polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Rosja wybierze cele na Ukrainie, które mogą obejmować ośrodki decyzyjne w Kijowie. Jest to odpowiedź na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni - powiedział w czwartek prezydent Władimir Putin. Jak dodał, w Rosji rozpoczęła się seryjna produkcja nowego pocisku średniego zasięgu - Oresznik. - W przypadku masowego użycia tych rakiet, ich siła będzie porównywalna z użyciem broni nuklearnej - dodał.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Najkosztowniejsza klęska żywiołowa w historii Australii

Brisbane River wystąpiła z brzegów
 i osiągnęła poziom 4,5 m
 Liczba ofiar powodzi w  Queensland wzrosła do 17. Ponad 70 osób jest zaginionych. W Brisbane pod wodą znalazło się ponad 25 tysięcy domów, gdy w czwartek fala kulminacyjna dotarła do miasta.
Trwajace od grudnia powodzie w Australii będą zapewne najbardziej kosztowną klęską naturalna w historii kraju - powiedział dziś minister skarbu Australii, Wayne Swan.
Skala tej klęski żywiołowej przerosła jedno z najcięższych wspomnień Australijczyków, czyli zniszczenia, które spowodował w 1974 roku cyklon Darwin, który pozostawił 43 tys. osób bez dachu nad głową.
Premier Queensland , Anna Bligh, porównała zniszczenia wyrządzone przez powódź do strat, jakie wyrządza wojna. W Brisbane mieszka około dwóch milionów ludzi. Ulice zamieniły się w potoki, pływały nimi łodzie, pontony, kajaki, meble i śmieci. W niżej położonych dzielnicach z nad wody wystawały tylko dachy domów i czubki drzew. Z kolei ponad sto tysięcy wyżej położonych domów w Brisbane pozbawionych zostało dostawy prądu.
Teraz woda powoli opada. Usuwanie błota i inne prace porządkowe, np. przywrócenie elektryczności, zajmie miesiące.

Powódź, która zniszczyła  Queensland, zagraża obecnie miastom południowej części kontynentu. Gwałtowne wezbranie wód po ulewach zaskoczyło mieszkańców stanu Wiktoria. Liczba poszkodowanych jest szacowana na 14 tys. 3,5 tys. mieszkańców trzeba było ewakuować.

Powódź wyrządziła straty trudne do oszacowania. Wstępnie mówi się o 5 mld dolarów, ale część analityków twierdzi, że może to być nawet 13 mld. Zniszczone zostały główne źródła dochodu Queensland, czyli kopalnie węgla i farmy. Kopalnie już ogłosiły, że nie będą w stanie wywiązać się z kontraktów, a węgiel jest najważniejszym towarem eksportowym Australii. Strata zbiorów z kolei może się przyczynić do dalszego wzrostu cen żywności na świecie.(kb)

Google News, PAP

niedziela, 16 stycznia 2011

Z kamerą wśród australijskich krokodyli

W położonym 90 km na południe od Cairns w Queensland - Johnstone Crocodile Park, slynnym z posiadania największych rozmiarów krokodyli,  Oscar Kantor zagląda kamerą w ich paszcze.
Oto pierwsza częśc cyklu reportaży filmowych "Around Australia" produkcji Oski Pictures.

Spodziewany raport MAK

Raport moskiewskiej komisji, MAK, z założenia międzynarodowej, a de facto rosyjskiej, silnie umocowanej na Kremlu nie powinien nikogo dziwić, kto uważnie śledził wszystkie dostępne informacje i materiały. Śledził i racjonalnie analizował, bez odwoływania się do teorii spisków, zamachów, bomb termicznych, zakłóceń urządzeń samolotu, czy wręcz podstawienia drugiego tupolewa i uprowadzenie pasażerów. Jest zaskoczeniem jednak dla tych, którzy uważali, że Rosjanie pozostaną bezstronni i przyznają się do swoich błędów. Od razu napiszmy – błędów, które nie były główną przyczyną katastrofy Tu-154M, ale tylko błędów pozwalających polskim pilotom na pójście prostą drogą ku  upadkowi samolotu w podmokłym zagajniku.

Jak wielokrotnie już pisałem, przyczyn katastrofy powinniśmy szukać najpierw u siebie, w Polsce, przed wylotem samolotu, może wiele miesięcy, a nawet lat wcześniej. Bo to, że załoga była nieprzygotowana do tego lotu jest wynikiem wcześniejszych zaniedbań w 36. pułku, polskim lotnictwie, systemie szkolenia. To, że lot się w ogóle zaczął, jest winą nie pilotów, ale tych, którzy zdecydowali, że mają oni lecieć bez sprawdzonej i potwierdzonej prognozy pogody, aktualnych kart podejścia na lotnisko, znajomości statusu i wyposażenia lotniska, braku tak zwanego lidera na pokładzie, nie znając procedur lądowania na wojskowym rosyjskim lotnisku, a przede wszystkim bez programu lotu, zakładającego rozwiązania alternatywne, niż tylko lądowanie na lotnisku Sewiernyj. Jeżeli dodamy do tego presję, jaka musiała lotowi towarzyszyć i brawurę polskich pilotów (pamiętajmy, że lądujący wcześniej polski JAK40 też złamał procedury), to do tej katastrofy dojść musiało.
Na pokładzie samolotu znajdował się zwierzchnik sił zbrojnych, prezydent RP, Lech Kaczyński i generał Andrzej Błasik, przełożony i tak naprawdę dowódca lotu. Piloci samolotu, kpt. Arkadiusz Protasiuk i mjr Robert Grzywa mieli świadomość, na jaką uroczystość lecą, że spóźnieni wylecieli z Warszawy i, że pomimo sygnałów i sugestii rosyjskiej służby naziemnej o odejściu na lotniska zapasowe, niewylądowanie może mieć poważne reperkusje. Raport MAK-U nie myli się w tej części, gdzie sugeruje presję na pilotów. Jest jasne, że dowódca załogi poddany był ogromnej presji. Dowódcą tego statku powietrznego nie był kapitan Protasiuk, lecz prezydent Lech Kaczyński, a jego przedstawicielem w kabinie pilotów był właśnie generał Błasik, a kilkanaście minut wcześniej w kabinie pojawił się dyrektor protokołu dyplomatycznego MSZ, Mariusz Kazana. Pilot doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie będą reperkusje, nie tylko dla niego, jeżeli samolot nie przyziemi na smoleńskim lotnisku…
Piloci prezydenckiego samolotu mieli świadomość tego, jakie warunki panują na lotnisku pod Smoleńskiem w dniu 10 kwietnia 2010 roku. Otrzymali te informacje zarówno od pilota polskiego samolotu Jak-40, który lądował około 70 minut wcześniej, jak i od kontrolerów z wieży – nawet jeżeli te informacje nie były do końca podawane zgodnie ze stanem faktycznym. Na podstawie odtajnionych stenogramów wiemy, że informacje o mgle, o podstawie chmur, o widoczności poniżej warunków minimalnych na tym lotnisku, kazały dowódcy samolotu, kpt. Arkadiuszowi Protasiukowi powiedzieć do dyrektora Kazany, że „W tej chwili w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść, zrobić jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie”. Dyrektor Kazana stwierdził, że „Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić.” To nie jest sygnał, że decyzja o tym, że lądować trzeba, była wyrażona wprost, zanim samolot wystartował z Okęcia. I to nie była decyzja pilota. To właśnie była presja…
Na błędy załogi samolotu składa się wiele spraw różnej natury, jakie rozgrywały się na przestrzeni wielu tygodni przed wylotem feralnego samolotu porankiem 10. kwietnia z lotniska na Okęciu. To są sprawy o charakterze politycznym, organizacyjnym, proceduralnym, decyzyjnym. To splot setek decyzji, a także zaniedbań, w tym w wyszkoleniu załogi samolotu, które doprowadziły do tego, że kpt. Arkadiusz Protasiuk został postawiony przed wyborem zero-jedynkowym nad zamglonym lotniskiem smoleńskim. Działania Kancelarii Prezydenta i KPRM, przygotowanie wyjazdu, jego zabezpieczenie, organizacja. Jeszcze wcześniej czynniki natury politycznej, które doprowadziły do podziału obchodów rocznicy katyńskiej na dwie części. I to są sprawy po stronie POLSKIEJ. Nie rosyjskiej. I nie jest do wyjaśnienia tego potrzebna żadna komisja międzynarodowa, jak sugerują politycy Prawa i Sprawiedliwości.
To wszytko nie zwalnia polskiej strony od zadawania pytań, czy Rosjanie, ich służby lotniskowe i samo lotnisko było przygotowane na przyjęcie polskiego samolotu. Wygląda na to, że Rosjanie zakazując lądowania, zamykając lotnisko przed polskim samolotem mogli zapobiec katastrofie. Nie uczynili tego, ponieważ trzech kontrolerów lotniska było poddanych podobnej presji, jak polscy piloci. Tylko, że oni mogli zrzucić odpowiedzialność na polską załogę Tu-154M – a ta nie mogła już nic innego zrobić, niż podjąć tragiczną próbę lądowania. Niewątpliwie są oni współwinni katastrofie – ale czy Polacy mogą z nich próbować zrobić kozły ofiarne? Raczej nie.
Rosjanie publikując raport, praktycznie bez odniesienia się do polskich uwag, jakie kilka tygodni temu polska strona im przekazała, ze swojego punktu widzenia zamknęli sprawę. Ich wersja poszła w świat, wzmocniona przekazem, że polski generał, traktowany jako dowódca lotu, był pod wpływem alkoholu, a sama załoga była poddana presji. Czy szefowa MAK, Tatiana Anodina kłamała? Nie, ona tylko położyła nacisk na tę część przyczyn, które strona rosyjska uważa za najważniejsze, nie odnosząc się do polskich uwag. Zrobiła to, ponieważ jest to w jej interesie i interesie Rosji. Warto również zauważyć, że raport MAK nie przesądza o winie i odpowiedzialności – jest on stanowiskiem dotyczącym okoliczności i przyczyn katastrofy. To raport techniczny i sprawozdanie z dochodzenia rosyjskich specjalistów. Od stawiania zarzutów i określania winnych jest prokuratura i sąd. W naszym przypadku – polska prokuratura i polski sąd.
Raport MAK zostanie w Polsce wykorzystany politycznie, jest to oczywiste. Po obejrzeniu pierwszych wypowiedzi polityków PiS, PO, czy PSL, widać, że strony pozostaną na swoich pozycjach. Zespół Macierewicza będzie mówił o winie rządu Donalda Tuska, o domniemanym zamachu rosyjskim, strona rządowa dostała za to argumenty, że były naciski ze strony przedstawicieli prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a z drugiej strony, że polska strona, reprezentowana przez Edmunda Klicha zrobiła wszystko, aby zmusić Rosjan do uwzględnienia naszych uwag i wniosków. Wbrew pozorom, na polskie spojrzenie i polskie spory raport Anodiny wielkiego wpływu nie ma – ona tylko przerzuciła gorący kartofel na polską stronę.
Sprawa smoleńska będzie dominowała w dyskusjach politycznych i będzie głównym tematem rozgrywki przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi – na pewno dla Prawa i Sprawiedliwości i Jarosława Kaczyńskiego. Dyskusje, oskarżenia zaostrzą się i spolaryzują polską politykę jeszcze bardziej, do stanu, gdzie znów będzie się liczyły tylko PO i PiS. To złe dla polskiej polityki i problemów państwa, ale tak będzie do czasu, do kiedy nie powstanie polski raport komisji min. Jerzego Millera i nie zakończy się dochodzenie polskiej prokuratury. A nie nastąpi to do jesiennych wyborów.

Jak jeden z komentatorów zauważył – raport MAK otworzył nowy rozdział wojny polsko-polskiej, tym razem pod rosyjską flagą…

Azrael Kubacki

sobota, 15 stycznia 2011

Płońsk, Ciechanów - czyli Japonka w Polsce (1)

Jeden dzień z historią

W czasie naszego krótkiego pobytu w Warszawie, bratanek Andrzeja, Maciek i jego przyjaciółka Ola powiedzieli nam, że z chęcią zabiorą nas na jednodniową wycieczkę do miejsc, które chcemy zwiedzić. Andrzej, mój mąż trochę marudził, bo zbierał materiał do swojej drugiej książki* i tego dnia miał akurat iść do biblioteki Akademii Teatralnej, ale po buziaczku, uległ moim prośbom i przełożył poszukiwania na dzień następny. To było trudne zadanie żeby wybrać miejsce, do którego chciałabym pojechać. Bo tyle jest ciekawych miejsc koło Warszawy! Po przestudiowaniu mapy i przewodnika, zdecydowałam pojechać do sławnej Opinogóry. Dlaczego? Dlatego, że tam jest zamek i nigdy mnie tam nie było! A po drodze zwiedzimy też zamki w Ciechanowie i Pułtusku. Lubię zwiedzać zamki, których w Japonii niewiele już zostało.
I zawsze znajduję ciekawe historie, skłaniające mnie do refleksji.


Jedziemy przez - Płońsk. To małe miasteczko, z ładnie odnowionym rynkiem. Wprawdzie tu nie ma zamku, ale w jednym z domów na rynku, pomalowanym na niebiesko mieszkał kiedyś Ben Gurion, pierwszy premier Izraela. Według informacji znajdującej się na murze Ben Gurion mieszkał jeszcze w tym domu w 1906 roku, przed wyjazdem do Palestyny. Ciekawe, jak to się stało, że chłopiec z miasteczka na Mazowszu został później czołowym syjonistą i jednym z założycieli współczesnego Izraela?


Jest gorąco. Musimy kupić coś do picia. Lokalny sklepik nazywa się śmiesznie -“Stara Wędzarnia”. Może w tym budynku, rzeczywiście kiedyś wędzono przepyszne polskie kiełbasy i szynki? Ale oczy Andrzeja wypatrzyły smacznie wyglądające ciasta. Było za wcześnie na deser, mimo to Andrzej zachwycony ich wyglądem, kupił po kawałku różnych ciast i zaczął natytchmiast próbować. Andrze,j doświadczony łakomczuch, do tej pory uważa, że były to jedne z najsmaczniejszych ciast, jakie kiedykolwiek jadł. Więc, jeśli ktoś lubi ciasto, to proszę, hm... na jego odpowiedzialność, spróbować osobiście.
Drugim przystankiem był Ciechanów. Tu znajdują się fragmenty gotyckiego zamku Książąt Mazowieckich, w którym mieszkała kiedyś królowa Bona. Podobno przywiozła włoszczyznę do Polski, z której robi się smaczne zupki, ale też ...truciznę, którą jak podejrzewano, otruła synową, Barbarę Radziwiłłówną.

Mimo, że wielkość tego zamku jest znacznie mniejsza, to ciechanowski zamek przypominał nam potężny, gotycki zamek Castilllo de Sforza w Mediolanie, który specjalnie zwiedziliśmy w poprzednim tygodniu. Interesowały nas Polonica, czyli w tym w przypadku, losy królowej Polski. Zamek był siedzibą rodu Sforza, z którego pochodziła królowa Bona.
Po śmierci męża, króla Zygmunta Starego, Bona mieszkała w ciechanowskim zamku około 10 lat. Czy czuła się tam dobrze? Przecież jej mediolański zamek, położony w samym centrum terytorium Sforzów był bezpieczniejszy, tak samo Wawel, gdzie poprzednio rezydowała. Natomiast, zamek ciechanowski znajdował się na samej granicy kraju i mógł być ciągle zagrożony. Ale jej życiem zawsze kierowała polityczna ambicja rodów Sforzów, czy Jagiellonów. Stała obecność prestiżowej osoby, czyli matki króla Zygmunta Augusta na północnym froncie królestwa, miała na pewno duże strategiczne znaczenie. Czy królowa była szczęśliwa w tym zamku? Tego chyba nikt nie wie. Ale co najmniej w czasie jej pobytu w zamku, panował w królestwie pokój.
Wchodząc po wąskich i stromych schodach na mury zamku, oglądamy zbiory starej broni. Z murów, w dole widać rozległą panoramę Mazowsza. W wypadku inwazji obcego wojska, warowny zamek był jedyną przeszkodą w tym płaskim krajobrazie. Czuło się odosobnienie tego fortu. Zamek był atakowany wiele razy. Najpierw przez szwedzkie wojsko w 1657 i 1708 roku, potem, pod koniec 18 - go wieku Mazowsze zostało okupowane przez Prusy i w 19 - ym wieku przez Francuzów oraz Rosjan, a w 20 - tym wieku, przez Niemców i Sowietów.
Dzisiaj z zamku ciechanowskiego zostały tylko mury zewnętrzne. Ale w środku murów znajduje się Muzeum Szlachty Mazowieckiej, które można zwiedzić i obejrzeć małe, lecz interesujące zbiory starej broni.

I wreszcie Opinogóra  オピノグーラ, znana przede wszystkim jako miejsce zamieszkania dramaturga i poety, hrabiego Zygmunta Krasińskiego (1812-1859).
O tym  w następnej części.

Riho Okagami-Siedlecka
Andrzej Siedlecki
-------------
*Andrzej po swojej pierwszej książce „Sekrety techniki aktorskiej-Jak uczyć?” pracował w tym czasie nad drugą „Być aktorem, Podstawy techniki aktorskiej, Teatr, Film, Telewizja, Radio” którą ukończył 2009 roku, a została wydana w 2010 przez Wydawnictwo Oświatowe FOSZE.

Riho Okagami Siedlecka jest autorką dwóch książek wydanych w języku japońskim: Słychać pieśni Warszawiaków (Warshawa ni shimin no utagoe ga kikoeru), jest książką o Polsce, a Życie po australijsku (O-sutoraria teki seikatsujutsu) książką o Australii.

Sikorski, Miler i Klich o raporcie MAK

W Polsce szeroko komentowany jest raport MAK w sprawie katastrofy smolenskiej. Wypowiadają sie eksperci i politycy.

 Edmund Klich, polski akredytowany przy MAK krytykuje Rosjan, że w swoim raporcie w ogóle nie uwzględnili sytuacji na wieży kontroli lotów smoleńskiego lotniska. Zdaniem Klicha, atmosfera tam panująca, podczas lądowania polskiego Tu-154M, była zbliżona do tej panującej w kabinie pilotów. - Tam po prostu panowała atmosfera konieczności udzielenia zgody na lądowanie. Dlatego również wnioskowałem o to, żeby wyjaśnić, czy to były obawy o skandal dyplomatyczny, czy myślano, że polski samolot ma super-wyposażenie - dodał Klich

Rozmowa Janiny Paradowskiej z Edmundem Klichem:



Minister MSWiA Jerzy Miler, jednocześnie przewodniczący polskiego panstwowego komitetu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej powiedział, że nie mamy zamiaru wykręcac sie od odpowiedzialności i , że polski raport będzie "bardziej dociekliwy". - Polski raport dot. katastrofy będzie analizował zdarzenia poprzedzające 10 kwietnia zeszłego roku nieraz nawet o 10 lat. Ponieważ interesują nas praprzyczyny, a nie tylko końcowe efekty - zapowiedział.
O postawie Rosjan Miler mówił wprost: to nie był przypadkowy lot przypadkowego samolotu z przypadkowymi pasażerami. I mnie żadne wykręty formalne nie interesują. Jeżeli zapraszam gościa, to dbam o jego bezpieczeństwo nie dlatego, że mnie kodeks do tego zmusza, tylko dlatego, że takie są reguły w cywilizowanym kraju. Minister Miler dodał, że lotnisko, na którym miała lądować prezydencka delegacja, od października 2009 roku było zamknięte i zostało specjalnie otwarte na przyloty 7 kwietnia (premiera) i 10 kwietnia (prezydenta). - W fazie przygotowania stwierdzono, że nie wszystkie parametry lotniska odpowiadają wymogom. Tym niemniej Rosjanie ulegli polskim prośbom i uznali, że to lotnisko będzie wystarczająco bezpieczne.

Rozmowa Janiny Paradowskiej z Jerzym Milerem:



Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski ocenił, że raport MAK, wykluczając niektóre wersje katastrofy, "przybliża nas do prawdy", choć jest niekompletny. "Uważamy, że raport jest rzetelny w tym, co mówi, ale nie mówi wszystkiego" - powiedział minister.


Przypomniał też, że do dokumentu zostały dołączone polskie uwagi.
-Strona rosyjska interpretuje to tak: proszę bardzo, jak ktoś chce znać stanowisko polskie, to może się z tym zaznajomić. Nas to nie satysfakcjonuje - zaznaczył Sikorski.
Szef polskiej dyplomacji podkreślił, że ostatnie dni pokazały, że polski rząd miał rację, opierając się w śledztwie na konwencji chicagowskiej, która - jak zaznaczył - daje Polsce możliwość odwołania się od raportu MAK.


Powiedział, że w najbliższych dniach przedstawiony zostanie raport, który opracowała polska komisja badająca pod kierownictwem ministra Millera przyczyny katastrofy, a w następnej kolejności zaprezentowane zostaną wyniki śledztwa prowadzonego przez prokuraturę wojskową.

 
 Rozmowa Moniki Olejnik z Radosławem Sikorskim
Part1:


Part2: