polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Premier Donald Tusk i wicepremier minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz od wielu miesięcy uspokajają, że Polska nie rozważa wysłania wojsk na Ukrainę. W poniedziałek obaj politycy powtórzyli to zapewnienie. Nadal jednak będą wspierać obecnie rządzących w Kijowie. * * * AUSTRALIA: Donald Trump nałożył 25-procentowe cła na import stali i aluminium, ale po rozmowie telefonicznej z Anthonym Albanese "rozważy" zwolnienie dla Australii. Australijski minister handlu Don Farrell planuje w ciągu kilku dni przylecieć do USA, aby odbyć rozmowy ze swoim odpowiednikiem na temat możliwego zwolnienia dla Australii. Wkrótce po podpisaniu rozporządzenia celnego, w którym podkreślił, że nie będzie żadnych wyjątków, Tramp stwierdził, że Australia może zapewnić sobie lepszą umowę. * * * SWIAT: Kreml ujawnił, że federacje Rosyjską podczas nadchodzących rozmów w Arabii Saudyjskiej dotyczących wojny na Ukrainie reprezentować będą minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow oraz doradca prezydenta Władimira Putina, Jurij Uszakow. Strona ukraińska nie otrzymała zaproszenia na to spotkanie. Panstwa UE też nie będą braly udziału. Szef rosyjskiej dyplomacji siergiej Ławrow oświadczył, że nie rozumie, dlaczego kraje europejskie miałyby zostać zaproszone do negocjacji w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie, skoro europejscy politycy chcą, aby wojna trwała. Pierwsza tura rozmów pomiędzy delegacjami Rosji i USA odbędzie się we wtorek (18 lutego) w Rijadzie.
POLONIA INFO:

niedziela, 26 grudnia 2010

Przez czerwony kontynent (3)

Oto ciąg dalszy relacji podróżniczej Marcina Gienieczki przesłanej dla Bumeranga Polskiego:

                                                      Zmagania na pustyni

Rozpoczynam przejście Pustyni na wysokości Lake Disappointment.
Szlak  prowadzi wzdłuż Talawana Track do Windy Corner - podobnym szlakiem szedł Marek Kamiński z podróżnikami z Holandii. Tyle ,że oni wystartowali z Lake Disappointment i kierowali się w stronę Alice Springs. Ja najpierw obieram kurs w kierunku Windy Corner a później w kierunku Warburton. Stamtąd będę zmierzał rowerem do Uluru. Do przejścia mam 600 km. Obliczam, że dziennie będę pokonywał 30 km. Może powinienem powiedzieć, że taki dzienny dystans chciałbym przejść, a ile zdołam, kolejne dni pokażą.

Woda zgodnie z planem została rozstawiona przez Bogusława Stańczyka co ok. 100km. Miejsce zaznaczone jest różową wstążką i mam spisaną pozycję GPS. Beczki i kanistry zasypane są na głębokości pół metra w ziemi. Jeśli tylko dzikie wielbłądy lub inne stworzenia jej nie odnajdą, będę spokojny. Bo woda to życie.
Pogoda na pustyni bardzo zmienna. W dzień ciepło, natomiast dziś szczególnie dokuczliwy był lodowaty wiatr, taki, że w nocy zakładam  polar i czapkę.

Po pierwszych dwóch dniach zrozumiałem, ze będzie to bardzo ciężka droga, nie technicznie, bo nie jest ona trudna - można ją odnaleźć w gąszczu traw i spinifexu, ale właśnie spinifex jest tu największą przeszkodą. W ciągu owych dwóch dni ta ostra trawa przecięła mi 3 dętki robiąc tym samym 7 dziur.
Zdałem sobie sprawę, że tak daleko nie zajdę biorąc pod uwagę, że pompowanie tych opon zajmuje ok. 30 minut, dochodzi rozpakowanie i spakowanie wózka i żar lejący się z nieba. To wszystko zakłóca marszrutę. Moje opony nie nadają się na przeprawę tym szlakiem. Najwyraźniej chyba są za delikatne na te warunki, choć i tak dałem najmocniejsze. Marek Kamiński kiedy przeprawiał się przez tę część pustyni, jak mi powiedział, miał opony jak w motorze. Ja wybrałem bardziej rowerowe. Kiedy podobną konstrukcją wózka przeprawiałem się przez góry Mackenzie, w ciągu 24 dni złapałem tylko jedną "gumę" . Tu w ciągu dwóch dni kilka. Taka subtelna różnica.
Zakładając gładkie opony, które lepiej poradzą sobie z piachem nie doceniłem spinifexu. Być może to było nie do końca dobre posunięcie, że skupiłem się na piasku zapominając o ostrej trawie, która rośnie zawsze na środku ścieżki. Rozstaw kół w wózku jest taki, ze jedno koło zawsze jest na spinifexie, a tym samym wózek się kołysze i nachodzi na ostrą jak brzytwa trawę. Ta z kolei po paru minutach wbija się w oponę przebijając ją aż do dętki. Z ciągłymi naprawami zabrakłoby mi łatek. O dętkach nawet nie wspominam.
W życiu jak i również na takich wyprawach jest tak, że trzeba szukać rozwiązań.
  Przez 7 dni kiedy rozstawiałem wodę i 2 dni kiedy maszerowałem nie spotkałem żadnego człowieka ani nie minąłem żadnego auta. Ale każdy z nas ma szczęście chociaż raz w życiu. Dla mnie pojawiło się w nocy, kiedy reflektory terenowego nisanna rozświetliły pustynię. Miejscowi jechali do Newman. Kiedy zobaczyli mnie łatającego dętki zatrzymali się, pomogli napompować koło, pogadaliśmy i pojechali dalej. Następnego dnia kiedy wstałem, zobaczyłem, że znów ubyło powietrza w dętce. Ręce mi opadły, ale zabrałem się do naprawy. Po ok. 2 godzinach znów ujrzałem znajomego nissana. Okazało się, że ci ludzie nocowali jakieś 3 km od mojego namiotu. Moja sytuacja nie dawała im spokoju -tak mi później powiedział Steve. Namówili mnie na powrót.
Nie zastanawiałem się długo, bo do Newman z tego miejsca było jakieś 630 km. Z plecakiem, zapasem wody, sam, nie dałbym rady. Najbliższa i jedyna studnia w tym regionie jest dopiero ok. 200km stąd - Georgia Bore. Spakowałem więc plecak i sprzęt wrzucając wszystko na dach samochodu. Sam też zakotwiczyłem  się na dachu i wyruszyliśmy w stronę Cotton Creek. W Newman był jeszcze Bogusław Stańczyk. Utwierdził mnie, że podjąłem trafną decyzję.
 -W życiu trzeba umieć podejmować decyzje - ty podjąłeś właściwą. Tam nikt się raczej nie zapuszcza jak widziałeś. Musisz rozważyć inna trasę lub naprawić wózek, zrobić inny rozstaw kół- powiedział. Jestem rozbity, bo na tym szlaku miałem wszystko przygotowane, zarówno wodę jak i żywność.
Atakuje pustynię Gibsona szlakiem z Wiluny . Mój wózek podskakiwał niczym piłeczka pingpongowa. Na początku szło mi całkiem dobrze. Pierwszego dnia zrobiłem 28 km i zadzwoniłem do żony będąc na szczycie szczęścia. Na wózku mam  jeden kanister 20 litrowy, trzy po 15 litrów i jeden worek dromadera 10 l, co daje 75 l czyli 75kg (tutaj nie miałem rozrzuconej wody więc musiałem się zabezpieczyć) plus sprzęt filmowy i fotograficzny, żywność i parę rzeczy do wózka. Łącznie 110kg czyli takie obciążenie jak na saniach polarnych na Kołymie, którą przemierzałem po śniegu i lodzie.
Niestety drugiego dnia wózek zaczyna się psuć. Co 30 minut koła się luzują  i po prostu spadają  z uchwytów wózka. Poprawiałem, ale zastanawiałem się co się dzieje. Pamiętam jak startowałem na Talawana Track i Bogusław Stańczyk filmował nasze pożegnanie, po czym powiedział - "człowieku, jak ty idziesz na wyprawę” - przecież koła masz nie dopięte. Adrenalina na starcie jednak dała mi dużo siły i takiego niedopatrzenia na pewno nie dostrzegłem. Nie dyskutowałem wówczas, bo chciałem iść i wędrować. Bogusław zniknął na horyzoncie, a ja zacząłem zapuszczać się wówczas w pustynne tereny . Teraz, kiedy byłem już na właściwym szlaku znowu luzowały się koła. Przypomniałem sobie tamto zdarzenie. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Ale nie było czasu na analizę. Chciałem iść, bo na wyprawie jest tak(bynajmniej w moim przypadku), że czas na przemyślenia i testy jest w kraju(w miarę możliwości). Moje testowanie odbywało się na plaży w Juracie, ale to nie to samo co trawa spinifex czy skały na pustyni.
  Okazało się, że obręcze, które trzymają wózek są mocno wyszlifowane. Najwidoczniej w I etapie było sporo tarcia. Być może też wózek uszkodził się podczas transportu lotniczego albo kiedy wieźliśmy go do Warburton .Na pewno coś musiało się wydarzyć, bo sprzęt był sprawny przed wyjazdem. Niestety tutaj nie spełnił swojej roli. Koła przechylały się w stronę bagażu, tym samym ocierały się o sprzęt na wózku i obręcze - blokowały poruszanie się. Wyglądało to tak, jakby koła się rozchodziły- raz na lewą stronę, raz na prawą w zależności od ułożenia terenu. Poprawiałem luzy, dokręcałem na siłę i po 15 minutach przeprawy to samo. To może wyprowadzić człowieka z równowagi, ale szedłem dalej. Trzeciego dnia niestety strzeliła szprycha i piasta się wykrzywiła, wymieniłem ją na nową, ale znowu po dniu wędrówki się wygięła. Wiedziałem, że niestety plan przeprawy legnie w gruzach. Siedziałem przy ognisku zrozpaczony. Zrobiłem 100 km i nie wiedziałem co dalej. Na dodatek przyszła burza i deszcz, który pada raz na 3 lata. A właśnie teraz spadł i zrobił ze szlaku gliniane podłoże. Koła będąc juz wykrzywione zapadały się w błocie, ja również. Wszystko okazało się nie tak. Wózek prawie rozpadł się po kolejnych 10 km wędrówki następnego dnia i tym samym postanowiłem zakończyć plan ,,pustynna burza" jak go później nazwałem. Pięć km ode mnie ugrzęzły w błotnej mazi dwa samochody. Błoto, które niczym lawa zalewa szlak, spowodowało, że nawet dwa auta o napędzie 4 na 4 nie dawały rady(tu jeśli pada deszcz, woda nie wsiąka lecz się rozlewa tworząc klejącą się breję). Podkładanie pod koła desek nie przynosiło rezultatów - koła zapadały się i grzęzły coraz mocniej. Ludzie, widząc co się święci, postanowili mnie zebrać. W zamian za to pomagam im przeprawie przez coraz większe błota.. Ta decyzja była bolesna, bo podjęta po raz drugi próba przeprawy  nie powiodła się. W tym momencie juz decyzja zapadła, że tym razem pustyni nie przejdę.

Marcin Gienieczko

c.d.n.

sobota, 25 grudnia 2010

Nastoletni muzułmanin obrońcą Bożego Narodzenia

Na skutek prób zakazu celebracji Bożego Narodzenia, podejmowanych przez niektórych decydentów w imię fałszywie pojętej poprawności politycznej, np. pojawiania się Świętego Mikołaja w publicznych instytucjach jak szkoły,  Siraj Evans, trzynastolatek pochodzący z muzułmańskiej rodziny zamieszkałej w Południowej Australii, umieścił na YouTube video clip w obronie właśnie tradycji Bożego Narodzenia. Na filmie Siraja australijskie dzieci składają życzenia Merry Christmas w różnych językach, w tym po polsku.
(kb)

World News Australia

piątek, 24 grudnia 2010

Życzenia świąteczne

Daniel Gromann: To był trudny rok


Daniel Gromann, konsul RP w Sydney.
  Podczas Christmas Festival
na Darling Harbour.
Fot. K.Bajkowski
Z konsulem Generalnym RP w Sydney , Danielem Gromannem rozmawia dla Bumeranga Polskiego  Krzysztof Bajkowski.

-Panie Konsulu, proszę o kilka słów podsumowujących mijający rok zarówno w Polsce jak i  wśród Polonii australijskiej.
- Może zacznę od Polski. To był niewątpliwie trudny rok. Przed wszystkim mieliśmy  tragiczne wydarzenie – katastrofę samolotu prezydenckiego, która była dla wszystkich ogromnym ciosem. Spowodowała olbrzymi szok i była wielką stratą w wymiarze narodowym. Natomiast, jeśli tak można powiedzieć, jedyną dobrą rzeczą, jaka się z nią wiąże jest fakt, że polskie instytucje państwowe zadziałały bardzo dobrze, nie było chaosu, wszystkie procedury potoczyły się sprawnie. Możemy powiedzieć, ze udało nam się zbudować państwo demokratyczne i dobrze funkcjonujące.
Oczywiście w mijajacym roku były także inne trudne wydarzenia, takie jak wielkie powodzie i myślę, że ten rok przejdzie do naszej historii jako ten należacych do ciemnych lat. Ale z drugiej strony patrzymy z optymizmem w przyszłość. Jak wynika z ostatnich ekonomicznych informacji, osiagniemy w tym roku wzrost PKB w granicach 4.2% - to doskonały wynik. I tu mamy powody do optymizmu na nowy rok i kolejne lata.
Jeśli chodzi o Polonię. Dla mnie był to pierwszy pełny rok pobytu tutaj,  bardzo intensywny, pełen kontaktów, organizowania różnych wydarzeń. Myślę, że kondycja Polonii jest tutaj bardzo dobra, że jest to środowisko wysoce zorganizowane, mające wiele różnych organizacji, a takze szereg osob niezależnych, działających poza takimi strukturami formalnymi, ale zainteresowanych utrzymywaniem polskości, wspieraniem wspólnych wydarzeń. Chociażby niedawny Polish Christmas Festival na Darling Harbour w Sydney czy wcześniej Polish Festival na Federation Square w Melbourne były wspaniałymi, wielkimi wydarzeniami pełnymi naszej kultury, na które przybyły tysiace osób z polskiej społeczności. Już  tylko te dwa wydarzenia, żeby nie wspomnieć o Dożynkach w Adelaide i innych  imprezach, są dowodem, ża polskość utrzymuje się mocno w Australii i myślę, że tu również można patrzeć z optymizmem w przyszłość.

- Jakie są plany Konsulatu w stosunku do australijskiej Polonii na przyszły rok?
- Plany pozostają niezmienione w sensie ogromnej chęci utrzymywania intensywnych kontaktów, organizowania różnego rodzaju wydarzeń dla i – co myślę, ważniejsze – wspólnie z  Polonią - gdyż mamy tutaj ogromny potencjał kulturalny. Są tu artyści, wszelkiego rodzaju muzycy, graficy, plastycy. Myślę, że można zorganizowac wiele, wiele wspólnych wydarzeń.
Ponadto warto przypomnieć, że w drugiej połowie przyszłego roku Polska będzie sprawować Prezydencję w Unii Europejskiej. Będzie więc to szczególny czas, który powinniśmy wykorzystać dla promocji naszego kraju, dla podkreślenia faktu, że jesteśmy w  UE i potrafimy jej przewodzić. Jestem pewien, że wspólnie z Polonią będziemy mogli zorganizowac szereg wydarzen z tej okazji.

- Jakie życzenia na Świeta i Nowy Rok chciałby Pan konsul złożyc Polonii australijskiej i  czytelnikom Bumeranga Polskiego?
- Przede wszystkim zdrowia, spokoju ducha i wielu sukcesów w życiu zawodowym i osobistym, a także - poczucia dumy z polskich korzeni i utrzymywania kontaktu z rodzimą kulturą. Bumerangowi zaś życzę udanego, intensywnego rozwoju w pierwszym pełnym roku istnienia.

-Dziekuję w imieniu czytelników Bumeranga Polskiego i stowarzyszenia Bumerang Media Inc.  i życzę przede wszystkim jak najwięcej  satysfakcji z pracy konsularnej w Australii oraz niezapomnianych wrażen z każdego dnia pobytu w tym słonecznym kraju.

czwartek, 23 grudnia 2010

Prezydent: Dziękuję za walkę o wolność

Prezydent Bronisław Komorowski i były prezydent Lech Wałęsa przypominali historię trudnej walki o wolność podczas środowej uroczystości na Zamku Królewskim w 20. rocznicę przekazania insygniów prezydenta RP. - Dziękuję za walkę o wolność - mówił prezydent.- Chciałbym wykorzystać tę 20. rocznicę jako wielką, piękną okazję do powiedzenia sobie nawzajem, całemu narodowi, wszystkim, którzy mieli odwagę marzyć o wolnym państwie polskim, wszystkim, którzy mieli okazję walczyć o wolną Polskę, powiedzieć z całego serca: dziękujemy - mówił prezydent.

Jak zaznaczył, rocznica to dobra okazja, aby podziękować Ryszardowi Kaczorowskiemu i Lechowi Wałęsie. - W tym momencie, w momencie trafienia do kraju pamiątek tamtej naszej wolności, dwie wolności, wcale niełatwe, wcale nieoczywiste - wolności z okresu po 1918 roku i tej naszej świeżo wywalczonej wolności, podały sobie ręce - powiedział Bronisław Komorowski.

Prezydent mówił, że historię zmieniają narody, społeczeństwa, masowe ruchy, ale nic nie zastąpi także woli, odwagi konkretnych ludzi. - Polską wolność wywalczył naród, ale ktoś uczył, ktoś przekonywał, że należy trwać przy ideałach wolności, a innych ktoś uczył, że należy się bić i domagać się wolności - mówił.

Jak dodał, uroczystość sprzed 20 lat wpisuje się znakomicie w naturalny narodowy odruch sięgania do tego, co pozwala nam połączyć porwaną polską historię w jedną całość. - Mamy naturalną skłonność, żeby mówić o tym, że zawsze trwaliśmy, zawsze walczyliśmy, że zawsze wierzyliśmy, ale jednocześnie każdy z nas wie dobrze, że z tą walką i trwaniem było różnie - powiedział Bronisław Komorowski.

Więcej: Prezydent.pl