Royal Exibition Building 1880, Melbourne. Fot. J.Maszczyszyn |
Epoką wiktoriańską określa się czas świetności imperium brytyjskiego, to jest okres panowania królowej Wiktorii 1837-1901. Był nie tylko jednym z najdłuższych okresów królowania jednego monarchy, lecz również epoką rewolucyjnego rozwoju nauki i techniki, a w obyczajowości nie rzadko czasem zakłamanej podwójnej moralności i społecznych konwenansów.
Spróbujmy te ostatnie lekko rozrysować: Np. reprezentantce
wyższej klasy społecznej nie wypadało publicznie zdjąć rękawiczek, gdyż gest
ten mógłby oznaczać seksualną zachętę. Nie dozwolone było w higher society używać
niektórych słów, takich jak noga, ciąża, genitalia; były bowiem one zbyt bezpośrednio
opisujące biologizm człowieka. Ówczesna medycyna traktowała kobiecy popęd
płciowy jak chorobę i zalecała zimne kąpiele w celu zduszenia namiętności. Jeśli
chodzi o mężczyzn, to główną cechą jego charakteru winna była być
powściągliwość i opanowanie w każdej sytuacji. Zatem, dżentelmenem określano
osobę, która nie musiała pracować, a utrzymywała się z dochodów z posiadłości
ziemskich lub fabrycznych. Dżentelmeni wolny czas spędzali w męskich klubach,
na polowaniach, grach w polo i tym podobnych rozrywkach.
Epoka
była również czasem bohaterów. Mężczyzna owych czasów miał być ambitny.
Poszukiwał funduszy wsparcia lub sam zaprzedawał majątek, aby zająć się
programowym badaniem planety. Pragnął sławy. Pragnął zdobywać góry, bieguny i
pokonywać nieprzebyte, dziewicze dżungle. Ziemia zdawała się być za mała, dla
całego bagażu przygody i czaru.
Pojawiły się pierwsze regularne gazety. Każdego
dnia donosiły o niesamowitościach jeszcze nie poznanego świata. Ówcześni
żeglujący ku mrocznym polarnym jego końcom śmiałkowie widzieli oczyma wyobraźni
tysięczne społeczności stojących u wybrzeży istot. Nadawali pingwinom cechy
ludzkie i personifikowali wzburzone, pomstliwie odbierające życie morza.
Wody
te zaludniali niewyobrażalnymi potworami. Wspierali owe fanaberie barwnymi
interpretacjami i fałszywymi, fabrykowanymi na poczekaniu dowodami. Odkryciom zawsze
towarzyszyły emocje. Publika nie przestawała śledzić doniesień. Tysiącami rwała
się ku kopalniom złota i miejscom, gdzie nie było głodu, a czekała płatna
praca.
Niektóre
wieści budziły trwogę. Oto afrykańskie dorzecze Konga zamieszkiwały karły,
wyspy Polinezji ludożercy, a niedostępnym dachem świata władał tajemniczy Yeti.
Wydaje
się, że dla ludzkiego umysłu
pożądanie
tego, co cudowne, tajemnicze, niezwykłe,
czyli
nowych odkryć, jest równie naturalne,
jak
fizyczna potrzeba zaspokojenia głodu,
pragnienia
i snu – tak na wstępie
do
wydania
„księżycowej broszury” z roku 1850 pisał
Richard
Adams Locke[1]
– dziennikarski oszust i
manipulant.
Autor warty jest przyuważenia. Był bardzo charakterystyczny
dla owej epoki.
Adams,
dziewiętnastowieczna gwiazda nowojorskiego dziennikarstwa i redaktor „The Sun”,
czyli rzeczywisty autor pewnego lunarnego cyklu burzącego spokój ówczesnej
amerykańskiej socjety trafił ze swymi historiami na pożywne grunta. Cieszył się
bowiem wówczas popularnością wielebny Thomas Dick, który obliczył, że układ
słoneczny zamieszkuje 21 891 974 404 480 istot rozumnych, z
czego 4 200 000 000 mieszka na samym Księżycu. Tak więc Adams Locke
powołując się na nieistniejący już od dwóch lat „The Edinburgh Journal of
Science” - nikt tego fake newsa nie
sprawdził - podał do publicznej wiadomości, iż dysponujący znakomitym
teleskopem astronom odkrywca Urana William Herschel, prowadzący swoje
obserwacje nieba południowego w pobliżu Kapsztadu w Afryce Południowej, odkrył
istnienie życia na Księżycu.
Skąd
się wzięła ta szalona kronika? Ano podobno ktoś widział w porcie załadowującego
teleskop na statek astronoma. Gdy Herschel pisał: „przy powiększeniu
480-krotnym Księżyc wygląda jak kawałek starego sera pod mikroskopem” nasz
oszust prasowy Locke koloryzował. Rozpoczynał swoją historię od opowieści
młodzieńca, który widział, jak gigantyczny teleskop ładowano na pokład statku
płynącego z Londynu do Przylądka Dobrej Nadziei. Pojawiła się relacja doktora
Adama Granta, który jakoby pracował u boku astronoma. Od wtorku 25 sierpnia
1835 zaczęły się pojawiać kolejne odcinki owych historii obserwacji Księżyca. W
sumie było ich sześć, okraszonych zbiorem wspaniałych litografii, pokazujących
to, co Herschel zobaczył, a fikcyjny Grant żywo opisywał. Czytelników opanowała
zgroza. Większość uwierzyła. Wpadli w ekscytację. Tytuły innych gazet
powołujących się na oszusta biły się ze sobą: „Wielkie odkrycie
astronomiczne!”, „Skrzydlaci ludzie na Księżycu!”. Ponoć wielki astronom
widział pola, lasy i system dróg, czyli konstrukcje świadczące o istnieniu
podziemnych miast i świątyń. Ktoś nawet zaproponował, aby dostarczyć Selenitom
Biblie. W naukowym światku owego czasu zawrzało. Kiedy nowojorczycy czytali o
ludziach nietoperzach na Księżycu, Karol Darwin na pokładzie „Beagle” dokonywał
swojej odkrywczej podróży na miarę przełomu czasów. Herschel ochrzcił swoich
mieszkańców Księżyca mianem Vespertilio homo, ludźmi nietoperzami –
pisał Grant. Według niego ich ciała poza twarzami pokrywały lśniące włosy w
kolorze miedzi, a z ramion zaś wyrastały im skrzydła z cienkiej błony. Z
dalszych jego obserwacji ponoć wynikało, iż istoty księżycowe stworzyły
zaawansowaną cywilizację oraz społeczeństwo żyjące w idyllicznym pokoju. W doniesienia uwierzyła większość
czytelników, w tym naukowe autorytety. Przedsiębiorczy redaktor nie poniósł
żadnych konsekwencji za swój niegodny czyn. Nikt go nie potępił. Co więcej, za
zgromadzony ze sprzedaży udział – 500
dolarów – założył własną gazetę.
Wróćmy jednak do naszej historii wiktoriańskiej. Wielka Brytania stanęła wtedy u szczytu imperialnej potęgi. Niosła ze sobą rewolucję przemysłową, naukową, obyczajową i w końcu społeczną. Inspirowała inne narody do kompetycji na arenie kolonialnej, polityki zaborczej terytorialnie i tym samym działalności odkrywczej i inwestycyjnej. Nigdy przedtem i potem ludzkość nie przeżyła tak owocnego momentu przebudzenia świadomości intelektualnej.
Queen Victoria Memorial by James White (1907) in the Royal Botanic Gardens, Melbourne Pic. Wikimedia commons, J.Torcasio (CC BY-SA 3.0) |
Imperium będąc u szczytu swego rozwoju osiągnęło rozmiar ponad 33mln km
kwadratowych, co w przekładzie na udział procentowy w obszarze planety równało się
jednej czwartej jej zasobów lądowych. Nikt nigdy w historii świata nie osiągnął
szczytu podobnej potęgi. Królowa Wiktoria wstąpiła na tron w wieku 18 lat.
Wyszła za mąż za niemieckiego księcia Alberta i para doczekała się aż dziewięciorga
dzieci. Przedwczesna śmierć księcia spowodowała, że królowa nigdy nie pogodziła
się z jego odejściem i żałobę po nim nosiła do końca swych dni. Wiktoria była
pierwszym nowoczesna monarchinią i swoimi rządami potrafiła zdobyć podziw jak i
szacunek swoich poddanych. Za czasów jej panowania Wielka Brytania określana
była mianem imperium, nad którym „słońce nigdy nie zachodzi”. A to dlatego, że
gdzieś tam istniała podbita ziemia, na której właśnie zapalał się dzień.
Potężna flota wojenna
przechodziła z żaglowców na parowce. Zaczęła funkcjonować też kolej parowa, co
w dużym stopniu ułatwiało przemieszczanie się ludzi i towarów. Pomyślano też o
higienie osobistej i rozpropagowano użycie mydła. Przełomem było powstanie
kanalizacji miejskiej. Gdy Charles Darwin formułował swe tezy o powstaniu
gatunków, budowano największe w historii instrumenty astronomiczne, a na koniec
Albert Einstein ogłosił swą rewolucyjną teorię względności.
Jeśli chodzi o kilka fundamentalnych
dat, to przyjrzyjmy się szczegółom:
1834 – Brytyjskie Imperium znosi niewolnictwo. 800 tys karaibskich
czarnych niewolników odzyskuje wolność. USA znosi je konstytucyjnie dopiero w
roku 1865 Frnacja 1848, Chile 1823, Meksyk 1829, Peru 1854.
1837 – wnuczka króla Georga III umiera w wieku ośmiu miesięcy, jej trzej
wujkowie również zaliczają zgon. Wiktoria staje się pierwszą w kolejce
kandydatów do przejęcia tronu. Obejmuje go w wieku lat 18.
W roku 1838 – zostaje wysłany pierwszy telegram.
1838 – powstaje pierwsza linia kolejowa pomiędzy Londynem, a Brimingham.
1840 – zostaje sprzedany pierwszy znaczek pocztowy, w rok później
wysłano już 70 milionów listów.
1851 – otwarty zostaje londyński Crystal palace wystawiający
technologiczne nowinki od 10 tys wystawców, wszystko począwszy od sztucznych zębów
przez maszyny rolnicze do teleskopów. Wystawę odwiedza tylko w pierwszym roku
6mln osób.
1853 – królowa Wiktoria używa chloroformu jako anestetyka podczas porodu
ósmego dziecka. W związku z czym kontrowersyjny środek szybko się popularyzuje
i zapewnia dalszy postęp medyczny.
1853 – wydany przez rząd akt obowiązkowego zaszczepienia dla dzieci
urodzonych po pierwszym sierpnia 1853 roku zapewnia opanowanie epidemii ospy.
1863 – powstaje pierwsze metro w Londynie
1876 – Alexander Bell otrzymuje swój patent na telefon
1880 – wprowadzony zostaje obowiązek podstawowej edukacji
Jasno widać z powyższego, iż cywilizacja
ujrzała potencjalne perspektywy nowej świetności.
A jak się ma sprawa w
najbardziej oddalonym od serca imperium Marvellous Melbourne?
Map of the exploration voyages of George Bass. Map. Wikimedia commons (CC BY-SA 3.0) |
Pierwszym Europejczykiem przybyłym na te
tereny był George Bass. Jeszcze w roku 1798 na statku wielorybniczym dotarł do
zachodnich wybrzeży Philip Island. Przebył wyspę pieszo szkicując mapy, które
następnie przekazał władzom gubernatorskim w Sydney. Nadał okolicy nazwę
Western Port. Przybyły w roku 1801 kolejny odkrywca Lt. James Grant założył
pierwsze osiedle na sąsiadującej z większą maleńkiej wysepce Churchill Island.
Przygotował ziemię pod uprawę. Ląd należał do własności plemiennej Yalluk
Bulluk i był im znany pod imieniem Moonarmia. Założenie ogrodu w owym czasie,
sianie i zbieranie plonów było według prawodawstwa kolonialnego inną formą
prawnego zagarnięcia terytorium. Krajowcy tego nie potrafili, ale nawet gdyby,
znalazłby się inny powód przejęcia kraju. Niebawem, bo w roku 1802 odkryto
wejście do sąsiadującej z Western Port wielkiej zatoki Philip Bay, która
przedstawiała sobą ogromna potencje rozwojowa.
Informacje o niej były ścisłe poufne, lecz z
uwagi na myszkowanie w okolicach statków francuskich, Anglicy zareagowali
nerwowo. Wysłali statek z kolonistami z Sydney i wtedy pierwszym oficjalnym miejscem
osiedlenia w stanie Victoria był Portland, na zachód od Melbourne w kraju
prosperującego plemienia Gunditjamara. Francuzi w obawie przed konfliktem
odsunęli się aż do Nowej Kaledonii. Podobnie jak Anglicy użyli wyspy do założenia kolonii karnej dla komunardów.
Tymczasem przybyli do Portland biali koloniści stali się bardzo szybko niechcianymi
gośćmi. Konflikt zawisł w powietrzu. Masakra była rezultatem dysputy na temat podziału
wyrzuconego na plażę wieloryba. Później już koloniści nie kryli się ze swoimi
zamiarami. Wkrótce miasto stało się ważnym ośrodkiem przemysłu wielorybniczego,
a krajowców zepchnięto w głąb lądu lub unieszkodliwiono.
Od tego momentu położona dalej na wschód
nowa zatoka ciągle kusiła osiedleńców. Wieści z Europy i do Europy roznosiły
się wolno, zbyt wolno. W roku 1803 nieśmiało, bo z obawy przed dzikimi
osiedleńcy założyli tymczasowy obóz w Zatoce
Sulivana dzisiejsze Sorrento około 30 km na południe od współczesnego centrum.
Stamtąd popłynęły wieści o bogatych w zasoby ziemiach ku dobrze już
prosperującej Tasmanii. Jednak w roku 1804 w panice przed atakiem krajowców opuścili
obóz. W roku 1805 panujący król Jerzy 4 formalnie nadał zatoce nazwę Port
Philip i zarządził założenie w niej kolonii. Brytyjski Lord Hobart na wieść o
dekrecie zdecydował, aby skierować do niej już następny statek z zesłańcami
celem zasiedlenia nowych ziem. Zamieszkiwało je wtedy około 20000 Kulin people
– dzielili się na grupy językowe takie jak: Wurundjeri, Boonwurrun i
Wathaurrong. Okazało się, ze przybyli w roku 1803 koloniści nie chcieli zejść
na niegościnny ląd i zawrócili ku Tasmanii. Zanim opuścili teren zauważyli, że
jeden ze skazańców o imieniu William Buckley zniknął. Ten uciekł i ukrył się w
grupie lokalnych Wathaurrung people. Przebywał z nimi przez 30 lat doznając
wyłącznie dobra, po czym usłyszawszy o kolonii Johna Batmana opuścić wioskę
dzikich, by powrócić do świata białych.
Landing at Melbourne 1840. Pic. Public domain |
Trzy miesiące później inny syndykat
przewodzony przez Johna Pascoe Fawknera wpłynął na pokładzie statku do ujścia
rzeki Yarry i założył jeszcze inne stałe
osiedle. Posiadało ono wiele nieoficjalnych nazw: Batmania, Barebrass,
Bearport, Dutergalla, Bareheep i najbardziej popularne już w roku 1835 The Settlement. W końcu dzięki zasiedziałości
polaczone osiedla doczekały się legalnych planów rozbudowy i ogół otrzymał
nazwę Melbourne dla uhonorowania brytyjskiego premiera Lorda Melbourne. W związku
z tym ostatnim miejscowość otrzymała prawa miejskie w roku 1847. Drugie miasto
w zatoce powstało w Corio Bay w roku 1838 i nadano mu nazwę Geelong.
Tu – cofnijmy się jeszcze dalej w historie
tych ziem.
Zatoka przed 18 tysiącami lat była odkrytą
deltą sąsiadujących ze sobą rzek i w historii oralnej starszych Ningerranarro
miejscem polowań na kangury i posumy. Do dziś wzdłuż brzegów można napotkać
wielkie stosy na wpół skamieniałych muszli, znanych pod nazwą middens, które
wskazują na pradawne totemowe miejsca uczt krajowców.
Wracając do delegalizacji procesu osiedlenia
gubernator NSW Richard Bourke zadeklarował, że proces ten odbył się w sposób
nielegalny i udowodnił sprawę przed parlamentem, przed którym żądał by nie
zaakceptować akcji celowej zasiedziałości. Jak widać od początku istnienie
peryferyjnego Melbourne stanowiło dla Sydney kość niezgody. Wszelkimi sposobami
usiłowało się pozbyć wzrastającego na sile konkurenta. Ale administracja swoje
, a ludzie swoje, i tak w przeciągu dwóch lat populacja miasta wzrosła do 350
osób, a wokół pasło się 55 tys owiec. Osiedleńcy rozpoczęli produkcję wełny, w
związku z czym do Sydney popłynęły podatki. To nieco utemperowało zapały
urzędników. Teraz już gubernator był zmuszony zaakceptować fakt istnienia
szybko rosnącej mieściny. W roku 1837 wysłał z Sydney nawet żołnierzy, aby przyjrzeli
się dokładniej miastu i zaprowadzili w nim właściwy ład i porządek.
I tak oto przybywający z wysoko stojącej
na poziomie moralnym Nowej Południowej Walii oficerowie napotkali w mieście na
rozpustne bagno. Nie przestrzegano tu żadnych zasad. Hulała swawola. Już na
samym wstępie wydano dekret potępiający stosunki seksualne z krajowcami. Zostały
prawnie zakazane, a czarne prostytutki tak zwane Corroborees wyjęte spod prawa.
Wyznaczono nowe granice miasta i złożono plany jego rozbudowy do urzędu w
Sydney. To tylko rozjątrzyło uczulonych na NSW lokalsów. W roku 1840 powstał
Związek Separatystyczny, który zażądał od rządu w Sydney separacji Port Philip
Bay od Nowej Południowej Walii. Nic się jednak nie zmieniło, dopóki lejtnant
gubernator La Trobe nie napisał petycji w tej sprawie do rządu w Londynie. Akt
separacji przeszedł przez parlament brytyjski dość gładko i dziwnym trafem został
formalnie ratyfikowany w roku 1850 przez królową Wiktorię, podobno za obietnicę,
iż nazwą nową nowego kraju będzie „Wiktoria”. W kilka lat później ten sam polityczny
trick powtórzył inny stan Australii, stan Qeensland. Sydney miało się z pyszna.
Niebawem złośliwy los jeszcze bardziej
pogmatwał lokalne stosunki. Emigranci opuszczający Anglię w roku 1852 kupowali
bilety raczej do Melbourne niż do jakiejkolwiek innego miasta, a to na wieść,
że w 1851 roku niedaleko Clunes w Victorii odkryto pierwsze samorodki złota. Dziennie
przybywało tam tysiące ludzi. Brakowało noclegów, pokoi i domów. W roku 1851 populacja miasta wzrosła z 25000
do 40000. A w roku 1860 Melbourne liczyło już pół miliona mieszkańców. Nagła
hossa przyniosła ze sobą liczne inwestycje; ładowano pieniądze w budynki
użyteczności publicznej, powszechne szkoły, uniwersytety biblioteki i kościoły.
Pojawił się tramwaj, brzegi rzek spięły mosty, ruszyła żelazna kolej. Nagłe
bogactwo zamieniło małe portowe miasto w światowe wibrujące życiem centrum.
Powstał też chaos nie do opisania. Społeczeństwo oszalało od bogactwa. Poszukiwacze
złota pili z wiader szampana, a irlandzkie panny prostytutki paradowały w
jedwabiach obwieszone klejnotami. Jedna z hotelowych służących tamtych czasów opowiadała,
że zarobiła fortunę zamiatając drobiny złota z dywanów.
W
związku z tym rząd lokalny zrekrutował w szeregi policji zarówno młodych ludzi
jak i sprowadził z Anglii 53 londyńskich bobbies. Bogactwo uzyskane ze
sprzedaży cennego kruszcu spowodowało boom architektoniczny. Powstał pierwszy w
Australii dworzec kolejowy.
Tymczasem Klan Wurundjerri zażądał zwrotu
lądu. Wtedy na obszarze 4850 akrów utworzono rezerwat Coranderk. Nie minęło lat
dziesięć, kiedy zamienił się on w samowystarczalną wioskę. Zbyt dobrze
prosperował. Wzbudził zazdrość w oczach okolicznych farmerów. Zatem najprędzej
jak to możliwe uknuli spisek. Rząd stanowy wydal dekret w myśl którego wszyscy
mężczyźni poniżej 35 roku życia są mieszańcami krwi białej i czarnej. Za ich
matki uznano czerpiące zyski z prostytucji Corroborees. W wyniku usunięcia
zdrowych i silnych pracowników rezerwat popadł w ruinę, a gromady czarnoskórych
starców skończyły na ulicach lub wygnaniu.
Lithograph of the original plans including dome and wings of Vicotian Houses of Parliament, 1855 Pic. Public domain |
Tram in Spencer Street. Pic. State Libray of Victoria (CC BY 2.0) |
Melbourne w 1880 stał się hostem telefonicznym.
Na początku lista subskrybentów liczyła sobie stronę, ale już w 1887 tuzin
kobiet przełączało 8000 rozmów dziennie.
Miasto było stolicą Australii pomiędzy latami
1901- 1927 zanim to przeniesiono ją po długoletnich sporach z Sydney do specjalnie
założonej i wybudowanej w tym celu Canberry.
Może na koniec przedstawię listę
dziewięciu architektonicznych cudów Melbourne, świetnych przykładów
architektury wiktoriańskiej, które wprost elektryzują niespotykanym pięknem.
Są to, powstałe w roku 1880
1. Royal Exibition Building
2. The Rialto 1889 ulokowane na pięknej Collins
street
3. Block Arcade 1893 zainspirowane przez mediolańską galerię Vittorio
Emanuele – umieszczono na końcu Collins St i popularnie nazywane paryskim
końcem.
4. Parlament House 1855
5. General Post Office 1867
6. Princess Theatre 1886
7. Hotel Windsor 1883
8. Flinders Street Station 1854 – 1909
9. St Pole Catedral 1880
Flinders Street Station, Melbourne, at the intersection of Swanston Street . (1927). pic. Public domain |
Skupmy się przez moment na dwóch moich ulubionych budynkach.
Flinders Street Station
Royal Exibition Building. Fot. J.Maszczyszyn |
Gmach powstał jako część
wielkiego międzynarodowego projektu, który postawił sobie za cel prezentację na
światowych wystawowych rynkach ponad 50 ekspozycji pomiędzy latami 1851, a
1915. Budynek należał do największych projektów Reeda i Barnesa. Konstrukcję
potężnej kopuły wzorowano na dachu włoskiej renesansowej katedry Santa Maria
Del Fiore we Florencji. Jej kopia australijska wznosi się na wysokość 68
metrów, osiągając średnicę 18 metrów podczas gdy oryginał ma odpowiednio 114 na
45 metrów. W roku 1888 w budynku zainstalowano elektryczne oświetlenie, co
sprawiło, że po raz pierwszy na świecie wystawa była dostępna w porze nocnej. Elektryczność
zachwyciła melbournian. Powierzchnia wielkiej sali przekracza 12000 metrów
kwadratowych. Gmach bywał użyty do różnych celów. Urzędował w nim parlament, a
w roku 1919 nawet szpital dla ofiar hiszpańskiej grypy.
Nie można nie wspomnieć o
budynku z naroża Elisabeth Street, gdzie pewnego razu zatrzymałem się przy wmurowanej
tam w ścianę pamiątkowej tablicy. To niemalże symbol mojego pisarstwa. Marmur upamiętnia istniejący w tym miejscu
przed laty gmach wielce szanowanej gazety „The Argus”. W tamtym czasie akurat
pisałem powieść „ Necrolotum” i zdarzenie postanowiłem upamiętnić na jej
kartach. Bohater mojego cyklu w alternatywnym roku 1910, dżentelmen o
nieposzlakowanym charakterze i zawadiaka, Jack de Waay pracuje i zarabia jako
reporter dla tego pisma. Co najciekawsze, pewnego szczęśliwego dnia dotarłem do
OP Shopu, gdzie za marne 5 australijskich bagsów udało mi się zakupić
oryginalny numer gazety datowany na rok właśnie 1910. Byłem zdumiony - czyż to nie uśmiech losu? Gdybym jeszcze
odnalazł w nocie redakcyjnej nazwisko de Waaya zapewne uwierzyłbym w czynne
oddziaływania muz literackich. Niestety, moja wyobraźnia, to wszechświat alternatywny w stosunku do
rzeczywistego.
Jan Maszczyszyn
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy