Tegoroczna kampania wyprana jest z treści jak żadna inna do tej pory. Tak do końca nie wiadomo, czy jest to wina partii politycznych i sztabów wyborczych, czy może jednak jakości przekazu mediów. Bo media, szczególnie te elektroniczne, są już bardziej tabloidami, niż ośrodkami opinii i kontroli działalności polityków. Króluje narracja, marketing, przekaz wizualny, a nie słowo, dyskusja, program. Choć jest jedno słowo, które w tym roku, przed październikowymi wyborami robi furorę. To słowo
debata.
Wszyscy dyskutują o tym, kto, kiedy i z kim będzie debatował. Jak na drugi miesiąc oficjalnej kampanii wyborczej, odbyła się do tej pory jedna poważna debata telewizyjna, dotycząca spraw ochrony zdrowia. Szefowie najpoważniejszych partii politycznych tokują samodzielnie przed kamerami, jak zrobił to Jarosław Kaczyński w Polsat News i
TVP Info i Donald Tusk w programie Tomasza Lisa w telewizji publicznej. Innych szefów partii trudno zobaczyć w klasycznych debatach przedwyborczych, raczej są to relacje z ”terenu”, ze spotkania z wyborcami. Ale trudno z tych spotkań wyciągnąć jakiekolwiek wnioski co do programów, planów, zamierzeń partii politycznych po wygranych wyborach, lub w opozycji. Wprawdzie wszyscy wszystkim zarzucają brak programu i pomysłów na Polskę, ale jednocześnie twardo trzymają przy piersi swój własny program. I istnieje takie podejrzenie, że tego programu nie mają. Tu w najlepszej sytuacji jest Platforma Obywatelska, która po prostu może zaproponować kontynuację swojego programu i rządzenia, co jak pokazują sondaże, w dłuższym okresie, wyborców zadowala.
Oczywiście, unikanie debat to także pomysł na kampanię. Niektórzy uważają, że oskarżanie innych o unikanie debat, przy jednoczesnym stawianiu własnych warunków i ograniczeń, też może być pomysłem kampanijnym. Celuje w tym Prawo i Sprawiedliwość, które stawia absurdalne warunki Donaldowi Tuskowi i
PO, nie do przyjęcia w demokratycznych warunkach, aby potem jego i polityków jego formacji oskarżać o unikanie spotkań. Najpierw były propozycje spotkań w centrum programowym PiS-u w siedzibie partii na Nowogrodzkiej, teraz z kolej jest dziwaczny warunek zwinięcia białej flagi.
Wszyscy komentatorzy zachodzą w głowę, o co właściwie Jarosławowi Kaczyńskiemu z tą białą flagą chodzi i rozglądają się po budynkach rządowych, czy aby gdzieś może ona nie wisi. Tym bardziej, że te żądanie Kaczyński powtórzył w ciągu ostatnich dni wielokrotnie. Ci bardziej ambitni wiążą to wezwanie szefa PiS-u z jego wcześniejszymi opiniami, że Polska pod rządami Donalda Tuska jest kondominium rosyjsko-niemieckim i że teraz chodzi mu o zaniechanie uległości wobec Moskwy i Berlina. Gdzieś w tle jest oczywiście sprawa smoleńska… Inni twierdzą, że tu chodzi raczej o uległość premiera wobec krajowych oligarchów, bogaczy i zapewne nieśmiertelnego układu…
A tak naprawdę to kolejne zagranie czysto marketingowe, mające kilka celów. Po pierwsze, odłożenie w czasie debaty pomiędzy Kaczyńskim i Tuskiem, ponieważ szef PiS, mając w pamięci spotkanie przedwyborcze w
TVP w 2007 spotkania się po prostu boi. Wie, że wyraźna przegrana może nie tylko przyczynić się do przegranej w wyborach, ale również naruszyć jego pozycję w partii. Po drugie, to gra czysto wizerunkowa, odwołanie się do starego schematu podziału ma „my” – patrioci, „oni” – zaprzańcy, to gra na pokazanie Tuska i
PO jako partii anty polskiej. Po trzecie, to próba ustawienie się w roli tego, który rozdaje karty i dyktuje warunki. Tylko, że te zagrania marketingowe wszyscy już znają i mało kto się na nie łapie…
Jeden z publicystów zwrócił mi uwagę na ciekawe zjawisko. Platforma Obywatelska jest oskarżana, że w swojej działalności kieruje się głównie politycznym
PR, marketingiem i wynikami sondażowymi, ale to właśnie Prawo i Sprawiedliwość bardziej wierzy, że odpowiednie metody politycznego marketingu mogą być podstawą sukcesów wyborczych. Swego czasu duet spin doktorów Michał Kamiński i Adam Bielan prowadził na rzecz PiS kampanie czysto wizerunkowe i marketingowe, ten drugi jeździł nawet do Stanów Zjednoczonych podpatrywać najlepszych w tym fachu. Potem mieliśmy kampanię prezydencką 2010 roku, kiedy widzieliśmy wyciszonego, intelektualnego, stonowanego Jarosława Kaczyńskiego. Pamiętamy jego odniesienia do brata i katastrofy smoleńskiej, ale sprawa rozliczeń, kary i win była głęboko schowana. Najbardziej charakterystycznym elementem kampanii był spot z pianinem w tle i przesłanie do braci Rosjan… Co było potem, po 4 lipca 2010 roku – doskonale pamiętamy. Dziś w ramach marketingu politycznego Prawo i Sprawiedliwość kokietuje środowiska kibolskie, stawiając je na piedestale polskiego patriotyzmu…
Kampania jest w tym roku dla bardziej wyrobionych obserwatorów, bardziej analitycznych, nudna i przewidywalna. Pierwsza czwórka jest właściwie ustawiona w peletonie, gra idzie o to, czy
PJN i Ruch Palikota wejdą do Sejmu. A programy, wyborcy, ich oczekiwania? Jakoś mało kto się z polityków głównych partii tym przejmuje…
Azrael Kubacki
Studio Opinii
O białej fladze mówi Jarosław Kaczyński w rozmowie z dziennikarzami TVP i Polsat News:
Premier Donald Tusk przepytywany z czteroletniej kadencji przez Tomasza Lisa w TVP: