Fabuła dramatu jest oniryczna. Sposób jej operowej inscenizacji pozwala na przebudzenie świadomości oraz wrażliwości, ukierunkowanej na przeżycia artystyczne jak i stricte społeczne. „Odchodzę od myślenia o Ślubie od tradycyjnych skojarzeń z tym, co wokół Gombrowicza narosło, od haseł typu „gęba” i „pupa”. Dla mnie najbardziej inspirująca jest tu konstrukcja psychiczna bohatera, który cały czas podważa każdą sytuację i swoje istnienie. Do końca nie wiemy, co jest jego snem, a co jawą” – twierdzi reżyser. W imię twórczego buntu (a do takiego upoważnia, czy wręcz go nakazuje Gombrowicz), będę z nim polemizować, gdyż poczucie owej „niewiedzy” w gruncie rzeczy jest wiedzą – przynajmniej w obszarze emocji, które tworzą własną, równoległą do materialnej rzeczywistość. Pierwsze skojarzenia? Oczywiście! Myślom pozwala wybrzmieć w ten sposób muzyka, skomponowana przez Zygmunta Krauze jako jego pierwsze dzieło stworzone dla poznańskiej instytucji. Powstało w ramach programu Zamówienia kompozytorskie, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca. Dźwięki są głęboko osadzone w myśleniu o Gombrowiczu jako o realnym wizjonerze, który nie może i nie chce być święty (może dlatego jest nam tak bliski). Nie można krytykować za cechy ludzkiego charakteru wpisane w jestestwo, które jest lub nie musi być dramatem (odwołując się do nazwy gatunku lub pojęcia bardziej holistycznego).
Trzymając się konwencji „buntu”, warstwę muzyczną trudno posądzić o jednoznaczną czy jakąkolwiek ironię, deformację uczuć czy absurd. Inaczej (z przyczyn oczywistych) jest, kiedy mówimy o libretcie autorstwa Krzysztofa Cicheńskiego, który świetnie sprawdził się również w roli reżysera. Jego podwójna rola, podskórnie (czujemy dreszcze), pozwala uspójnić spojrzenie na materię twórczą.
W rozmowie z Zygmuntem Krauze, uzyskałem potwierdzenie
przekonania – cytując kompozytora – „Tekst narzuca pewne skojarzenia, emocje,
ma też własną nadrzędną cechę, którą przyjmuję i przekształcam na moją muzykę.
Zawsze dążę do maksymalnego uproszczenia tekstu. Taka jest natura opery, w warstwie
tekstowej wymaga ona prostoty, resztę ma dopowiedzieć muzyka. Realizacja Ślubu
łączy artystów różnych generacji, scala ich wrażliwość i wiąże w nieuchwytnym
ciągu wzajemnych oddziaływań, których efektem jest inscenizacja z mocnym
przekazem na miarę obecnych czasów”. Za kierownictwo muzyczne odpowiada
Katarzyna Tomala-Jedynak. Występują: Michał Partyka, Jan Jakub Monowid, Łukasz
Konieczny, Piotr Kalina, Gosha Kowalinska i Monika Mych-Nowicka. Solistom
towarzyszy Chór i Orkiestra Gmachu od Pegazem.
Przekaz jest dosadny. „Ślub” Gombrowicza pod
auspicjami Teatru Wielkiego w Poznaniu, jest inscenizacją wielowymiarową: tempo
akcji, dynamika przekazu i nasilenie emocji przenikają się w każdym geście,
który tworzy jestestwo artystów. Balans – tak istotny dla pojednania lub po
prostu spotkania świata sceny i życia jest utrzymany. Dzięki temu, inscenizację
możemy odczytać przez pryzmat własnych doświadczeń. Patrzą na siebie odważnie
(lecz nie kokietują) perspektywa psychologiczna i jednostkowa. I choć docelowo
mają różne konteksty, to jednak… niedopowiedzenie… które jest częścią spektrum
tego, co dopowiedziane niekoniecznie w słowach.
Twórca ma silną i wyrazistą stylistykę. Akcja wynosi
odbiorcę na manowce (to piękne). Obecny jest Melodramatyzm. Stereotypy? Nie
wypada ich uniknąć, bo obserwacja człowieka (okiem Gombrowicza) sama w sobie
posiada elementy groteski. Medium operowe nadaje temu bardzo silną i
przekonującą formę. To opera na wskroś nowoczesna (i nie chodzi tylko o fakt
pierwszej takiej inscenizacji w Polsce). Gąszcz znaczeń i słów… Zagubienie jako
nieodzowna część poznawania sztuki i obcowania z jej tajemnicą. Kolejne próby…
Umiejętność wyboru… Sam akt wyboru… Gombrowicz wybiera każdego w nas w tej
sztuce jako swojego bohatera… Czy odważymy się nim być?... bo cóż z tego, że
wszystko jest anormalne skoro my jesteśmy normalni…
Dominik
Górny
Zdjęcia: Teatr Wielki w Poznaniu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy