„Wczoraj przy obchodach drugiej rocznicy wojny na Ukrainie powiedziałem, że strategia Zachodu w wojnie na Ukrainie zawiodła. Zadałem pytanie jaka będzie następna odpowiedź Zachodu. Albo dojdzie do całkowitej eskalacji napięcia i dalszego bezgranicznego wsparcia wojskowego i finansowego dla Ukrainy, chociaż zdaję sobie sprawę, że za rok, dwa będziemy w tym samym miejscu co teraz. Albo Zachód przedstawi konkretny plan pokojowy. Nie bądźmy naiwni, że to pierwsze jest słuszne (…).
Informacje, o których mamy porozmawiać przyprawiają o dreszcze. Dlatego też, muszę porozmawiać z siłami bezpieczeństwa, wywiadu i politycznymi władzami państwa (…). Jednak mam absolutną pewność co do jednej rzeczy. Nawet jeśli moja postawa miałaby mnie kosztować utratę stanowiska premiera, zrobię wszystko, aby zapobiec bezpośredniemu udziałowi słowackich żołnierzy w wojnie na Ukrainie” – powiedział w poniedziałek w krótkim przemówieniu premier Słowacji Robert Fico.
Zwracam, Państwa uwagę w szczególności na drugą część wypowiedzi. Fico jest politykiem poważnym. Nie nadużywa pustych frazesów dla wywołania retorycznych fajerwerków. Gdy więc obwieścił, że zrobi wszystko co w jego mocy by nie dopuścić do bezpośredniego zaangażowania Słowacji w wojnę możemy wyciągnąć z tego co najmniej kilka wniosków. Pierwszy jest taki, że w strukturach NATO temat zaangażowania części państw członkowskich jest w tej chwili na tapecie. Nie jako odległa, czysto hipotetyczna perspektywa, ale jako całkiem prawdopodobna opcja. Skoro premier chce czemuś zapobiec, oznacza to, że już obecnie trwają naciski poważnych sił na takie zaangażowanie ze strony Słowacji. Po trzecie wreszcie, jeśli Fico liczy się z opcją poniesienia politycznego kosztu, ba najwyższej ceny swojego oporu, to znak, iż wzmiankowane siły są potężne, bezwzględne i zdeterminowane.
To wszystko z pozoru oczywiste, jednak warto dla uporządkowania wyartykułować te konkluzje. A następnie rozważyć, czy naciski podobne do tych, których przedmiotem stał się premier Słowacji, mają miejsce także wobec polskich decydentów. Wiele poszlak wskazuje, że tak. Na przykład „zaproszenie”, a de facto wezwanie prezydenta i premiera do Waszyngtonu. Taka równoczesna wizyta głowy państwa i szefa rządu jest rzadkością, nawet ewenementem. Co z ust coraz bardziej ogarniętego starczą demencją „przywódcy wolnego świata” usłyszą Donald Tusk i Andrzej Duda? – tego rzecz jasna nie wiemy. Nie byłbym jednak zaskoczony gdyby był to komunikat o konieczności głębszego zaangażowania się strony polskiej. Zatem o zmianie naszego statusu z zaplecza frontowego na dostawcę mięsa armatniego.
Potwierdza to premier Grecji Kiriakos Mitsotakis, który przedstawił skład „koalicji chętnych” ze szczytu w Paryżu. Mają być to Polska, Litwa, Estonia, Łotwa a przede wszystkim odwieczny podżegacz wojenny Wielka Brytania. Nie kto inny jak premier Zjednoczonego Królestwa Boris Johnson storpedował rozmowy pokojowe w Stambule, uniemożliwiając Ukrainie wyjście z tego konfliktu bez większych strat własnych. Minęły dwa lata. Na usłanej świeżymi mogiłami Ukrainie, brakuje dosłownie wszystkiego, przede wszystkim jednak ludzi. W tym momencie jak diabeł z pudełka wyskakuje Boris Johnson i zaczyna straszyć Polaków, że podły Putin nie dosypia po nocach bo wciąż myśli jak tu podbić Polskę. Musimy więc walczyć. I chciał nie chciał ginąć. To jednak poświęcenie, na które Johnson jest gotowy.
W imię czego mają ginąć nasi chłopcy? Przecież nie w imię wolnej i samoistnej Ukrainy, bo ta wolna ani samoistna nie była i przed wojną. Zresztą na zachodzie, gdzie w przeciwieństwie do Polski funkcjonuje wciąż realna wolność słowa, pisze się o tym na co dzień. Ostatnio „New York Times” podał, że w ciągu ostatnich ośmiu lat Stany Zjednoczone rozmieściły na Ukrainie 12 tajnych baz, przekształcając ją w kluczowy przyczółek wywiadowczy do walki z Rosją. Według doniesień gazety USA utworzyły „punkty przechwytywania informacji” i wyszkoliły szpiegów do działania w Rosji, Europie, na Kubie i w innych miejscach, gdzie jest obecna Federacja Rosyjska. W 2016 roku CIA miała rozpocząć tworzenie „Jednostki 2245”, której zadaniem było przechwytywanie rosyjskich dronów i sprzętu komunikacyjnego w celu włamywania się do rosyjskich systemów szyfrowania. Po rozpoczęciu wojny bazy CIA stały się ośrodkami śledzenia rosyjskich satelitów szpiegowskich i przechwytywania rozmów. Według gazety to właśnie amerykańska ingerencja na Ukrainie i faktyczne przejęcie struktur tego państwa przez CIA i MI6, mogły wpłynąć na decyzję W. Putina o rozpoczęciu inwazji na Ukrainę.
Takie głosy wybrzmiewają dziś za oceanem i na zachodzie Europy. Tymczasem Polacy są w najlepsze karmieni tanią prowojenną propagandą. Czołowi politycy i publicyści jednym głosem powtarzają kłamliwą manrtę o tym jak Ukraińcy walczą także za nas. O tym, że to nasza wojna, ba, ze już w niej uczestniczymy. O tym, że konfrontacja z Rosją jest nieunikniona, to tylko kwestia czasu. To wszystko konsekwentne, doskonale wystudiowane i najzwyczajniej podłe kłamstwa.
Wciąż możemy wybrać pokój. Nie musimy wysyłać naszych synów na śmierć. Nie musimy rujnować naszego kraju. I nie musimy pozwalać na to naszym politykom. Musimy jednak mówić silnym głosem: Nie chcemy ginąć za Krym. Nie chcemy ginąć w geopolitycznej grze upadającego hegemona. Chcemy żyć w pokoju i bezpieczeństwie. To nie jest nasza wojna. Wciąż nie. I nie musi nią być.
Przemysław Piasta
* * *
Kto chce wysłać żołnierzy na Ukrainę?
Komentarz geopolitologa dr Leszka Sykulskiego:
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy