Prof. Paweł Valde-Nowak przed jaskinią w Obłazowej. Fot. M.Tomalik |
Z prof.
Valde-Nowakiem rozmawia Marek Tomalik, znany podróżnik i dziennikarz, który
przez kilka lat mieszkał w pobliżu miejsca opisywanej historii. Przypomnijmy, że znalezisko w jaskini Obłazowej było jedną z inspiracji nazwania naszego magazynu - Bumerang Polski ponad 12 lat temu.
Paweł Valde-Nowak
jest człowiekiem renesansu. Świetnie radzi sobie z instrumentami perkusyjnymi
(grał m.in. w jazzowej formacji Laboratorium), tworzył muzykę do bajek dla
dzieci (m.in. do kreskówki Pampalini zdobywa świat). Ma w swym życiorysie także
epizod filmowy – w Wodzireju.
Kiedy zawodowo zainteresował się Pan
Podhalem?
Jeszcze w
latach 70. XX w. naukowcy uważali, że osadnictwo w polskich Karpatach zaczęło się
nie wcześniej niż w czasach średniowiecza. Brak było dowodów na to, że człowiek
z epoki kamienia przemieszczał się w terenach górskich. Ta domniemana pustka
osadnicza zaintrygowała mnie już w czasach studiów. Wraz z kolegą przeprowadziliśmy
więc gruntowne badania, robiąc długie marszruty po zaoranych polach i szukając na
powierzchni ziemi prehistorycznych śladów. Trwało to ponad 10 lat, ale
przekonaliśmy się, że w Kotlinie Orawsko-Nowotarskiej, która miała być pustynią
osadniczą, występuje pełna reprezentacja kompleksów kulturowych znanych archeologom
z innych miejsc. Wiosną 1985 r. trafiliśmy na pole Andrzeja Bednarczyka i tu,
100 m od jaskini w Obłazowej, znalazłem kolejne stanowisko, które nazwałem Nowa
Biała 1. Stało się oczywiste, że człowiek paleolityczny musiał tu bywać. Ale
czy wchodził do jaskini i czy pozostawił w niej jakieś ślady?
Latem tego
samego roku podjąłem badania w jaskini. Doszliśmy wówczas do jednej z pierwszych
warstw kulturowych, w której znalazłem bumerang i inne towarzyszące mu cenne
przedmioty.
Kolejne lata
i dalsze badania pokazały, że Obłazowa jest porównywalna z najlepszymi archeologicznymi
sekwencjami europejskimi i że była siedzibą neandertalczyków.
A więc na terenie Polski żyli
neandertalczycy...
Lista miejsc,
w których znaleziono dowody ich pobytu, wciąż się wydłuża. Ślady te grupują się
na południu naszego kraju, w Małopolsce i na Śląsku. Znamy je z jaskiń, takich
jak Ciemna koło Ojcowa, i z obozowisk na wolnym powietrzu, jak np.
podkrakowskie Piekary czy Kraków-Zwierzyniec.
Świadectwem
tego osadnictwa są niemal wyłącznie narzędzia krzemienne wykonane z użyciem
charakterystycznych technik. Do czasu moich odkryć w jaskini w Obłazowej nie
znaleziono jednak w naszym kraju szczątków kostnych neandertalczyka.
Dlaczego postanowił Pan szukać jego
śladów?
Nie szukałem
neandertalczyka. Pierwsze badania paleolitu polskich Karpat miały na celu
wyjaśnienie kilku roboczych hipotez związanych np. z rolą naturalnych
komunikacyjnych arterii wyznaczanych przez przełęcze i doliny dużych rzek w
epoce kamienia. Odkrycie pierwszych stanowisk
paleolitycznych
nad górnym Dunajcem – obozowisk łowieckich sprzed 11 tys. lat – wydawało się
nadmiarem badawczego szczęścia. Na myśli o neandertalczyku musiało zabraknąć
wyobraźni.
W jaskini w Obłazowej znalazł Pan to,
czego się spodziewał?
Znalazłem
dowody na jeszcze wcześniejsze osadnictwo. Były to zawieszki z kła lisa polarnego,
zawieszki (zapewne amulety)z muszli kopalnych Conus, dwa narzędzia rogowe,
kliny górnicze
znane z
kopalń krzemienia, bardzo rzadko spotykane narzędzie z kryształu górskiego,
wreszcie paleta z piaskowca, służąca być
może do rozcierania barwnika. Są to przedmioty, które dla paleolitycznego
człowieka musiały być cenne. I wszystkie zostały obsypane ochrą – czerwonym
pigmentem, którego użycie w archeologicznych pradziejach sugeruje symbolikę
życia i śmierci. To miejsce musiało być związane z pewną obrzędowością.
A może jednak było to tylko stanowisko
łowieckie?
Fakty
zweryfikowały już hipotezę, której broniłem przez pierwsze lata badań, traktując
wszystkie poziomy osadnicze w tej grocie jak nawarstwione „podłogi” kolejnych
myśliwskich obozów neandertalczyka, a potem kromaniończyka. Elementem najważniejszym
były odnalezione tu fragmenty palców, dystalne szczątki dłoni, przy
równoczesnym braku dalszych części szkieletu. To są najstarsze udokumentowane
badaniami i publikacjami szczątki człowieka znalezione w Polsce. Datowane na...
30 tys. lat! Data jest z Oksfordu, z akceleratora. W tym miejscu warto
wspomnieć, że również w tej dziedzinie szykuje się przełom. Minie jednak trochę
czasu, nim w świecie naukowym się to uprawomocni.
Czy te kości mogą sugerować jakieś
relacje ze słynną jaskinią w Gargas?
Sądzę, że
nawiązanie do ponad 200 przedstawień dłoni z Gargas we francuskich Pirenejach
wręcz się narzuca. Tam wiele dłoni ukazano z brakującymi palcami, co nasunęło
przypuszczenie, że może chodzić o świadectwo rytualnych amputacji, np. podczas inicjacji.
Trzeba pamiętać, że tony osadów Obłazowej przesialiśmy przez sita o prześwicie
dziesiątych części milimetra. Takie podejście, dotychczas niespotykane w
badaniach polskich jaskiń, dało nam pewność, że nie przeoczyliśmy innych ludzkich
kości. A więc musimy myśleć o dwóch kostkach ręki w kategoriach specjalnego
depozytu, tj. grobu, albo nawiązania do symboliki ludzkiej dłoni, którą
świetnie dokumentuje wiele przedstawień naskalnych w jaskiniach francuskich i
hiszpańskich, jak np. Cosquer czy Pech Merle.
Zostały złożone w ofierze i potem
pełniły funkcję amuletów?
Na początku
przyszło mi do głowy, że sugerują amputację palców dokonaną na przykład w
czasie obrzędu inicjacyjnego. I to może być pożywka dla nowej fazy dyskusji
rozpoczętej już blisko sto lat temu,
kiedy odkryto Gargas. Druga hipoteza zakłada istnienie szamana czy jakiejś
grupy ludzi, która w czasie odprawiania magicznych praktyk posłużyła się
szczątkami kostnymi człowieka. Trzeba zaznaczyć, że depozyt znajduje się w
kręgu głazów, wielkich granitowych otoczaków przyniesionych do jaskini. A więc
człowiek urządził tutaj krąg oddzielający świat żywych i umarłych, bóstw i ludzi,
sacrum i profanum. To się powtarza np. w późnoneolitycznych kurhanach czy
Stonehenge.
Obłazowa spełniała zatem funkcję
czegoś w rodzaju paleolitycznego sanktuarium?
Elementami,
które przesądziły o tym, były szczątki człowieka oraz brak typowego dla
obozowisk łowieckich zespołu odpadków. Znaleziono bardzo niewiele odłupków związanych
z obróbką kamienia i szczątków świadczących o ćwiartowaniu upolowanych zwierząt.
Zamiast tego odkryłem przedmioty obrzędowe, kultowe, które spotykamy niemal wyłącznie
w grobach z tego czasu. Sanktuaria jaskiniowe spełniają potrzeby wielu modlących
się na całym świecie, bez względu na wyznanie. Skupienie się na przeżyciach duchowych
prowadzi do mistycyzmu, do uwznioślenia, do chęci zamknięcia „siły fatalnej” w
mrokach, półcieniach i kamiennych kręgach... Człowiek w mrocznych jaskiniach musiał
przeżywać coś szczególnego – czy łączył się z bóstwami, czy tylko odbywał
orgie? Nawet tak prowokacyjnie postawiony problem znajduje odpowiedź we
współczesnym świecie, ponieważ ludzie w sytuacjach szczególnych, ekstremalnych,
robią czasem jedno, a czasem drugie – bardzo chętnie się modlą, ale zdarzają
się mordy rytualne lub ekscesy, które z tzw. normalnością i równowagą nie mają
wiele wspólnego.
Otoczenie jaskini Obłazowa też musiało
być w jakiś sensie wyjątkowe dla praludzi.
Jej szczyt
był doskonałym punktem obserwacyjnym. Pamiętajmy jednak, że w plejstocenie
krajobraz wyglądał zupełnie inaczej niż dzisiaj. Obłazową oblewały wówczas wody
Pra-Białki, więc mogła ona być nawet trudno dostępną wyspą pośród rozlewisk rwącej
górskiej rzeki. Ceremonialno-obrzędowa rola jaskini jest pewna. Dla jednych
depozyt w Obłazowej to symboliczny grób, dla innych wotywny dar lub specjalnie
urządzone miejsce, w którym padały zaklęcia.
I było to miejsce znane człowiekowi paleolitu
w promieniu, powiedzmy, 500 km?
Dysponuję
dowodami na to, że człowiek w epoce kamienia miał dalekosiężne kontakty, że
znał i zapewne wysoko cenił surowce sprowadzane z bardzo daleka. Znaleziska z
Obłazowej doskonale to potwierdzają. Wśród wydobytych tam przedmiotów są okazy
z krzemienia występującego prawie 300 km od Obłazowej, jak na przykład krzemień
wołyński czy tzw. święciechowski z okolic Annopola.
Rzeczywiście,
wiadomości o nim zostały opublikowane m.in. w prestiżowym czasopiśmie naukowym
Nature. To było we wrześniu 1987 r., po wcześniejszych recenzjach naukowców,
m.in. z British Museum. Jest zasadniczo różny od tych najstarszych (do
niedawna), znalezionych w Danii. Dotąd najstarsze drewniane bumerangi datowano na
7–8 tys. lat. Ten z Obłazowej, liczący 30 tys. lat, wykonany z ciosu mamuta, ma
parametry bumerangu typu Queensland, czyli półksiężycowego, o zaostrzonych
końcach, i płasko-wypukłym przekroju poprzecznym.
Czym był i komu służył?
Trzeba się
zastanowić, czy na co dzień używano takich bumerangów. Można sobie bowiem
wyobrazić, że służyły tylko od wielkiego święta i jedynie wódz mógł je
posiadać. I raz, jedyny raz, wykonano taki bumerang, podobnie jak szczerbiec na
Wawelu, którym nigdy nikogo nie usieczono, ale pasowano nim rycerzy. Nie
zdołamy tego jednoznacznie rozstrzygnąć.
A gdzie bumerang znajduje się teraz?
Przez rok był
na wystawie Czasy mamutów w paryskim Muzeum Historii Naturalnej, jako jedyny
eksponat z Polski. Teraz jest zamknięty w sejfie PAN w Krakowie. W gruncie
rzeczy badanie odległych dziejów człowieka polegana czytaniu z bardzo drobnych
elementów... Jest to wyzwanie wydawałoby się ponad nasze siły i możliwości
poznawcze. Rozbieżność stawianych hipotez pokazuje, jak z tych samych faktów
można ułożyć projekcję zupełnie różnej rzeczywistości. Na szczęście zdarzają
się odkrycia o wyjątkowym nagromadzeniu jednoznacznych świadectw, które nadają
sens dawniej uzyskanym informacjom, a przy tym wyznaczają kierunki dalszych poszukiwań.
Obłazowa jest takim stanowiskiem.
rozmawiał
Marek Tomalik
(Oryginalny
tekst ukazał się w National Geographic – sierpień 2008)
Zdjęcia: Marek Tomalik
E-booki Marka Tomalika: Bezdroża
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy