polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Donald Tusk odniósł się do wydarzeń ostatnich godzin. Premier podczas spotkania z nauczycielami podkreślił, że wojna na Wschodzie wchodzi w "rozstrzygającą fazę". — Czujemy, że zbliża się nieznane, Szef rządu wskazał, że zagrożenie jest naprawdę poważne i realne, jeśli chodzi o konflikt globalny. * * * AUSTRALIA: Premier Anthony Albanese i prezydent Chin Xi Jinping odbyli 30-minutowe spotkanie dwustronne na marginesie szczytu G20. Xi Jinping wezwał premiera Anthony'ego Albanese do promowania "stabilności i pewności w regionie" oraz przeciwstawienia się protekcjonizmowi. Chiński prezydent zwrócił uwagę na niedawny "zwrot" w stosunkach z Australią, po zakończeniu gorzkiego, wieloletniego sporu handlowego, w wyniku którego zablokowano dostęp do ponad 20 miliardów dolarów australijskiego eksportu. Pekin wcześniej nałożył szereg karnych ceł handlowych na australijski węgiel, wino, homary i inne towary po tym, jak napięcia osiągnęły punkt krytyczny pod rządami Morrisona. * * * SWIAT: Prezydent Rosji Władimir Putin oficjalnie podpisał nową narodową doktrynę nuklearną, która nakreśla scenariusze, w których Moskwa byłaby upoważniona do użycia swojego arsenału nuklearnego. Dwa głowne punkty odnoszą się do agresji któregokolwiek pojedynczego państwa z koalicji wojskowej (bloku, sojuszu) przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom. Będzie to uważane za agresję koalicji jako całości. Agresja jakiegokolwiek państwa nienuklearnego przeciwko Federacji Rosyjskiej i/lub jej sojusznikom przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego będzie uważana za ich wspólny atak. Federacja Rosyjska zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej w odpowiedzi. * Rosyjskie Siły Zbrojne po raz pierwszy użyły hipersonicznej rakiety balistycznej średniego zasięgu Oresznik przeciwko celom wojskowym na terytorium Ukrainy. Celem był teren produkcyjny zakładów wojskowych Jużmasz w Dniepropietrowsku.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

środa, 9 marca 2011

Harcerska wyprawa: Alice Springs - Darwin


Budzimy się rano w Alice Springs w samochodzie na parkingu. Było bardzo duszno więc postanowiliśmy spać przy otwartych oknach i drzwiach. Prawie do północy Kasia pełniła wartę. Później jednak czuwaliśmy wszyscy zrywając się na każdy dźwięk. W nocy komary dały nam popalić. W dodatku około godziny 6 słońce zaczęło wstawać, więc w samochodzie zaczeło robić się goręcej. Przedpołudnie postanowiliśmy spędzić w tej uroczej miejscowości Aborygenów poznając ich kulturę i obyczaje. Alice Springs to małe nowoczesne miasto zamieszkane przez około 22 tysiące osób. Większość mieskzańców stanowią tu Aborygeni,   będący rodowitymi mieszkańcami tych ziem.


Spacerując po głównej ulicy Alice- bo tak mówi się o miasteczku- wchodziliśmy do każdego sklepu z pamiątkami. Ale, wiadomo jak to sklepy z suwenirami- wszędzie pamiątki z pobytu w Australii „made in China”. Bardzo nam się to niepodobało więc szukaliśmy prawdziwych wytworów sztuki aborygeńskiej. Na ulicy od jednej kobiety kupiliśmy tkaninę z rysunkami- jak nam tlumaczyła była to tęcza. Od innej Aborygenki natomiast kupiliśmy kamień w kolorowe kropki. Ta również tłumaczyła nam, że to tęcza. Nam nadal było mało, więc spacerując tak w upale natknęliśmy się na likwidujący się sklep, po którym pozostał jedynie brud i kilka pamiątek. Dla nas prawdziwy raj. Wygrzebaliśmy w sklepiku 3 didgeridoo- ceremonialny aborygeński instrument muzyczny,  australijską tablicę rejestracyjną, kapelusz  oraz kilka innych oryginalnych pamiątek po wyjątkowo niskiej cenie- pół darmo. Humory więc bardzo nam dopisywały. Druhowi Albertowi jednak było mało. Caly czas gnębiło go przeczucie, że w tym „czarodziejskim” sklepie ukrywa się coś jeszcze.

 Postanowiliśmy więc wrócić. Sklep jednak był zamknięty. Podjechaliśmy  do KFC, ale tylko po to, by skorzystać z toalety i dziwnym trafem spotkaliśmy tam właścicieli sklepu. Odczekawszy nim zjedzą posiłek wróciliśmy z nimi do skarbca z aborygeńskimi pamiątkami. Druhowi Alberowi udało się jeszcze wynaleźć kilka fantastycznych rzeczy. Miejmy tylko nadzieję, że uda nam się to przewieźć w całości do Polski. Kolejnym punktem zwiedzania Alice miały być ciepłe źródełka, które jak opisywał nasz przewodnik są doskonalym miejscem na piknik i orzeźwiającą kąpiel. Spragnieni wody poszukiwaliśmy tego miejsca, jednak po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Próbujac wydostać się z miasteczka skręciliśmy jeszcze do skansenu stacji telegraficznej, która prowadziła z południa (Adeljda) na północ do Darwin. Poszukując dogodnego miejsca na przyrządzenie obiadu natrafiliśmy na jeziorko. Woda jednak nie nadawała się do kąpieli, więc szybko wcinając pyszny obiad (makaron z sosem pomidorowym i mięsem) ruszyliśmy w stronę Darwin. Droga przebiegała pomyślnie, wszystko szło zgodnie z planem opracowanym jeszcze w Polsce. Wieczorem w miejscowości Tennant Creek postanawiamy zatankować nasze auto, gdyż stacyjka wskazuje już rezerwę. I tutaj właśnie, na stacji benzynowej, rozpoczyna się niezaplanowana przez nikogo przygoda. A zacząła się ona tak: dojeżdżamy na stację. Jest godzina 21 i pan właśnie przkręca na drzwiach tabliczkę „close”. Szybka akcja. Albert wyskakuje, łapie za pistolet do tankowania, Iwona mówi, że pan zamyka, Kasia powtarza, jednak trochę za cicho. Więc powtarza jeszcze raz, jednak w tym samym czasie Albert odklada pistolet. Kasia powtarza, tym razem głośniej: pan już zamyka. Albert odwraca się by znów wziąć pistolet, który podaje mu Krzsztof i tankuje. Iwonka płaci i wszystko wygląda jak byłoby w najlepszym porządku. Wychodzi ze stacji i…. okazuje się, że zamiast diesla zatankowaliśmy benzynę bezołowiową. No i skucha. Prosimy pana o pomoc jednak on już idzie do domu i nie jest w stanie nam pomóc. Dzwoni do szefa i okazuje się, że około 4 rano na stację przyjedzie właściciel. Spychamy więc samochód na bok i czekamy do rana. Całe szczęście, że nie odpaliliśmy silnika. Wtedy mielibyśmy jeszcze większe kłopoty. Sprzedawca ze stacji zostawił na kluczyki do toalety, gdzie był prysznic. To był plus całego tego wydarzenia. Gdy jednak zobaczliśmy toalety mina nam zrzedła. Wszedzie były duże zielone koniki polne (nie wiem, czy w Australii tak one się nazywają, ale w Polsce na pewno). Szlak pod prysznic przetarła Kasia, która wykąpała się pierwsza. Próbujemy zasnąć w samochodzie. Gorąco, wszędzie bzyczące komary, po drugiej stronie ulicy hałasujący Aborygeni. Wraunki mało sprzyjające zaśnięciu, jednak zmęczenie po całym dniu daje się we znaki. Szybko zasypiamy. Wstajemy około 4:30 by porozmawiać z właścicielem stacji o naszym „big problemie”. Okazuje się, że mechanik może przyjechać dopiero o 8. Zapadamy więc spowrotem w drzemkę. O 8 podjechał do nas mechanik. Opowiedzieliśmy mu, co nam się przytrafiło i kazał nam chwilę poczkeać. Wrócił już innym samochodem ze swoim pracownikiem i scholowali nas do zakładu mechanicznego. Spuścili źle zatankowaną benzynę i wlali kupionego przez nas diesela. Przyszedł momemt zapłaty. Wystraszeni ruszliśmy do biura, nastawieni na opowiadanie o naszych dokonaniach z projektu „Korona Ziemi”, o   nas jako skautach z Polskich, „no money” i innych kawałków, byleby cena za usługę była jak najniższa. Bossa nie było. Okazało się jednk, że nic nie musimy płacić. Wow!!! Dla nas pozytywny szok. Wręczamy pracowikowi nasz folder z wyprawy, robimy sobie pamiątkowe zdjęcie. „Good luck” i jedziemy dalej. Zaczynając wyciągać wnioski z naszej przygody dochodzimy do wniosku, że więcej w niej plusów niż minusów. Humory znów są dobre, wszyscy się śmieją i jest super.

Droga  do Darwin. Ponad 1500 kilometrów. Straciliśmy trochę czasu więc teraz musimy nadrobić. Śniadanie (płatki z mlekiem i kanapki z tuńczykiem) jemy w samochodzie w czasie jazdy. Krajobraz za oknem zaczyna się zmieniać. Pojawia się coraz więcej wysokich drzew, a trawa w tych okolicach w porze deszczowej rośnie do 9 metrów na miesiąc. Akurat wypada pora deszczowa, więc co chwila doganiamy deszcz. Jednak ciepłe krople nie są orzeźwieniem dla organizmu. Coraz częściej przy drodze pojawia się znak „floodway”, a kilka metrów dalej woda na asfalcie. Ciągle rozglądamy się na boki poszukując coraz większych kopców termitów. Jak na razie największy miał około 2 metrów wysokości nad powierzchną ziemi. Znów zapala nam się lampka kontrolna. Następna stacja za 114 kilometrów, więc z duszą  na ramienu jedziemy przed siebie. Okazuje się jednak, że stacja, która przez ostatnie kilometry była naszym celem spaliła się. Niedaleko stoi „hotel”, gdzie mają na sprzedanie paliwo, ale dwa razy droższe niż na stacji. Jednak jest to nasza ostatnia deska ratunku, więc bierzemy 10 litrów za $30. Przy tym „hotelu” zwiedzamy zoo z krokodylami, dużą ilością kolorowych papug oraz małym kangurkiem. Ruszamy dalej przed siebie i po kilkudziesięciu kilometrach dojeżdżamy na stację. Bezpiecznie tankujey diesla, sprawdzając trzy razy co tankujemy.
Wieczorem dojeżdżamy do Darwin 1 marca przejechane w sumie ponad 6000tys kilometrów od jutra juz tylko w dół.

Iwona Waśkiewicz

wtorek, 8 marca 2011

Paweł Gospodarczyk podsumowuje Kościuszko Run 2011

Bumerang Polski ponownie rozmawia z Pawłem Gospodarczykiem, prezesem Strzelecki Heritage Inc. tym razem po zakończonym biegu Kościuszko Run. Wywiad przeprowadził Krzysztof Bajkowski.

Krzysztof Bajkowski: Impreza ktorej byl Pan inicjatorem i organizatorem po raz drugi - Kosciuszko Run -szczesliwie  dobiegla konca, mimo niepewnosci pogodowej poprzedniego dnia. Czy wszystko przebieglo wg planu? Czy napotkaliscie się na ew.  niespodziewane trudnosci?

Pawel Gospodarczyk: Witam ponownie i dziekuje bardzo za wlaczenie się medialne  Bumeranga Polskiego w Kosciuszko Run 2011.
To prawda,  że od tygodnia od rozpoczęcia biegu śledziliśmy pogodę w Charlotte Pass i przyznam się, że to nie było przyjemne uczucie. Prognoza z dużych opadów przechodziła na słabsze i ponownie na obfite opady. Ernestyna z Pulsu Polonii nawet rzuciła hasło do modlitwy. John Harding z australijskiej organizacji był oficjalnym przedstawicielem i z trzema współpracownikami mieli ten bieg rozpoczać i sędziować. Kilka dni przed biegiem otrzymałem maila od Johna z ostrzeżeniem, że KR 2011 może się  nie odbyć na szczyt z powodu spodziewanych dużych opadów. Rzeczywiście piątek był bardzo zimny i mokry, ale dzień sobotni przywitał nas blękitnym niebem z małą ilością białych chmurek. Trudno opisać naszą radość i możliwość rozpoczęcia KR 2011 na czas i na szczyt Mt. Kosciuszko. Pyta się Pan czy napotkaliśmy trudności - oczywiście, że tak i to jest częścią każdej imprezy. Mieliśmy kilkanaście osób chętnych do pomocy i prawie wszystko udało się nam bez wiekszych problemów. Tym wszystkim bardzo dziękujemy za poświecony czas i energię, którzy wnieśli w naszą imprezę.

 Nieco ponad 20 osob brało udział w biegu, a ilu ludzi przybyło aby kibicowac zawodnikom i towarzyszyc imprezie?

Spodziewaliśmy sie dużo więcej uczestników, ale mieliśmy przestoje i opóznienia w organizacji Kosciuszko Run 2011. Jak to często bywa w życiu i nie tylko  -  uczymy się na błędach.
Dlatego też przygotowania do przyszlorocznej imprezy rozpoczęły się jeszcze przed rozpoczęciem KR 2011. W piątek 11 lutego mieliśmy spotkanie w Canberze z panem Nickiem Manikisem dyrektorem National Multicultural Festival i od niego padła propozycja żeby Kosciuszko Run i Strzelecki Walk 2012  zostały częścią festiwalu w przyszłym roku. Odbędzie się Strzelecki Fun Run 2012  w piatek w Canberze, a w kolejną niedzielę odbędzie się Kosciuszko Run 2012.  Dodam tylko, że statystyka odwiedzin naszej strony internetowej ciągle wzrasta i przez 2 miesiące 2011 roku mieliśmy zainteresowanie 1682 osób z 36 krajów.

Bieg górski nie należy do najlatwiejszych. To naprawdę wielki wysilek. Najmlodszy uczestnik 24 lata najstarszy 66. Jak oni wspominali swoje uczestnistwo w nim?

Osobiście miałem kontakt tylko z kiloma biegaczami i uważali, że Kosciuszko Run 2011 był sukcesem.
Dla nas garstki zapaleńców z Melbourne pomimo pewnych niedociągnięć organizacyjnych i zbyt małej ilości zawodników i publiczności uważamy, że każdy nawet najmniejszy krok do przodu  w  promowaniu naszych bohaterów narodowych jest już bardzo dużym sukcesem. To, że rozpiętość wiekowa jest tak duża też jest dowodem, że są zawodnicy w różnym wieku, którzy mają podobne zainteresowanie tym biegiem.
Biegi górskie nie są łatwymi biegami i wymagają specjalnych przygotawań, ale jest dość sporo zawodników, ktorym bieganie po nizinach nie jest wystarczającym wyzwaniem i właśnie dla nich organizujemy ten bieg, a za kilka lat będziemy mieli Światowe Mistrzostwa Biegów Górskich w Australii. 

 Była również dodatkowa atrakcja: wjazd rowerami na Mt. Kosciuszko. Tego nie było w programie. Kto wpadł na taki atrakcyjny pomysł?

Tak, przyznaję się - bardzo lubię ten sport.  To chyba po moim ojcu który był kolarzem ja mam zamiłowanie do rowerów. Jeżeli będziemy mieli wystarczającą ilość zapaleńców to możemy uwzględnić wjazd rowerowy na Mt Kosciuszko w przyszłorocznym programie.
W tamtym roku tez mielismy rowery. Używalismy je dla wolontariuszy i obsługi, żeby móc się szybciej przemieszczac. W tym roku wypożyczylismy 20 rowerów górskich, z których można było skorzystac. Wjazd pod górę w drodze na Mt Kosciuszko moze nie jest zbyt latwy, ale sam zjazd z powrotem jest bardzo miły  i przyjemny. W niedziele mielismy wymarzoną piekna pogodę na to. 

 Jak w ogóle  Australijczycy odbierają Kosciuszko Run? Mają świadomośc jakim postaciom (Kosciuszko , Strzelecki) dedykowana jest ta impreza?

Nasze środowisko australijskie żyje sportem. Jak do tej pory mamy wspaniały odzew i poparcie. Robimy co możemy i Kosciuszko Run jest jednym ze sposobów zapoznania i propagowania naszych bohaterów szerszej publicznosci tutaj w Australii, ale rownież wszedzie, na całym świecie.
  Kosciuszko Run towarzyszyl rownież program kulturalny. Czym byl on wypelniony?

Dzieki Pulsu Polonii  w osobie Ernestyny Skurjat i osobom jej pomagającym mieliśmy bardzo ładny program z udziałem artystów i muzyków lokalnych jak i zagranicznych. W szczególności wspomnę naszych wspaniałych gości - młodzież z Chicago oraz  Zosię i Gosię Kaszubskie z Melbourne, które nie tylko nam wypełniły czas muzyką i śpiewem, ale poruszyły nasze serca i dusze.

Wspominal mi Pan wcześniej , że przy nastepnych tego rodzaju imprezach niezbędne będą poprawki i lepsza organizacja. Co zamierzacie w tym względzie  uczynic?

Każde przedsięwzięcie jest jak mała roślinka czy nawet małe dziecko, które na początku porusza się na czworakch i zdobywa siły, żeby odważyć się stanąć i iść. Rozwój i postęp nie jest spontaniczny, ale przez systematyczną pracę i trening możemy dojść do sukcesu. Bedziemy skrupulatnie robic co w naszej mocy, żeby z roku na rok iść naprzód i wpisać Kosciuszko Run na stałe w kalendarz biegów międzynarodowych.  

 Dla wielu wyjaz pod Góre Kosciuszki to ogromna wyprawa, kilkaset kilometrów zarówno z Melbourne jak i z Sydney, stad niewielu przyjechalo, choc wielu bylo duchowo obecnych z Wami.  Czy nie zastanawialiscie sie, aby  podobną imprezę w przyszlosci zrobic w jednej z tych dwoch metropolii? Np. bieg,  rajd pieszy lub rowerowy. Z pewnością byloby wieksze zainteresowanie chociazby z pragmatycznego punktu widzenia... 

Tak ma Pan rację, ale jak wspomniałem wcześniej naszym głównym zainteresowaniem jest wszystko co dokonał Sir Pawel E. Strzelecki i sama góra -Mt Kosciuszko. Na pewno będziemy działali lokalnie i w Melbourne i w Sydney, ale potrzebujemy czasu i środków, żeby się rozwinąć. Jak do tej pory nie spotkaliśmy nikogo z Polonii z naszego australijskiego podwórka sportowca, biegacza, lekkoatletę czy miłośnika biegów, którzy by mogli nas ubogacić swoim doświadczeniem i rutyną. Mamy kilku aktywnych biegaczy z Sydney, a z Melbourne mamy tylko jednego i jedynego zawodnika. Plany można mieć, ale bez aktywnego poparcia droga będzie wyboista i naprawdę pod górę.
W tamtym roku w Korbielowie na spotkaniu z przedstawicielami Państwowego Instytutu Geologicznego zaproponowano, żeby nasza organizacja Strzelecki Heritage Inc. była organizatorem biegu podczas imprezy, którą Instytut planuje tego lata w Kazimierzu. To będzie wspaniała okazja, żeby również nasz kraj wiedział, że Polonia działa i zabiega o pamięc naszych bohaterów.

I na koniec poprosze o ogóle wnioski. Czy jest Pan zadowolony z  imprezy? Czy cele imprezy Kosciuszko Run zostaly wypelnione?

Na pewno tak. Słyszałem jak niektórzy próbowali ocenić KR 2011 dając 6 punktów z 10. Ja to widzę inaczej: każda próba i promocja jest już 10 na 10. Na pewno zmiany, poprawki i udoskonalenia są czymś normalnym. Kosciuszko Run jest dopiero dzieckiem, ktore ma dopiero 2 lata. Za następne 2 do 3 lat będziemy mieli imprezę międzynarodową i ze Światowymi  Mistrzostwami  Biegów Górskich będziemy mogli Mt Kosciuszko z Kosciuszko Run umieścić na światowej mapie biegów górskich. To jest nas cel, ale ta droga jest dużo cięższa niż ta na Mt Kosciuszko i potrzebujemy dużo treningów, nauki i pomocy, żebyśmy mogli sprostać temu wyzwaniu. Przypuszczam, że nasi bohaterowie Strzelecki i Kosciuszko byliby z nas dumni, że to co oni rozpoczęli my staramy się podtrzymac i kontynuować, tak aby pamięć o nich nigdy nie została przykurzona.
Dziekuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Bajkowski

poniedziałek, 7 marca 2011

Wieczór chopinowski: „Chopin – A Longing Heart”

Konsulat Generalny w Sydney zaprasza na Wieczór chopinowski „Chopin – A Longing Heart” z udziałem artystów z Canberry oraz Krzysztofa Małka, 12 marca, godz. 19.00.

niedziela, 6 marca 2011

Szyc zagra Wałesę w nowym filmie Wajdy!

Dziś Andrzej Wajda - reżyser, na którego filmach wychowały się trzy generacje współczesnych Polaków obchodzi 85. urodziny. Sędziwy i najbardziej zasłużony dla polskiej kinematografii reżyser nie odpoczywa i przygotowuje sie do swojego kolejnego filmu, mimo, że jego  niedawne  dzieło „Katyń” nieprzerwanie robi światowa karierę. Nową produkcją  będzie  długo zapowiadany film o legendzie solidarności i prezydencie RP – Lechu Wałesie.
Kilka dni temu  ogłoszono, kto obsadzi tytułową rolę. Pod uwagę brane były  takie gwiazdy kina jak   Piotr Adamczyk, Bogusław Linda  czy Maciej Stuhr. Ostatecznie wybór padł na Borysa Szyca.
 Film ma byc skończony jeszcze jesienią tego roku. Scenariuszem zajął się prozaik i dramaturg Janusz Głowacki.

Więcej: Se.pl


Exclusive: Tatiana Okupnik dla Bumeranga Polskiego

Tatiana Okupnik udzieliła  wywiadu  Bumerangowi Polskiemu.  Jest to pierwszy wywiad dla mediów w Australii, przed wydaniem nowej płyty artystki pt: "Spider Web". Wywiad przeprowadził Krzysztof Bajkowski.


 Tatiana Okupnik znana jest Polonii australijskiej głównie jako frontmenka  zespołu Blue Cafe. Jej uwtor „Do nieba, do piekła” wielokrotnie nadawaly polskojęzyczne  rozgłosnie radiowe w Sydney. Wraz z zespołem Tatiana brała udział w licznych festiwalach polskich i w konkursie Eurowizji w Stambule. Od 2005 roku rozpoczęła karierę solową.   Charakterystycznej emisji  głosu  Tatiany nie sposób nie rozpoznać. Artystka  jest teraz w Londynie i przygotowuje solową płytę, która może być szansą na międzynarodowy sukces. Dodajmy, nie często spotykany sukces polskiej wokalistki.

Krzysztof Bajkowski:  Witam Ciebie z Antypodów w Bumerangu Polskim . To chyba Twój pierwszy wywiad na taką odległość? 

Tatiana Okupnik: To prawda:)
 Wszystko wskazuje na to , że robisz błyskotliwą karierę muzyczną i to na arenie międzynarodowej, ale  przecież z zawodu nie jesteś muzykiem? 
Sting też nie;) Ja ukończyłam romanistykę na Uniwersytecie Łódzkim i jezyki, którymi władam bardzo się przydają w kontakcie z publiczności podczas koncertów. Muzyk interesowłam się od dziecka. To moja pasja.

  Co to będzie za płyta, której premiera zapowiadana jest teraz na początek maja? Co w niej prezentujesz pod wzgledem muzycznym i jaki jest jej przekaz tekstowy?

Album "Spider web" to płyta popowa z twistem w strone funky, soulu, jazzu. Bogate aranżacje na smyki i sekcje dętą sprawiają, że album brzmi bardzo soczyście. To co łączy utwory to silne linie wokalne. Wielu dziennikarzy z Wielkiej Brytanii po wysłuchaniu albumu porównało go do muzyki do James'a Bond'a. Ja tylko mogę się z tego cieszyć, ponieważ Tina Turner, Gladys Knight, Shirley Bassey to jedne z moich ulubionych wokalistek. O tekstach nic nie powiem, ponieważ mam nadzieję, że rodacy mieszkajacy w Australii skuszą się na mój nowy album. A może nawet zachęcą swoich australijskich znajomych do wysłuchania paru utworów;)

 Ale wcześniej byłaś w Stanach Zjednoczonych i zrobiłaś tam  swą pierwszą solową płytę i to dzieki Michalowi Urbaniakowi. Przybliż nam, proszę troche tę historię. Jak długo tam pracowałaś? 

Michal Urbaniak to osoba, która zawsze mnie wspierała I wierzyła we mnie. Zaprosił  mnie na jeden ze swoich koncertów, który grał w Łodzi z muzykami ze Stanów. Wystąpiłam gościnnie i po koncercie perkusista Lenny White wyraził chęc współpracy ze mną. To było bardzo miłe biorąc pod uwage fakt, że wcześniej pracował  m.in. z Chaka Khan, Rachel Ferrell czy  w Return to Forever z Chick'iem Coreą. Wyjechałam do Nowego Jorku gdzie napisaliśmy mój pierwszy solowy album "On my own". Wydany był w Polsce i okrył się złotem. Spedziłam w USA ok 6 miesiecy podróżujac do Łodzi na sesje egzaminacyjne. To był bardzo intensywny czas, który wspominam z uśmiechem na twarzy. 
Wrociłam do USA w 2008 roku i nagrałam duet z Wyclef'em Jean'em. Podejrzewam, ze gdyby Michal Urbaniak nie poznał mnie 2 lata wcześniej z Lenny'm White'em do tak ważnego wydarzenia w moim artystycznym cv by nie doszło.

Za kilka dni cała Wielka Brytania uslyszy Cię w programie telewizyjnym BBC. Rzadko słyszymy o takich występach polskich artystów.  Zaprezentujesz się szerokiej , wymagającej brytyjskiej publicznosci...
To niesamowite jak informacje, które zamieszczamy na mojej stronie http://www.tatianaofficial.com/ sa przerabiane i  zaczynają żyć swoim zyciem. To nawet zabawne dowiedzieć się, że wystep w BBC przed branżą muzyczną- radiowcami, prasą, wytwórniami fonograficznymi zamienia się w występ w show telewizyjnym przed całą Wielką Brytanią;)) Pomimo tego, że mój występ 9 marca  nie będzie mial miejsca w tv tylko w radio, to jest to bardzo ważny koncert. Pojawią się na nim ludzie reprezentujacy brytyjską branżę muzyczną. Sam fakt, ze moge sie tam zaprezentować dobrze wróży, ponieważ BBC nie pozwala na showcase wszystkim.

 Wydaniu krążka towarzyszy promocyjny  teledysk. Zdaje się , że nie był tani. Była tam ogromna pajęczyna z  diamentami... Jak wyglądało samo nagranie tego teledysku? 

To był długi dzień. Zaczęłam o 7 rano a ostatni klaps padl ok północy. Ale opłacało się. Jestem zadowolona z efektu mam nadzieje, ze teledysk się podoba. Biorac pod uwage ilość wejść na strone w celu obejrzenia teledysku (23 tysiace w ciagu pierwszych 5 dni) chyba jest nieżle;) Ciekawostką jest fakt, że po ponad 20 latach założyłam pointy specjalnie na potrzeby teledysku. No ale nie moge narzekac bo sama to sobie wymyslilam;)
Z kim wspólpracujesz w wydaniu nowej płyty? Kto Ci to wszystko organizuje?
Organizacją działań zajmuję się mój manager Dave Fowler. To on poznał mnie z Tim'em Hutton'em, z którym tworzylismy album. Tim jest niezwykle utalentowanym kompozytorem i muzykiem, który gra prawie na każdym instrumencie zaczynając od puzonu a kończac na perkusji. Poza tym ma duże doświadczenie, ponieważ pracował z the Prodigy, Ian'em Brown'em czy Amy Winehouse. To on stworzył "Song for Mutya" zespołu Groove Armada. Bardzo dobrze się rozumielismy i twierdzę, że jest to moja najlepsza produkcja. Utwór "Spider web", który jest pierwszym singlem podarowal mi natomiast Denis Ingoldsby. Denis to człowiek stojacy za sukcesem  Tatu, Ndubz, Tayo Cruz. Współpracował też z Nelly Furtado i Justinem Timberlake. Cieszę się, ze teraz pomaga Tatianie;)


 Kiedy płyta ukaże się w Polsce, kiedy w Australii?

Płyta ma swoją miedzynarodową premierę 1 maja a 18 kwietnia ukazuje się singiel. Najpierw będzie  dostępna na ITunes. Fizyczne wydanie albumu w poszczególnych krajach nie zależy tylko ode mnie. Na początku nasza promocja skupia się na UK.

 Wielu młodych  ludzi mających jakiś tam talent muzyczny probuje osiągnąć odrobinę sukcesu.  Masz może dla nich  receptę na jego osiągniecie? 

Twierdzę, że najważniejsze są- wiara w swoje możliwości i wytrwałość w dążeniu do celu. Jednak poza tymi, wg mnie podstawowymi czynnikami, jest wiele dodatkowych, od których też zależy nasze powodzenie. Mam na mysli m.in. pracowitość czy też odrobina szczęcia.
 Kto z muzycznych osobistosci jest dla Ciebie wzorem, albo kto jest inspiracją dla Ciebie jako wokalistki?
Jak wspomniałam podziwiam Chake Khan, Shirley Bassey, Tine Turner, Rachel Ferrell. A z młodszego pokolenia na mojej liście znajdują się Erykah Badu, Jill Scott, Melody Gardot.

 Czy Twoja firma promocyjna organizuje w tym roku tournee po Europie, może po świecie? Są już jakieś detale koncertów?

Pojawiły się propozycje z Polski z czego się bardzo cieszę. Przygotowywane są koncerty w Wielkiej Brytanii. Najlepiej obserwować moją stronę http://www.tatianaofficial.com/
 Powiedz na zakończenie czy masz może plany przylecieć do Australii i tu wystąpic?  Australijczycy lubia taki  luz, jaki  jest w Twoim śpiewie i tekstach. No a Polonia, która bardzo rzadko słyszy artystów z Polski na  żywo, byłaby uraczona.

Marzą mi się występy w Australii także jeżeli są chętni organizatorzy koncertów zapraszam do mojego managera:)) Poza koncertami chętnie spotkałabym się z bardzo dobrym aktorem i bliską mi duszą Jackiem Komanem, który mieszka w Australii. Do tej pory zawsze on przylatywał do Europy. Może w końcu ja polecę do niego.
 Coś może chciałabyś dodać na sam koniec?
Bardzo mnie ucieszył ten wywiad. To niesamowite, ze z tak daleka do mnie dotarł. Dziekuję za zainteresownie I mam nadzieję na zobaczenie się w Australii na moich koncertach;) Pozdrawiam.

      Dziekuje za rozmowę

Rozmawiał Krzysztof Bajkowski

Wiecej o Tatianie w Bumerangu Polskim