Map. Wikimedia commons |
Zrównywanie 1 i 17 września jest oczywiście oszustwem historycznym, bo liczba poległych polskich żołnierzy w walce z Niemcami to 66.000 a w starciach z Sowietami (mimo rozkazu Rydza „Z Sowietami nie walczyć”) – to rząd wielkości do 3.000, choć dane te wydają się przesadzone. Pomijam już notoryczne zawyżanie liczby deportowanych w latach 1940-1941 Polaków, a precyzyjniej obywateli RP (według ostatnich badań historyków z Białegostoku prawie połowa wywiezionych to byli Ukraińcy, Białorusini i Żydzi), co było samo w sobie straszne, ale pomnażanie liczby wywiezionych o kilka razy (z prawdziwej liczby ok. 300.000 do 1,5 mln a nawet 2 mln) jest zwyczajną propagandą.
Ale jest druga strona tych obchodów i narracji z tym związanej. Otóż wszystkie polskie obchody 17 września odbywają się w nielicznych miejscowościach na terenie obecnej Polski, tam, gdzie dotarła armia sowiecka. Nie odbywają się na trenie Ukrainy, tym bardziej Białorusi i na Litwie. Dlaczego? I o tym jakoś u na się nie mówi, że to bynajmniej nie Rosja jest w dłuższej perspektywie czasowej beneficjentem paktu Ribbentrop-Mołotow. W hurrapatriotycznym zadęciu zdajemy się zapominać, że beneficjentami paktu Ribbentrop-Mołotow były i są: Litwa, Białoruś i Ukraina. Jakoś nie słychać, by w tych krajach lano razem z nami krokodyle łzy – na Białorusi i Ukrainie 17 września to „dni zjednoczenia”, a Litwini siedzą cicho, bez Ribbentropa i Mołotowa nigdy by nie dostali Wilna, a tak to je mieli już w 1940 roku – od Sowietów!
Rosja nie ma dzisiaj ani piędzi ziemi, które zajął ZSRR w 1939 roku – te ziemie mają nasi „partnerzy strategiczni”. Owszem, ponarzekają na terror NKWD, ale żeby potępiać terytorialne następstwa 17 września – to już nie. U nas na ten temat milczy się od lat, bo to jakoś nie pasuje do histerycznie antyrosyjskiej otoczki tej rocznicy. Problem 17 września polega na tym, że praktycznie cały świat, w tym nasi zachodni sojusznicy – zaakceptowali owe „przekształcenia” terytorialne, o których mówił tajny protokół paktu niemiecko-sowieckiego.
Winston Churchill był wręcz zachwycony nową linią graniczną, bo dawała szansę na konflikt między Niemcami a Rosją. Jak wynika z najnowszych badań, Brytyjczycy dali Moskwie do zrozumienia, że akceptują zdobycze terytorialne ZSRR, a brytyjskie gwarancje dla Polski dotyczą wyłącznie granicy polsko-niemieckiej. Wszystkie tajne raporty wywiadu brytyjskiego z lat 1939-1941 mówiły o słuszności zajęcia przez Rosję ziem dawnego Imperium Romanowych! Kresy były stracone już w 1939 roku, nie było szansy na ich utrzymanie, bo nikt nas w tej kwestii nie popierał.
Zresztą uznanie granicy ryskiej przez mocarstwa zachodnie w 1923 roku było tylko uznaniem faktów dokonanych, w opinii polityków zachodnich te ziemie się nam nie należały. Niebezpieczeństwo polegało na tym, że przyszła Polska mogła być znowu kadłubowa, w granicach dawnego Królestwa Kongresowego. Jednak Churchill i Stalin (w końcu 1943 r.) postanowili inaczej – Polska miała być przesunięta na Zachód i dostać ziemie po Niemcach, po Odrę.
Nie pojmuję, dlaczego u nas się o tym w ogóle nie mówi. Prawda jest brutalna – przeciwko Polsce na Kresach wystąpiły zgodnie wszystkie inne narodowości: Litwini, Żydzi, Ukraińcy i Białorusini. To było straszne doświadczenie, ale nie wolno o tym zapominać i koncentrować się wyłącznie na opisach zbrodni sowieckich.
Pomijam już gigantyczne uproszczenia historyczne, starające się przekonać nas, że pakt Ribbentrop-Mołotow i 17 wrzenia to ustalony zawczasu plan inwazji na Polskę. Po pierwsze, Moskwa nie była poinformowana, że Niemcy uderzą na Polskę już w tydzień po podpisaniu paktu. Niemcy od samego początku, tj. od 3 września, usilnie naciskali na Stalina, by zaczął wypełniać ustalenia paktu i zajął „swoją” część terytorium Polski. Jednak Moskwa zwlekała aż do 17 września. Dlaczego? Bo czekała na rozwój wypadków, na to, czy Zachód jednak nie ruszy do walki, a wtedy zapewne nie podjęłaby akcji. Dopiero ok 15 września, kiedy stało się pewne, że Zachód nie ruszy, a Niemcy zagrozili, że jeśli ZSRR nie weźmie „swojego”, to uruchomi plan B, czyli budowę państwa ukraińskiego w Galicji Wschodniej – Stalin wydał rozkaz do zajęcia wschodniej Polski. To wszystko powinno być przedmiotem spokojnej analizy historycznej a nie histerii motywowanej politycznie.
Takie rocznice jak ta powinny służyć nie tylko oddaniu hołdu poległym, ale i ogólniejszej refleksji, np. takiej, że nie można doprowadzać do posiadania u swoich granic dwóch wrogów, i to znaczenie od nas potężniejszych! Jednak tej refleksji nie ma – nawet ludzie inteligentni powtarzają niczym mantrę kupę sloganów i formułek, które nic nie wnoszą. Ta rocznica przekształca się powoli w trudne do zniesienia misterium polskiego mesjanizmu, w którym wykorzystuje się wizerunek Polski na krzyżu (Polska mesjaszem narodów), w czym widać echo romantycznych szaleństw rodem z XIX wieku. Tak nie można wychować normalnego narodu, bo większa jego część odwraca się od tego z odrazą, popadając w nihilizm, a mniejsza część żyje niczym w malignie.
Jan Engelgard
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy