Już od ponad 20 lat, w drugą niedzielę czerwca, przybywają do zamojskiego grodu Wołyniacy z Chełma, Lublina, Puław, Hrubieszowa, Tomaszowa Lubelskiego, Włodawy, Łęcznej i Janowa Lubelskiego. Po mszy odbywa się spotkanie środowiskowe oraz kiermasz wydawnictw kresowych. Jest to swoisty „zjazd kresowo-wołyński” Lubelszczyzny.
Od kilkunastu lat przyjeżdża corocznie ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski z Radwanowic koło Krakowa, nieformalny „duszpasterz Kresowian”. Przybył także w tym roku, pomimo ciężkiej choroby nowotworowej, sam kierując samochodem, wypisując się na własne żądanie ze szpitala. Ks. Tadeusz od lat apeluje o potępienie katów z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów – Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz godne upamiętnienie niewinnych ofiar.
W trakcie wygłoszonego kazania wskazał na fakt chłopskiego pochodzenia pomordowanych, mówił o korzeniach swojej rodziny ze strony ojca, która od wieków pracowała na roli we wsi Korościatyn, leżącym w powiecie Buczacz, w województwie tarnopolskim, w Małopolsce Wschodniej. 28 lutego 1944 r. banda UPA wraz z ukraińskimi sąsiadami dokonała zagłady wsi, mordując ponad 150 Polaków, w tym wielu członków rodziny Zaleskich. W wygłoszonej homilii ksiądz porównał także stosunki polsko-ukraińskie do polsko-niemieckich. Zauważył istotną różnicę, Niemcy w przeciwieństwie do Ukraińców, potępiają katów i dokonali rozliczenia z przeszłością. Po stronie ukraińskiej brak natomiast „żalu za grzechy” i „zadośćuczynienia w prawdzie”.
Na zamojskie uroczystości przybył Witold Listowski, prezes Stowarzyszenia Kresowian w Kędzierzynie Koźlu. Jako szef ogólnopolskiego Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich, corocznie organizuje w lipcu społeczne uroczystości wołyńskie w Warszawie. Pan Witold, jest obecnie niekwestionowanym liderem Kresowian i pomimo swoich 77 lat z ogromnym zaangażowaniem walczy o godne upamiętnienia Polaków pomordowanych przez bandy UPA.
Honorowym gościem był najodważniejszy samorządowiec w Polsce czyli wójt podkarpackiego Jarocina k. Niska, Zbigniew Walczak, jednocześnie przewodniczący Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Rzezi Wołyńskiej. Ogromny 14-metrowy obelisk, w kształcie orła z wyciętym w środku krzyżem, stanie w miejscowości Domostawa, przy trasie S19. Pomnik jest autorstwa artysty-rzeźbiarza Andrzeja Pityńskiego, a został ufundowany przez Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce.
Podczas uroczystości na ścianie kościoła odsłonięto i poświęcono tablicę upamiętniającą polskie dzieci pomordowane przez ukraińskich nacjonalistów. Znalazły się na niej słowa ojca ks. Tadeusza – Jan Zaleskiego „Nim wstał świt oni byli już u Boga”, oraz napis „Ku wiecznej pamięci dziesiątkom tysięcy polskich dzieci z południowo-wschodnich Kresów II Rzeczypospolitej Polskiej wymordowanych z najgorszym okrucieństwem przez OUN-UPA w latach 1939-1947”. Na tablicy znajdują się kwiaty lnu, będącego symbolem pamięci o wołyńskim ludobójstwie. Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej polskie rodziny były najczęściej wielodzietne. Jak szacują historycy – bandy UPA, wiejskie bojówki ukraińskie i naziści z SS-Galizien wymordowały około 50 tysięcy polskich dzieci do lat 14. Ukraińskim rezunom na dzieci szkoda było kul, najczęściej mordowali za pomocą wideł, tasaków i siekier. Zainteresowanym polecam cztery tomy książki prof. Lucyny Kulińskiej z Krakowa –„Dzieci Kresów”.
Zamojskie Stowarzyszenie Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu od ponad 30 lat walczy o Prawdę i Pamięć dla ofiar banderowskiego ludobójstwa. Zebrano kilkaset relacji świadków zbrodni, wystosowano dziesiątki pism do instytucji państwowych. Stowarzyszenie przyczyniło się do postawienia 33 dużych metalowych krzyży na Wołyniu, w miejscach gdzie 80 lat temu istniały polskie wsie, osady i przysiółki, a obecnie nie ma po nich śladu, rośnie zboże lub jest łąka, a o dawnej polskiej wsi przypominają jedynie zdziczałe drzewa owocowe.
Na zamojskiej Rotundzie otwarto Kryptę Wołyńską, a samo stowarzyszenie w 2013 r. otrzymało tytuł Kustosza pamięci Narodowej przyznany przez Instytut Pamięci Narodowej. Naszą przewodnicząca przez wiele lat była, zmarła kilka lat temu – Janina Kalinowska. Pochodziła z nadbużańskiej wsi Funduma, przeżyła zalana krwią matki, pod jej ciałem. Przez długi czas nie wiedziała w którym roku się urodziła i jakie ma nazwisko panieńskie. Panią Janiną, bez żadnej przesady można było nazwać kobietą niezłomną, bezkompromisowo walczyła o prawdę, potrafiła prosto w oczy wytykać lokalnym decydentom politycznym zdradę polskich interesów narodowych.
Nie żyje także, jej prawa ręka w stowarzyszeniu – Teresa Radziszewska, pochodząca z wołyńskiej Aleksandrówki, której banderowcy zamordowali rodziców i trójkę rodzeństwa. Od lat kronikę stowarzyszenia prowadzi Zofia Szwal, rodem z Orzeszyny, powiat Włodzimierz Wołyński. Wieś została 11 lipca 1943 otoczona przez bandy UPA, a następnie bestialsko wymordowana – ponad 300 osób. Pani Zosia i jej braciszek uratowali się udając ukraińskie dzieci. Jeszcze kilka lat temu jeździła latem na Wołyń i w Zamłyniu pod Włodzimierzem uczyła języka polskiego dzieci, które miały polskie korzenie. Jako jedyna z rodziny przeżyła Rozalia Wielosz z domu Bojko, pochodząca ze wsi Teresin w powiecie horochowskim. Przez wiele miesięcy była maltretowana jako służąca w ukraińskim gospodarstwie, po wojnie zamieszkała w Nabrożu na Zamojszczyźnie. W 2018 r. wyszła książka Anny Herbich „Dziewczyny z Wołynia – prawdziwe historie”, w której są opisane tragiczne dzieje dziewięciu kobiet, w większości związanych z naszym stowarzyszeniem.
11 lipca 1943 r. miało miejsce apogeum banderowskiego ludobójstwa, wtedy bandy UPA napadły na ponad 90 polskich wsi, dzień później ok. 50, w tym na kilka kościołów rzymskokatolickich, gdzie mordowano Polaków trakcie mszy świętych jak np. w Kisielinie czy Porycku. Tej krwawej niedzieli i w kilku następnych dniach zamordowano bestialsko ok. 10 tysięcy Polaków, w powiatach Włodzimierz Wołyński, Łuck, Kowel i Horochów. Do końca 1943r. większość polskich wsi, osad i przysiółków zrównano z ziemią, po polskiej obecności miał nie zostać najmniejszy ślad. Wołyńskie ludobójstwo przeprowadzone przez szefa UPA na Wołyniu Dmytro Klaczkiwskiego „Kłym Sawur”, zostało następnie zaaprobowane przez naczelne władze UPA na czele z następcą Bandery – Romanem Szuchewyczem „Taras Czuprynka”. Ten osobnik szczególnie nienawidził Polaków, w 1944r. rozkazał podległym strukturom OUN-UPA przeprowadzić analogiczne antypolskie ludobójcze działania w Małopolsce Wschodniej tj. województwach lwowskim, tarnopolskim i stanisławowskim. W 2007 r. ukraiński prezydent Juszczenko ogłosił go „bohaterem Ukrainy”, na co strona polska w ogóle nie zareagowała.
Tegoroczne obchody rzezi wołyńskiej jeszcze praktycznie nie rozpoczęły się, a już miały miejsce incydenty o charakterze prowokacji. Najbardziej głośne było aroganckie, pełne buty zachowanie ambasadora Ukrainy Wasyla Zwarycza, który strofował rzecznika polskiego MSZ-tu Łukasza Jasinę, za wypowiedź o konieczności dokonania przeprosin przez stronę ukraińską. Zachowanie ukraińskiego dyplomaty musiało zrobić wrażenie na polskich władzach skoro rzecznik został wysłany na urlop i podobno ma zostać odwołany. Rok temu ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk po antypolskich wypowiedziach został nagrodzony stołkiem wiceministra spraw zagranicznych w Kijowie. W ostatnich dniach doszło do prowokacyjnych wypowiedzi szefa ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej – Antona Drobowycza. W jednym z ostatnich wywiadów stwierdził, że strona ukraińska nie zgodzi się na żadne ekshumacje na Wołyniu, ponieważ Polska nie odnowiła pomnika, członków UPA poległych w walce z NKWD w marcu 1945r., na górze Monastyr koło Werchraty (gmina Horyniec Zdrój, powiat Lubaczów, woj. podkarpackie) na Roztoczu Południowym, zgodnie z ukraińskimi żądaniami. Prawda jest nie co inna, w 2020r. przed wizytą prezydenta Dudy w Kijowie, strona polska odnowiła rozbity pomnik, tyle że zrezygnowano z wypisywania na tablicy imion i nazwisk poległych upowców.
Jak pisałem w „Myśli Polskiej” w 2022r. ( tekst „Zbrodnia UPA pod Bełżcem” – „MP” 28 sierpnia – 4 września 2022), sprawa ma drugie dno. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że kilku banderowców pochowanych na górze Monastyr brało udział, w czerwcu 1944 r., w mordzie koło wsi Zatyle, pod Bełżcem, na ok. 70 polskich pasażerach jadących pociągiem z Bełżca do Lwowa. Ukraiński warunek ma więc charakter prowokacji i nie może być spełniony. Należy zwrócić uwagę na całkowity brak symetrii. Strona polska nie może od lat doprosić się o zgodę na upamiętnienie i postawienie krzyży w miejscach gdzie w dołach śmierci leżą szczątki cywilnych polskich ofiar, a Ukraińcy bezkompromisowo żądają postawienia pomników na polskiej ziemi dla banderowskich katów… Kilkanaście lat temu, zmarły w katastrofie smoleńskiej minister Andrzej Przewoźnik, w programie „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego, stwierdził że na samym Wołyniu (a więc bez Małopolski Wschodniej) nieoznakowanych miejsc-dołów śmierci, gdzie leżą szczątki pomordowanych Polaków jest około 3 tysiące!
Niestety, strona ukraińska nie ma odwagi spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Tak naprawdę to teraz, w trakcie wojny z Rosją, jest najlepszy czas aby w końcu rozliczyć historię polsko-ukraińską. Skoro cały świat potępił „Buczę” gdzie zginęli cywile ukraińscy, to Ukraina powinna potępić „Wołyń” gdzie masowo i bestialsko mordowano cywilów polskich. Dalsze utrzymywanie ukraińskiego zakazu poszukiwań, ekshumacji, pochówków i upamiętnień jest nie tylko wielką niewdzięcznością ukraińską w stosunku do Polski i Polaków, ale także oddala Ukrainę od cywilizowanego chrześcijańskiego świata.
Jarosław Świderek
Autor jest działaczem zamojskiego Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu
Myśl Polska, nr 27-28 (2-9.07.2023)
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy