Teatr warszawski „Mam Teatr” już któryś raz z rzędu gościnnie w Perth, w Zachodniej Australii. Łączy go z tym miastem coś wiecej, niż tylko gra na scenie. Tutaj odnalazł nie tylko czekającą polonijną publiczność, ale też nawiązał wspólpracę z miejscowym teatrem „SCENA'98”. Dyrektorzy Fr Tomasz Bujakowski i Maryla Kuźmicka doprosili do sztuki „”Dzieci Maharadży”, wystawianej w POLART 22 w Sydney - aktorkę z Warszawy – Panią Marzannę Graff, natomiast „Mam Teatr” dał pole do popisu aktorkom SCENY98 – paniom - Annie Gołąb w przedstawieniu "Radka w Bistro” i Dominice Laurze Ziółkowski w sztuce „Pozamiatane”.
Aktorów z Warszawy z Polonią w Perth łączy również zwyczajna przyjaźń, o której po zakończeniu przedstawienia wspominała Pani Marzanna.
Obie sztuki warszawskiego Teatru są grane w obu polskich klubach – im. Gen. Sikorskiego” i „Cracovia”, a także w Centrum Ośrodka Katolickiego w Maylands
A wracając do sztuki...
Widzowie oczekiwali wielu kobiet, kolejno umawiających się na rankę z rozpustnym Tadeuszem.
Przypuszczano, że w zawiadomieniu wymienione zostały tylko główne postacie.
A tak naprawdę grała
ich tylko trójka!
Anna Gołąb – śpiewająca kelnerka o imieniu Lucynka.
Jej śpiew miał ściągać gości do Bistro-Bursztyn, gdzie
smaczna kawa, a i dla każdego dobry stolik się znajdzie.
A Wanda? To niewidoczna
szefowa, wyglądająca na ułożoną kobietę, nie pochwalająca zdrad małżeńskich. Ale żyć z czegoś trzeba, więc owszem, stolik nr 2 albo 5
z hasłem „Tadeusz” dla casanovy się znalazł, ale już takiemu, to „broń Boże!” - nazywać się po imieniu nie pozwoli!
Aleksander Mikołajczak – w roli Tadeusza.
Wpadał do kawiarni
nieoczekiwanie, zamawiał stolik, wychwalał i kawkę i szefową „Bistro” i czekał na kolejną kobietę, która miała być jego ofiarą. Tylko kelnerka – Lucynka kręciła głową z dezaprobatą, bo kto to słyszał tak
uwodzić kobiety!
Kobiety? A kim one były?
Marzenna Graff w roli różnych kobiet.
Aż nie do uwierzenia, aby jedna
aktorka mogła wyokreować wiele kobiet o skrajnie różnych cechach charakteru i wyglądzie, począwszy od zagubionej nieco w
sprawach damsko-męskich urzędniczki urzędu skarbowego - Wioletty, poprzez
seksowną naciągaczkę - Kasię, samą „królową” w koronie – Mariole - aż do niesamowitej gaduły-sąsiadki. Ostatnia rola -
Michaliny, to już niesamowity talent aktorski! Bo jak można tak szybko mówić i gdzie miejsce na oddech?
A same rozmowy uwodziciela – Tadeusza z wykreowanymi
kobietami – to super zabawa i kupa śmiechu!
Publiczność oczywiście widziała w Tadeuszu – tylko przysłowiowego „samca”, aż do końcówki przedstawienia, kiedy żona Tadeusza – Ula -wyjawiła
prawdę.
I tu okazało się, że ów Tadeusz to cudowny małżonek, który w czasie choroby
spełniał marzenia swojej żony, pokazywał jej wszystkie miejsca, w których zapragnęła się znaleźć – bez wychodzenia z pokoju. A potem? Potem, kiedy wyzdrowiała – to ona go
zaskakiwała pomysłami! I urządzili sobie taką świetną zabawę!
Szefowa kawiarni oczywiście nie domyślała się niczego wcześniej. Ale kiedy już się dowiedziała, że tak naprawdę jest to super małżeństwo, a Tadeusz to porządny facet – to co myślicie? Tak, od tej pory
pozwoliła sobie... mowić po imieniu, z czego Tadziu był
bardzo dumny.
Sztuka więc zakończona happy endem i śpiewem, roznoszącym się po salach Klubu Gen.
Sikorskiego...
Tak, to Lucynka (do której dołączyła i publiczność) dalej śpiewa, by zachęcić przybyszów do odwiedzenia „Bistro
Bursztyn”.
Przyjdziecie?
Danuta Duszyńska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy