polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Premier Donald Tusk i wicepremier minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz od wielu miesięcy uspokajają, że Polska nie rozważa wysłania wojsk na Ukrainę. W poniedziałek obaj politycy powtórzyli to zapewnienie. Nadal jednak będą wspierać obecnie rządzących w Kijowie. * * * AUSTRALIA: Donald Trump nałożył 25-procentowe cła na import stali i aluminium, ale po rozmowie telefonicznej z Anthonym Albanese "rozważy" zwolnienie dla Australii. Australijski minister handlu Don Farrell planuje w ciągu kilku dni przylecieć do USA, aby odbyć rozmowy ze swoim odpowiednikiem na temat możliwego zwolnienia dla Australii. Wkrótce po podpisaniu rozporządzenia celnego, w którym podkreślił, że nie będzie żadnych wyjątków, Tramp stwierdził, że Australia może zapewnić sobie lepszą umowę. * * * SWIAT: Prezydent USA Donald Trump skrytykował we wtorek ukraińskiego przywódcę Wołodymyra Zełenskiego po skargach z Kijowa na odsunięcie go na boczny tor w amerykańsko-rosyjskich rozmowach pokojowych w Arabii Saudyjskiej. Rozmawiając z dziennikarzami w swojej rezydencji Mar-a-Largo, Trump powiedział, że jest "bardzo rozczarowany" Zełenskim za to, że nie udało mu się rozwiązać konfliktu, którego "nigdy nie powinien był rozpocząć". * Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oznajmił w czwartek, że Rosja "całkowicie zgadza się" ze stanowiskiem USA wobec Ukrainy. Powtórzył też, że nie zaakceptuje rozmieszczenia europejskich wojsk na Ukrainie w ramach porozumienia pokojowego. Pieskow powiedział, że byłoby to dla Moskwy nie do zaakceptowania, ponieważ strona rosyjska nie zgodzi się na obecność wojsk NATO na terytorium Ukrainy.
POLONIA INFO:

sobota, 22 stycznia 2011

Opinogóra - czyli Japonka w Polsce (2)


Ciąg dalszy opowieści Riho Okagami-Siedleckiej  pt. "Jeden dzień z historią".

オピノグーラ

I wreszcie Opinogóra, znana przede wszystkim jako miejsce zamieszkania dramaturga i poety, hrabiego Zygmunta Krasińskiego (1812-1859). Zaparkowaliśmy przed bramą do kościoła. Jak tylko wyszliśmy z samochodu, niespodziewanie szybko, jakby z pod ziemi, wyskoczył mężczyzna, który zaoferował nam pokazanie wnętrza kościoła Krasińskich.

Miałam wrażenie, że jakby czekał tylko na tę okazję. Moje doświadczenie ciągle potwierdza, że kościoły w Polsce mają swoje tajemnice i zadziwiają przybyszów niespodziewanymi odkryciami. Więc poszliśmy za nieznajomym. Mężczyzna otworzył duże frontowe drzwi kościoła starym, dużym kluczem. Weszliśmy do ładnego wnętrza. Mówił o historii kościoła, a także opowiadał o rodzinie Krasińskich. I wyprowadził nas z kościoła, prowadząc do tylnych drzwi. Otworzył je.

Weszliśmy do rodzinnej krypty rodu Krasińskich. Tu właśnie, został pochowany jeden z wielkich poetów polskich. Przed płytą nagrobną leżały świeże kwiaty. Nie spodziewałam się, że ten nieznany mi człowiek pokaże nam, tak jak gdyby nigdy nic, grób wielkiego poety!


Poszliśmy przez pięknie utrzymany park, do zamku. W neo - gotyckiej budowli, dawnej rezydencji rodziny mieści się obecnie Muzeum Romantyzmu, posiadające unikalne eksponaty z epoki, portrety i pamiątki poświęcone poecie i jego rodzinie. Było przyjemnie zanurzyć się w atmosferę epoki i spoglądać w piękny ogród przez okna zamku. Nagle zobaczyłam przez pałacowe okno, że w słońcu, przeświecającym przez konary drzew, szczęśliwa, roześmiana para weselna pozuje do zdjęć, a goście w kolorowych, eleganckich ubraniach stoją w cieniu ogromnych dębów i patrzą na młodą parę. Całe miejsce wyglądało tak spokojnie. Urzekająca sielanka! Ale pod tym fotogenicznym, ładnym obrazem kryje się burzliwa historia tego miejsca.
Czy ci młodzi ludzie ją znają?

Pierwszym z rodziny Krasińskich, który nadaniem króla posiadł w 17 wieku Opinogórę, był Jan Kazimierz Krasiński. Jego syn, Jan Bonawentura Dobrogost Krasiński walczył z Turkami u boku króla Jana Sobieskiego III i brał udział w kampanii wiedeńskiej. To była złota era Królestwa Polskiego. Natomiast, po zwycięstwie Sobieskiego potęga państwa powoli chyliła się ku upadkowi. W 1795 Królestwo Polskie ostatecznie zostało podzielone przez trzy sąsiednie kraje i zniknęło z mapy Europy. Opinogóra znalazła się w zaborze pruskim i władze zabrały cały majątek młodemu właścicielowi, którym był ówcześnie Wincenty Krasiński, ojciec poety. Wyobrażam sobie, że utrata ziemi przodków mogła bardzo wpłynąć na życie młodego Wincentego Krasińskiego. I także na jego przyszłą działalność, która koncentrowała się na odzyskaniu i utrzymaniu Opinogóry.
W 19-ym wieku armia Napoleona Bonaparte wkracza na teren Mazowsza. Pomaszerowała na Płońsk, Ciechanów i znalazła się w okolicach Opinogóry.
W armii francuskiej znajdowało się wielu oficerów polskich, a jednym z nich był Wincenty Krasiński, który został generałem w armii Napoleona. Kiedy Napoleon Bonaparte utrzymywał kontrolę tego regionu, podarował Opinogórę francuskiemu generałowi Ponte Corvo Jan Bernadotte. Ale Bernadotte w 1810 - tym roku został królem Szwecji i musiał zrzec się majątku, więc posiadłość została zwrócona Wincentemu Krasińskiemu. Wtedy Wincenty z żoną, hrabiną Marią Urszulą Krasińską z Radziwiłłów i synem Zygmuntem, wrócili do Polski i osiedlili się w Opinogórze. Ale niestety, po klęsce Napoleona region ten został okupowany przez Rosję.
Polityczna sytuacja zmuszała ludzi, by dokonywali wyboru, opowiedzieli się po czyjejś stronie. W tej sytuacji był właśnie ojciec poety. Prawdopodobnie, by za wszelką cenę utrzymać dziedzictwo przodków, dawniejszy generał napoleoński przechodzi teraz na stronę cara. Działa aktywnie, żeby zagwarantować majątek dla swoich potomków. Walczy o utrzymanie Opinogóry. Zabiegi i starania w Petersburgu zakończyły się sukcesem. Ale konsekwencje tego wyboru dramatycznie wpłyną nie tylko na ojca, ale także na syna, Zygmunta.

Trzeci wieszcz polski urodził się w Paryżu, natomiast liceum ukończył w Warszawie i zaczął studiować prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W tym okresie wśród studentów panowały mocne sentymenty antyrosyjskie i Zygmunt z powodu ojca, który został teraz carskim generałem, był izolowany i szykanowany przez studentów. Nie mógł dalej kontynuować studiów w Warszawie. Postanowił opuścić kraj w 1829 roku i kontynuować studia w Genewie, wtedy właśnie, gdy w Warszawie w 1830 roku wybuchło nieudane powstanie listopadowe przeciwko Rosji. Po klęsce powstania wielu uczestników zostało skazanych na karę śmierci, a innych wywieziono do obozów na Syberii. Wielu też wyjechało na przymusową emigrację i wielu żyło w niedostatku, i biedzie. Natomiast, hrabia Zygmunt był bogatym i finansowo niezależnym arystokratą. Dużo podróżuje, mieszka we Włoszech, Francji i Szwajcarii. W daje się w głośną aferę miłosną, już przecież z mężatką, Delfiną Potocką, w której się zakochał, a która na dodatek miała wielu, i to nie byle jakich kochanków w całej Europie. Ojciec nie pochwalał tego związku i miał wobec syna inne plany... Zygmunt pozostawał zawsze pod przemożnym wpływem ojca i nie mógł się od niego wyzwolić. Tak więc, na jego życzenie, Zygmunt żeni się z hrabiną Elizą Branicką. Nowożeńcy zamieszkują w Nicei…ale pod jednym dachem z kochanką, Delfiną Potocką. Eliza i Delfina musiały udawać, że były przyjaciółkami, ale ten trójkąt nie mógł trwać długo. Delfina opuściła Zygmunta.
Oglądam jeden z portretów Zygmunta namalowany przez żonę. Ładnie namalowany jest ten portret, podoba mi się. Co Eliza myślała o mężu, trudno się z obrazu domyśleć. Czy także, jak i Zygmunt, wyszła za mąż tylko dlatego, żeby spełnić życzenie rodziny? Portrety Elizy w muzeum pokazują jej spokojną, szlachetnie wyglądającą twarz, tak jak by nie było żadnego dramatu osobistego. Czy mieli szczęśliwe chwile?

Delfina
Eliza













Ojciec Zygmunta umiera w 1859 -tym roku i poeta zostaje
właścicielem Opinogóry. Niedługo jednak może cieszyć się dziedzictwem. Po trzech miesiącach umiera w Paryżu. Pochowany zostanie tam, gdzie byliśmy, w rodzinnej krypcie. Majątek Opinogóry odziedziczy niepełnoletni syn poety, Władysław Krasiński.
Ale nieubłagana historia toczy się dalej...Mimo, że Opinogóra zostaje jeszcze, zgodnie z dążeniem Wincentego w rękach rodu, to majątek zostaje zniszczony w czasie pierwszej wojny światowej. Następna katastrofa przychodzi w 1939 roku. Niemcy napadają na Polskę. Ostatni właściciel Opinogóry, Edward Krasiński zostaje wywieziony do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie ginie w grudniu 1940 roku, a armia sowiecka, która „wyzwoliła” Polskę, wyrzuca Krasińskich na zawsze z Opinogóry. W styczniu 1945 roku Sowieci pod dowództwem marszałka Konstantego Rokossowskiego wkroczyli do Opinogóry. Wprowadzili reformę rolną i ziemia Krasińskich została rozparcelowana między chłopów, i oddana kolektywnemu rolnictwu. A ruinami zamku nikt się nie interesował, aż do lat 50 -tych. Wtedy to Towarzystwo Miłośników Ziemi Ciechanowskiej i miejscowa Gromadzka Rada Narodowa postanawiają odbudowywać zamek, i w maju 1961 roku zostaje otwarte Muzeum Romantyzmu. Do odbudowania pozostał dworek Krasińskich.
Teraz historia dla Opinogóry jest łaskawa. Nad budową dworku, planowanego jeszcze przed pierwszą wojną światową przez Adama Krasińskiego, państwo obejmuje patronat. Byliśmy tam w lipcu 2008 roku i na naszym zdjęciu jeszcze widać jak robotnicy wykonują ostatnie prace, ale już w sierpniu budowa była skończona, a uroczystego otwarcia dokonano na początku września. Bardzo było przyjemnie zobaczyć dalszy rozwój tego miejsca, świadka nieprzychylnej historii, a do której współcześni dopisali pozytywny rozdział.

Naszym ostatnim przystankiem przed powrotem do Warszawy był Pułtusk.
O tym w następnym odcinku.

Riho Okagami-Siedlecka
Andrzej Siedlecki

piątek, 21 stycznia 2011

Paweł Gospodarczyk o Kościuszko Run

Pawel Gospodarczyk,
organizator Kościuszko Run 2011
Za trzy tygodnie po raz drugi odbędzie sie w Górach Śnieżnych Kościuszko Run, czyli bieg na najwyższy szczyt  Australii, Mt. Kosciuszko. Rozmawiam z organizatorem tego biegu, prezesem Strzelecki Heritage Inc.  Pawłem Gospodarczykiem.

Panie Prezesie, skąd wziął się pomysł aby zorganizować takie zawody? Jaki jest cel imprezy?
Byłem wielokrotnie na Kosciuszko Festival organizowanym przez Fundację Kulturalną Puls Polonii z panią Ernestyną Skurjat w roli dowodzącej, która tak się zaangażowala i robiła wszystko, żeby poruszyć naszą Polonie.  Poparcie dla festiwalu i ilośc uczestników jednak spadała, dlatego postanowilem poprzez bieg zjednoczyć Polonię z Australijczykami i zrobić coś co pozwoli wyść  poza nasze środowisko.
Celów jest wiele - propagowa
ć, propagować i jeszcze raz propagować to co nasz rodak Sir Pawel Edmund Strzelecki zrobił dla Australii i Polski. Jeżeli my nie bedziemy dumni z jego osiagnięć to czy mamy prawo wymagać od innych zeby osiągnięcia te eksponowali i propagowali?

Kto może wziąć udzial w tym biegu?
Organizacją wspierającą Kościuszko Run już od ubiegłorocznego biegu jest australijska organizacja - Australian Mountain Runners Assiociation i oni narzucają pewne wymogi na zawodnikach. Niektórzy się dziwią że wymogi są zbyt wygórowane, ale oni biorą udział w dziesiątkach takich imprez i mają troche w tym doświadczenia. Mogę tylko podpowiedzieć, że jezeli ktoś się czuje na siłach, a chciałby wziąć udział, proszę się skontaktować ze mną osobiście: [email protected]                 0404 592 978        

Jakie warunki kondycyjne trzeba spełnić aby udział w imprezie byl satysfakcjonujący dla uczestnika?
Na stronie  Kosciuszko Run 2011 są zamieszczone szczegółowe  wymogi AMRA jak rownież formularz zgloszeniowy.
Proszę pamiętać, że bieganie po górach wymaga pewnych przygotowań i oczywiście wymagana jest ogólna sprawność fizyczna.

 Czy ma Pan praktyczne rady dla tych ew. uczestników, którzy mają male doświadczenie w takich biegach, szczególnie w tak trudnym, ciągle pod górę biegu?
Osobiście nie byłem i nie jestem biegaczem, ale mój dobry znajomy Atony Niemczak  najlepszy polski maratonczyk, który mieszka na stałe w USA jest moim doradcą. Jest wiele rzeczy na, które zawodnicy muszą zwrocić uwagę i jedną z nich są warunki pogodowe, które mogą się zmienić z godziny na godzinę i każdy uczestnik musi być na to przygotowany. Internet jest bardzo dobrym zródłem informacji i nawet John Harding z AMRA napisał szczegółowy artykuł odnośnie przygotowań do takich biegów: Uphill running.


 Ile macie już zgłoszeń , ile było w zeszłym roku  i jak można sie zapisać? Jakie są ew. koszty uczestnictwa?
To samo pytanie skierowałem w ubieglym roku do Johna, a on mnie uspokaja, że wiekszość zgłoszeń następuje gdzieś około tygodnia przed biegiem. Z tym, że proszę pamiętać, że ilość zawodników jest ograniczona przez dyrekcję Kosciuszko National Park i w tym roku udało się nam zwiększyć maksymalną ilość z 50-ciu zawodników  do 120-tu. Kto pierwszy ten lepszy. Moze wspomnę, że zainteresowanie naszym biegiem mamy nie tylko w Australii czy Polsce, ale w wielu krajach. Jak do tej pory mamy zainteresowanie w 24 krajach skąd osoby wchodzą regularnie i nawet mamy z Rosji, Etiopii, Nepalu i Japonii.
Szczegóły i formularze zgłoszeniowe są dostępne na naszej stronie internetowej, a jeżeli ktoś ma problemy z tym wynalazkiem naszych czasów, proszę bardzo o kontakt telefoniczny, a na pewno pomogę i wytłumaczę  szczegóły.

 Którędy  dokładnie bedzie przebiegała trasa. Czy mógłby Pan ją z grubsza opisać? Które momenty trasy będą najtrudniejsze dla biegaczy?
Start biegu Kosciuszko Run 2011 nastąpi z Charlotte Pass Village, które jest położone na wysokości1730 metrów i bieg będzie podążał Summit Walk Track na szczyt Mt Kosciuszko - wys. 2228 metrów. Jest wiele ciężkich odcinków - jednym z nich jest sam początek około kilometra jest bardzo stromo pod górę. Całość trasy wynosi 11 km.
Może jeszcze wspomnę o warunkach atmosferycznych. Jeżeli będą niekorzystne i niebezpieczne, Ranger z KNP i John z AMRA będą zmuszeni przenieś bieg na inną trasę z tym samym dystansem. Niestety warunki na takich wysokościach mogą być bardzo zaskakujące i bezpieczeństwo zawodników jest naszym priorytetem.

Jak wygladąją sprawy logistyczne: dojazd, zakwaterowanie, itd?
Charlotte Pass Village jest osadą funkcjonującą raczej tylko w okresie zimy. Znajduje się na terenie Kosciuszko National Park. Nabliższym miasteczkiem jest Jindabyne, gdzie znajduje się słynny pomnik - dar Polski - Sir Pawła Edmunda Strzeleckiego. Miasteczko to znajduje się w odległości około 40 km i trzeba się liczyć co najmniej na godzinny dojazd. Zakwaterowanie jest dostępne prawie wszędzie ( czas poza sezonem) i koszta są dość niskie. Dojazd na własną rękę choć wiem, że co najmniej jeden autobus jedzie z Melbourne.

 W zeszlym roku gwiazdą Kosciuszko Run był Robert Korzeniowski. Kto będzie gwiazdą w tym roku?
Pan Robert Korzeniowski był i będzie naszym patronem. Nawet jeżeli nie będzie mógł być tak jak w zeszłym roku - choć jeszcze nie mamy definitywnej decyzji - to będzie w przyszłym roku. Podczas naszego pierwszego biegu kiedy ładowałem zdjęcia z aparatu na komputer używajac pliku pod skrótem KR i wtedy się okazało, ze to są inicjały naszego zacnego gościa i patrona pana Roberta.

 Jakie nagrody przewidujecie dla zwycięzców?
Przewidujemy nagrody pienieżne dla kobiet i mężczyzn w wysokości 400, 200 i 100 AUD plus inne podarunki i oczywiście każdy uczestnik dostaje pamiątkowe medale, które właśnie powstają. Zdradzę Państwu tajemnicę, że medale tegoroczne będą szczególne i bardzo oryginalne.

 Kto uczestniczy i pomaga Wam  w organizowaniu imprezy?
To jest bardzo ważne i konkretne pytanie. Z przykrością muszę wyznać, że co do pracy społecznej to my Polacy nie jesteśmy dobrymi zawodnikami. Z tym samym problemem boryka się pani Ernestyna z FKPP i wiele innych organizacji, które też działają ku naszemu wspólnemu dobru i też podzielają tą samą opinię. Mogę tylko stwierdzić, że wysiłek to duży, ale tak jak dla biegacza medal na końcu wycieńczającego biegu jest slodkim wynagrodzeniem za trud przygotowań i treningów, tak samo i dla nas - małej grupki oddanych organizatorów - satysfakcji takiej żadne pieniądze nie kupią - to jest bezcenne uczucie triumfu..

Jak Pan klasyfikuje Kosciuszko Run: czy jest to impreza polonijna, australijska czy polsko-australijska? Jakich uczestników się spodziewacie: Polaków tu zamieszkalych w Australii czy  rodowitych Australijczyków?
Założeniem od samego początku było wyjście ze swojego grona polonijnego i zaangażowanie Australijczyków i nie tylko. My wiemy kim byli nasi bohaterowie Strzelecki i Kosciuszko, a naszym zadaniem jest zaangażowanie jak najszerszego grona i propagowania szlachetnych zasług dla Australii, Stanów Zjednoczonych i innych krajów naszych bahaterów, którzy rozsławili imię Polski i Polaków.

Jakie macie plany na przyszlość dotyczące Kosciuszko Run?
Według naszego głównego sloganu - The Sky is Your Limit - Niebo jest Twoim Limitem nasza organizacja też buja w obłokach. Plany są tak wysokie jak nasze niebo - bez przesady - Światowe Mistrzostwa Biegów Górskich po raz pierwszy w Australii. Jeżeli Państwo przeczytają artykuł na naszj pierwszej stronie z obchodów 170 lecia nazwania Mt Kosciuszko w Korbielowie ( Artykuł po polsku ), to poznają Państwo nasze starania i tylko powiem skromnie jest ciepło, ciepło - znamy tą grę.
Dziękuję panu, panie  Krzysztofie, że jest Pan naszym oddanym entuzjastą i Bumerangowi Polskiemu za medialny patronat i pomoc w wielu kwestiach organizacyjnych. Choć na odległość, a jednak można coś zrobić. Zachęcamy innych - entuzjazm jest jak olej w samochodzie, który pomaga wszystkim innym podzespołom w silnku bezzgrzytowo i sprawnie się poruszać, a korzyści mają z tego wszyscy użytkownicy.

Dziekuje i życzę udanej imprezy.
rozmawiał Krzysztof Bajkowski

czwartek, 20 stycznia 2011

Triumf polskiego dokumentu w Sydney

Jury konkursu Best of Documentary 20-ej edycji Festiwalu Flickerfest, który zakonczył sie 16  stycznia w Sydney jednogłośnie przyznało główną nagrodę - National Geographic Award - Tomaszowi Wolskiemu za film "Szczęściarze", określając dokument jako niezrównany przykład fantastycznego rzemiosła.

 W "Szczęściarzach" widz obserwuje proces rejestracji narodzin, małżeństw i zgonów w polskim Urzędzie Stanu Cywilnego - każda rejestracja w innym z trzech pokoi, każda zdaje się być jednym z najważniejszych momentów w życiu jej uczestnika. Świat biurokracji, zwykła codzienność przeplata się z emocjami i uczuciami, odkrywając przed nami pewną uniwersalną treść.

Tegoroczny Festiwal Flickerfest można uznać za szczególny nie tylko ze względu na jego jubileuszową, dwudziestą edycję oraz ze względu na najwyższą nagrodę dla polskiego dokumentu, ale także biorąc po uwagę silną reprezentację polskich filmów krótkometrażowych w formie specjalnego programu "Spotlight on Poland".

Więcej: Stopklatka

Harcerskie wakacje nad rzeką Colo

Mimo deszczu, braku prądu i  niewygód, harcerze i zuchy z Sydney wraz ze swymi rówieśnikami z Melbourne spędzili od początku roku wspaniały wakacyjny czas nad rzeką Colo, w północno-zachodnich okolicach Sydney na tzw. Polskich Bielanach.  Harcerze obozowali pod nazwą “Quo Vadis”, harcerki pod nazwą “Życie to Teatr”, a kolonia zuchów podążała “Śladami Stasia i Nel”.  Donoszą o tym harcmistrzynie: Marysia Nowak i Iza Buras.

Obóz harcerski nad rzeką Colo
Brzęczenie cykad, śpiewy, okrzyki, rytmy afrykańskie, wspaniałe humory, radość i przyjaźń – tym cechuje się nasz dwutygodniowy obóz harcerski na Bielanach 70km poza Sydney, na wybrzeżu rzeki Colo. Tu oczywiście codziennie kąpięmy się.
Mimo deszczu, braku prądu w całej okolicy, mimo błyskawicy i harcerskich niewygód, mamy wspaniały czas!  Harcerze obozują pod nazwą “Quo Vadis”, harcerki pod nazwą “Życie to Teatr”, a kolonia zuchów idzie “Śladami Stasia i Nel”. 
Wczorajsza wycieczka do Katoomby zrobiła na nas wielkie wrażenie.  Wypróbowaliśmy wszystkie atrakcje. Raz w dół, raz do gory, ciągle innymi kolejkami.  Głosy zdarliśmy z zachwytu.  Po pikniku, spacerze i lodach wróciliśmy do obozu na pyszną kolacje "nachos” i na wspaniałe rozśpiewane ognisko.  Tu muszę wspomnieć mój wieczór wolny od kuchni: młodzież harcerska dostała do ręki kartofle, kukurydzę i kiełbaski i przy wspólnym ognisku przygotowała sobie własny posiłek po czym na deser “marshmallows”. 
Kilka dni temu zaskoczyła mnie solidnie zbudowana brama wejścia do obozu harcerzy.  Przeszłam dalej do harcerek i też mają ładną bramę.  Z tego wynika że obóz żyje i stoi. A młodzież jest strasznie szczęśliwa i nie chce wracać do szkoły. 
Przy łóżkach zuchów leżą dzienniczki podróży po Afryce, łuki, dzidy i kapelusze na “safari”.  Zuchy z zachwytem wspominają jazdę na słoniu i płaczą że jadą do domu bo kolonia “Śladami Stasia i Nel” już kończą się.  Harcerki i harcerze zostają jeszcze tydzień bawiąc się dalej.
Czuwaj!
Marysia Nowak hm
gospodyni obozu i kolonii.

------------

Kolonia zuchów “Śladami Stasia I Nel”
Kolonia bazowana na powieści Henryka Sienkiewicza „W Pustyni i w Puszczy” rozpoczęła się 2go stycznia 2011 na Bielanach 75km po za Sydney. Zuchy z Sydney goszczą w tym roku zuchy z Malbourne na wspólnej kolonii.
 Szóstki zuchów mają nazwy przyjaciół Stasia i Nel: Kali, Mea, Saba i King. Zuchy przeżywają przygodę bohaterów słuchając opowiadania, majsterkując i grając gry związane z tematem.
Niedziela 2go stycznia 2011
Zuchy zmajsterkowały sobie konie do wyścigów i do wielkiej podróży po pustyni. Nauczyły się śpiewać Pieśń Dżungli i słuchały opowiadania jak porwano Stasia i Nel z namiotu Beduinów. Druhna Ania Chawa, Komendantka Kolonii przygotowała bardzo nastrojową gawędę.
Poniedziałek 3go stycznia 2011
Dziś zuchy założyły sobie dzienniczki podróży aby spisać kolejne przygody Stasia i Nel. Zuchy słuchały uważnie jak Staś i Nel spotkał Mahdim. Przy wcześniej postawionym namiocie „Beduinów” zuchy miały wyścigi na swoich zmajsterkowanych koniach i przeżyły burzę piaskową.                                 
Poprzez zabawę zuchy poznawają powieść „W Pustyni i w Puszczy”.       
Iza Buras Hm.                                 


Rozmowa z Marcelem Weylandem (2)


Marcel Weyland z żoną
Phillipą Keane. Fot. K.Bajkowski
 Część druga rozmowy Kamili Springer z  Marcelem Weylandem, mieszkającym w Sydney architektem i prawnikiem z wykształcenia, tłumaczem poezji polskiej na język angielski z zamiłowania.
 
Teraz mam kilka krótkich pytań. Przeczytałam, że studiował Pan prawo i architekturę. Co było pierwsze?
– Architektura. Dopiero chyba w 1980 roku pomyślałem o prawie. Już wtedy byłem sędzią polubownym w sprawach budowlanych i stwierdziłem, że dla większego autorytetu mógłbym skończyć prawo. Prowadziłem moją firmę architektoniczną i jednocześnie uczyłem się wieczorami. I tak skończyłem prawo. Wtedy właśnie na dłuższy czas przerwałem moją pracę nad „Panem Tadeuszem”.
No właśnie, bo to jedno z moich pytań, które chciałam Panu zadać, dlaczego tak długo. Zaczął Pan tłumaczyć „Pana Tadeusza” w 1956 roku, a wydał dopiero w 2004.
– No tak. Zacząłem tłumaczyć dla mojej żony, Phillipy, ale pracowałem, potem studiowałem, a tłumaczenie było tylko hobby. Zaczęło się od hobby, a potem stało się to nałogiem.
Wracając jeszcze do Pana pracy. Są może w Sydney jakieś znane budynki, które Pan zaprojektował?
– Budowałem dużo domów starców, jeden nawet dla Polaków, w Marayong. Pracowaliśmy też trochę przy Sydney Opera House, ale robiliśmy podziemną robotę. Nie te żagle, które się widzi, ale raczej to, co jest pod wodą.
Pana żona, Phillipa Keane, jest artystką. W jakiej dziedzinie i jak Pan Ją poznał?
– Żona jest malarką. Kiedyś, już jako architekt, chciałem się nauczyć trochę rysować. Poszedłem do jednego takiego studia i Phillipa prowadziła tam zajęcia. To było takie kółko malarskie. Tak się poznaliśmy.
Przeczytałam, że ma Pan 5 dzieci, 21 wnuków, 1 prawnuk. Tę informację mam z internetu, ale nie wiem, kiedy była uaktualniona. Czy coś się zmieniło?
– Nie, na razie wystarczy (śmiech)
Czy dzieci mówią po polsku?
– Dzieci tak, wnuki nie. Jeśli chodzi o dzieci, to nie ode mnie się nauczyły. Jedna z moich córek poleciała do Polski na wakacje i sama się trochę nauczyła, druga, najstarsza, poszła na Uniwersytet Macquarie i tam się nauczyła. I nie wiem, czy z sentymentu, ale obie wyszły za mąż za Polaków. Mąż Julii, młodszej córki, miał ojca Czecha, a matkę Polkę.
A czy czują więź z Polską? Córki na pewno? A pozostałe dzieci, wnuki?
– Na pewno wszystkie mają sentyment. Chociażby ze względu na dziadka.
Czy interesują się Pana hobby, czyli tłumaczeniami, czy czytali tłumaczenia? Bo dla nich zaczął Pan tłumaczyć Pana Tadeusza?
– Czy interesują się? Myślę, że tak. A czy przeczytali? Wątpię, chyba nie.
W 2007 wydał Pan „Echoes: Poems of the Holocaust”, a kilka miesięcy temu „Słowo. 200 lat poezji polskiej. The Word. 200 Years of Polish Poetry”. Są to tłumaczenia wierszy polskich poetów. Czy poznał Pan osobiście niektórych z nich?
– Nie. Ale miałem bardzo miłą korespondencję z niektórymi z nich, gdy starałem się o prawa autorskie. Były to przeważnie wdowy lub syn czy córka jakiegoś poety. Ale kontaktowałem się na przykład z Różewiczem, bardzo znanym, był też Jastrun. Ja mam przetłumaczone wiersze ojca i syna. Ojciec, Mieczysław i syn Tomasz. Od syna dostałem pozwolenie za ojca i za swoje. Pani Ewa Lipska, z którą spotkałem się w Krakowie.
Czyli jednak było spotkanie?
– No tak, było.
Czy książki z Pana tłumaczeniami były sprzedawane w australijskich księgarniach? I kto je kupuje?
– Tak, są. Dokładnie nie wiem, kto kupuje, ale myślę, że ludzie, którzy mają coś wspólnego z Polską, może dzieci albo żony czy mężowie Polaków. Ale wiem, że byli też Australijczycy, bo czasami dostawałem od nich listy.
W 2005 otrzymał Pan od rządu polskiego Order Zasłużony dla Kultury Polskiej za wkład dla polskiej kultury (Order of Merit). Interesują mnie „okoliczności” przyznawania takich orderów. Czy ktoś Pana nominował, czy propozycja wyszła od rządu?
– Nigdy nie ogłaszają, kto nominował. Ale zdaje mi się, że propozycja wyszła od tutejszego Konsulatu w Sydney.
A kto Panu wręczał ten order? Czy poleciał Pan do Polski?
– Nie, order został przesłany do Konsulatu i Konsul mi go wręczył.
Często odwiedza Pan Polskę?
– Byłem w 1981, 1991, potem w 2005 roku otrzymałem zaproszenie na I Międzynarodowy Kongres Tłumaczy w Krakowie. Drugi Kongres był w ubiegłym roku. Też poleciałem
Jak odbiera Pan Polskę? Pierwszy raz, po tak długiej przerwie na pewno inaczej. A w czasie kolejnych wizyt? Czy zauważa Pan zmiany?
– Zmiany są duże. A pierwszy raz? Bardzo dziwnie się czułem. Ja prawie zapomniałem Polskę, przecież minęło 40 lat od mojego wyjazdu. Niby znałem Polskę, mogłem się porozumieć z ludźmi, mogłem zabrać żonę i pokazać jej, gdzie mieszkałem, pokazać uliczki, zabrać do parku, do którego chodziłem jako małe dziecko. To wszystko pamiętałem, ale było takie dziwne, nierealne.
A teraz jak Pan przyjeżdża, inaczej się już Pan czuje?
– Jest dużo łatwiej, bardziej w domu. Ja bardzo lubię jeździć do Polski.
Drugi order otrzymał Pan w 2008 roku. Był to Order of Australia „for service to the Polish community in Australia and internationally through the presentation and promotion of Polish cultural heritage, particulary literature”. Czy w tym przypadku również nie wie Pan, kto go nominował?
– Niedawno się dowiedziałem, ale to zawsze jest utrzymywane w dużej tajemnicy. Najpierw muszą się dowiedzieć, kim jest ten nominowany. Czy nie był w więzieniu, czy kogoś nie zabił. Dostałem list z Canberry, że zostałem nominowany i pytanie, czy gdybym dostał ten medal, to czy bym się zgodził. Bo są tacy, którzy z różnych, na przykład politycznych powodów, mogliby odmówić i to by było bardzo kłopotliwe dla rządu, dlatego wolą najpierw zapytać. Odpowiedziałem, że przyjmę.
Czy po ten medal musiał jechać pan do Canberry?
– Nie. Wręczył mi go Gubernator Stanu Południowej Walii. To była piękna uroczystość, na którą została zaproszona moja rodzina.
Czy jest sens pytać, które z tych odznaczeń jest bliższe Pana sercu albo może ważniejsze z punktu widzenia przynależności kulturalnej, pracy?
– Obydwa mają takie samo znaczenie. I sprawiły mi dużą radość i przyjemność.
Znalazłam informację o innych tłumaczeniach „Pana Tadeusza”:
  • Maude Ashurst Biggs – „Master Thadeus” – 1885 Londyn
  • Watson Kirkconnell – „Sir Thadeus” 1962
  • George Rapall Noyes – 1917 wydał ten poemat prozą
Czy czytał Pan któreś z tych tłumaczeń?
– Biggsa nie można już znaleźć. Kirkconnell nie przetłumaczył całości. Tłumaczenie Noyesa kupiłem żonie i to było straszne. Dlatego postanowiłem sam przetłumaczyć. Było jeszcze jedno, prawie w tym samym czasie, jego autorem był Kenneth Mac Kenzie. To jest wcale niezłe, ale dziesięciosylabowe, czyli bardziej typowe dla angielskiego wiersza, a nie jak nasz trzynastozgłoskowiec.
W Canberze , Sydney i Melbourne wiersze po angielsku czytał Phillip Hinton, aktor, bardzo rozchwytywany jako narrator. Jak doszło do tej współpracy?
– Phillip Hinton, świetny aktor szekspirowski. Zaczęło się przypadkowo. Na promocji „Pana Tadeusza” w Konsulacie w Sydney, miał czytać aktor, ale ponieważ z jakiś powodów data została przesunięta, wyjechał już do Ameryki Południowej. I trzeba było kogoś znaleźć na jego miejsce. Wtedy mój syn powiedział, że zna kogoś, kto pięknie czyta i nazywa się Phillip Hinton. On jest naprawdę świetnym aktorem. Ta promocja miała odbyć się 16 czerwca, ja zadzwoniłem do niego na początku miesiąca i zapytałem, czy chciałby czytać fragmenty. „O tak, z przyjemnością, zobaczymy się 12 czerwca, bo ja teraz wyjeżdżam”. Przeraziłem się, ale co mogłem zrobić? Powiedziałem „dobrze” i czekałem. Ale gdy poszedłem do niego i pokazałem tekst, a on zaczął czytać, to już wiedziałem, że wszystko będzie dobrze. I rzeczywiście pięknie czytał. Z jednej strony siedział pan Siedlecki, z drugiej Hinton. Pan Siedlecki czytał oryginał, z ogromnym patosem i widziałem, jak ten Hinton słucha. Słowa nie rozumiał, ale intonację tak. Potem sam zaczął czytać i robił to fantastycznie!
Wiem, że na tych kilku występach nie skończyła się Wasza znajomość?
– Nie. Ponieważ ja też czasami czytałem na moich spotkaniach autorskich, Hinton zapytał, czy nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby podpowiedział mi kilka uwag dotyczących interpretacji tekstu. Z radością skorzystałem z jego propozycji i jestem mu bardzo za tę pomoc wdzięczny. Zaczęliśmy współpracę przez kilka miesięcy i prawie co noc byliśmy w kontakcie telefonicznym. Strasznie się wtedy kłóciliśmy, ale jego krytyki brałem do serca, ćwiczyłem i gdy mu ponownie czytałem, to był zadowolony. I to mi bardzo pomogło przy obu książkach.
Gdy szukałam w internecie informacji o Panu, znalazłam książkę „Polish Emigrants: Oskar R. Lange, Zygmunt Pieda, Adam Greenberg, Marcel Weyland, Cracovia Club, Władysław Musiał, Eliza Roszkowska Oberg” wydaną przez Books LLC.
– A to ciekawe. Coś mi chodzi po głowie, ale będę musiał to sprawdzić. To się Pani udało mnie zaskoczyć.
Znalazłam jeszcze jeden tytuł, w którym jest wymienione Pana nazwisko. Przepiszę Panu i może to będzie coś ciekawego. A na razie dziękuję bardzo za rozmowę i czekamy na nowe książki.
– Ja też bardzo dziękuję i pozdrawiam wszystkich Czytelników.

Rozmawiała Kamilla Springer

Przegląd Australijski