polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Andrzej Duda podpisał Ustawę z dnia 6 grudnia 2024 r. o zmianie ustawy o dniach wolnych od pracy oraz niektórych innych ustaw. Ustawa przewiduje ustanowienie dnia 24 grudnia - wigilii Bożego Narodzenia - dniem wolnym od pracy. Nowe prawo zacznie obowiązywać od przyszłego roku. Projekt ustawy o wprowadzeniu wolnej Wigilii złożyła w Sejmie Lewica. * * * AUSTRALIA: Były dyrektor generalny Nine, Hugh Marks, został ogłoszony nowym dyrektorem zarządzającym ABC i zastąpi odchodzącego Davida Andersona od marca 2025 roku na pięcioletnią kadencję. W latach 2015-2021 Marks pełnił funkcję dyrektora generalnego Nine i nadzorował fuzję firmy z Fairfax w 2018 roku, która stworzyła największą kompanię medialną w Australii. * * * SWIAT: Donald Trump ogłosił chęć kupna, należącej do Danii, Grenlandii. Prezydent elekt USA uważa kontrolę nad wyspą za "absolutną konieczność”. We wtorek oświadczył, że Stany Zjednoczone potrzebują Grenlandii "ze względu na bezpieczeństwo narodowe". Dodał, że nie wyklucza użycia siły, by zrealizować ten cel.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

środa, 16 lutego 2011

MEZO pozdrawia z Ashfield

MEZO czyli Jacek Mejer, znany poznański raper wypoczywa  obecnie w Australii. Wkrótce, jak wczesniej zapowiadaliśmy  wystąpi  w Polskim Klubie w Ashfield. Bumerang Polski jest patronem medialnym imprezy.   Oto promocyjne video przedkoncertowe:




Jacek Mejer znany w środowisku muzycznym jako Mezo urodził się w roku 1982 w Poznaniu. Muzyką hip hopową na poważnie Mezo zaczął zajmować się już od drugiej połowy lat 90tych, nagrywając takie płyty jak między innymi Mezo, Demo, czy Słowem.

Pierwszy większy sukces w karierze Mezo osiągnął w roku 2003, gdy renomowana wytwórnia muzyczna UMC Records wydała jego płytę „Mezokracja”, która w bardzo krótkim okresie czasu sprzedała się nakładem ponad 20 000 egzemplarzy. Jednymi z najbardziej znanych utworów z promujących pierwszą płytę Libera były takie kawałki muzyczne jak: „Aniele”, „Mezokracja”, czy „Żeby nie było”.

W roku 2004 Mezo postanowił nagrać utwór „Panczlajner”, który był odpowiedzią na mocną krytykę środowiska hip hopowego, w którym Mezo przez wielu znanych rapperów uznawany był za postać zbędną. Tytuł utworu powstał na bazie połączenia polskiej wersji słów „punchline” – oznaczających w skrócie mocny wers napisany przez muzyka, chwalący jego umiejętności, czy też obnażające słabe strony przeciwnika, oraz „Lajner”, a więc nazwy zespołu utworzonego przez Mezo. Jacek Mejer w ten sposób skomentował wydanie utworu:

„Mój honor jak i hip hopowa tradycja nie pozwalają mi pozostać obojętnym atakom, które coraz częściej przeprowadzają na mnie ludzie uważający się za znaczące postacie w polskim środowisku hip hopowym. Jestem przekonany, że mam właściwe racje, a ten kawałek powinien tylko i wyłącznie to potwierdzić” – powiedział Mezo.

W lipcu tego samego roku Mezo zdecydował się na nagranie kolejnego utwory „Taki robię rap”, który miał być drugą odpowiedzią na kierowaną na niego krytykę.

Do pracy nad swoją kolejną płytą Jacek Mejer zaprosił swojego przyjaciela i producenta muzycznego – Tabbe. Ich wspólna płyta pt. „Wyjście z bloków” pojawiła się na rynku w lutym 2008 roku i zyskała bardzo dużą aprobatę wśród miłośników polskiego hip hopu. Na albumie gościnnie wystąpili tacy artyści jak między innymi: Liber, Aro, DJ Spox, Owal/Emcedwa, Pan Duże Pe, a także: Kasia Wilk oraz Ania Karwan. Na krążku znajdowało się, aż 18 kawałków, a utworem promujący album „Wyjście z bloków” był singiel „Niema nic”.

W czerwcu 2006 roku Mezo wziął w udział w nagraniu piosenki „Czerwiec”. Utwór został zrealizowany jak uświetnienie obchodów 50 rocznicy Poznańskiego Czerwca. Produkcją beatu do tego kawałku zajął się przyjaciel Meza – Tabb. „Czerwiec” został oficjalnie przedstawiony na konferencji prasowej, która została przeprowadzona w Urzędzie Miasta Poznań 5 kwietnia 2006 roku. To właśnie wtedy Jacek Mejer postanowił zaprezentować podczas koncertu „Szacunek dla Poznańskiego Czerwca. We wrześniu 2006 roku MEzo wraz ze Szczęsniakiem wystąpił na Sopot Festiwal 2006 prezentując utwór „wstawaj”.

16 października tego samego roku nastąpiła kolejna premiera płyty Meza „Eudaimonia”. Znalazło się na niej 16 bardzo ciekawych kompozycji, w których dominuje przede wszystkim konkretny przekaz i bardzo bogata treść.

Oprócz wielu nagrań solowych Mezo podczas swojej kariery muzycznej pojawił się także na wielu gościnnych nagraniach muzycznych swoich znajomych jak i przyjaciół po fachu. Należy tu wymienić przede wszystkim współpracę z tak popularnymi artystami jak chociażby: m.in. Owala/Emcedwa, Pana Duże Pe, Ascetoholix, Libera, Slums Attack. Mezo był także jednym z prowadzących audycji hip hopowej pt. „"Bless Da Mic".

Oprócz działalności artystycznej, Jacek Mejer studiował politologie na uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Muzyk interesuje się dodatkowo socjologią, historią, filozofią. Jest zagorzałym kibicem Lecha Poznań, którego barwy w przeszłości reprezentował jako junior.
Polski Hip-Hop

wtorek, 15 lutego 2011

Oczekiwania

Bronisław Komorowski jest najlepiej ocenianym politykiem w Polsce. W grudniu 2010 roku ponad 55% respondentów dobrze oceniało jego pracę. Jak długo uda się utrzymać tak dobre wyniki? Nie wiem, ale chyba jednak nie za długo, jeżeli obraz prezydentury będzie wyglądał, jak do tej pory.

 Dla porównania, Lecha Kaczyńskiego w lutym tego samego roku, a więc na dwa miesiące przed katastrofa pod Smoleńskiem źle oceniało 65% respondentów. I to powinno być miarą oceny, pomimo tego, jak styl prezydentury Komorowskiego jest oceniany. A jest oceniany równie krytycznie, jak jego poprzednika, tylko przy użyciu jeszcze ostrzejszych sformułowań.
Merytoryczna ocena pracy prezydenta i jego kancelarii nie wypada dobrze. Jeżeli przyjrzymy się składowi kancelarii, to stwierdzamy, że jest on zrównoważony i merytoryczny, czysto urzędniczy. Jeżeli jednak popatrzymy na efekty pracy – sprawa wygląda już gorzej. Nie widać inicjatyw wyprzedzających, nie widać znaczących sukcesów, nie widać aktywności legislacyjnej. Dobre pomysły, jak stałe spotkania eksperckie dotyczące ważnych spraw społecznych, przechodzą niezauważone. Jest to wynikiem tragicznej polityki informacyjnej kancelarii, brak rzecznika prasowego i oddanie inicjatywy do występowania w mediach ministrom i doradcom nie jest dobrym pomysłem. Ostatnia wypowiedź ministra Sławomira Nowaka, że w Davos jest nudno i nie ma po co tam jeździć – to tylko jedna z wielu gaf. Sam prezydent popełnia ich bez liku i czas wreszcie, aby ktoś nad jego wystąpieniami i wywiadami popracował. Bo inaczej takie wypowiedzi, jak o dyplomatycznej koronie Himalajów, jaką ponoć zdobył prezydent, będzie dobrą pożywką dla jego przeciwników i mediów. Za gafę można też uznać serię niezręczności w trakcie ostatniego, wilanowskiego spotkania w ramach Trójkąta Weimarskiego. Moknący w deszczu prezydent Sarkozy, nie oddanie honoru fladze, zachowanie prezydenta już w samym Pałacu Wilanowskim – to poszło w świat, równolegle z dobrym, przemyślanym pomysłem dotyczącym doproszenia prezydenta Rosji do Trójkąta Weimarskiego.

Niestety, chaos i nieprzygotowanie, także merytoryczne, towarzyszy Komorowskiemu na każdym kroku. Jest faktem, że prezydent spotkał się prawie ze wszystkimi najważniejszymi przywódcami Świata (choć nie był w Chinach..), ale z tego tak naprawdę nic nie wynika. Przez już ponad 6 miesięcy nie dostrzegliśmy ani jednego spektakularnego sukcesu prezydenta na arenie międzynarodowej – krajowej także. Takim sukcesem mogłaby by być podjęta, wspólnie z rządem, decyzja o wycofaniu polskich wojsk z Afganistanu, lub przedstawienie własnego autorskiego programu dotyczącego tego konfliktu.
Bronisław Komorowski jest atakowany równie ostro, jak poprzednik, ale bardziej bezpardonowo. Jarosław Kaczyński nie zamierza z nim utrzymywać kontaktów, kontestując jego mandat społeczny wyboru. Użył sformułowania, że został on wybrany „przez przypadek”. Z ust nie tylko anonimowych internautów padają obelżywe określenia pod jego adresem, począwszy od „gajowego” i „sołtysa”, na „Komoruskim” i „zdrajcy” kończąc. Gdzie są prawicowi publicyści, tacy jak Piotr Zaremba, czy Bronisław Wildstein, oskarżający przeciwników Lecha Kaczyńskiego z czasów jego prezydentury o budowę „przemysłu nienawiści”? Dlaczego nie staną w obronie urzędu prezydenckiego i majestatu państwa? Media nie pozostają w tyle, w upojeniu pokazywały i opisywały gafy z Wilanowa, czyniąc z tego news dnia i temat najważniejszych komentarzy wieczornych.

Jest jednak faktem, że trudno w czasie od 4 lipca ubiegłego roku, dnia II tury wyborów, znaleźć przełomowe wydarzenia i sukcesy Bronisława Komorowskiego. Może się okazać, że spadające wyniki sondażowego rządu Donalda Tuska pociągną również za sobą spadek notować prezydenta. Najwyższy czas, aby Kancelaria Prezydenta RP wreszcie się poukładała, a on sam przekazał nam jasny, spójny i ambitny plan swojej prezydentury.

Azrael Kubacki

poniedziałek, 14 lutego 2011

Dzień Świętego Walentego w Sydney



Dekoracja przed butikiem na Paddington w Sydney.
Fot. K.Bajkowski

Biegacze z Canberry zdominowali tegoroczny Kościuszko Run

Start Kosciuszko Run  w Charlotte Pass


Już drugi raz z rzędu odbył się w minioną sobotę Kosciuszko Run, czyli bieg górski (11km) na najwyższy szczyt w Australii, na Górę Kościuszki(2228m n.p.m).
Zawodnicy wystartowali  rano  z Charlotte Pass(1740m n.p.m.) w słonecznej aurze i przez większą część biegu pogoda utrzymywała się w miarę dobrze, na poziomie zachmurzonym z delikatnym wiatrem, jednak na wysokości 2030m n.p.m., jak to często bywa w górach, zmieniła się raptownie w zamgloną zawieruchę, która towarzyszyła biegaczom już do końca biegu.

W kategorii mężczyzn zwyciężył Rob Walter, były mistrz Australii w biegach na orientację, a w kategorii kobiet wygrała Shannon Jones.
Zwyciężczyni z przed roku Hannah Flannery zajęła drugie miejsce.

Rob Walter(1miejsce w kat.mężczyzn) i Stephanie Eriksson(reporterka)

Shannon Jones(1 miejsce w kat. kobiet)


Rozdanie medali-od prawej-Daniel Gromann (konsul RP),Rob Walter, David Deany, David Osmond, Pawel Gospodarczyk (organizator biegu)

Po zakończeniu biegu, w domowej i przytulnej atmosferze, w górskim schronisku, o bardzo skromnych warunkach, zwycięzcom medale wręczył Konsul Generalny Daniel Gromann. Oprócz drobnych upominków w postaci książek, płyt DVD i biletów na koncert Mezo (Polski Klub w Ashfield 26 Luty, godz.19) najlepsi otrzymali również skromne czeki o wartościach $400(I), $200(II) i $100(III).

Bieg był częścią „Kozzie Fest”, imprezy, która odbywa się co roku w Górach Śnieżnych i organizowana jest przez „Fundację Kulturalną Pulsu Polonii”
Głównymi sponsorami biegu byli:  „Strzelecki Heritage Inc.”, „Snowy Mountains National Parks and Wildlife Service”  i  „NPWS Visitors Centre” w Jindabyne.
Całość imprezy została sfilmowana przez firmę Oski Pictures dla Australijskiej telewizji FoxSports.


Na koniec należy jeszcze wspomnieć, że cała impreza wisiała na włosku, ponieważ przez ostatnie dwa dni, padał mocny deszcz i obawiano się, czy aby dla bezpieczeństwa zawodników, nie odwołać biegu...
Całe szczęście deszcz przestał padać z samego rana w dzień zawodów i Kosciuszko Run rozpoczął się bez opóźnienia o godzinie 8:30.
Nie odbyło się bez drobnych wpadek organizatorów i paru niedociągnięć... jednak patrząc obiektywnie, jakiekolwiek błędy były, zostały przyćmione duchem walki i sportu oraz świetną zabawą.
Moja ogólna ocena imprezy – 6/10.

 Oscar Kantor
Zdjęcia: Mark Kamma, John Harding, John Kennedy


*Przy okazji chciałbym podziękować mojej ekipie filmowej za świetnie wykonaną pracę podczas imprezy. Ekipa w składzie:
STEPHANIE ERIKSSON, KASIA STELMACH, NATALIA STRZELECKI, MARK KAMMA, DAVID BROADFIELD, KRISTOPHER KAMMA I LUKASZ KARPNISKI.
Również duże podziękowania dla Fundacji Pulsu Polonii, która była głównym sponsorem naszej ekipy.


Mt. Kościuszko we mgle
Kosciuszko Run na Mt. Kosciuszko



Oto oficjalne wyniki biegu (wg Australian Mountain Running Association)
 
MĘŻCZYŹNI:
                                            WIEK    CZAS                           
1          Rob     Walter              34        50.17
2          David  Osmond          36        52.50
3          David  Deany              29        57.06
4          Tim      Doyle              34        58.57
5          Greg    White              28        58.57
6          Graham Duggan          40        1.05.03
7          James   Knight             24        1.08.19
8          Peter    Mcleod            52        1.09.24
9          Arnulf Riedl               41        1.13.47
10        Scott    Yates               40        1.17.46
11        Robert Mason             45        1.22.53
12        Henryk Klocek            46        1.25.57
13        Jarek    Odwazny        48        1.26.23
14        Geoff  Barker             66        1.27.14
15        Michael Burt               52        1.28.55

KOBIETY:                                           
1          Shannon Jones            31       54.57
2          Hannah Flannery         22       56.56
3          Vanessa  Haverd         33       57.22
4          Louise Sharp                28       58.03
5          Elizabeth Humphries   25       58.30
6          Carla    Zijlstra              41       1.09.09
7          Susan   Jury                  40       1.23.09
8          Katarzyna  Ostrowska 27       1.23.16
9          Kasia   Swaczynski     46       1.33.13

Pamiątkowe medale Kościuszko Run 2011


niedziela, 13 lutego 2011

Warszawa da się lubić!

 Kiedy byłem dzieckiem, Tata warszawiak podśpiewywał ciągle piosneczkę „Warszawa da się lubić”.  Sens tych słów pozostał we mnie. Lubię odwiedzać stolicę, a wtedy przypomina mi się, jak - ćwicząc odporność- maszerowałem przez most w mroźne poranki do mojej wspaniałej „budy” na Miodowej, do szkoły niezwykłej-Państwowego Liceum Techniki Teatralnej, kształcącej znakomitych techników teatralnych. A potem, po 5 latach znów szedłem Miodową do Szkoły Teatralnej. Były dni, że Zamek i budynki Starego Miasta wynurzały się z mgły, przeświecało słońce i było bardzo pięknie.

Teraz jak przyjeżdżam z Sydney, to wracam do ulubionego Starego Miasta i czarujących małych uliczek, których niestety, spokój i czar zakłócają wrzaskami, i obecnością szumowiny miejskie.  Panoszące się od wczesnego rana pod sklepem z alkoholem, a nierzadko też popijają trunki pod parasolami jeszcze zamkniętych restauracji. A na Rynku, psuje miły obraz, siedzący na trotuarze jakiś półnagi, młody facet, zbierający pieniądze do tekturowego pudełka. Ale kiedy już się wyjdzie na Trakt Królewski jest lepiej, choć i tu zaczepia mnie „trunkowy” z butelką w ręce, prosi o pieniądze i nie daje spokoju, mówiąc szczerze, że inaczej nie może, aż mój syn interweniuje -„Odczep się od mojego ojca!”- krzyczy zdenerwowany. Jest po raz pierwszy w Warszawie, chcę mu pokazać piękno miasta.
I oto rozlega się muzyka, co „łagodzi obyczaje”. Rozpoznaję Chopina. Grające ławki, to piękny pomysł i prezent dla spacerowiczów. Nie wszystkie już grają, ale kiedy grają, to dusza się weseli. Przyjemnie jest patrzeć na młodych, uśmiechniętych i dobrze ubranych ludzi, których nie powstydziłyby się europejskie stolice. Zniknęła dawniejsza szarość i ortaliony. Ale coś niebywałego pozostało! Chcę kupić spodnie w pewnym sklepie. Ale okazuje się, że jestem niepożądanym klientem, sprzedawczyni niechętnie i niegrzecznie odpowiada na pytania, zajmuje się czymś innym i wydaje się, że jej zupełnie nie interesuję. Mierzę jednak spodnie, niechętnie przynosi inne rozmiary, wreszcie coś znajduję, płacę, a na moją uwagę, że mogłaby mi bardziej pomóc, bo przecież sam rozebrany nie mogę przynieść sobie spodni, słyszę „Więcej Pana nie obsłużę! Wynocha”! No cóż, zły dzień!
Za to w Złotych Tarasach, gdzie prym wiodą młodzi, obsługa uśmiechnięta i życzliwa, dobrze wytrenowana, bo każdy klient, to biznes. Więc frontem do klienta! I warszawscy taksówkarze, z którymi jeździłem byli też eleganccy, pomocni i nierzadko mnie przestrzegali przed „taksówkowymi łupieżcami”.
Mam ogólne wrażenie, że w ogóle ludzie są jakby mniej zestresowani, weselsi, więc przyjemnie jest na nich popatrzeć. Młodzież jest pełna werwy, energiczna, otwarta. Z rzadka tylko słyszę jakieś głośne przekleństwa, które porażają mnie brutalnością i brakiem wstydu. Zdziwiony jestem wszechobecnością różnych „mundurowych”, których też nie brakuje na Starym Mieście. Wzbudzają we mnie strach, a przecież mam się czuć bezpieczny, ale paradoksalnie wcale się tak nie czuję i rozglądam się, czy coś mnie nie grozi. Jacyś turyści japońscy zaniepokojeni pytają mojej żony, czy coś się stało. Nigdzie w Europie policji na ulicach nie widać, szczególnie w miejscach turystycznych.
Podobno w Brazylii turyści mają opiekę policjantów, chodzących za nimi krok w krok.  Czy nam coś grozi? Japońscy turyści robią mundurowym zdjęcia, pewnie opowiedzą o tym swoim znajomym.
Jesteśmy właśnie po wizycie w dworku Chopina w Żelazowej Woli, gdzie zamiast dawniejszej, kameralnej atmosfery epoki, znajdujemy w środku ogołocone z mebli, „suche”, smutne wnętrza, wypełnione technologią i nowoczesnością. Atmosfera epoki wyparowała. Tłumaczą nam, że meble zabrano do muzeum w Warszawie.  Pozostaje muzyka z płyty kompaktowej i ładnie utrzymany ogród. Niestety, żadnego wrażenia, żadnego zatopienia się w innej rzeczywistości, może w parku, ale tu panoszy się kawiarnia, na zewnątrz restauracja i pamiątkarskie sklepiki. Jakby zupełny brak proporcji między sednem sprawy, a zewnętrznymi, aczkolwiek potrzebnymi dodatkami.
Chcę pokazać żonie, Japonce, polonofice, miłującej Chopina, jak i jej krajanie, niedawno otwarte, nowoczesne Muzeum Chopina, sądząc, że tam, w barokowym pałacyku odnajdziemy czar i tradycyjny styl epoki. Żona zwraca uwagę, że łatwo jest znaleźć Muzeum, bo droga jest dobrze oznakowana. Trudno jednak dostać się do środka: trzeba przyjść i zamówić wizytę, a potem jeszcze raz przyjść, by zanurzyć się w informacjach i znów w technologii. Cieszy jednak, że tak dużo jest zwiedzających. Syn uważa, że ograniczenie liczby odwiedzających muzeum jest dobre, bo nie ma tłoku i można się swobodnie poruszać po salach.  Ludzie oglądają, ale z rzadka pozostają dłużej przy rozwlekłych opisach. Na muzeum na pewno trzeba poświęcić trochę więcej czasu, by przetrawić ten barok ciekawych informacji. Żona mówi, że muzeum nie może być tylko książką z informacjami, których nikt nie jest w stanie dokładnie przeczytać i twierdzi, że tu też nie znalazła stylu epoki, który bardzo lubi. A to, co jest informacją, świetnie zna. Przywołuje pamięcią atmosferę w Hotel Chopin w Paryżu, który specjalnie wybraliśmy w drodze do Warszawy. Tam zachowano styl i atmosferę miejsca, zabrakło nam tylko do wnętrza długiej sukni i tużurka. Tu w okolicy podobno spacerował Chopin z George Sand, a w cukierni obok jest nawet ciastko „polonaise”. Natomiast w pałacyku bardzo podoba się jej sala, gdzie można posłuchać, czy to walców, czy nokturnów, czy mazurków. Ale naprawdę jest to niezwykle piękne i obfite w ciekawe rozwiązania muzeum, iskrzące się świetnymi technologicznie pomysłami i sprawiające niezwykłe wrażenie na zwiedzających. Pozostaje w pamięci i możemy być z niego dumni. Odwiedzam też  mój rodzinny Żoliborz - nie mogę przecież  o nim nie wspomnieć - pięknie się rozwija, domy ma odnowione, piękne kwietniki, a w zanadrzu bardzo interesujące projekty kulturalne. Wspominam także  miłą wizytę w bibliotece  przy Teatrze Komedia, gdzie w pięknej sali miałem świetnie zorganizowane spotkanie z czytelnikami.
Więc wracam sentymentalnie na Żoliborz i znów na Trakt, gdzie za dawnych czasów spacerowałem z kolegami, wstępując na kawę w czasie przerw na studiach. Dobrze, że nie ma tu reklam przysłaniających dawną architekturę. To świetny pomysł, by w dni wolne od pracy zamknąć Trakt dla ruchu i oddać go w posiadanie spacerowiczom, i turystom, chętnie kupującym na stoiskach różne wypieki, sery, staropolskie kiełbasy, pamiątki... czy świetnie ukiszone ogórki, którymi mój syn w Warszawie się zajadał.   
 Stolica w wielu miejscach bardzo nam wypiękniała i na pewno będzie jeszcze piękniejsza. Więc niedługo znów do niej wrócimy, bo „Warszawa da się lubić”. Tata miał rację.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Siedlecki