Premier Australii Julia Gillard oświadczyła w piątek rano, że portal internetowy Wikileaks nie złamał australijskiego prawa publikując tajne depesze amerykańskich dyplomatów.
Julia Gillard powiedziała, że rząd, którym kieruje, zlecił policji sprawdzenie, czy Wikileaks złamało australijskie prawo publikując amerykańskie depesze. Rząd zdecydował się na ten krok, bo założyciel portalu, Julian Assange, jest obywatelem Australii.
"Policja wyjaśniła nam, że Wikileaks nie złamało australijskiego prawa" - powiedziała Gillard.
Assange został w czwartek zwolniony za kaucją z brytyjskiego aresztu. Szwedzki wymiar sprawiedliwości dąży do jego ekstradycji pod zarzutem przestępstw seksualnych. Australijczyk obawia się jednak nie ekstradycji do Szwecji, lecz do USA. Dziennik "New York Times" poinformował, że amerykański wymiar sprawiedliwości próbuje sformułować oskarżenie przeciwko założycielowi Wikileaks w związku ujawnieniem przez portal tajnych informacji.
(Google News/PAP)
Sunday, December 19, 2010
Nowe godziny przyjęć w Konsulacie RP
Uprzejmie informuję, że w związku z wprowadzeniem aplikacji e-Konsulat, umożliwiającej wcześniejsze umawianie się na wizyty w sprawach paszportowych, prawnych, wizowych i obywatelskich, od dnia 4 stycznia 2011 r. ulegają zmianie godziny przyjęć interesantów w Konsulacie Generalnym RP w Sydney (10 Trelawney St, Woollahra, NSW 2025):
Godziny przyjęć interesantów bez konieczności wcześniejszych zapisów:
poniedziałek, wtorek, czwartek, piątek 09.00 – 11.00
środa 11.00 – 13.00
Godziny przyjęć interesantów wyłącznie po wcześniejszym zapisaniu się w aplikacji e-Konsulat (www.e-konsulat.gov.pl):
poniedziałek, wtorek, czwartek, piątek 11.30 – 13.30
środa 13.30 – 15.30
Zachęcam Państwa do korzystania z aplikacji e-Konsulat w przypadku konieczności załatwienia spraw urzędowych w naszym Konsulacie. Jeżeli będziecie mieli Państwo jakiekolwiek pytania związane z nowym systemem, uprzejmie proszę kierować je bezpośrednio do:
- pani konsul Małgorzaty Gromann ([email protected]) w sprawach paszportowych, obywatelskich i wizowych;
- pani konsul Dominiki Mosek ([email protected]) w sprawach prawnych.
(tymczasowo, do dnia 4 stycznia 2011 r., proszę kierować wszystkie pytania do pani konsul D. Mosek).
Daniel Gromann
Konsul Generalny RP w Sydney
Saturday, December 18, 2010
Prezydent: Ofiara Grudnia'70 nie poszła na marne
Z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego rozpoczęły się w Gdyni obchody 40. rocznicy tragicznych wydarzeń w grudniu 1970 r. na Wybrzeżu. Tuż przed głównymi uroczystościami Prezydent zapalił znicz na terenie stacji SKM Gdynia Stocznia. Komorowski podkreślił, że przelana 40 lat temu krew i śmierć robotników nie poszły na marne. Po przemowiu głowy państwa słychać było krzyki i gwizdy kilku osób, które przybyły na uroczystości.
Tuż przed głównymi uroczystościami przy Pomniku Ofiar Grudnia'70, przed godziną 6 rano prezydent zapalił znicz na terenie stacji SKM Gdynia Stocznia. O tej godzinie i w tym miejscu przed 40 laty padły pierwsze strzały do robotników idących do pracy w stoczni.
Przemówienie wygłosił prezydent Bronisław Komorowski. - W tym miejscu 40 lat temu władza, która nazywała siebie władza ludową w sposób najstraszniejszy skrzywdziła prostego człowieka - kazała strzelać do ludzi pracy - mówił prezydent. - Dzisiaj widać, że z tej przelanej krwi, z tego cierpienia, z tego dramatu zrodziła się i polska Solidarność i polskie zwycięstwo, Polska wolna, niepodległa i demokratyczna. To nie było na darmo - podkreślił.
Prezydent dodał, że tym miejscu "pewnie najłatwiej kierować modlitwę dziękczynną za wolną Polskę". - Ale pewnie także i najtrudniej modlić się w taki sposób, jaki modlimy się od dzieciństwa, gdzie mówimy: "Ojcze nasz - odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". To jest najprostsza modlitwa, ale też i najtrudniejsza. Warto słowa modlitwy przekuwać w realne działania i własne postępki - zaapelował. Odjeżdżającemu prezydentowi towarzyszyły gwizdy i okrzyki: "złodzieje", "bandyci".
Tuż przed głównymi uroczystościami przy Pomniku Ofiar Grudnia'70, przed godziną 6 rano prezydent zapalił znicz na terenie stacji SKM Gdynia Stocznia. O tej godzinie i w tym miejscu przed 40 laty padły pierwsze strzały do robotników idących do pracy w stoczni.
Przemówienie wygłosił prezydent Bronisław Komorowski. - W tym miejscu 40 lat temu władza, która nazywała siebie władza ludową w sposób najstraszniejszy skrzywdziła prostego człowieka - kazała strzelać do ludzi pracy - mówił prezydent. - Dzisiaj widać, że z tej przelanej krwi, z tego cierpienia, z tego dramatu zrodziła się i polska Solidarność i polskie zwycięstwo, Polska wolna, niepodległa i demokratyczna. To nie było na darmo - podkreślił.
Prezydent dodał, że tym miejscu "pewnie najłatwiej kierować modlitwę dziękczynną za wolną Polskę". - Ale pewnie także i najtrudniej modlić się w taki sposób, jaki modlimy się od dzieciństwa, gdzie mówimy: "Ojcze nasz - odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". To jest najprostsza modlitwa, ale też i najtrudniejsza. Warto słowa modlitwy przekuwać w realne działania i własne postępki - zaapelował. Odjeżdżającemu prezydentowi towarzyszyły gwizdy i okrzyki: "złodzieje", "bandyci".
Więcej: Wirtuala Polska
Prezydent Bronisław Komorowski podkreślił w Szczecinie podczas piątkowych uroczystości z okazji 40. rocznicy wydarzeń grudniowych, że "bolesne i wstydliwe" jest to, iż procesy związane ze zbrodniami czasów komunistycznych ciągną się tak długo i że nie udało się ukarać winnych.
- Strzały, które padły na Wybrzeżu, prócz niewinnych ludzi, uśmierciły także ostatnie złudzenia Polaków, że system komunistyczny może kiedykolwiek mieć ludzką twarz - powiedział prezydent, zabierając głos podczas uroczystości pod tablicą "Pamięci poległych w grudniu 1970 r." przed bramą główną stoczni szczecińskiej.
- Dziś, po 40 latach od tamtych tragicznych wydarzeń żyjemy w niepodległej Polsce, gdzie każdemu wolno wyrażać i demonstrować swoje przekonania, w całej Polsce, także i tutaj w Szczecinie, i w czasie tej uroczystości - podkreślił Bronisław Komorowski. - Żyjemy w Polsce praworządnej, aczkolwiek niedoskonałej - dodał.
- Strzały, które padły na Wybrzeżu, prócz niewinnych ludzi, uśmierciły także ostatnie złudzenia Polaków, że system komunistyczny może kiedykolwiek mieć ludzką twarz - powiedział prezydent, zabierając głos podczas uroczystości pod tablicą "Pamięci poległych w grudniu 1970 r." przed bramą główną stoczni szczecińskiej.
- Dziś, po 40 latach od tamtych tragicznych wydarzeń żyjemy w niepodległej Polsce, gdzie każdemu wolno wyrażać i demonstrować swoje przekonania, w całej Polsce, także i tutaj w Szczecinie, i w czasie tej uroczystości - podkreślił Bronisław Komorowski. - Żyjemy w Polsce praworządnej, aczkolwiek niedoskonałej - dodał.
Prezydent zaznaczył, że podczas grudniowych dni 1970 r. Polacy w bolesny sposób mogli przekonać się, jaki jest prawdziwy stosunek władzy, która uzurpowała sobie miano "ludowej"; do tego właśnie ludu, do zwykłych obywateli, strzelano tutaj w Szczecinie.
- Do ludzi, którym obce były polityczne kalkulacje, którzy chcieli tylko żyć w sposób wolny i godny. To przecież dzisiaj wydaje się tak całkowicie zrozumiałe, niewygórowane i naturalne oczekiwanie. Ale z drugiej strony, ci, którzy pamiętają tamte czasy rozumieją, jak te oczekiwania były w istocie radykalne, jak daleko szły w sprzeciwie dla tamtej rzeczywiści politycznej, dla całego systemu opartego i na kłamstwie, i na przemocy - podkreślił Bronisław Komorowski. - Dlatego zamiast rozmów, zamiast negocjacji partia komunistyczna miała protestującym do zaoferowania gaz, pałki, a wreszcie kule - zaznaczył.
Prezydent oświadczył, że teraz zobowiązaniem dla każdego z nas jest dążyć do budowy takiego społeczeństwa, w którym brat nie podnosi ręki na brata. Podkreślił, że na tym polega sens i przesłanie zakończenia wojny polsko-polskiej.
Wiecej: Prezydent.pl
Prezydent oświadczył, że teraz zobowiązaniem dla każdego z nas jest dążyć do budowy takiego społeczeństwa, w którym brat nie podnosi ręki na brata. Podkreślił, że na tym polega sens i przesłanie zakończenia wojny polsko-polskiej.
Wiecej: Prezydent.pl
Rewolta Grudniowa 17 grudnia 1970 roku we wczesnych godzinach rannych wojsko i milicja otworzyły ogień do robotników, którzy w odpowiedzi na telewizyjny apel sekretarza KW PZPR Stanisława Kociołka przyjechali do pracy w gdyńskiej stoczni. Nie wiedzieli, że stocznia została zamknięta, a wojsko dostało rozkaz zablokowania dostępu do niej. W manifestacjach, które później pojawiły się na ulicach Gdyni, uczestniczyło blisko 5 tysięcy osób.
Do rozpraszania demonstrantów użyto gazów łzawiących i petard. Symbolem Grudnia'70 na Wybrzeżu stał się bohater piosenki Janek Wiśniewski, którego ciało położone na drzwiach, niesiono na czele pochodu ulicą Świętojańską w Gdyni. W balladzie autorstwa Krzysztofa Dowgiałły śpiewano: "Za chleb i wolność, i nową Polskę, Janek Wiśniewski padł".
W rzeczywistości, 18-letni robotnik ze stoczni nazywał się Zbyszek Godlewski. Został zastrzelony w trakcie starć w okolicy stacji kolejki podmiejskiej Gdynia Stocznia. Do dziś zachowały się zdjęcia archiwalne z tamtych wydarzeń. W 39. rocznicę Grudnia'70 prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Zbyszka Godlewskiego Złotym Krzyżem Zasługi. Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu śmierć poniosły, co najmniej 44 osoby, a ponad 1100 zostało rannych. Niektóre, niezweryfikowane źródła, mówią nawet o kilkuset zabitych. Aresztowano blisko 3 tysiące osób.
(Wirtualna Polska)
Do rozpraszania demonstrantów użyto gazów łzawiących i petard. Symbolem Grudnia'70 na Wybrzeżu stał się bohater piosenki Janek Wiśniewski, którego ciało położone na drzwiach, niesiono na czele pochodu ulicą Świętojańską w Gdyni. W balladzie autorstwa Krzysztofa Dowgiałły śpiewano: "Za chleb i wolność, i nową Polskę, Janek Wiśniewski padł".
W rzeczywistości, 18-letni robotnik ze stoczni nazywał się Zbyszek Godlewski. Został zastrzelony w trakcie starć w okolicy stacji kolejki podmiejskiej Gdynia Stocznia. Do dziś zachowały się zdjęcia archiwalne z tamtych wydarzeń. W 39. rocznicę Grudnia'70 prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Zbyszka Godlewskiego Złotym Krzyżem Zasługi. Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu śmierć poniosły, co najmniej 44 osoby, a ponad 1100 zostało rannych. Niektóre, niezweryfikowane źródła, mówią nawet o kilkuset zabitych. Aresztowano blisko 3 tysiące osób.
(Wirtualna Polska)
Przez czerwony kontynent (2)
Droga częśc reportażu Marcina Gienieczki:
Rowerowy sukces
Po przejechaniu kolejnych 100 km zatrzymałem się w Sandfire Roadhouse na trasie Great Northern Hwy. Kilka budynków przypomina naszą stację benzynową - bez specjalnych wygód, ale można się umyć i to dla mnie najważniejsze w tym upale. Temperatura praktycznie bez zmian-jakieś 35 stopni, ziemia rozgrzana do czerwoności, więc naturalny kolor tutejszego krajobrazu.
Jestem przy Wielkiej Pustyni Piaszczystej, stąd ten suchy zwrotnikowy klimat i jałowa skąpa roślinność. Spotykam pijanych Aborygenów. Piją więcej od Indian w Północnej Kanadzie, choć wcześniej myślałem, że to oni przodują. Nie przeszkadza im upał, zaczynają wczesnym rankiem, a więc około południa są już dobrze napici-a wiadomo wysoka temperatura tylko przyspiesza stan upojenia. Chodzą na boso zarówno w mieście jak i w buszu, choć trzeba przyznać, że i biali nie nadużywają obuwia. I nikt się tym nie przejmuje, pełen luz, ja jednak wolę swoje sandały Alpinusa, zwłaszcza wieczorem, kiedy nogi muszą odpocząć
Po przejechaniu2136 km (24 dni)dojechałem do miasteczka Newman w Zachodniej Australii. Ostatnie dni były dla mnie bardzo trudne, byłem tak spragniony zakończenia tego etapu, że pedałowałem po 125 km dziennie, co przy obciążeniu roweru, uważam za całkiem niezły wynik. Klimat w Newman nieco się zmienił- temperatura 29 stopni.
Doskwiera mnie ból, mam poważne problemy z lewą ręką, okolice łokcia. Nie mogę jej rozprostować. Myślę, że to od stałego trzymania kierownicy i napięcia mięśni. Miałem dużo podjazdów, więc pewnie przyczyniło się to do mojego stanu.
Po przejechaniu
Doskwiera mnie ból, mam poważne problemy z lewą ręką, okolice łokcia. Nie mogę jej rozprostować. Myślę, że to od stałego trzymania kierownicy i napięcia mięśni. Miałem dużo podjazdów, więc pewnie przyczyniło się to do mojego stanu.
W Newman przygotowuje logistycznie przeprawę przez Pustynię Gibsona. Wieczorem z Sydney przylatuje do mnie Bogusław Stańczyk z Orbis Express Travel ,życzliwy człowiek, który sam kocha przygodę przemierzał Pustynię Simpsona w Australii i Afrykę. Mamy zamiar wynająć auto terenowe i od Lake Disappointment rozstawić w kilku miejscach wodę. Szukam teraz właściwych pojemników oraz staram się zdobyć jak najwięcej informacji o szlaku od tubylców.
Postanowiłem, że część szlaku przemierzę pieszo, a część, jeśli się uda, rowerem - będzie szybciej. Prawdopodobnie będzie to ostania część od Windy Corner do Warburton- środek Pustyni Gibsona. Wcześniej jest tylko piasek i dużo skał, a mój rower nie pokona takich wydm. Poza tym jest trawa spinifex rodzaj iglastego poszycia. Szorstka trawa spinifex mimo ze jest nie przydatna jako pasza dla zwierząt, spełnia bardzo ważna rolę, zapobiegając wywiewaniu piasku. Potrafi poważnie skaleczyć, a jej nasiona skutecznie zapychają chłodnice aut przemierzających te tereny. Ostatnio jadący samochód z Canning Stock Route spalił się - pożar z powodu przegrzania. Trzeba na to uważać, studzić auto, bo jeśli nastąpi awaria to po przygodzie.
Ostatnio w buszu był pożar i ekipa która chciała przemierzyć szlak Talawana Track - musiała zawrócić. Zmusił ich do tego palący się busz. W Australii pożary to powszechna sprawa, więc trzeba mieć to na uwadze.
Być może więc będę musiał skrócić drogę ze względu na takie przeszkody, dlatego nie planuję niczego. Jak pojawiają się takie problemy, lepiej je omijać żeby nie popaść w jeszcze większe kłopoty. Szukając pojemników na wodę w miejscowej gazecie czytam mrożąca w żyłach historię.
Grupa niemieckich podróżników zginęła na pustyni - ugrzęzła w piachach. Opuścili samochód i oddalili się od niego próbując dotrzeć do cywilizacji. Wysłany na pomoc helikopter znalazł ich po paru dniach. Niestety nie żyli - wyczerpani i odwodnieni zmarli w spiekocie słońca. To właśnie pustynia - najbardziej nieprzyjemne i nieprzyjazne miejsce na ziemi.
Postanowiłem, że część szlaku przemierzę pieszo, a część, jeśli się uda, rowerem - będzie szybciej. Prawdopodobnie będzie to ostania część od Windy Corner do Warburton- środek Pustyni Gibsona. Wcześniej jest tylko piasek i dużo skał, a mój rower nie pokona takich wydm. Poza tym jest trawa spinifex rodzaj iglastego poszycia. Szorstka trawa spinifex mimo ze jest nie przydatna jako pasza dla zwierząt, spełnia bardzo ważna rolę, zapobiegając wywiewaniu piasku. Potrafi poważnie skaleczyć, a jej nasiona skutecznie zapychają chłodnice aut przemierzających te tereny. Ostatnio jadący samochód z Canning Stock Route spalił się - pożar z powodu przegrzania. Trzeba na to uważać, studzić auto, bo jeśli nastąpi awaria to po przygodzie.
Ostatnio w buszu był pożar i ekipa która chciała przemierzyć szlak Talawana Track - musiała zawrócić. Zmusił ich do tego palący się busz. W Australii pożary to powszechna sprawa, więc trzeba mieć to na uwadze.
Być może więc będę musiał skrócić drogę ze względu na takie przeszkody, dlatego nie planuję niczego. Jak pojawiają się takie problemy, lepiej je omijać żeby nie popaść w jeszcze większe kłopoty. Szukając pojemników na wodę w miejscowej gazecie czytam mrożąca w żyłach historię.
Grupa niemieckich podróżników zginęła na pustyni - ugrzęzła w piachach. Opuścili samochód i oddalili się od niego próbując dotrzeć do cywilizacji. Wysłany na pomoc helikopter znalazł ich po paru dniach. Niestety nie żyli - wyczerpani i odwodnieni zmarli w spiekocie słońca. To właśnie pustynia - najbardziej nieprzyjemne i nieprzyjazne miejsce na ziemi.
Odwiedzam tutejszą Policję, z którą korespondowałem jeszcze przed wylotem z Polski. Pracuje tu Shan Sadler, który wspiera wyprawę. To do niego przesłałem wózek i część sprzętu wyprawowego. Powiadomił on też kolegów z policji w Warburton o mojej ekspedycji.
W Newman niewielkim miasteczku mieści się duży ośrodek górniczy po tym, jak odkryto tu pokaźne zasoby rudy żelaza. Wielu pracowników przylatuje na kontrakty z Perth, ale tylko zimą, kiedy temperatura oscyluje około 30 stopni, nie zaś 50 jak latem.
W Newman niewielkim miasteczku mieści się duży ośrodek górniczy po tym, jak odkryto tu pokaźne zasoby rudy żelaza. Wielu pracowników przylatuje na kontrakty z Perth, ale tylko zimą, kiedy temperatura oscyluje około 30 stopni, nie zaś 50 jak latem.
Marcin Gienieczko
c.d.n.
Friday, December 17, 2010
Tragedia u wybrzeży Wyspy Bożego Narodzenia
Drewniana łódź z nielegalnymi imigrantami zatonęła u wybrzeży Wyspy Bożego Narodzenia. Do tej pory znaleziono 27 ciał, uratowano na razie 42 osoby.
Australijska telewizja pokazała wywróconą dnem do góry, tonącą łódź, której pasażerowie byli rzucani przez fale na przybrzeżne skały.
- W wodzie wciąż są ludzie wzywający pomocy. Rozgrywa się tu tragedia - relacjonował Gordon Thomson, prezydent Wyspy Bożego Narodzenia, która jest zamorskim terytorium Australii.
Do wypadku doszło wczoraj około godz. 6 rano czasu miejscowego. Według wstępnych ocen, łódź rozbiła się próbując przybić do brzegu jednej z zatok w czasie silnego sztormu.
Okoliczni mieszkańcy próbowali pomóc rzucając kamizelki, ale straszne warunki na wodzie nie pozwalały się zbliżyć - powiedział jeden ze świadków. - Nie chcielibyście zbliżać się do klifu, bo jest ostry jak brzytwa, a czterometrowe fale rzucały ludźmi. Widziałem chyba 30, którym się nie udało.
Wyspa Bożego Narodzenia znajduje się ok. 2600 km na północny zachód od miasta Perth, na zachodzie Australii. Na wyspie jest ośrodek, w którym przetrzymywane są osoby ubiegające się o azyl w Australii.
PAP
Australijska telewizja pokazała wywróconą dnem do góry, tonącą łódź, której pasażerowie byli rzucani przez fale na przybrzeżne skały.
- W wodzie wciąż są ludzie wzywający pomocy. Rozgrywa się tu tragedia - relacjonował Gordon Thomson, prezydent Wyspy Bożego Narodzenia, która jest zamorskim terytorium Australii.
Do wypadku doszło wczoraj około godz. 6 rano czasu miejscowego. Według wstępnych ocen, łódź rozbiła się próbując przybić do brzegu jednej z zatok w czasie silnego sztormu.
Okoliczni mieszkańcy próbowali pomóc rzucając kamizelki, ale straszne warunki na wodzie nie pozwalały się zbliżyć - powiedział jeden ze świadków. - Nie chcielibyście zbliżać się do klifu, bo jest ostry jak brzytwa, a czterometrowe fale rzucały ludźmi. Widziałem chyba 30, którym się nie udało.
Wyspa Bożego Narodzenia znajduje się ok. 2600 km na północny zachód od miasta Perth, na zachodzie Australii. Na wyspie jest ośrodek, w którym przetrzymywane są osoby ubiegające się o azyl w Australii.
PAP
Subscribe to:
Posts (Atom)