Jestem osobą zupełnie z zewnątrz i mam ten przywilej, że z żadną z tych opowieści jeszcze nie jestem związana. Rozstałam się już w większości z ciałem martyrologicznym polskim i nie mam zamiaru wkładać na siebie nowej historii jak sukienkę na jedną noc. Dlatego bedzie krótko i rzeczowo o tym, jak niesamowtym miejscem jest Australia nie ze tylko względu na plaże, słońce i kangury, ale dlatego, że stykają się i starają współistnieć tu dwa porządki rzeczywistości: współczesna i natywna, mająca swój początek tysiące lat wstecz.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Edyta Bieniek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Edyta Bieniek. Pokaż wszystkie posty
sobota, 5 lipca 2014
Podróż do źródła: Rytuał ognia, którego nie widziałam...
Pamiętam moje zaskoczenie, kiedy tuż na początku naszego pobytu w Canberze zobaczyłam dwa miejsca: Budynek Parlamentu i Ambasadę Aborygenów. Zdałam sobie wtedy sprawę, że historia Australii jest znacznie bardziej skompikowana niż prezentują ją pocztówkowe programy i strony internetowe.
Jestem osobą zupełnie z zewnątrz i mam ten przywilej, że z żadną z tych opowieści jeszcze nie jestem związana. Rozstałam się już w większości z ciałem martyrologicznym polskim i nie mam zamiaru wkładać na siebie nowej historii jak sukienkę na jedną noc. Dlatego bedzie krótko i rzeczowo o tym, jak niesamowtym miejscem jest Australia nie ze tylko względu na plaże, słońce i kangury, ale dlatego, że stykają się i starają współistnieć tu dwa porządki rzeczywistości: współczesna i natywna, mająca swój początek tysiące lat wstecz.
Jestem osobą zupełnie z zewnątrz i mam ten przywilej, że z żadną z tych opowieści jeszcze nie jestem związana. Rozstałam się już w większości z ciałem martyrologicznym polskim i nie mam zamiaru wkładać na siebie nowej historii jak sukienkę na jedną noc. Dlatego bedzie krótko i rzeczowo o tym, jak niesamowtym miejscem jest Australia nie ze tylko względu na plaże, słońce i kangury, ale dlatego, że stykają się i starają współistnieć tu dwa porządki rzeczywistości: współczesna i natywna, mająca swój początek tysiące lat wstecz.
czwartek, 26 czerwca 2014
Podróż do źródła: Trzy razy bosko, czyli jeden dzień w Sydney
Perspektywa przejechania 300 kilometrów o poranku, żeby przejechać je z powrotem wieczorem wydawała mi się kiedyś niepoważną. Musieliśmy wyjechać przed szóstą rano, żeby dojechać na 9.30 do Sydney na egzamin B. Po godzinie jazdy mgła powoli uniosła się nad otaczającymi nas łąkami i właśnie minęliśmy znak Goulburn. Mieszka tam znajomy z pracy B., który codziennie dojeżdża stąd do Canberry – to zaledwie 100 kilometrów, czyli godzina jazdy. Trasa do Sydney zajmuje trzy godziny (czyli 300 km w jedna stronę). Bosko!
Korki przy wjeździe do stolicy NSW są ogromne. Nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni, bo w Canberze ruch płynie. Przejechaliśmy przez dwa płatne odcinki drogi poruszając się wolniej niż na piechotę i w końcu z braku miejsc parkingowych wjechaliśmy do podziemnego parkingu. Zaparkowaliśmy tam na kilka godzin za $17 na taryfie dla rannych ptaszków. Na całe szczęście nie musimy rozważać kupna miesięcznej karty, która kosztuje 400 dolarów, co na polskie daje jakieś 1100 złotych za miesiąc parkowania!
piątek, 13 czerwca 2014
Podróż do źródła: Canberra jest dobra na...
Australijskie
słońce jest dobre na jesienną chandrę, wspinaczka po górach jest dobra na
niedzielne popołudnie, a skrzek cockatoo jest niezawodny na pobudkę poranną.
Wszystkie te doświadczenia zawdzięczam Canberze. Mieszkam tutaj od ponad roku i wiem, że stolica Australii jest też dobra na wiele innych rzeczy.
Oto kilka z nich:
Wszystkie te doświadczenia zawdzięczam Canberze. Mieszkam tutaj od ponad roku i wiem, że stolica Australii jest też dobra na wiele innych rzeczy.
Oto kilka z nich:
Canberra jest dobra na nazwę stolicy.
Canberra powstała w wyniku
kompromisu jaki został zawarty między dwoma miastami Sydney i
Melbourne (co za koncept!). Oba walczyły o miano stolicy. Wybrano więc miejsce
pomiędzy nimi i padło na....stację owiec, leżącą na ziemi ludu Ngunnawal zwaną
Canberry, Canburry, Kembery, Camberry a nawet czasami Gnabra. Konkurs na
jej nazwę był jednak nadal sprawą otwartą. Współzawodniczyły ze sobą nazwy
takie jak Sydmelperadbrisho albo Meladneyperbane – amalgamat imienia każdej
ze stolic, były też nieco lżej brzmiące propozycje jak Shakespeare, Emu,
Eucalypta czy Opossum. Nazwa oficjalnie została ustalona 12 Marca 1913, kiedy
to żona Guwenatora Generalnego Lady Denman wypowiedziała ją z akcentem na
pierwszą sylabę Can-bra i tak już zostało. Rodząca się stolica wiedziała jak
brzmi jej imię, trudniej było doszukać się jego znaczenia.piątek, 30 maja 2014
Podróż do źródła: Rezerwat Tidbinbilla
Dzisiaj jest szaro-buro.
Australia przyzwyczaiła nas do słońca i zwykle w takie dni nasze potrzeby
zawężają się do dobrego filmu i dużych frytek z Watson Take-Away. Tym
razem jesteśmy po paru dniach ciężkiej pracy i za wszelką cenę chcemy wyjść na świeże
powietrze. Rozwiązaniem dobrym na dzisiaj będzie koala. Zobaczę go na
żywo pierwszy raz w życiu!
Rezerwat Tidbinbilla znajduje
się jakieś 45 minut od centrum Canberry w przepięknej dolinie
otoczonej wnoszącymi się łagodnie górami. Tego poranka szarość i wilgoć w
powietrzu wydobyły soczyste kolory trawy pokrywającej wszystko dookoła.
Intensywna zieleń łagodnie dotykała porannej mgły. Tak bardzo
przypominało mi to krajobraz europejski. Na szczytach wyższych wzniesień
majaczyły kontury ogromnych, granitowych głazów, budując romantyczny
dramatyzm sceny. Jeszcze trochę i mogłabym przekształcić je w swojej
głowie w ruiny średniowiecznych zamków, które rozbudzały dawniej moją
dziewczęcą wyobraźnię.
piątek, 23 maja 2014
Podróż do źródła: Podniebne stworzenia Australii
Dzisiaj
będzie o stworzeniach podniebych, co prawda dwóch tylko, ale za to
niebagatelnych. Jedno nazywa się Cockatoo, w skrócie Koki, a drugie to
Skywhale, w tłumaczeniu Podniebny Wieloryb. Oba są niezwykle widowiskowe
i charakterne, oba należą do tych istot, obok których nie można przejść
obojętnie i oba rozgościły się na australijskim niebie.
Otwarta przestrzeń i porażające
słońce wyolbrzymiły mi to niebo. Teraz przeglądam się w nim bez granic, ale
podczas pierwszych dni spędzonych tutaj czułam jakby prześwietlało, świadome,
że należy rozgrzać moje blade, zziębnięte, wschdnioeuropejskie kości.
Często mówi się o tym, jak ostre jest australijskie słońce, rzadko
wspomina o współudziale nieba w popełnianiu pogody doskonałej.
środa, 14 maja 2014
Podróż do źródła: Szarady Ozich
Z Sydney wyjechaliśmy już następnego dnia, w stronę stolicy Australii – Canberry. Przyjaciel B. zafundował nam bilety na autobus i wdzięczna mu jestem z całego serca nie tylko za jego zaproszenie i cudowną rodzinną atmosferę i otwarty dla nas dom, i obiady, podczas których odkryłam niezwykle pociągające znaczenie słowa australijki stek i wiele, wiele innych, wspaniałych rzeczy, ale i za doświadczenie firmy przewozowej Murrays. Stała się ona dla mnie synonimem Australijskiej lekkości bycia.
G'day – usłyszałam z głośnika nad moją głową. Kierowca, lekko łysiejący pan około pięćdziesiątki, ubrany w dokładnie wyprasowany mundur, powitał nas z mocnym australijskim zaśpiewem.
środa, 7 maja 2014
Podróż do żródła: Granica. Sydney
Edyta od półtora roku mieszka w Australii. Trafiła tutaj po trzy i pół miesięcznej wyprawie po Indiach z tajemniczym B.: najpierw jako turystka, a od niedawna jako emigrantka. Teraz dzieli się z nami swymi refleksjami i opisem nowej otaczającej ją rzeczywistości. Swój cykl opowieści zatytułowała : Podróż do źródła. Czym zatem jest Australia w tej podróży do żródła?
Granica
Nie pamiętam wiele z podróży do Australii, ostatnie tygodnie w Indiach były cudownie chaotyczne. Potrzebowałam kilku dni w Malezji, żeby zmyć z siebie kilka zanadto widocznych warstw emocji i przywrócić się do wyglądu akcepowalnego przez straż graniczną.
Wylądowaliśmy w Sydney. Mój umysł nie mógł wyłączyć powtarzającego się: wpuszą mnie, nie wpuszczą, przejdę tą niewidzialną linię granicy, czy nie. Nie znałam tego uczucia segregacji, którego B. doświadczał wielokrotnie w Europie. Kiedy ja przechodziłam zadowolona przez granice, machając swoim dowodem, on szedł do okienka z napisem spoza EU i odpowiadał na pytania. Nie było to dla mnie wielkim przeżyciem, bo wiedziałam, że przecież nie mogą go tak po prostu zatrzymać. Teraz wszystko się odwróciło. B. skręcił z prawo do przejścia dla Australijczyków i obywateli Nowej Zelandii, a ja w lewo dla reszty. Nie musiał nawet z nikim rozmawiać. Odpowiedział na jedno pytanie przy konsoli komputera, przyłożył paszport to czytnika, maszyna zeskanowała mu oczy i już był po drugiej stronie – w domu. Ja stanęłam - w kolejce. Serce biło mi jak małemu zwierzątku, które zapędzono do rogu. Pani przy okienku poprosiła o paszport. Uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam udawać. Pani przeglądneła mój paszport i poprosiła z jej uśmiechem o przejście obok.
Granica
Nie pamiętam wiele z podróży do Australii, ostatnie tygodnie w Indiach były cudownie chaotyczne. Potrzebowałam kilku dni w Malezji, żeby zmyć z siebie kilka zanadto widocznych warstw emocji i przywrócić się do wyglądu akcepowalnego przez straż graniczną.
Subskrybuj:
Posty (Atom)