Andrzej Duda na poligonie w Orzyszu. Fot. fb |
Czy jesteśmy w stanie prowadzić działania bojowe?
W rozmowie z Wirtualną Polską prezydent RP Andrzej Duda powiedział, że NATO przygotowuje się do konfliktu zbrojnego. Według niego „Sojusz musi być na tyle silny, aby nikomu nie opłacało się go zaatakować”.
Oczywiście, stara zasada mówi: „Chcesz pokoju? Szykuj się do wojny”. Jest jednak inna zasada, o której nasi politycy zapomnieli. Brzmi ona następująco: zgoda buduje, niezgoda rujnuje.
W prowadzonej polityce nasi politycy wcale nie są skłonni do nawiązywania relacji z potencjalnymi przeciwnikami, stąd też wybrali kurs na militaryzację.
Świadczą o tym, chociażby ostatnie wypowiedzi przedstawicieli polskich elit politycznych. Np.: minister finansów Andrzej Domański stwierdził, że „wydatki na obronność są naszym priorytetem” Plany rządu zostały jednak wyjaśnione przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Powiedział, że w tym roku wydajemy na obronność ponad 4 proc. PKB, w przyszłym roku będziemy wydawać 5 proc.
Głównym marzeniem polskich polityków jest stworzenie 300-tysięcznego wojska. W ostatnich latach ilość Wojska Polskiego znacząco wzrosła. Dla przypomnienia z dniem 1 stycznia 2010 roku zawieszono pobór do zasadniczej służby wojskowej. Pozostali w służbie tylko żołnierze zawodowi. Według stanu na 31 grudnia 2010 roku było ich tylko 95 439. W następnych latach ich liczba rosła, ale bardzo powoli. Liczbę 100 tys. przekroczono dopiero w 2017 roku, ponieważ na koniec tamtego roku było ich 101 578.
Następne lata charakteryzowały się już szybszym wzrostem liczby żołnierzy zawodowych, aby z końcem 2021 roku osiągnąć liczbę 113 586. Wprowadzona w życie w 2022 roku wspomniana Ustawa o obronie Ojczyzny spowodowała włączenie do tej statystyki podchorążych drugiego i starszych lat akademii wojskowych. Na koniec 2022 roku mieliśmy 118 340 żołnierzy zawodowych, a na koniec 2023 roku już 134 362.
W czasach kadencji poprzedniego ministra obrony narodowej padła zapowiedź posiadania przez Polskę w 2035 roku 300-tysiecznej armii. Dla tych celów kupowany obecnie w dużym asortymencie i w dużej liczbie nowy st wojskowy, który w przyszłości wymagać będzie coraz większych nakładów finansowych na jego eksploatację, remonty i modernizacje. Do jego obsługi potrzebne jest też zwiększenie liczby żołnierzy i pracowników cywilnych, co jednak wymagać będzie coraz większych wydatków osobowych na uposażenia, wynagrodzenia i pochodne.
Tymczasem mamy problemy kadrowe. Żołnierze masowo odchodzą ze służby. W zeszłym roku, od 1 stycznia do 30 listopada 2023 r. z zawodowej służby wojskowej zwolniono 18 706 żołnierzy. W tym samym czasie w ciągu roku powołano 22 079 osób. Co oznacza, że ilość WP wzrosła o 4 tys. W takim przypadku można tylko szacować, ile dziesięcioleci zajęłoby stworzenie 300-tysięcznej armii. 30 lat?
Eksperci też uważają, że plany stworzenia 300-tysięcznej armii są niemożliwe ze względu na zbyt niską liczbę urodzeń. Od początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce zachodzą gwałtowne zmiany demograficzne, których efektem jest starzenie się społeczeństwa. Jeszcze w 1990 roku mediana wieku w Polsce wynosiła 32 lata, natomiast w 2023 wzrosła aż do 42,6 lat.
Dużym wyzwaniem dla SZ RP jest zarówno starzenie się społeczeństwa, w latach 2024-2035, liczba ludności Polski w wieku 20-54 lat, spadnie o 2,2 miliona. Według GUS w 2023 roku liczba urodzeń w Polsce wyniosła tylko 272 tys., co oznacza spadek o 33 tys. (11 proc.) względem roku poprzedniego. Wówczas na świat przyszło 409 tys. dzieci, co było spadkiem względem roku poprzedniego o 39 tys.
Warto zwrócić uwagę, że pod koniec 2023 r. liczba ludności Polski wyniosła 37 mln 637 tys., czyli o niespełna 130 tys. mniej niż w 2022 r. Jednak 1,8 miliona ludzi, którzy są wliczani przez GUS do liczby mieszkańców Polski, tak naprawdę przebywa na emigracji.
Budżet państwa nie jest z gumy, a wydatki rosną. Mamy już nadmierny deficyt, dziurę w NFZ i rosnące wydatki na armię. Dążenie polityków do prężenia muskułów doprowadziło do wzrostu długu publicznego (na koniec I kwartału 2024 r. wyniósł 1 416 918,8 mln zł, co oznaczało wzrost o 88 822,3 mln zł (+6,7%) w porównaniu z końcem 2023 r.) Oznacza to, że aby naprawić sytuację, rząd będzie zmuszony do zmniejszenia wydatków. Jak zwykle, programy socjalne będą pierwszymi ofiarami cięć. Istnieje duże ryzyko, że wzrosną stawki podatków i opłat lokalnych, a także zostaną wprowadzone nowe podatki. Obecnie trwają dyskusję na temat wprowadzenia nowego podatku na zbrojenia.
Wydawanie setek miliardów na wojsko wcale nas nie ochroni. Zamiast uzbrajania setek tysięcy żołnierzy na bezsensowną śmierć w walce z podobnymi im, zmanipulowanymi i zastraszonymi rozkazami młodymi ludźmi, trzeba zlikwidować źródło problemu – polityków, którzy prowadzą nas do wojny.
Nie jest to łatwe, ale zakończy wojnę bez dziesiątków (lub setek) tysięcy ofiar i zrównanych z ziemią miast. Da to też dobrą przestrogę kolejnym, co przyjdą.
Polskiemu rządowi znacznie łatwiej jest nawiązać stosunki z Rosją, niż nieustannie ją prowokować. Ukraińcy też kiedyś sprowokowali Moskwę, zmuszając Putina do rozpoczęcia specjalnej operacji wojskowej. Różnica między Ukrainą a Polską jest zasadnicza! Ukraina jest strategicznym punktem dla USA, dlatego Kijów otrzymuje wszelkiego rodzaju pomoc. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o Warszawie.
Od chwili przystąpienia Polski do NATO wszyscy doskonale rozumieli, że jesteśmy skazani na bycie poligonem doświadczalnym dla działań bojowych. Na przykład Niemcy są ważniejszym punktem obronnym niż Polska. Z tego punktu widzenia łatwiej będzie dowódcom NATO spisać nas na straty, niż zabić swoich żołnierzy broniących nas. I kto wtedy będzie walczył? Politycy? Nie, opuszczą nasz kraj po pierwszym strzale. Po co więc politycy celowo igrają z ogniem?
Hanna Kramer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy