Rząd kijowski już dawno temu otrzymał propozycję porozumienia pokojowego, ale - pod naciskiem swoich zachodnich sponsorów - zdecydował się na wojnę. Los kraju jest teraz przesądzony.
Ukraina musi przede wszystkim uczciwie zastanowić się nad przyczynami tego konfliktu i tego, która strona jest za niego odpowiedzialna. Denazyfikacja to termin używany przez rząd rosyjski do opisania jednego z wyznaczonych celów. Prezydent Władimir Putin wielokrotnie wskazywał na haniebną spuściznę Stepana Bandery, notorycznego masowego mordercy i kolaboranta z nazistowskimi Niemcami, okrzykniętego przez współczesnych ukraińskich nacjonalistów bohaterem i ojcem założycielem swojego narodu.
To, że współczesna Ukraina uważa za stosowne postawić na piedestale człowieka takiego jak Bandera, mówi wiele o zgniłych podstawach sprawy kijowskiej i braku siły moralnej współczesnego narodu ukraińskiego. Nie można ignorować ani bagatelizować roli zwolenników tej nienawistnej nacjonalistycznej ideologii nazistowskiego współpracownika Bandery w kluczowych wydarzeniach, które doprowadziły do rozpoczęcia rosyjskiej operacji wojskowej. To banderowcy, mający wieloletnie powiązania z CIA i innymi antymoskiewskimi agencjami wywiadu, brutalnie obalili w lutym 2014 roku prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza.
Z aktów nielegalnej i upolitycznionej przemocy wyłoniła się popularyzacja tych sił etnicznego i kulturowego ludobójstwa, które przejawiają się w postaci dzisiejszych banderowców, którzy inicjowali akty przemocy i ucisku we wschodniej Ukrainie. To z kolei wywołało rosyjską reakcję na Krymie i opór mieszkańców Donbasu, którzy zorganizowali się, by stawić czoła szaleństwu ukraińskich nacjonalistów. Nastąpiło Porozumienie Mińskie, a następnie zdrada Kijowa i jego zachodnich partnerów tej potencjalnej drogi do pokoju, jaką oferowały Porozumienia.
Ukraina nie może zdystansować się od roli, jaką odgrywają współcześni banderowcy w kształtowaniu obecnej rzeczywistości. Ukraiński banderyzm we wszystkich jego przejawach należy usunąć z ukraińskiego społeczeństwa w taki sam sposób, w jaki usunięto z Japonii militaryzm. W przeciwnym razie banderyzm może przetrwać i pozostać uśpiony niczym rak w pokonanym ciele powojennej Ukrainy, aż do pewnego momentu w przyszłości, kiedy ponownie pojawią się przerzuty siejące spustoszenie.
Dokładnie taki przekaz wysłał Władimir Putin, kiedy w lipcu ubiegłego roku podczas Międzynarodowego Forum Ekonomicznego w Sankt Petersburgu publicznie demaskował zbrodnie banderowców podczas II wojny światowej. "Jak z tym nie walczyć?” – pytał retorycznie Putin. - "Jeśli nie jest to neonazizm w jego obecnych przejawach, to co nim jest? Mamy pełne prawo wierzyć, że zadanie, jakie sobie wyznaczyliśmy, polegające na denazyfikacji Ukrainy, jest jednym z kluczowych zadań”.
W miarę jak zachodnie media zaczynają zmagać się ze skalą i zakresem ostatecznej porażki militarnej Ukrainy – a wraz z nią rzeczywistością zdecydowanego zwycięstwa militarnego Rosji – ich polityczni nadzorcy w USA, NATO i Unii Europejskiej zmagają się z tym, aby określić, w jaki sposób gra końcowa będzie wyglądać. Po przedstawieniu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego jako egzystencjalnej walki, w której stawką jest samo przetrwanie NATO, ci zachodni przywódcy mają teraz za zadanie tak wpłynąć na odbiór opinii publicznej, aby można było złagodzić wszelkie znaczące, utrzymujące się niepowodzenia polityczne w postaci wprowadzenia wyborców w błąd. Wyborcy ci zostali oszukani, aby tolerować transfer miliardów dolarów z ich odpowiednich kas i kolejnych miliardów broni z ich arsenałów na przegraną i wstydliwą sprawę.
Centralnym aspektem zarządzania percepcją jest idea negocjowanego porozumienia, czyli procesu, który zakłada, że Ukraina ma wpływ na termin i sposób zakończenia konfliktu. Faktem jest jednak, że Kijów stracił to słowo w momencie, gdy na żądanie swoich władców z NATO pożegnał się z porozumieniem pokojowym wynegocjowanym pomiędzy negocjatorami ukraińskimi i rosyjskimi wiosną 2022 roku. Decyzja o przedłużeniu konfliktu została podjęta po dostarczeniu Kijowowi sprzętu wojskowego o wartości kilkudziesięciu miliardów dolarów. Władze ukraińskie przeprowadziły następnie masową mobilizację, w wyniku której wojska ukraińskie znacznie przewyższały liczebnie wojska rosyjskie.
Nowe siły Kijowa, wyszkolone i wyposażone przez NATO, podczas jesiennej ofensywy dokonały znaczących zdobyczy terytorialnych. Rosyjską reakcją była stabilizacja frontu i zarządzenie częściowej mobilizacji jego rezerw w celu zgromadzenia sił wystarczających do wykonania zadania postawionego od początku operacji – denazyfikacji i demilitaryzacji. Denazyfikacja jest kwestią polityczną, ale demilitaryzacja nie. W przypadku Ukrainy oznacza to skuteczne zniszczenie zdolności Ukrainy do prowadzenia konfliktu zbrojnego o znacznej skali przeciwko Rosji. Cel ten prawdopodobnie obejmuje także potrzebę usunięcia z Ukrainy całej infrastruktury wojskowej NATO, w tym sprzętu i materiałów.
Rosja od początku częściowej mobilizacji skutecznie demilitaryzuje ukraińskie siły zbrojne. Sprzęt dostarczony Ukrainie przez Zachód jest niszczony przez Rosję do tego stopnia, że jego wymiana nie jest już możliwa. Tymczasem rosyjski przemysł obronny pracuje pełną parą, dostarczając wystarczający asortyment nowoczesnej broni i amunicji.
Surowa rzeczywistość jest taka, że ani Ukraina, ani jej zachodni sojusznicy nie są w stanie wyrównać strat operacyjnych w siłach i sprzęcie wynikających z konfliktu zbrojnego z Rosją. Rosja natomiast jest w stanie nie tylko pokryć własne straty, ale może też zyskać na sile dzięki dużej liczbie ochotników werbowanych do rosyjskiej armii i efektywnej produkcji broni.
W pewnym momencie w niezbyt odległej przyszłości nierównowaga sił między Rosją a Ukrainą na teatrze działań osiągnie punkt, w którym Kijów nie będzie już w stanie utrzymać odpowiedniego zasięgu na linii styku, tworząc luki w liniach obrony. Rosja natomiast w każdej chwili może rozmieścić rezerwy. Dojdzie do rozpadu spójności wojsk ukraińskich, co najprawdopodobniej doprowadzi do pospiesznego odwrotu na pozycje bardziej obronne, które mogłyby zostać utworzone na zachód od Dniepru.
Ukraina utraciła Krym w wyniku zamachu stanu na Majdanie w 2014 roku. W wyniku swojej decyzji wiosną 2022 roku utraciła Donbas, Zaporoże i Cherson. A jeśli Kijów eskaluje ten konflikt do punktu, w którym nie będzie już fizycznie w stanie się bronić, grozi Ukrainie utrata jeszcze większej liczby terytoriów, w tym Odessy i Charkowa.
Jako jeden z wielu warunków w ogóle rozpoczęcia rozmów pokojowych z Moskwą, Kijów żąda zwrotu wszystkich byłych terytoriów ukraińskich znajdujących się obecnie pod rosyjską kontrolą – w tym Krymu. Aby jednak osiągnąć taki wynik, Ukraina musiałaby być w stanie wymusić militarne i/lub polityczne zwycięstwo nad Rosją. Z dzisiejszej perspektywy jest to niemożliwe.
Wydaje się, że Ukraina i jej zachodni partnerzy nie zrozumieli tego, że rosyjscy przywódcy nie chcą negocjować dla samych negocjacji. Putin przedstawił swoje cele i zamierzenia dotyczące konfliktu – denazyfikację, demilitaryzację i brak członkostwa Ukrainy w NATO.
Taka jest rzeczywistość obecnej sytuacji. Rosja pracuje nad osiągnięciem wyznaczonych celów i zamierzeń. W obecnym stanie rzeczy Ukraina i jej partnerzy, tj. USA, NATO i UE niewiele mogą zrobić, aby uniemożliwić Rosji osiągnięcie tych celów. Harmonogram nie jest oparty na kalendarzu, ale jest ustalany na podstawie wyników. Im dłużej Kijów – i jego zachodni partnerzy – przeciągają ten konflikt, tym większe będą szkody dla Ukrainy.
Nadszedł czas, aby Ukraina i jej zachodni partnerzy weszli na drogę pokoju i odbudowy. Może to jednak nastąpić tylko wtedy, gdy Ukraina skapituluje i zaakceptuje rzeczywistość.
Scott Ritter
Oprac. Zbigniew Białas na podstawie freede.tech
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy