Rozbity polski TU-154 pod Smoleńskiem 11.04.2010. Fot.Wikipedia CC BY-SA 2.5 |
Pamiętam jak 15 lat temu, w chłodny kwietniowy poranek dotarła informacja o katastrofie samolotu z polską delegacją, zmierzającego na obchody 70 rocznicy zbrodni katyńskiej.
W programach informacyjnych ciągle aktualizowano listę ofiar katastrofy. Nie powiem żeby informacja ta nie zrobiła na mnie wrażenia. I nie chodzi tutaj o to, że ofiary katastrofy były mi jakoś bliskie w wymiarze politycznym, lecz o Rozbity plskito, że samo wydarzenie miało charakter bezprecedensowy. Owszem, katastrofy lotnicze co jakiś czas się zdarzają i czasami giną w nich także politycy oraz osoby z pierwszych stron gazet, jednak zarówno liczba ofiar jak i pełnione przez nich funkcje robiły wrażenie. Nie przypominam sobie sytuacji aby w którymkolwiek z krajów jednocześnie zginęli: prezydent, czołowi parlamentarzyści, ministrowie, przedstawiciele korpusu dyplomatycznego i część dowództwa sił zbrojnych. Oprócz tego ofiarami katastrofy była oczywiście załoga samolotu oraz osoby towarzyszące, reprezentujące różne środowiska i organizacje społeczne.
Temat katastrofy smoleńskiej nie schodził przez długi czas z czołówek gazet oraz serwisów informacyjnych. Początkowo przede wszystkim wspominano zmarłych i podkreślano ich zasługi dla kraju. Jakkolwiek jeśli chodzi o polityków były to najczęściej zasługi mocno wątpliwe, bądź też przesadzone, to jednak zgodnie z dobrymi obyczajami i utrwaloną tradycją – o zmarłych nie należy mówić źle. Ponadto w wymiarze czysto ludzkim należało uszanować tragedię rodzin ofiar katastrofy. Dlatego też zasadne było wyciszenie politycznych waśni i sporów.
Niestety chwile wyciszenia, refleksji i zadumy minęły bardzo szybko, a temat katastrofy zaczął być wykorzystywany dla potrzeb czysto politycznych. Preludium do tego była kontrowersyjna decyzja o pochowaniu pary prezydenckiej w katedrze na Wawelu, co podzieliło opinię publiczną. Potem rozpoczął się słynny spór o krzyż przed Pałacem Prezydenckim, wypełniony licznymi gorszącymi zachowaniami i naruszeniami porządku publicznego. O politycznym konflikcie systematycznie przypominały upiorne miesięcznice katastrofy smoleńskiej, w czasie których zamiast pielęgnować pamięć ofiar, prowadzono zmasowaną kampanię propagandową i walkę polityczną. Tragedia smoleńska stała się powtórnym „mitem założycielskim” dla tracącej poparcie społeczne partii Jarosława Kaczyńskiego. To wówczas pojawiły się absurdalne teorie o zamachu dokonanym na zlecenie Władimira Putina – samodzielnie, bądź przy współudziale Donalda Tuska. Zwolennicy tych spiskowych teorii nigdy nie zaakceptowali raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), jak również ustaleń Komisji Badań Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod przewodnictwem Jerzego Millera. Ustalenia te ujawniły szereg błędów popełnionych przez załogę począwszy od nieskorzystania z możliwości lądowania na alternatywnym lotnisku wobec niesprzyjających warunków atmosferycznych, poprzez niekontrolowanie wysokości lotu podczas podejścia do lądowania, aż po brak reakcji na ostrzeżenia systemu TAWS (system informujący o zbliżaniu się do powierzchni). Jak widać teorie o zamachu zaplanowanym przez „wraże mocarstwo” wespół z „obmierzłymi siłami” w kraju – były bardziej spektakularne, a przy tym użyteczne politycznie. Upolitycznienie katastrofy smoleńskiej sprawiło, że tragedia przekształciła się w tragifarsę.
Konsekwencją absurdalnych i kuriozalnych teorii spiskowych była oczywiście nasilona propaganda antyrosyjska, zgodnie z którą za katastrofą smoleńską stała Rosja. W trakcie wystąpienia podczas jednej z miesięcznic upamiętniających katastrofę Jarosław Kaczyński stwierdził na przykład: „Będziemy bronić godności tych, którzy zginęli, godności świętej pamięci prezydenta Rzeczypospolitej. Ja tu nie jestem sam, obok mnie stoją osoby, które straciły najbliższych w trakcie zamachu smoleńskiego. To osoby, których mąż, ojciec, żona zginęli w trakcie tego strasznego wydarzenia, tego zbrodniczego zamachu, tego dzieła Putina i jego polskich sojuszników” [1]. Co ciekawe, narracja antyrosyjska udzieliła się również politycznym przeciwnikom Kaczyńskiego oraz Prawa i Sprawiedliwości, co obserwujemy obecnie. Co więcej – politycy Koalicji Obywatelskiej sami zaczęli oskarżać Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza o to, że realizują rosyjskie interesy. Jak widać politycy głównych nurtów politycznych w Polsce już dawno przekroczyli granice absurdu.
„Mit smoleński” trwa nadal, gdyż jest politycznym paliwem dla Prawa i Sprawiedliwości. To właśnie tego rodzaju teorie spiskowe umożliwiają mobilizowanie elektoratu tej partii. Nic zatem dziwnego, że 15 lat po katastrofie Jarosław Kaczyński stwierdził: „To było zamachem na 96 ludzi, 96 osób – kobiet i mężczyzn. Na prezydenta RP, jego małżonkę, wielu znanych polityków, przedstawicieli wojska, duchowieństwa, załogę samolotu” [2] . Paradoksalnie jednak polaryzacja sceny politycznej jest korzystna również dla Platformy Obywatelskiej i jej koalicjantów. Obie konkurencyjne siły mogą bowiem, narzucając pozornie przeciwstawne narracje i podsycając wzajemną wrogość, odwracać uwagę od własnych błędów i istotnych problemów społecznych oraz marginalizować inne ugrupowania polityczne. W rezultacie od kilkunastu lat ugrupowania t.zw. POPiS-u sprawują niemal naprzemiennie władzę. Szkoda, że w tym wszystkim najmniej ważne są ofiary smoleńskiej katastrofy…
Michał Radzikowski
[1] „Jarosław Kaczyński o katastrofie smoleńskiej: dzieło Władimira Putina i jego polskich sojuszników” 10.09.2024 (https:/tvn24.pl),
[2] Adrianna Rymaszewska: „To było zamachem”. Kaczyński oskarża w 15. rocznicę katastrofy smoleńskiej” 10.04.2025 (wydarzenia.interia.pl).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy