Urodził się w Warszawie, mieszka w Wilanowie. Od 10 lat pisze i wydaje książki. Wszystkie ukazały się w wersji papierowej – niestety obecnie są trudno dostępne. Pojawiają się czasem na portalach sprzedaży internetowej i co roku na licytacjach WOŚP. Wojciech Wilczyński napisał kilkadziesiąt opowiadań, noweli, prozy poetyckiej i reportaży. Jego twórczość przedstawiana jest na blogu: www.wilczynski-nowele.pl . Dzięki uprzejmosci autora przedstawiamy Czytelnikom Bumeranga jedną z nowel. Bardzo aktualną.
O swoim życiu mogę powiedzieć, że jest bardzo ciekawe. I składa się na to stwierdzenie wiele faktów. Pracowałem na różnych stanowiskach i wykonywałem kilka zawodów. Zacząłem od urzędnika państwowego (nuda), później byłem managerem w handlu zagranicznym – dochodząc do stanowiska szefa dużych budów za granicą, prezesem w firmie eksportowo-importowej, tłumaczem literatury technicznej, biegłym sądowym, zastępcą dyrektora instytutu - mówi Wojciech Wilczyński.
Pisarz mieszkał 12 lat poza Polską. Funkcjonował wśród innych kultur, pośród ludzi z różnych środowisk społecznych i zawodowych. Mówi po hiszpańsku, rosyjsku, angielsku i niemiecku.
O swojej inspiracji w pisaniu i tworzeniu bloga opowiadań Wilczynski mówi: Pisanie to praca w całkowitej samotności. Meritum stanowi odkrywanie w sobie zdolności do miłości. Wiara w lepsze jutro i jej upowszechnianie jest inspiracją bloga. Dążę do stworzenia szczególnej relacji z osobami, które nie myślą stereotypowo, kierują się własną intuicją odrzucając fałszywe wzory i standardy. I wierzą w urzeczywistnienie marzeń.
Dziś w Bumerangu Polskim tekst noweli "Inny świat" Wojciecha Wilczyńskiego. Również w formie audiobooka. Warto uważnie przeczytać lub posłuchać. Czy nie jest to świat, którego doświadczymy w niedalekiej przyszłości? A może juz go doświadczamy...
Inny świat
Akt
pierwszy. Scena pierwsza.
-
Patrycjo, wiesz coś o Roguskich?
-
Niewiele, od czasu jak trafili do izolacji w zakładzie w górach raz przekazali
tekstową
wiadomość. Wtedy jeszcze funkcjonowały sms-y. Napisali, że są w
oddzielnych
salkach, rzadko widują się ze sobą, tylko podczas przeglądów i to
przypadkiem.
Dostają specjalne posiłki, jakąś papkę bez smaku, jak kiedyś
kosmonauci.
To już cztery lata… Oni do naszej strefy nie wrócą. Po tym jak
zachorowali,
są królikami doświadczalnymi. Wyleczyli ich tylko po to, żeby
wszczepić
inne wirusy i eksperymentować. To mutanty, Krystian..
- Cóż,
nie wiodą wolnego życia, pamiętasz, opowiadałaś mi, że w weekendy
jeździli
konno, hen przed siebie?
- Tak,
ale wtedy nie było stref. Cwał, galop i w las, po łąkach, wzgórzach. To
już nie
wróci.
- No a
my? Jak nazwiesz nasze obecne życie? Straciliśmy wolność w momencie,
gdy
wszczepili nam te cholerne chipy. Dobrze, że mam ciebie.
-
Krystian, masz rację, jesteśmy razem, ale…czy jesteś pewien, że to co nas
łączy
wynika z naszej woli? Bo ja nie mam pewności.
Ciągle
myślę o tacie i Robercie. Co się z nimi dzieje? Czy te dwa zielone
światełka
na ekraniku cyfryzera to prawda? I ta informacja ma mi wystarczyć?!
Akt
pierwszy. Scena druga.
Patrycja
pisze coś, a na dużym ekranie przesuwają się słowa.
„Piszę, choć wiem, że pewnie nikt mojego opisu
nie przeczyta. Zaraz
wymaże
go komputer, który cyklicznie sprawdza treści. Nie mam połączenia z
siecią.
Wszyscy z dolnej strefy nie mają. Media nie są dostępne dla day i night
laborers.
Ci z górnej strefy korzystają z nich i wiedzą wszystko. Chipy
umożliwiają
im kontrolę każdego mieszkańca dolnej zony. Człowiek stał się
elementem
w ich sieci, sterowanym przez przypisaną mu indywidualną
aplikację.
Dopóki nie stymulowali bólem, można było
wytrzymać. Wyznaczają nam
trasy i
korytarze. Kiedyś zmiana kierunku obywała się bez natychmiastowej
kary.
Teraz ból rozsadza czaszkę. Pracujemy jak maszyny, do tego bez
gwarancji
czy dożyjemy jutra. Wykonujemy zadania według wyznaczonego
programu,
który umożliwia i nadzoruje ten szpieg zainstalowany w naszym
mózgu.
Jesteśmy najniższym poziomem strategicznym, poddają nas częstym
korektom.
Zmiana celów decyduje o losach day i night
laborers. Rok 2021 i kolejne
zmieniły
wszystko. Dziś z pokładów stacji orbitalnych lecących w kosmosie
widać,
że nasza planeta nie jest rozświetlona jak dawniej. Brak na niej milionów
punktów,
świadectw tętniących życiem, migocących aglomeracji zajmujących
przed
laty jej wielkie połacie. Jest ciemność. Świat po pandemii i wstrząsie
klimatycznym,
które zmieniły reguły gry na Ziemi, funkcjonuje inaczej. Nikt z
nas na
poziomie niższym nie wie ile jednostek z siedmiomiliardowej populacji
przetrwało.
Rzędna terenu powyżej 150 metrów nad dawnym poziomem morza
dawała
mieszkańcom tam położonych obszarów szansę przeżycia. Woda zalała
tereny
nadmorskie i wdarła się w głąb lądu, nowa mapa kraju szokuje.
Mój dzień zaczyna się od silnego
śródczaszkowego impulsu,
wyemitowanego
przez górną strefę. Jego wysoka tonacja wybudza natychmiast.
Na
umycie się i przebranie jest zaledwie piętnaście minut. Kolejny kwadrans na
przygotowanie
i zjedzenie posiłku. Często spoglądam na ekranik. Widzę tam
punkty,
od których zależy wszystko. Do busa mogę wejść tylko w miejscu,
wyznaczonym
dla mnie. System rozpoznaje osobę i pobiera pięć punktów.
Słyszę
wtedy dźwięk przypominający odgłos kamienia wpadającego do wody.
Jazda do
magazynu, w którym pracuję zawsze trwa dwadzieścia pięć minut.
Moim zadaniem jest obserwacja pracy maszyn
segregujących paczki. Nie
wiem co
w nich się znajduje, ani dokąd trafią. Są na nich symbole, które czyta
system.
Wędrują na ruchomych platformach, następnie, już niewidoczne, z dużą
prędkością
pędzą w labiryncie pneumatycznych kanałów.
Śledzę pracę urządzeń, używam elektronicznych
przycisków korekcyjnych.
Za cały
dzień pracy dostaję trzydzieści punktów. Tyle przekazują mi
elektronicznie,
widzę je na cyfryzerze. Płacę za wszystko, za dojazd do pracy i
powrót,
za dwa posiłki, których zawartości nie znam. To pasty i coś, co
zaledwie
trochę przypomina dawne pieczywo. Na koniec dnia z lękiem patrzę na
ekranik,
zapas punktów jest zawsze ten sam – dwa dni. Drżę o własne zdrowie -
choroba
oznaczać będzie wyzerowanie licznika – wtedy do chipa popłynie
sygnał
zatrzymania pracy wszystkich organów wewnętrznych. Odchodzimy w
ułamku
sekundy, tam gdzie się właśnie znajdujemy, często na oczach bliskich.
Słyszałam, że ci z górnej strefy mają ogromne
ilości punktów, mogą i będą
żyć
wiecznie. Strefa górna to enklawa bezwzględnych właścicieli milionów
punktów
i strażników. Ich szczęście okupione jest naszym cierpieniem.
Uśmiercenie
człowieka nigdy nie było prostsze. Jesteśmy bezsilni. Poszukując
rozrywek
przegapiliśmy wolność, demokrację, daliśmy się zwieść
iluzorycznymi
korzyściami - dodatkami socjalnymi, milionami mieszkań, aut
elektrycznych,
mirażami, z których żadne się nie spełniły. Historia zakpiła z nas,
kolejny
raz uśpiono nas wizją powszechnego dobrobytu. Nie zauważyliśmy
chwili
od której już nie było odwrotu – umieszczono nas w getcie. Nasze
przeżycie
zależy od bezcennych punktów. Są teraz jedyną ważną walutą, w
życiu, w
którym wszystko podporządkowane jest przetrwaniu.
Żyjemy z
dnia na dzień, w biegu, ryzykujemy, by zdobyć więcej punktów.
Mnożą
się kradzieże, zabójstwa.
Nie ma prawa równego dla wszystkich i
sprawiedliwości. Podobno nas,
mieszkańców
dolnej strefy, nazywają „gorszym sortem”, mają nas za podludzi.
To
faszyści. Zagarniają wszystko dla siebie, my dostajemy ilość punktów na
poziomie
egzystencjalnego minimum. Za nieposłuszeństwo eliminują nas
jednym
impulsem.
Funkcjonuję jak robot. Moje myśli są przekierowywane
do komputera
centralnego,
to on je „prostuje” – sprawia, że bezwolnie wykonuję indywidualny
program.
Od chipa nie ma ucieczki. Znajduje się głęboko w zwojach mózgu,
każda
próba jego usunięcia to ryzyko natychmiastowej śmierci. Ci z górnej
strefy
twierdzą, że nasze organizmy bez chipa już nie są zdolne samodzielnie
funkcjonować.
Słabsze jednostki muszą umierać, by silniejsze mogły żyć
wiecznie.
Nikt nie odważa się przeciwstawić systemowi,
zaryzykować. Są chwile,
kiedy
odnoszę wrażenie, prawdopodobnie złudne, że decyduję o czymś sama.
Tak
poznałam Krystiana. Jest wysoki, przystojny i pogodny z natury. Nie mam
pewności
czy zbliżenie z nim to była moja decyzja, czy nie przypisano nas
sobie,
uznając za wariant optymalny fakt, że dwie buntownicze jednostki
zneutralizują
wzajemnie swoje cechy niepożądane dla systemu.
Cała konstrukcja stref miała swoją skrywaną
genezę w chwili wybuchu
pandemii
w roku 2019, ujawnionej w roku 2020. Stopniowo wprowadzano
ograniczenia,
które wydawały się uzasadnione, choć niski wskaźnik
umieralności
np. w porównaniu z pospolitą grypą prawdopodobnie ich nie
uzasadniał.
Społeczeństwa uległy psychozie strachu. Dostosowywały się do
kolejnych,
coraz dalej idących ograniczeń, którym z coraz większą swobodą i w
rosnącym
tempie nadawano charakter stałych, permanentnie obowiązujących
norm
prawnych. Ingerencja aparatu państwa przekroczyła granice
cywilizacyjne.
Odebrano ludziom możliwość stanowienia o sobie, i w końcu, po
kilku
latach, dokonano podziału na dwie strefy – dolną pracującą i górną –
kierowniczą.
Z czasem oddzielono je od siebie nie tylko za
pomocą norm prawnych,
także
materialnie, liniami betonowych murów i chronionych przejazdów, nie do
sforsowania.
Złośliwego wirusa wyprodukowano w tajnym laboratorium
w celu
radykalnego
zmniejszenia populacji. Wyeliminowano doszczętnie słabsze
jednostki
stanowiące obciążenie dla budżetów państw. Ograniczono znacząco
skalę
eksploatacji zasobów naturalnych w imię proekologii. Analiza wskazała,
że ten
sposób regulacji nadmiernej liczby ludzi będzie najskuteczniejszy, nie
spowoduje
oskarżeń o eksterminację. Nie wywoła skali strat, która istotnie
naruszyłaby
materialny dorobek ludzkości. Przewidziano czasową bessę –
dekadę
załamania gospodarczego. Sztuczna pandemia i wyolbrzymione
zagrożenia
ekologiczne stały się fundamentem uzasadniającym realizację planu
przebudowy,
wprowadzenia nowych, drastycznych reguł funkcjonowania i
podziału
społeczeństw.
Ten tajny plan uzgodniony na początku 2019 roku
podczas spotkania
grupy
decydentów – oligarchów rządzących światem, doprowadził do powstania
w
obszarze każdego państwa dwóch stref. Współpraca i komunikacja pomiędzy
strefami
górnymi poszczególnych państw jest kontynuowana, w każdym
możliwym
wymiarze – gospodarczym, ekonomicznym, politycznym,
militarnym,
medialnym. Samoloty latają między strefami górnymi. Mieszkańcy
dolnych
stref żyją w zamkniętych regionach, sterowani i kontrolowani, nie
mając
możliwości komunikacji ze światem zewnętrznym”.
Akt drugi.
Scena pierwsza.
Patrycję
i Krystiana budzi głos, który dociera do ich mózgów. Oboje są
przerażeni
- trzymają się za głowy, dźwięk słów rozsadza ich czaszki. Słyszymy
go nawet
my.
„
Mieszkańcy strefy dolnej. Day and night laborers! Zapewniamy wam komfort
życia
bez problemów i trosk. W dobie obecnego podziału i cyfryzacji świata z
poziomu
górnego ułatwiamy Wam funkcjonowanie i podejmowanie
właściwych
decyzji. System sterujący zapewnia optymalne wykorzystanie
zasobów
przyrody i waszej energii. Jesteście stymulowani i mobilizowani w
racjonalny
sposób, dzięki niemu wiecie jak żyć, jak nadążyć za zmianami, jak
uczestniczyć
w postępie. Otrzymujecie impulsy rozwoju. Zachowajcie godność
istoty
ludzkiej i współpracujcie na poziomie labor. Nie uciekniemy od zmian
technologicznych
i cywilizacyjnych. One generują rosnące koszty, wasze
dzienne
wydatki wzrosną. Możecie je pokryć dodatkowymi godzinami pracy.
Obserwujcie
ekrany życia waszych cyfryzerów. Są tam szczegółowe
informacje.”
Akt
drugi. Scena druga.
-
Krystian, słyszałeś? – zamęczą nas, od tego systemu nie ma ucieczki.
- Tak,
od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku elektronika stopniowo zabija
ludzkość.
Kierunek postępujących zmian jest bardzo wyraźny. Mówiąc
precyzyjniej
cyfryzacja zabija to, co wcześniej stanowiło o istocie
człowieczeństwa.
Myślę o kontaktach międzyludzkich, relacjach w rodzinie,
między
przyjaciółmi, znajomymi, sąsiadami. O relacjach w pracy. Najpierw
zamknęliśmy się w wirtualnych światach swoich iluzji. Własna rozrywka i
przyjemności
były na pierwszym miejscu. Do tego stopnia, że nie
zauważyliśmy,
kiedy odebrano nam prawo do samostanowienia, demokrację,
wolność
czynów i słowa.
- Masz
rację - powiedziała z przekonaniem, gdyby nie wszechobecna cyfryzacja,
wykorzystana
przez żądnych władzy i pieniądza nasz świat byłby inny,
tradycyjny,
oparty o prawdziwe wartości. Funkcjonując zdalnie nie
przeciwstawimy
się górnej strefie. Mają tam wszystkie narzędzia i środki
wymuszające
bezwzględne posłuszeństwo. System zmarnuje nasze życie.
-
Patrycjo, nie zwlekajmy, nie ryzykujmy, czas do pracy. Punkty to życie. Bus
na nas
nie poczeka. Nie chcę skracać dystansu do śmierci, jeden dzień zapasu to
zbyt
mało, mam tylko sześćdziesiąt punktów.
Koniec
Od autora: Czy dostrzegliście, że to opowiadanie nie jest wizją odległej przyszłości (SF), a prawdopodobną, rozwiniętą na bazie niedawnej przeszłości i dramatycznej rzeczywistości, logicznie przewidywalną wersją tego, co nas czeka?
Copyright©WojciechWilczynski2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy