polish internet magazine in australia

Sponsors

NEWS: POLSKA: Polska może stanąć przed poważnym wyzwaniem, jeśli chodzi o dostawy energii elektrycznej już w 2026 roku. Jak podała "Rzeczpospolita", Polska może zmagać się z deficytem na poziomie prawie 9,5 GW w stabilnych źródłach energii. "Rzeczpospolita" zwróciła uwagę, że rząd musi przestać rozważać różne scenariusze i przejść do konkretnych działań, które zapewnią Polsce stabilne dostawy energii. Jeśli tego nie zrobi, może być zmuszony do wprowadzenia reglamentacji prądu z powodu tzw. luki mocowej. * * * AUSTRALIA: Wybuch upałów w Australii może doprowadzić do niebezpiecznych warunków w ciągu najbliższych 48 godzin, z potencjalnie najwcześniejszymi 40-stopniowymi letnimi dniami w Adelajdzie i Melbourne od prawie dwóch dekad. W niedzielę w Adelajdzie może osiągnąć 40 stopni Celsjusza, co byłoby o 13 stopni powyżej średniej. Podczas gdy w niektórych częściach Wiktorii w poniedziałek może przekroczyć 45 stopni Celsjusza. * * * SWIAT: Rosja wybierze cele na Ukrainie, które mogą obejmować ośrodki decyzyjne w Kijowie. Jest to odpowiedź na ukraińskie ataki dalekiego zasięgu na terytorium Rosji przy użyciu zachodniej broni - powiedział w czwartek prezydent Władimir Putin. Jak dodał, w Rosji rozpoczęła się seryjna produkcja nowego pocisku średniego zasięgu - Oresznik. - W przypadku masowego użycia tych rakiet, ich siła będzie porównywalna z użyciem broni nuklearnej - dodał.
POLONIA INFO: Spotkanie poetycko-muzyczne z Ludwiką Amber: Kołysanka dla Jezusa - Sala JP2 w Marayong, 1.12, godz. 12:30

poniedziałek, 13 listopada 2023

Jan Maszczyszyn: Fascynujące wiktoriańskie Melbourne

Royal Exibition Building 1880, Melbourne.
 Fot. J.Maszczyszyn
 W mojej fantastycznej twórczości literackiej wielka role odegrało miejsce mojego nowego zamieszkania, celu mojej emigracji z Polski. W niniejszym artykule pragnę o tym bliżej opowiedzieć. Co może posiadać tu tak mocarny energetyczny vibe? Po kolei…

Epoką wiktoriańską określa się czas świetności imperium brytyjskiego, to jest okres panowania królowej Wiktorii 1837-1901. Był nie tylko jednym z najdłuższych okresów królowania jednego monarchy, lecz również epoką rewolucyjnego rozwoju nauki i techniki, a w obyczajowości nie rzadko czasem zakłamanej podwójnej moralności i społecznych konwenansów. 

Spróbujmy te ostatnie lekko rozrysować: Np. reprezentantce wyższej klasy społecznej nie wypadało publicznie zdjąć rękawiczek, gdyż gest ten mógłby oznaczać seksualną zachętę. Nie dozwolone było w higher society używać niektórych słów, takich jak noga, ciąża, genitalia; były bowiem one zbyt bezpośrednio opisujące biologizm człowieka. Ówczesna medycyna traktowała kobiecy popęd płciowy jak chorobę i zalecała zimne kąpiele w celu zduszenia namiętności. Jeśli chodzi o mężczyzn, to główną cechą jego charakteru winna była być powściągliwość i opanowanie w każdej sytuacji. Zatem, dżentelmenem określano osobę, która nie musiała pracować, a utrzymywała się z dochodów z posiadłości ziemskich lub fabrycznych. Dżentelmeni wolny czas spędzali w męskich klubach, na polowaniach, grach w polo i tym podobnych rozrywkach. 

  Epoka była również czasem bohaterów. Mężczyzna owych czasów miał być ambitny. Poszukiwał funduszy wsparcia lub sam zaprzedawał majątek, aby zająć się programowym badaniem planety. Pragnął sławy. Pragnął zdobywać góry, bieguny i pokonywać nieprzebyte, dziewicze dżungle. Ziemia zdawała się być za mała, dla całego bagażu  przygody i czaru.

     Pojawiły się pierwsze regularne gazety. Każdego dnia donosiły o niesamowitościach jeszcze nie poznanego świata. Ówcześni żeglujący ku mrocznym polarnym jego końcom śmiałkowie widzieli oczyma wyobraźni tysięczne społeczności stojących u wybrzeży istot. Nadawali pingwinom cechy ludzkie i personifikowali wzburzone, pomstliwie odbierające życie morza.

Wody te zaludniali niewyobrażalnymi potworami. Wspierali owe fanaberie barwnymi interpretacjami i fałszywymi, fabrykowanymi na poczekaniu dowodami. Odkryciom zawsze towarzyszyły emocje. Publika nie przestawała śledzić doniesień. Tysiącami rwała się ku kopalniom złota i miejscom, gdzie nie było głodu, a czekała płatna praca.

Niektóre wieści budziły trwogę. Oto afrykańskie dorzecze Konga zamieszkiwały karły, wyspy Polinezji ludożercy, a niedostępnym dachem świata władał tajemniczy Yeti.

Wydaje się, że dla ludzkiego umysłu

pożądanie tego, co cudowne, tajemnicze, niezwykłe,

czyli nowych odkryć, jest równie naturalne,

jak fizyczna potrzeba zaspokojenia głodu,

pragnienia i snu – tak na wstępie do

wydania „księżycowej broszury” z roku 1850 pisał

Richard Adams Locke[1] – dziennikarski oszust i

manipulant.

  Autor warty jest przyuważenia. Był bardzo charakterystyczny dla owej epoki.

Adams, dziewiętnastowieczna gwiazda nowojorskiego dziennikarstwa i redaktor „The Sun”, czyli rzeczywisty autor pewnego lunarnego cyklu burzącego spokój ówczesnej amerykańskiej socjety trafił ze swymi historiami na pożywne grunta. Cieszył się bowiem wówczas popularnością wielebny Thomas Dick, który obliczył, że układ słoneczny zamieszkuje 21 891 974 404 480 istot rozumnych, z czego 4 200 000 000 mieszka na samym Księżycu. Tak więc Adams Locke powołując się na nieistniejący już od dwóch lat „The Edinburgh Journal of Science”  - nikt tego fake newsa nie sprawdził - podał do publicznej wiadomości, iż dysponujący znakomitym teleskopem astronom odkrywca Urana William Herschel, prowadzący swoje obserwacje nieba południowego w pobliżu Kapsztadu w Afryce Południowej, odkrył istnienie życia na Księżycu.

Skąd się wzięła ta szalona kronika? Ano podobno ktoś widział w porcie załadowującego teleskop na statek astronoma. Gdy Herschel pisał: „przy powiększeniu 480-krotnym Księżyc wygląda jak kawałek starego sera pod mikroskopem” nasz oszust prasowy Locke koloryzował. Rozpoczynał swoją historię od opowieści młodzieńca, który widział, jak gigantyczny teleskop ładowano na pokład statku płynącego z Londynu do Przylądka Dobrej Nadziei. Pojawiła się relacja doktora Adama Granta, który jakoby pracował u boku astronoma. Od wtorku 25 sierpnia 1835 zaczęły się pojawiać kolejne odcinki owych historii obserwacji Księżyca. W sumie było ich sześć, okraszonych zbiorem wspaniałych litografii, pokazujących to, co Herschel zobaczył, a fikcyjny Grant żywo opisywał. Czytelników opanowała zgroza. Większość uwierzyła. Wpadli w ekscytację. Tytuły innych gazet powołujących się na oszusta biły się ze sobą: „Wielkie odkrycie astronomiczne!”, „Skrzydlaci ludzie na Księżycu!”. Ponoć wielki astronom widział pola, lasy i system dróg, czyli konstrukcje świadczące o istnieniu podziemnych miast i świątyń. Ktoś nawet zaproponował, aby dostarczyć Selenitom Biblie. W naukowym światku owego czasu zawrzało. Kiedy nowojorczycy czytali o ludziach nietoperzach na Księżycu, Karol Darwin na pokładzie „Beagle” dokonywał swojej odkrywczej podróży na miarę przełomu czasów. Herschel ochrzcił swoich mieszkańców Księżyca mianem Vespertilio homo, ludźmi nietoperzami – pisał Grant. Według niego ich ciała poza twarzami pokrywały lśniące włosy w kolorze miedzi, a z ramion zaś wyrastały im skrzydła z cienkiej błony. Z dalszych jego obserwacji ponoć wynikało, iż istoty księżycowe stworzyły zaawansowaną cywilizację oraz społeczeństwo żyjące w idyllicznym pokoju.  W doniesienia uwierzyła większość czytelników, w tym naukowe autorytety. Przedsiębiorczy redaktor nie poniósł żadnych konsekwencji za swój niegodny czyn. Nikt go nie potępił. Co więcej, za zgromadzony ze sprzedaży udział  – 500 dolarów – założył własną gazetę.

      Wróćmy jednak do naszej historii wiktoriańskiej.  Wielka Brytania stanęła wtedy u szczytu imperialnej potęgi. Niosła ze sobą rewolucję przemysłową, naukową, obyczajową i w końcu społeczną. Inspirowała inne narody do kompetycji na arenie kolonialnej, polityki zaborczej terytorialnie i tym samym działalności odkrywczej i inwestycyjnej. Nigdy przedtem i potem ludzkość nie przeżyła tak owocnego momentu przebudzenia świadomości intelektualnej.

Queen Victoria Memorial by James White
 (1907) in the Royal Botanic Gardens, Melbourne
Pic. Wikimedia commons, J.Torcasio (CC BY-SA 3.0)

Imperium będąc u szczytu swego rozwoju osiągnęło rozmiar ponad 33mln km kwadratowych, co w przekładzie na udział procentowy w obszarze planety równało się jednej czwartej jej zasobów lądowych. Nikt nigdy w historii świata nie osiągnął szczytu podobnej potęgi. Królowa Wiktoria wstąpiła na tron w wieku 18 lat. Wyszła za mąż za niemieckiego księcia Alberta i para doczekała się aż dziewięciorga dzieci. Przedwczesna śmierć księcia spowodowała, że królowa nigdy nie pogodziła się z jego odejściem i żałobę po nim nosiła do końca swych dni. Wiktoria była pierwszym nowoczesna monarchinią i swoimi rządami potrafiła zdobyć podziw jak i szacunek swoich poddanych. Za czasów jej panowania Wielka Brytania określana była mianem imperium, nad którym „słońce nigdy nie zachodzi”. A to dlatego, że gdzieś tam istniała podbita ziemia, na której właśnie zapalał się dzień.

   Potężna flota wojenna przechodziła z żaglowców na parowce. Zaczęła funkcjonować też kolej parowa, co w dużym stopniu ułatwiało przemieszczanie się ludzi i towarów. Pomyślano też o higienie osobistej i rozpropagowano użycie mydła. Przełomem było powstanie kanalizacji miejskiej. Gdy Charles Darwin formułował swe tezy o powstaniu gatunków, budowano największe w historii instrumenty astronomiczne, a na koniec Albert Einstein ogłosił swą rewolucyjną teorię względności.

   Jeśli chodzi o kilka fundamentalnych dat, to przyjrzyjmy się szczegółom:

1834 – Brytyjskie Imperium znosi niewolnictwo. 800 tys karaibskich czarnych niewolników odzyskuje wolność. USA znosi je konstytucyjnie dopiero w roku 1865 Frnacja 1848, Chile 1823, Meksyk 1829, Peru 1854.

1837 – wnuczka króla Georga III umiera w wieku ośmiu miesięcy, jej trzej wujkowie również zaliczają zgon. Wiktoria staje się pierwszą w kolejce kandydatów do przejęcia tronu. Obejmuje go w wieku lat 18.

W roku 1838 – zostaje wysłany pierwszy telegram.

1838 – powstaje pierwsza linia kolejowa pomiędzy Londynem, a Brimingham.

1840 – zostaje sprzedany pierwszy znaczek pocztowy, w rok później wysłano już 70 milionów listów.

1851 – otwarty zostaje londyński Crystal palace wystawiający technologiczne nowinki od 10 tys wystawców, wszystko począwszy od sztucznych zębów przez maszyny rolnicze do teleskopów. Wystawę odwiedza tylko w pierwszym roku 6mln osób.

1853 – królowa Wiktoria używa chloroformu jako anestetyka podczas porodu ósmego dziecka. W związku z czym kontrowersyjny środek szybko się popularyzuje i zapewnia dalszy postęp medyczny.

1853 – wydany przez rząd akt obowiązkowego zaszczepienia dla dzieci urodzonych po pierwszym sierpnia 1853 roku zapewnia opanowanie epidemii ospy.

1863 – powstaje pierwsze metro w Londynie

1876 – Alexander Bell otrzymuje swój patent na telefon

1880 – wprowadzony zostaje obowiązek podstawowej edukacji

     Jasno widać z powyższego, iż cywilizacja ujrzała potencjalne perspektywy nowej świetności.

    A jak się ma sprawa w najbardziej oddalonym od serca imperium Marvellous Melbourne?

  

Map of the exploration voyages of George Bass. Map. Wikimedia commons (CC BY-SA 3.0)

   Pierwszym Europejczykiem przybyłym na te tereny był George Bass. Jeszcze w roku 1798 na statku wielorybniczym dotarł do zachodnich wybrzeży Philip Island. Przebył wyspę pieszo szkicując mapy, które następnie przekazał władzom gubernatorskim w Sydney. Nadał okolicy nazwę Western Port. Przybyły w roku 1801 kolejny odkrywca Lt. James Grant założył pierwsze osiedle na sąsiadującej z większą maleńkiej wysepce Churchill Island. Przygotował ziemię pod uprawę. Ląd należał do własności plemiennej Yalluk Bulluk i był im znany pod imieniem Moonarmia. Założenie ogrodu w owym czasie, sianie i zbieranie plonów było według prawodawstwa kolonialnego inną formą prawnego zagarnięcia terytorium. Krajowcy tego nie potrafili, ale nawet gdyby, znalazłby się inny powód przejęcia kraju. Niebawem, bo w roku 1802 odkryto wejście do sąsiadującej z Western Port wielkiej zatoki Philip Bay, która przedstawiała sobą ogromna potencje rozwojowa.  

 Informacje o niej były ścisłe poufne, lecz z uwagi na myszkowanie w okolicach statków francuskich, Anglicy zareagowali nerwowo. Wysłali statek z kolonistami z Sydney i wtedy pierwszym oficjalnym miejscem osiedlenia w stanie Victoria był Portland, na zachód od Melbourne w kraju prosperującego plemienia Gunditjamara. Francuzi w obawie przed konfliktem odsunęli się aż do Nowej Kaledonii. Podobnie jak Anglicy użyli wyspy  do założenia kolonii karnej dla komunardów. Tymczasem przybyli do Portland biali koloniści stali się bardzo szybko niechcianymi gośćmi. Konflikt zawisł w powietrzu. Masakra była rezultatem dysputy na temat podziału wyrzuconego na plażę wieloryba. Później już koloniści nie kryli się ze swoimi zamiarami. Wkrótce miasto stało się ważnym ośrodkiem przemysłu wielorybniczego, a krajowców zepchnięto w głąb lądu lub unieszkodliwiono.

    Od tego momentu położona dalej na wschód nowa zatoka ciągle kusiła osiedleńców. Wieści z Europy i do Europy roznosiły się wolno, zbyt wolno. W roku 1803 nieśmiało, bo z obawy przed dzikimi osiedleńcy założyli  tymczasowy obóz w Zatoce Sulivana dzisiejsze Sorrento około 30 km na południe od współczesnego centrum. Stamtąd popłynęły wieści o bogatych w zasoby ziemiach ku dobrze już prosperującej Tasmanii. Jednak w roku 1804 w panice przed atakiem krajowców opuścili obóz. W roku 1805 panujący król Jerzy 4 formalnie nadał zatoce nazwę Port Philip i zarządził założenie w niej kolonii. Brytyjski Lord Hobart na wieść o dekrecie zdecydował, aby skierować do niej już następny statek z zesłańcami celem zasiedlenia nowych ziem. Zamieszkiwało je wtedy około 20000 Kulin people – dzielili się na grupy językowe takie jak: Wurundjeri, Boonwurrun i Wathaurrong. Okazało się, ze przybyli w roku 1803 koloniści nie chcieli zejść na niegościnny ląd i zawrócili ku Tasmanii. Zanim opuścili teren zauważyli, że jeden ze skazańców o imieniu William Buckley zniknął. Ten uciekł i ukrył się w grupie lokalnych Wathaurrung people. Przebywał z nimi przez 30 lat doznając wyłącznie dobra, po czym usłyszawszy o kolonii Johna Batmana opuścić wioskę dzikich, by powrócić do świata białych.

 

 W maju 1830 roku koloniści z Tasmanii powrócili. Syndykat pod przewodnictwem Johna Batmana przebadał zatokę Port Philip Bay, pod kątem jej przydatności do założenia niewielkiego osiedla.  Batmanowi towarzyszyła grupa Aborygenów z Sydney – którzy złamanego słowa nie znali w lokalnym języku.  Podpisał porozumienie z podejrzanym, być może podstawionym typem z Sydney, wodzem Jaga Jaga, które zezwoliło białym na korzystanie z areału 250 tys hektarów lądu w zamianie na 20 kocy, 30 siekier, 100 noży, 50 par nożyczek, 30 szkieł powiększających, 200 chusteczek i stu funtów mąki i jeszcze sześciu koszul. Ugoda była pomyślana jako przejściowa, a jednak założone miasto rozpoczęło swą historię. Wbrew zakazom rządu w Sydney jeszcze więcej farmerów z Van Diemens Land – dzisiejsza Tasmania przepłynęło cieśninę w poszukiwaniu nowych pól wypasania dla owiec i bydła. Wybrana przez białych lokalizacja była ważnym miejscem spotkań dla aborygeńskich Kulinów. Delta rzeki Yarra stanowiła dla nich bogate źródło żywności i wody. Gdy osiedle rosło w siłę rząd kolonialny w Sydney wpadł w szał. Podważył legalność procesu wykupu ziemi i odrzucił je jako Terra Nullis – ziemia niczyja, pozbawiona prawnego właściciela.


Landing at Melbourne 1840. Pic. Public domain

   Trzy miesiące później inny syndykat przewodzony przez Johna Pascoe Fawknera wpłynął na pokładzie statku do ujścia rzeki Yarry i założył jeszcze inne  stałe osiedle. Posiadało ono wiele nieoficjalnych nazw: Batmania, Barebrass, Bearport, Dutergalla, Bareheep i najbardziej popularne już w roku 1835  The Settlement. W końcu dzięki zasiedziałości polaczone osiedla doczekały się legalnych planów rozbudowy i ogół otrzymał nazwę Melbourne dla uhonorowania brytyjskiego premiera Lorda Melbourne. W związku z tym ostatnim miejscowość otrzymała prawa miejskie w roku 1847. Drugie miasto w zatoce powstało w Corio Bay w roku 1838 i nadano mu nazwę Geelong.

    Tu – cofnijmy się jeszcze dalej w historie tych ziem.

    Zatoka przed 18 tysiącami lat była odkrytą deltą sąsiadujących ze sobą rzek i w historii oralnej starszych Ningerranarro miejscem polowań na kangury i posumy. Do dziś wzdłuż brzegów można napotkać wielkie stosy na wpół skamieniałych muszli, znanych pod nazwą middens, które wskazują na pradawne totemowe miejsca uczt krajowców.

  Wracając do delegalizacji procesu osiedlenia gubernator NSW Richard Bourke zadeklarował, że proces ten odbył się w sposób nielegalny i udowodnił sprawę przed parlamentem, przed którym żądał by nie zaakceptować akcji celowej zasiedziałości. Jak widać od początku istnienie peryferyjnego Melbourne stanowiło dla Sydney kość niezgody. Wszelkimi sposobami usiłowało się pozbyć wzrastającego na sile konkurenta. Ale administracja swoje , a ludzie swoje, i tak w przeciągu dwóch lat populacja miasta wzrosła do 350 osób, a wokół pasło się 55 tys owiec. Osiedleńcy rozpoczęli produkcję wełny, w związku z czym do Sydney popłynęły podatki. To nieco utemperowało zapały urzędników. Teraz już gubernator był zmuszony zaakceptować fakt istnienia szybko rosnącej mieściny. W roku 1837 wysłał z Sydney nawet żołnierzy, aby przyjrzeli się dokładniej miastu i zaprowadzili w nim właściwy ład i porządek.

     I tak oto przybywający z wysoko stojącej na poziomie moralnym Nowej Południowej Walii oficerowie napotkali w mieście na rozpustne bagno. Nie przestrzegano tu żadnych zasad. Hulała swawola. Już na samym wstępie wydano dekret potępiający stosunki seksualne z krajowcami. Zostały prawnie zakazane, a czarne prostytutki tak zwane Corroborees wyjęte spod prawa. Wyznaczono nowe granice miasta i złożono plany jego rozbudowy do urzędu w Sydney. To tylko rozjątrzyło uczulonych na NSW lokalsów. W roku 1840 powstał Związek Separatystyczny, który zażądał od rządu w Sydney separacji Port Philip Bay od Nowej Południowej Walii. Nic się jednak nie zmieniło, dopóki lejtnant gubernator La Trobe nie napisał petycji w tej sprawie do rządu w Londynie. Akt separacji przeszedł przez parlament brytyjski dość gładko i dziwnym trafem został formalnie ratyfikowany w roku 1850 przez królową Wiktorię, podobno za obietnicę, iż nazwą nową nowego kraju będzie „Wiktoria”. W kilka lat później ten sam polityczny trick powtórzył inny stan Australii, stan Qeensland. Sydney miało się z pyszna.

   Niebawem złośliwy los jeszcze bardziej pogmatwał lokalne stosunki. Emigranci opuszczający Anglię w roku 1852 kupowali bilety raczej do Melbourne niż do jakiejkolwiek innego miasta, a to na wieść, że w 1851 roku niedaleko Clunes w Victorii odkryto pierwsze samorodki złota. Dziennie przybywało tam tysiące ludzi. Brakowało noclegów, pokoi i domów.  W roku 1851 populacja miasta wzrosła z 25000 do 40000. A w roku 1860 Melbourne liczyło już pół miliona mieszkańców. Nagła hossa przyniosła ze sobą liczne inwestycje; ładowano pieniądze w budynki użyteczności publicznej, powszechne szkoły, uniwersytety biblioteki i kościoły. Pojawił się tramwaj, brzegi rzek spięły mosty, ruszyła żelazna kolej. Nagłe bogactwo zamieniło małe portowe miasto w światowe wibrujące życiem centrum. Powstał też chaos nie do opisania. Społeczeństwo oszalało od bogactwa. Poszukiwacze złota pili z wiader szampana, a irlandzkie panny prostytutki paradowały w jedwabiach obwieszone klejnotami. Jedna z hotelowych służących tamtych czasów opowiadała, że zarobiła fortunę zamiatając drobiny złota z dywanów.

W związku z tym rząd lokalny zrekrutował w szeregi policji zarówno młodych ludzi jak i sprowadził z Anglii 53 londyńskich bobbies. Bogactwo uzyskane ze sprzedaży cennego kruszcu spowodowało boom architektoniczny. Powstał pierwszy w Australii dworzec kolejowy.

   Tymczasem Klan Wurundjerri zażądał zwrotu lądu. Wtedy na obszarze 4850 akrów utworzono rezerwat Coranderk. Nie minęło lat dziesięć, kiedy zamienił się on w samowystarczalną wioskę. Zbyt dobrze prosperował. Wzbudził zazdrość w oczach okolicznych farmerów. Zatem najprędzej jak to możliwe uknuli spisek. Rząd stanowy wydal dekret w myśl którego wszyscy mężczyźni poniżej 35 roku życia są mieszańcami krwi białej i czarnej. Za ich matki uznano czerpiące zyski z prostytucji Corroborees. W wyniku usunięcia zdrowych i silnych pracowników rezerwat popadł w ruinę, a gromady czarnoskórych starców skończyły na ulicach lub wygnaniu.

Lithograph of the original plans including dome and wings of Vicotian Houses of Parliament, 1855
Pic. Public domain
   Jeśli chodzi o kanalizacje miasta, to w roku 1880 była tak fatalna, że często jego mieszkańcy używali innej nazwy Smellbourne – śmierdzące Melbourne. Nic dziwnego, półmilionowe miasto na południowej półkuli miało więcej mieszkańców niż niejedna stolica europejska tamtych czasów. Powstawały tutaj 12 piętrowe wieżowce rywalizujące z tymi stawianymi w Nowym Jorku, Londynie i Chicago. Dosłownie wszystkie balkony, werandy wypełniały żelazne, ozdobne petticoty. Szczyt bogactwa nastąpił w 1888.


Tram in Spencer Street. Pic. State Libray of Victoria  (CC BY 2.0)



   Melbourne w 1880 stał się hostem telefonicznym. Na początku lista subskrybentów liczyła sobie stronę, ale już w 1887 tuzin kobiet przełączało 8000 rozmów dziennie.

   Miasto było stolicą Australii pomiędzy latami 1901- 1927 zanim to przeniesiono ją po długoletnich sporach z Sydney do specjalnie założonej i wybudowanej w tym celu Canberry.

    Może na koniec przedstawię listę dziewięciu architektonicznych cudów Melbourne, świetnych przykładów architektury wiktoriańskiej, które wprost elektryzują niespotykanym pięknem.

Są to, powstałe w roku 1880

1. Royal Exibition Building

2. The Rialto 1889 ulokowane na pięknej Collins street

3. Block Arcade 1893 zainspirowane przez mediolańską galerię Vittorio Emanuele – umieszczono na końcu Collins St i popularnie nazywane paryskim końcem.

4. Parlament House 1855

5. General Post Office 1867

6. Princess Theatre 1886

7. Hotel Windsor 1883

8. Flinders Street Station 1854 – 1909

9. St Pole Catedral 1880

 

Flinders Street Station, Melbourne, at the intersection
 of 
Swanston Street . (1927). pic. Public domain

Skupmy się przez moment na dwóch moich ulubionych budynkach.

   Flinders Street Station

 Kiedy w Anglii ruszyła pierwsza linia kolejowa w roku 1838 Australia przygląda się jej zazdrosnym okiem. 12września 1854 roku Lejtnant Gubernator Charles Hotham przy ulicy Flinders Street otworzył kilka drewnianych bud, które nazywał pierwszą w Australii stacją kolejową. W dzień otwarcia zebrane tłumy miały okazję ujrzeć lokomotywę parową pokonującą dystans do Sandridge. Wzmiankowana stacja posiadała pojedynczy peron graniczący z jednej strony z targiem rybnym. W roku 1877 utworzono platformę drugą wraz z mostem dla pasażerów. W 1890 platformę trzecią. Wtedy stało się oczywistym, iż miasto potrzebuje dużej i wygodnej stacji kolejowej. Ogłoszono konkurs na najlepszy projekt. Napłynęło 17 prac. Nagrodę w wysokości 500 funtów otrzymał James Fawcett i D. Ashworth. Budynek do dziś zachwyca architektonicznym pięknem i rozmachem. W roku 1923 uważany był za jedną z najbardziej aktywnych stacji kolejowych świata z 2300 pociągami i 300000 tysiącami pasażerów dziennie. Trzeba pamiętać, że mamy tu do czynienia z kopcącymi lokomotywami. W naszej imaginacji powstaje obraz doprawdy niesamowity. Jawi się epoka.

 

Royal Exibition Building. Fot. J.Maszczyszyn
 Drugim budynkiem o wyjątkowym pięknie jest zbudowany w1880 Royal Exibition Building

  Gmach powstał jako część wielkiego międzynarodowego projektu, który postawił sobie za cel prezentację na światowych wystawowych rynkach ponad 50 ekspozycji pomiędzy latami 1851, a 1915. Budynek należał do największych projektów Reeda i Barnesa. Konstrukcję potężnej kopuły wzorowano na dachu włoskiej renesansowej katedry Santa Maria Del Fiore we Florencji. Jej kopia australijska wznosi się na wysokość 68 metrów, osiągając średnicę 18 metrów podczas gdy oryginał ma odpowiednio 114 na 45 metrów. W roku 1888 w budynku zainstalowano elektryczne oświetlenie, co sprawiło, że po raz pierwszy na świecie wystawa była dostępna w porze nocnej. Elektryczność zachwyciła melbournian. Powierzchnia wielkiej sali przekracza 12000 metrów kwadratowych. Gmach bywał użyty do różnych celów. Urzędował w nim parlament, a w roku 1919 nawet szpital dla ofiar hiszpańskiej grypy.

 

   Nie można nie wspomnieć o budynku z naroża Elisabeth Street, gdzie pewnego razu zatrzymałem się przy wmurowanej tam w ścianę pamiątkowej tablicy. To niemalże symbol mojego pisarstwa.  Marmur upamiętnia istniejący w tym miejscu przed laty gmach wielce szanowanej gazety „The Argus”. W tamtym czasie akurat pisałem powieść „ Necrolotum” i zdarzenie postanowiłem upamiętnić na jej kartach. Bohater mojego cyklu w alternatywnym roku 1910, dżentelmen o nieposzlakowanym charakterze i zawadiaka, Jack de Waay pracuje i zarabia jako reporter dla tego pisma. Co najciekawsze, pewnego szczęśliwego dnia dotarłem do OP Shopu, gdzie za marne 5 australijskich bagsów udało mi się zakupić oryginalny numer gazety datowany na rok właśnie 1910. Byłem zdumiony  - czyż to nie uśmiech losu? Gdybym jeszcze odnalazł w nocie redakcyjnej nazwisko de Waaya zapewne uwierzyłbym w czynne oddziaływania muz literackich. Niestety, moja wyobraźnia,  to wszechświat alternatywny w stosunku do rzeczywistego.

 Jan Maszczyszyn



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy