"Kos" Pawła Maślony został laureatem Złotych Lwów podczas sobotniej gali zamknięcia 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 23 września 2023 r. Fot. A.Bobrowska /materiały prasowe FPFF |
Na 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni przebicia były. Niewątpliwie, nieobecność w konkursie i brak choćby jednego, pozakonkursowego pokazu nagrodzonego na festiwalu filmowym w Wenecji filmu Agnieszki Holland „Zielona Granica” sprawiła, że ten głośny nieobecny stał się pierwszym i wiodącym przebiciem gdyńskiego festiwalu. Wyrażane na spotkaniach przed- i po-projekcyjnych oraz końcowej gali wsparcie dla atakowanego z pozycji stricte politycznych filmu i jego twórców, a przed wszystkim reżyserki, Agnieszki Holland, dotyczyły obrony prawa do artystycznej wypowiedzi i imiennie, prawa do bycia artystą. Stawkę przebicia podniósł fakt, że w przeddzień zakończenia festiwalu w gdyńskim multikinie Helios, gdzie odbywała się część konkursowych pokazów, jakby na przekór ostentacyjnej hermetyce festiwalu i jakby dla innej niż festiwalowa publiczności rozpoczęto komercyjną dystrybucję „Zielonej Granicy”. Jeszcze inny aspekt to powtarzana w mediach informacja, że film Holland nie mógł brać udziału w konkursie ponieważ jego produkcja nie została ukończona przed 31 maja b.r., ma zatem szansę w przyszłym roku. Trzy smaczki w jednym.
Osią filmu Holland jest zderzenie człowieka-migranta w jego ludzkim wymiarze cierpienia i nadziei, z człowiekiem-strażnikiem, cerberem w okowach systemu, jakiemu służy. System nie dopuszcza żadnego odchylenia od doktryny i jest przy tym skrajnie zakłamany. Z jednej strony widzimy bowiem jego wojenne niemal okrucieństwo w starciach służb mundurowych na granicy polsko-białoruskiej z przepychanymi migrantami pomiędzy, niczym „mięso niczyje”, a z drugiej oglądamy jego równie systemowo zakłamaną „miłość bliźniego” na granicy z Ukrainą, uwikłaną w wojnę z Rosją. Ideowi ochotnicy pomagający migrantom niczego w tym zakłamanym politycznie systemie nie zmienią. To dzięki nim jednak sączy się nadzieja, że z tym, co aktualnie dzieje się na granicach nie tylko Unii Europejskiej, poradzą sobie ci, którym obcy jest system i ideologia, a bliższa kultura i porozumienie. Nie dowiadujemy się z filmu, jak ta wizja miałaby być realizowana poza tym, że będzie to sprawa młodych. Idea nie jest odkrywcza, wszak konsekwencji młodzieżowych rewolucji z przeszłości świat doświadcza do dzisiaj. Jednak film Holland zdecydowanie i czytelnie wykrzykuje potrzebę takiej zmiany przez tragizm migranckiej bezradności, beznadziei i upokorzenia, budzi sprzeciw, niedowierzanie i złość, grą na emocjach wyciąga z opowiadanej historii uniwersalne przesłanie w wielu wymiarach i na wielu poziomach. Nie wywołuje w widzach strachu przed migrantami ani obrzydzenia nimi, czyli tego w co tak bardzo pragnęli wierzyć niektórzy polscy politycy walczący jeszcze niedawno o głosy wyborców tak znaczoną kartą.
Dwa dni po zakończeniu gdyńskiego festiwalu komisja kawlifikacyjna Instytutu Sztuki Filmowej zdecydowała, że w imieniu polskiej kinematografii o statuetkę Oskara Amerykańskiej Akademii Filmowej zabiegał będzie konkursowy film gdyńskiego festiwalu „Chłopi” (reż. Dorota Kobiela-Welchman i Hugh Welchman). Obraz wyróżniła swoją nagrodą publiczność festiwalu i jury nagrodą specjalną. Rekomendacja komisji wydaje się jednak mało zrozumiała i chybiona. Jest tak dlatego, że w porównaniu z „Zieloną granicą” obraz „Chłopi” jest produktem bardzo średniej jakości. Ta nowa adaptacja powieści Władysława Reymonta (literacki Nobel 1924) – poprzednia filmowa wersja powstała w 1973 roku (Jan Rybkowski) – w zubożonej fabularnie formie traktuje o zawiści, nietolerancji, manipulacji w sposób pozornie tylko efektowny i odkrywczy – klatki standardowo nakręconego filmu przemalowano w stylu malowideł Młodej Polski. Niestety, już po kilku minutach oglądania filmu rodzi się pytanie – po co? Również, czy po względnym sukcesie pomysłu, z jakiego narodził się ten i poprzedni film duetu Welchman, nominowany do Oskara w 2018 r. „Twój Vincent”, da się jeszcze raz odciąć oderwane już kupony? Decyzja Instytutu Sztuki Filmowej wydaje się zrozmiała jednie w kontekście politycznych zawirowań wokół Holland i jej filmu, a werdykt festiwalowego jury i publiczności ma wydźwięk wygodnego dla komisji kwalifikacyjnej alibi.
Film
A. Holland na Oskara
szansy już nie
ma. Po ostatnich
wyborach parlamentarnych i
oczekiwanym przełomie politycznym w Polsce jego szanse na zaszczyty w przyszłorocznym festiwalu w Gdyni również
maleją, bo polityczne uwikłanie, choć napędziło widzów do kin, szybko traci
aktualność i siłę. Czy dzieło Holland, jeżeli rzeczywiście zostanie zgłoszone
do przyszłorocznego konkursu, obroni się swoim uniwersalnym przesłaniem? Dużo
zależy od zmieniającej się gwałtownie rzeczywistości i twórczej konkurencji, najnowszych jej dzieł na
Fot. M.Radny |
ekranach
kin jeszcze nie ma, ale jak pokazuje tegoroczny festiwal, chociaż bieżące
produkcje są jakościowo średnie, możliwości pozostają spore.
Najwyższym
laurem festiwalu, Złotym Lwem, wyróżniono obraz „Kos” reż. Paweł Maślona ( również nagroda za montaż i charakteryzację). Za tytułem filmu kryje się skrót
nazwiska Kościuszko, ale nie jest to opowieść o Naczelniku. Traktuje
przewrotnie i z krwawym półuśmieszkiem o braku tolerancji i porozumienia między
chłopami a szlachtą w przeddzień Insurekcji Kościuszkowskiej. Trudno oprzeć się
wrażeniu, że film nagrodzono głównie za ów przewrotny i krwawy półuśmieszek. Niestety, obraz w tym wymiarze sprawne kopiuje jedynie styl i sposób narracji,
jakie do kina wprowadził Quentin
Tarantino. Chociaż zabieg ten pomaga przybliżyć temat i przesłanie (z przebiciami, szczególnie w dialogach, za których wybrzmienie nagrodzono Roberta
Więckiewicza (rola drugoplanowa)) obraz nie zniewala ani odkrywczością
historycznej prawdy, ani wynikającej
z niej nauki.
Popularnością festiwalowej publiczności, chociaż bez nagrody od niej, cieszył się film „Doppelganger.Sobowtór” (reż. Jan Holoubek; nagroda za reżyserię, zdjęcia, scenografię i kostiumy; również nagroda aktorska (drugoplanowa) dla Tomasza Schuchardta). „Historia prawdziwa” opowiedziana w konwencji thrillera wiedzie do czasów zmierzchu komunistycznej Polski i działania jej służb specjalnych. W ich poczynaniach, jak przekonują niezliczone przykłady przodującego w tym gatunku kina zza oceanu, nikogo nic nie powinno dziwić, niezależnie komu służą, a film Holoubka, podobnie jak poprzedni z 2020 roku – 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy – zadaje pytanie – jaką cenę może zapłacić każdy z nas, szaraczków, w imię „sprawności operacyjnej służb i ich sukcesów”. Puenta filmu pozostanie klasyką gatunku, wyznacznikiem wartości takiego kina.
Kino
społeczne dostrzeżono na festiwalu nagrodami dla filmu „Tyle co nic” – za scenariusz i debiut reżyserski (Grzegorz Dębowski),
główną rolę męską (Artur Poczesny) i drupolanową żeńską (Agnieszka
Kwietniewska), wyróżniony również Złotym Pazurem w kategorii Inne Spojrzenie.
Obraz zaangażowany, dosłowny aktualnymi „przebiciami” z polskiej wsi, może
dlatego nieco mroczny. Trudno oczekiwać od tego filmu komercyjnego sukcesu, ale
obejrzeć warto, a nawet trzeba. Inny obraz z nurtu to „Jedna dusza” (reż.
Łukasz Karwowski), rodzaj przypowiastki o przyziemnym życiu Dolnego Śląska,
jego smutnych, ale i przekornie budujących konsekwencjach. Mimo
przekonywającego aktorstwa nie pozostawia po sobie tego, co z werwą swoim
początkiem obiecywał.
Na
sukces komercyjny liczyć może „Święto Ognia” (reż. Kinga Dębska) z nagrodą dla
Kingi Preis (rola drugoplanowa) i Pauliny Pytlak (debiut aktorski) oraz nagrodą
jury australijskiego
–
Złoty Kangur. Film nie dorównuje
poprzednim, ambitniejszym obrazom reżyserki (Moje córki krowy, Zupa nic), a trafić w gusta szerokiej
publiczności ma szansę za nieskomplikowany przekaz optymizmu,
szlachetności, ludzkich udręk i szczęśliwego nad nimi zwycięstwa. Przebić brak.
Bez
perspektyw na łaskawość publiczności i krytyki pozostaną zapewne inne filmy
historyczne, które poza „Kos” zakwalifikowano do konkursu. „Figurant” (reż. Robert Gliński), czarno biała opowieść o agencie
UB zajętym inwigilacją kard. K. Wojtyły na
tyle intensywnie co bezproduktywnie, że wali mu się życie rodzinne i on sam.
Mało wiarygodna, czarno-biała fabuła, również bez wyszukanego aktorstwa. Inny
film z tego cyklu „Święty” (reż. Sebastian Budny), opowiada o milicyjnym
dochodzeniu w sprawie kradzieży srebrnego sarkofagu św. Wojciecha z
katedry w Gnieźnie w latach 80. ubiegłego wieku. Choć rozwija się ciekawie, nie stawia kropki nad „i” tam, gdzie
trzeba i kiedy trzeba. Szkoda, bo filmowy pomysł, jakby świadomie zaniechany,
wydawał się przedni, niezależnie od tego czy fakty byłyby prawdziwe czy
„alternatywne”. I ostatni z tego cyklu „Raport Pileckiego” (reż. KrzysztofŁukasiewicz) przeszedł przez festiwal i publiczność bez echa. „Raport...” to
jedna z czterech najdroższych produkcji w historii polskiej kinematografii po
1989 roku, powstał z funduszy Polskiej Fundacji Narodowej, Telewizji Polskiej oraz Ministerstwa
Kultury (razem 38 mln złotych), a jego nijaki, przemilczany odbiór pozostaje
również z pieczątką festiwalowego przebicia.
Kino
dla koneserów to na pewno nagrodzony Srebrnymi Lwami i wyróżniony
pierwszoplanową rolą żeńską (Lena Góra) obraz „Imago” (reż. Olga Chajdas). Film
opisuje odległy już czas narodzin polskiego punku innym niż tradycyjny język
kina, pomieszaniem światła i obrazu,
brakiem koloru, agresywną
muzyką i montażem. Mimo tych zabiegów,
a może właśnie dzięki nim,
film jest bardzo czytelny, ale wróżenie mu komercyjnego sukcesu jest ryzykowne.
W zamian spodziewać się można kolejnych nagród dla Olgi Chajdas w innych
festiwalowych konkursach. Podobnie ma się rzecz, chociaż powody są inne, z
filmem „Lęk” (reż. Sławomir Fabicki),
kameralnej opowieści o ostatniej wspólnej
drodze dwóch sióstr;
jednej umierającej. Znakomite aktorstwo
i zawsze aktualny
temat, mimo braku przebić. Film zupełnie
pominięty przez jury festiwalu. Obraz „Różyczka 2” (reż. Jan Kidawa-Błoński) jest również zdecydowanie dla koneserów, szczególnie gdy pamiętają pierwszy z
cyklu, pokazany w 2010 roku – „Różyczka”. Porównanie wypada, mimo przebić w tym drugim, zdecydowanie na
korzyść pierwszego.
Kilka
uwag o festiwalowej niszy. Dwa
obrazy – „Sny pełne dymu” (reż. Dorota Kędzierzawska; nagroda jury za dźwięk)
oraz „Fin del Mundo” (reż. Piotr Dumała), bez wyróżnienia. I słusznie. W
pierwszym uwagę przykuwa Krzysztof Globisz, krakowski aktor po dwóch udarach
mózgu, jako męska część występującego w filmie aktorskiego duetu. Niewątpliwie obraz
jest swego rodzaju
hołdem dla odchodzącego aktora, podobnie jak hołdem
był jeden z poprzednich filmów D. Kędzierzawskiej – „Pora umierać” (2007) – z
Danutą Szaflarską. Film z założenia jest trudny i równie trudno wyczekuje się
jego końca, niewielu z oglądających
podołało temu wyzwaniu. Z kolei obraz P. Dumały
z założenia porażać miał widza totalnym absurdem powikłanej fabuły. Skutecznie. Od pierwszej do
ostatniej minuty akcja toczy się wartko i nieprzewidywalnie, czasami z
uśmiechem, ale po seansie zieje w głowie pustką.
Do festiwalowej niszy zaliczyć trzeba
jeszcze dwa obrazy – „Freestyle” (reż. Maciej Bochniak) i „Horror Story” (reż. Adrian
Apanel). Oba sprawnie opowiadają swoje historie, przede wszystkim dialogami
wypowiadanymi współczesną polszczyzną wulgaryzmów i ich mniej lub bardziej znanych bądź odkrywczych
kombinacji. W „Horror Story” często bywa śmiesznie, natomiast „Freestyle”
dostępny na platformie Netflix już może zaspokajać ciekawość zainteresowanych
takim kinem.
48. Festiwal Polskich Filmów w Gdyni nie
przyniósł dzieł na miarę czasu, w którym się odbywał ani tematem (poza
pominiętym filmem A. Holland „Zielona Granica”), ani artystycznym przełomem
(poza hermetycznym „Imago” O. Chajdas). Refleksje o festiwalu można by zatem
zamknąć cytatem z filmu Kingi Dębskiej „Święto Ognia”, kiedy to bohater,
rozochocony obecnością w swoim mieszkaniu atrakcyjnej kobiety, słyszy natrętny
dzwonek do drzwi i pytanie stojącej w nich pary smutnych osobników w czarnych garniturach:
– Chce pan żyć wiecznie?...
– K...a! Nie teraz!...
Tak odpowiedział. I tak
było. A jak będzie za rok, zobaczymy.
Marian W. Radny
_______________________
48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych odbywał się w Gdyni w dniach 18-23 września 2023 roku. Festiwal obejmował konkurs filmów fabularnych pełnometrażowych, krótkich i mikrobudżetowych (filmy w każdym z konkursów oceniało osobne jury). Konkursy uzupełniało mnóstwo imprez towarzyszacych, od spotkań prasowych i rozmów twórców z widzami, przez pokazy specjalne i warsztaty. Za całokształt pracy twórczej Platynowe Lwy otrzymał zdobywca Oskara za scenografię do filmu „Lista Schindlera”, Allan Starski.
* * *
Filmowa relacja z 48. FPFF Filipa Walasika - ucznia klasy dziennikarskiej IV Liceum Ogólnokształcącego im. Komisji Edukacji Narodowej w Poznaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy