pracownik Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk przebywał na początku września w Sydney w ramach konferencji naukowej poświęconej mediom, demokracji i praworządności zorganizowanej przez  University of NSW.
Przy okazji pobytu w Australii prof. Markowski podzielił sie swoimi opiniami o szansach wyborczych głównych partii politycznych w nadchodzących wyborach parlamentarnych w Polsce, jak również o tym, co ma wpływ na frekfencję wyborczą. Mówił także o aktywności politycznej Polaków i na czym polega sukces Polski ostatnich 20-tu lat.

Wywiad przeprowadziła Anna Sadurska z radia SBS:


wtorek, 27 września 2011

Singapore - Miasto Lwa (3)


 Śladami Conrada
Żonka, gdziekolwiek jedziemy, jak już wspomniałem, wyszukuje „polonika”, tak więc i teraz sprawdziła czy Singapur ma jakiś związek z czymkolwiek polskim. Kliknęła na internecie hasło Singapore  i po wielu „klikach” znalazła ślady obecności Józefa Konrada Korzeniowskiego, znanego w świecie literatury jako Joseph Conrad. Dowiedziała się, że pisarz pracując dla Anglików jako marynarz,  pływał na statku w regionie Azji Południowo – Wschodniej i kilkakrotnie zawitał do Singapuru, który ówcześnie był terytorium angielskim. Singapurski „Heritage Trails” informuje, że jest nawet pomnik Conrada przy Singapore River, a inna strona internetowa podaje, że w jakimś hotelu istnieje luksusowy pokój pod nazwą „Joseph Conrad suite”. W jakim, już nie mieliśmy czasu sprawdzić. Tak więc teraz musimy zabawić się w detektywów i znaleźć obydwa ślady pobytu pisarza, ale tę gratkę zostawiamy sobie „na deser” i najpierw idziemy odetchnąć powietrzem zatoki morskiej- Marina Bay. Conrad zapewne tu przepływał, by zacumować przy nadbrzeżu. Obecna dzielnica w Marina Bay została zbudowana na osuszonej ziemi, wydartej morzu i teraz  lśnią tu w słońcu nowoczesne wieżowce.          
 Dzień jest parny, bardzo gorąco i żadnej bryzy. W naszych głowach szaleje „tropical madness”, jakby napisał Witkacy. Wychodząc z metra mijamy strumień turystów rodziny z dziećmi i młodych ludzi - a wszyscy w ten weekend bieżą do zatoki, by zwiedzić ten niesłychanie okazale wyglądający kompleks architektoniczny, a także „pobuszować” po niezliczonych sklepach z obfitością towarów z całego świata.                                                                                     
Singapur. Marina Bay
  Zaraz po wyjściu z metra widzimy przy parkanie, w tym klinicznie czystym mieście - o dziwo! - mnóstwo brudnych, starych, zardzewiałych rowerów. Zastanawiamy się czyje są, na pewno, nie turystów,  więc muszą być robotników, którzy rzeczywiście nawet w weekend - widoczni przed nami - pracują przy wznoszeniu olbrzymiego wieżowca. Przeważnie o ciemnej skórze i dla nas o nieodgadnionej narodowości. Z Indii, może Bangladeszu, ale jednak najprawdopodobniej z pobliskiej Malezji. W każdym razie do prostych prac na budowie, tak samo i do hoteli, Singapurczycy sprowadzają najemnych pracowników spoza wyspy. Idąc dalej, przy parkanie po prawej, widzimy już nie rowery a motocykle i skutery, też brudne, ale te – mamy wrażenie - należą raczej do majstrów.      
I wreszcie przed nami ukazuje się piękna, otwarta przestrzeń zatoki. Na nadbrzeżu witają nas stojące wesołe, pomarańczowe, w różnych ubrankach przyjazne lwy. 
Wizja przyszłości Marina Bay

         Marina Bay Sands w Marina Bay- to  woda, szkło, beton, metal, monumentalna, imponująca stylem i nowoczesnością architektura. To w zatoce największy, najbardziej nowoczesny kompleks architektoniczny. Na trzech –nogach – budynkach - wieżach, które są połączone z sobą, leży jako niby dach Sands Skypepark, przypominający olbrzymi statek, na którego pokładzie rosną drzewa, znajdują się restauracje i miejsca spacerowe, oraz olbrzymi, przerażający, powyżej 55- go piętra - basen. Przerażający, bo kiedy się w nim pływa, to nie widać brzegu basenu i wydaje się, że zaraz możemy spłynąć z wodą... dwieście metrów w dół. W budynkach - wieżach znajdują się olbrzymie centra handlowe i mieści się też wielgachny 55-piętrowy hotel, mający ponad 2500 pokoi i kasyno, z największą na świecie przestrzenią i ilością stołów. Podobno bije ono na głowę finansowymi obrotami Las Vegas. W kasynie płyną strumienie pieniędzy, przeważnie z kieszeni przyjeżdżających tu bogatych Chińczyków, uwielbiających hazard. My jako cudzoziemcy możemy wejść za darmo i grać 24 godziny, ale Singapurczykom pozwala się tylko na wejście, jeśli zapłacą $100 dolarów. Bardzo „opiekuńczy” rząd chyba nie chce, by Singapurczyk biedniał, lub za dużo, co chyba za trudne, wygrał. W kompleksie architektonicznym są jeszcze dwa teatry, Convention Center, muzeum, restauracje, kawiarnie, „Event Plaza” i galerie. I oczywiście, sieć butików najbardziej znanych europejskich, angielskich i amerykańskich firm jak: Dior, Armani, Hermes, Chanel, Burberry, Dunhill i Ralph Lauren, które także są obecne prawie w każdym luksusowym centrum handlowym Singapuru. Z butików widać wychodzącą elegancko ubraną młodzież, z torbami pełnymi zakupów. My tam nie wchodzimy, bo powiedzmy - skromność jest zaletą, a poza tym na pewno byśmy za długo się namyślali przy kupnie jakiegoś fatałaszka. Plan rozbudowy dzielnicy, w której będą jeszcze biura, centra biznesowe i pomieszczenia mieszkalne - bo tu ciągle jeszcze się buduje - jest wystawiony w środku pierwszego budynku - wieży, by każdy mógł podziwiać rozmach wizji przyszłości. Jestem pewien, że założyciel kolonialnego miasta Sir Stamford Raffles, kiedy tu przypłynął i zaczął sprowadzać Chińczyków do pracy nie przewidział, że „jego” centrum handlowe w tej części świata, tak doskonale będzie się rozwijać. Ale oprócz tych miejsc rozbuchanego konsumeryzmu,  jest także coś i dla ducha zwiedzających, to właśnie Art Science Museum. Mieści się ono w budynku przypominającym rozchylający się kwiat lotosu. O!- przed budynkiem można sprawdzić godzinę na roztapiającym się od słońca zegarze - rzeźbie Salvadore’a Dali. Nie, niestety nie można sprawdzić, bo artyście udało się  zatrzymać czas - godzina jest niewzruszenie wieczna!                                         
Zatrzymany czas. S.Dali
 Wchodzimy do muzeum, by zobaczyć niezwykłą, niestereotypową wystawę malarstwa Van Gogh’a. Francuski projektant wykorzystał olbrzymie ściany sal, na których rzutniki wyświetlają co chwila, w całości lub w detalu, zmieniające się dzieła malarza,. A tak pokazywane, odkrywają przed nami technikę artysty, gdzie widać każde uderzenia pędzla i niebywale skomplikowane nakładanie różnorodnych kolorów, które - gdy patrzy się na autentycznego rozmiaru płótno - łączą się jakby w jeden, niemalże jednolity kolor, który jednakże nim nie jest. To jakby uświadamia widzowi talent i mozolną pracę, jaką artysta włożył w obraz, aby uzyskać niepowtarzalny efekt. Nie brak także olbrzymich fotografii dokumentalnych, uzupełniających wiedzę o artyście. Całość wystawy, z dodatkiem dyskretnej muzyki Vivaldiego sprawia wrażenie monumentalne, bo przecież i monumentalny, i inspirujący był wkład Van Gogh’a dla współczesnego malarstwa. Nie jest możliwe, by nie przywieźć sobie multimedialnej pamiątki w postaci zdjęcia, na którym siedzę z żonką... we francuskiej kawiarence, tej z obrazu Van Gogh’a. I po tej dawce szaleńczego świata, wywodzącego się z realizmu, przychodzi kolej na poetykę snów –dzieła Salvadore Dali. Można tu fotografować do woli, więc kolekcjonuję z zapałem dzieła surrealisty. I zabawiamy się z innymi, by się odrealnić z żonką w lustrach, choć na chwilę.  
Odrealnieni w lustrach
                                                                                
W kawiarence Van Gogha
  Wreszcie przychodzi moment, w którym żonka, mój GPS („dżi - pi- es”) prowadzi mnie do Fullerton Hotel, jednego z najbardziej prestiżowych hoteli na wyspie.  Szukamy najpierw „Conrad suite”, pokoju upamiętniającego pobyt pisarza. Okazuje się, że Conrad między 1883 a 1888 rokiem był w Singapurze aż osiem razy, a w 1887 lub 1988 -ym przebywał tu około 5 – ciu miesięcy jak podają, nie bardzo precyzyjne, źródła internetowe.  I być może, mieszkając obok teraźniejszego Fullerton Hotel, w już nieistniejącym Domu Marynarza - gdzie mieszkali inni ludzie morza, czekający na zawodowe propozycje - wysłuchał historii o statku S.S. Jeddah, płynącego z Singapuru i wiozącego muzułmańskich pielgrzymów do Mekki, a fakt ten stał się inspiracją „Lorda Jima”?   Niewątpliwie, chodził do budynku dawnej poczty, która została wyburzona, a znajdowała się w miejscu, gdzie teraz właśnie stoi hotel. Front hotelu zachował fasadę już nowej, dwudziestowiecznej poczty i w środku wygląda tak, jak najlepszy hotel w takim mieście powinien wyglądać. I rzeczywiście wygląda okazale - drewno, szkło, mnóstwo dekoracyjnych elementów, wyrafinowanie, przepych, a eleganccy goście sączą drinki i piją w atrium „afternoon tea”. Nasz „syncio” pił tu podczas biznesowego spotkania podobno najlepszą herbatę, jaką można wypić w Singapurze.  My na herbatkę niestety, nie mamy czasu! We wnętrzu zieleń bambusów, kwiaty i rzeczywiście, jakoś atmosfera wydaje się tropikalno - kolonialna i pasuje tu kapelusz „panama”, i biały, lekki garnitur, plecione buty i cygaro w zębach... A my, ubrani po australijsku, w klapkach, z dreszczykiem emocji idziemy sobie do recepcji. A w niej Natasza! Piękne blond włosy, łagodny uśmiech, akcent nam znany i niesamowita uprzejmość,  i elegancja pasująca do wytwornego wnętrza. -„Niestety, nie mamy pokoju z nazwiskiem Conrada i nie mamy żadnych memorabilii”. -„Nie, to niemożliwe, on tu kiedyś podobno bywał” – nie dajemy za wygraną. – „Czy na pewno nie ma”? Natasza sprawdza.
Hotel Fulerton
Wychodzi do pokoju za recepcją, długo rozmawia przez telefon, a my czekamy jak na wyrok! Wraca uśmiechając się, my też, zadowoleni że znaleźliśmy.  - „Jest inny hotel - nazwy nie wymienia – są inne nazwiska, ale pokoju z nazwiskiem Conrada nie ma”. „Jakto?  Są inne nazwiska, a nazwiska Conrada nie ma?” - „Nie ma, natomiast jest u nas sala, w której był kiedyś był stary, „English Club” i tu przychodzili Anglicy, więc być może po odebraniu poczty Conrad tu bywał, może nawet grywał w bilard”? I zaproponowała obejrzenie wnętrza. Chętnie korzystamy z zaproszenia, chociaż to! – pomyślałem - i w mojej wyobraźni, mimo krzeseł zakrytych bielą, Conrad zaistniał. Elegancki, ubrany w kremowy garnitur, siedział w ciemnym, wytwornym fotelu, palił fajkę i z uwagą słuchał opowieści atletycznego kapitana. Może to był kapitan Whalley z „piersią okrytą brodą jak srebrnym pancerzem” z „U kresu sił”? Pomyśleliśmy, że Natasza omyliła się, bo zapewne myślała o nowym klubie, tym z 1928 roku, kiedy zbudowano hotel. No tak, ale skąd mogła wiedzieć, że Conrad już wtedy nie żył. Ale my jesteśmy przekonani, że istniał przy dawnej poczcie klub angielski, który później, też jak i poczta, został zburzony. Wyszliśmy z hotelu, prawdę mówiąc rozczarowani, bowiem nie spełniły się nasze oczekiwania. -„Ale mamy jeszcze przecież znaleźć pomnik Korzeniowskiego, no i może w innym hotelu „Conrad suite”, to musi się udać”- rozjaśniał mi rozczarowanie optymizm żonki. Więc mój „GPS” studiuje uważnie mapę i prowadzi na bulwar rzeczny, gdzie może…        może …?  Ale w alejce odkrywamy ze zdumieniem pomniki Lee Tsao Pinga, Ho Chi Minh’a, a Korzeniowskiego ani śladu! Upał dokucza, nogi ledwo niosą, ale nie rezygnujemy. -„Może po drugiej stronie rzeki”? Wysuszone gardła łyknęły wodę i dotarliśmy do mostu, by przejść na drugą stronę. Schodzimy w egzotyczną uliczkę pełną restauracji z przeszłości, a tu nagle, jak spod ziemi wyrasta mnich, którego przedtem na moście nie było i ofiaruje mnie obrazek Buddy. Akurat nie mam przy sobie żadnych monet, ale otrzymuję błogosławieństwo. A pomnika jak nie ma, tak nie ma!  Znużeni idziemy dalej ...i nagle z boku, na tle Fullerton Hotel wyrasta przed nami płyta ze stali, na której umocowana jest plakietka z brązu z wizerunkiem Conrada. JEST! A pod nią napis: “Joseph Conrad - Korzeniowski 1857-1924, Joseph Conrad – Korzeniowski a Pole by birth, British Master Mariner and great English writer who made Singapore and the whole of Southeast Asia better known to the world”. I dalej, nota biograficzna. Świetnie! Ale to jeszcze nie wszystko! Musimy znaleźć pokój Conrada, więc żonka klika na internecie... i okazuje się, że rzeczywiście istnieje! W okazałym architektonicznie Raflles Hotel, którego strona internetowa utrzymuje, że Conrad był jednym z pierwszych gości . I tu, znajdują są memorabilia i autograf pisarza. (patrz: Joseph Conrad suite  )
Odnaleziony wreszcie „Joseph Conrad suite” znajduje się w świetnym towarzystwie, między pokojami Avy Gardner, Charlie Chaplin’a, Kiplinga, Malraux, John’a Wayne, Michener’a i innymi sześcioma wybitnymi, światowymi nazwiskami. Oprócz „poloników” związanych z Korzeniowskim w Ogrodzie Botanicznym można także znaleźć  pomnik Chopina, a przy Queens Street  przed katedrą - Jana Pawła II-go.      
Pomnik Conrada
                                                                                   
 Szczęśliwi, nagradzając siebie za wytrwałość w poszukiwaniach - „szukaj a znajdziesz” - idziemy na piwo. Patrząc na fale rozmawiamy o czasach Conrada, jednego z największych pisarzy morza… i powoli znikają wieżowce, a w zatoce wyobraźni pojawiają się małe łódki tubylców z towarami, holowniki, widać zacumowane i odpływające statki, wysuszone przez opium ciała Chińczyków, wyładowujących towary i zatroskanych kupców liczących straty lub zyski, półnagich Malajów myjących pokłady, sprawdzających maszty i żagle, przygotowując stare, zużyte już burzami i morzem statki do następnego rejsu tak, by mogły przeżyć śmiertelne pułapki morskiego żywiołu… Pojawili się też na nadbrzeżu agenci ubezpieczeniowi, sprawdzają czy jeszcze mogą ubezpieczyć znękany czasem i podróżami stary żaglowiec, z którego zeszła już farba, a maszty zostały nadwyrężone tajfunem…- „Czy może następne piwo?”-  delikatnie spytała drobna i wdzięczna Chinka, z innej już rzeczywistości,. -„Jeszcze raz Tiger”, poprosimy”.                                                                          
Słońce skłaniało się ku zachodowi, kładąc swą czerwień na wody zatoki.
„Życie jest nagromadzeniem doświadczeń”- Shaolin
Tekst i zdjęcia:
Więcej zdjęć: andrzejsiedlecki.pl

Polskie Boże Narodzenie na Darling Harbour - info

Otrzymaliśmy komunikat Społecznego Komitetu Organizacyjnego Polskiego Bożego Narodzenia na Darling Harbour zawierający więcej szczegółów dotyczących imprezy, która o mały włos nie odbyłaby się w tym roku. Jak już informowaliśmy impreza odbędzie się ku zadowoleniu Polonii sydnejskiej  w niedzielę, 4 grudnia b.r.
 Bumerang Polski  obejmuje patronat medialny nad imprezą.



POLSKIE BOŻE NARODZENIE na DARLING HARBOUR – NIEDZIELA 4 GRUDNIA 2011
Po zapewnieniu Państwa, że wspaniała impreza, na którą wszyscy czekamy - Polskie Boże Narodzenie w Darling Harbour, na pewno w tym roku się odbędzie, i że będzie to w niedzielę, 4 grudnia, należy się teraz parę słów wyjaśnienia.

Jak doszło do podjęcia decyzji o organizowaniu tej imprezy? - Na dobiegające ze wszystkich stron pytania, co z Darling Harbour w tym roku, w sierpniu ogłoszone zostało spotkanie zainteresowanych tą sprawą Polaków. Odzew publiczności przeszedł wszelkie oczekiwania. Do Domu Polskiego w Ashfield przybyło kilkadziesiąt osób – byli to przedstawiciele grup artystycznych, organizacji społecznych, biznesu oraz zwykli uczestnicy. Wszyscy, jednogłośnie wypowiadali się za kontynuowaniem tego Polskiego Festiwalu Świątecznego.
Na prośbę zebranych utworzył się Społeczny Komitet Organizacyjny. Ustalono ramowy plan działania oraz przydzielono odpowiednim osobom funkcje.

Co znaczy określenie Społeczny Komitet? – Komitet Społeczny, oznacza grupę współpracujących ze sobą osób, obdarzonych zaufaniem społecznym, niezbędnym do wykonania zadania, którego się podjęli. Oznacza to również, że te osoby wykonują swoją pracę społecznie nie otrzymując, ani nawet nie oczekując żadnej zapłaty. Na zakończenie swojej działalności Komitet dokona publicznego rozliczenia finansowego z funduszy, jakimi dysponował.

Kto wchodzi w skład Społecznego Komitetu Organizacyjnego?
Oto skład Społecznego Komitetu, Polish Christmas Picnic in Darling Harbour 04.12.2011
ADMINISTRATION DIRECTOR Ms Boguslawa Mokrzycka
COMMERCIAL DIRECTOR Mr. Wiesław Pazdzior
ASSISTANT DIRECTOR Mrs. Sylwia Gnych
ARTISTIC DIRECTOR Mr. Darius Paczynski
STAGE COORDINATOR Mrs. Maria Koter-Rosiak
SECRETARY Mrs. Marianna Lacek
MEDIA/WEB OFFICER Mr. Marek Wit
CONSULTANT Mrs. Malgorzata Kwiatkowska
MEMBERS
 Mr. Bronisław Lacek
Mr. Jacek Gnych
Mrs. Jadwiga Kalbarczyk

Co do tej pory zrobiono? Problemem pierwszej wagi było załatwienie z władzami australijskimi (Sydney Harbour Foreshore Authority) uzyskania pozwolenia na zorganizowanie takiej imprezy. Wszystkie trudności zostały pokonane i Państwo Darek Paczyński oraz Bogusia Mokrzycka po osobistej wizycie w australijskich urzędach, sprawę tę załatwili. Natychmiast przystąpiono do prac organizacyjnych.
W chwili obecnej działania odbywają sie na wszystkich frontach. Dyrektor Artystyczny (Dariusz Paczyński) oraz Koordynator Sceny (Maria Rosiak) kompletują program. Panie Bogusława Mokrzycka i Sylvia Gnych na bieżąco kontaktują się z Małgosią Kwiatkowską na temat spraw formalnych, które wymagają jeszcze załatwienia. Pani Małgosia Kwiatkowska, jedna z głównych organizatorek udanego Polish Christmas sprzed kilku lat, jest nieoceniona w dzieleniu się teraz swoimi doświadczeniami. Pan Wiesław Paździor ma pełne ręce roboty, organizując stoiska i sponsorów. Pan Marek Vit dba o stronę internetową organizacji (www.polishpicnic.net). Członkowie Komitetu w pełnej gotowości załatwiają dziesiątki ‘drobnych’ spraw organizacyjnych i praktycznych.
Wszystkich serdecznie zapraszamy, a zainteresowanym podajemy osoby, z którymi można się kontaktować w sprawie Polish Christmas in Darling Harbour
Bogusława Mokrzycka: [email protected] (informacje ogólne)
Dariusz Paczyński: [email protected] (program artystyczny)
Wiesław Paździor: tel. (02) 9644 9280 (stoiska i sprawy gospodarcze)
DO ZOBACZENIA W NIEDZIELĘ 4 GRUDNIA ABY WSPÓLNIE CELEBROWAĆ POLSKIE BOŻE NARODZENIE NA DARLING HARBOUR
Z upoważnienia Społecznego Komitetu Organizacyjnego:
 Marianna Łacek

poniedziałek, 26 września 2011

Putin po Miedwiediewie

Główna intryga poli­tyczna w Rosji: kto zosta­nie jej kolej­nym gospo­da­rzem Kremla, została roz­strzy­gnięta na pół roku przed pla­no­wa­nymi wybo­rami prezydenckimi.
Rzą­dzący od czte­rech lat tan­dem zamieni się miej­scami: Dmi­trij Mie­dwie­diew zre­zy­gnuje z walki wybor­czej i jakich­kol­wiek samo­dziel­nych ambi­cji poli­tycz­nych. Dosta­nie za to fotel pre­miera, zaj­mo­wany od czte­rech lat przez Wła­di­mira Putina, który powróci na tron krem­low­ski. Zgod­nie z rosyj­ską kon­sty­tu­cją będzie mógł peł­nić funk­cję pre­zy­denta przez dwie kolejne, wydłu­żone do 6 lat kaden­cje – to jest do 2024 r !
Ta roszada, która – jak wynika ze słów Putina na sobot­nim zjeź­dzie rzą­dzą­cej par­tii „Jedna Rosja” – była zakła­dana, już przed czte­rema laty, gdy koń­czyły się dopusz­czane przez Kon­sty­tu­cję rosyj­ską pierw­sze dwie kaden­cje Wła­di­mira Wła­di­mi­ro­wi­cza – jest w isto­cie porażką Rosji. I nie cho­dzi o to, że ”auto­ry­tarny” Putin zastąpi bar­dziej „libe­ral­nego” Miedwiediewa.
To, kto będzie rzą­dził na Kremlu jest rze­czą samych Rosjan. Rzecz nato­miast w tym, że po raz kolejny trium­fuje „demo­kra­cja imi­ta­cyjna”, a nie ta rze­czy­wi­sta. Wszystko to zaś, w imię sta­bi­li­za­cji stwo­rzo­nego przez Putina sys­temu poli­tycz­nego, a w isto­cie – utrzy­ma­nia wła­dzy przez rzą­dzącą klasę poli­tyczną (na wszyst­kich szcze­blach) i przy­na­leż­nych jej przy­wi­le­jów. To także poże­gna­nie z tak nie­daw­nymi nadzie­jami i marze­niami o moder­ni­za­cji i refor­mo­wa­niu Rosji, skoro – jak się oka­zuje – mogłoby to zachwiać sys­te­mem, gro­zić utratą wła­dzy oraz nowym podzia­łem wła­sno­ści… I dla­tego należy na lata zakon­ser­wo­wać ist­nie­jący układ… Zaczyna się – jak piszą nie­któ­rzy – nowa epoka zastoju? Potem będzie kolejny „ruski bunt” i nowa „pie­rie­strojka”? – Być może. Zwłasz­cza, jeśli w wyniku świa­to­wej rece­sji cena ropy spad­nie poni­żej 60 dola­rów za baryłkę.
No i pyta­nie: jaki będzie wpływ tej roszady, tj. powrotu Putina na Kreml, dla sto­sun­ków mię­dzy­na­ro­do­wych? – Dzień po ogło­sze­niu decy­zji „tan­demu”, główni part­ne­rzy zagra­niczni Rosji pospie­szyli z oświad­cze­niami, że nie spo­dzie­wają się jakichś dra­ma­tycz­nych zakrę­tów, bo prze­cież Rosją nadal będzie rzą­dziła ta sama ekipa, w któ­rej – jak teraz mówi się już otwar­cie – sze­fem zawsze był Putin.
Dla nas ozna­cza to jedno: należy oczy­wi­ście bacz­nie obser­wo­wać to, co dzieje się u naszego wschod­niego sąsiada, ale for­muła wygło­szona przed laty w expose pre­miera Donalda Tuska, że ”trzeba roz­ma­wiać z Rosją taką, jaką jest” – powinna obo­wią­zy­wać nadal. Inna poli­tyka byłaby czy­stym awan­tur­nic­twem, nie­zro­zu­mia­łym dla innych. Pod groźbą – co już prze­ra­bia­li­śmy – izolacji.

Sła­wo­mir Popowski
Studio Opinii

niedziela, 25 września 2011

Rewolucja w fizyce. Prędkość światła przekroczona!

Międzynarodowy zespół uczonych poinformował, że neutrino podróżują szybciej od światła. Jeśli doniesienia te się potwierdzą, jesteśmy być może świadkami olbrzymiego przełomu w fizyce.
Antonio Ereditato, rzecznik prasowy grupy, stwierdził, że prowadzone wielokrotnie w ciągu ostatnich trzech lat eksperymenty wykazały, że neutrino wysyłane z CERN-u do włoskiego wykrywacza neutrin Borexino przybywały tam o 60 nanosekund szybciej, niż mogłoby przybyć światło.
„Jesteśmy pewni naszych wyników. Sprawdzaliśmy je wielokrotnie, braliśmy pod uwagę wszystko, co mogło je zakłócić. Teraz chcemy, by sprawdziły je niezależne zespoły naukowe” – mówił Ereditato.
Założenie, że nic nie może podróżować szybciej niż światło wynika ze szczególnej teorii względności Einsteina. Prędkość światła i przekonanie o jej nieprzekraczalności to jeden z kluczowych elementów Modelu Standardowego.
Podczas eksperymentów prowadzonych w ramach projektu OPERA z CERN-u do Gran Sasso wysłano 15 000 wiązek neutrino. CERN od Gran Sasso dzieli 730 kilometrów. Światło przebyłoby taką odległość w 2,4/1000 części sekundy. Neutrino były o 60 nanosekund szybsze. „To maleńka różnica, jednak niezwykle ważna. Odkrycie jest tak niesamowite, że każdy powinien bardzo ostrożnie do niego podchodzić” – dodał Ereditato.

Mariusz Błoński
Wolne Media