Wybory za nami. Z szumnych zapowiedzi liderów i sympatyków Konfederacji zostało niewiele. Warto więc wziąć ten swoisty konglomerat na warsztat.
W przeciwieństwie do wielu koleżanek i kolegów mam w tym wypadku komfort osobistego dystansu do omawianej formacji, więc nieco łatwiej – bo bez emocji – będzie mi przeprowadzić krytykę.
Oczekiwania
Bardzo trudno jest analizować wyniki kolejnych sondaży, tym bardziej gdy chodzi o małe liczby i niedokładne badania, które skupiają się na samym poparciu bez analizy motywacji ankietowanych, ale mimo wszystko warto zestawić retorykę liderów Konfederacji z procentowymi zmianami w kolejnych publikacjach. I tak oto, jeszcze miesiąc temu część mainstreamu była zaniepokojona faktem, iż omawiana formacja miała zostać trzecią siłą w parlamencie i języczkiem u wagi, bez którego nie miało być możliwe powołanie rządu większościowego. Realnymi konkurentami dla Konfederatów były w tych wyborach komitety Lewicy i Trzeciej Drogi. Wyprzedzenie ich uprzywilejowałoby narodowo-wolnościowych w podziale mandatów w niemal każdym okręgu, toteż mogliby wówczas liczyć na wynik w postaci 30-50 szabel w Sejmie.