Ewa Grzelak. Fot. fb |
-Moja rodzina oraz pasje dają mi poczucie szczęścia – mówi Family News Service Ewa Gorzelak
Reżyseruje pani
przedstawienia, w których rodzice grają dla swoich dzieci. Produkuje i gra pani
spektakle w Teatrze Przestrzeni. Inspiracją stała się pani córka Zosia?
Ewa Gorzelak: Kiedy byłam dzieckiem miałam tysiące hobby. Chciałam spróbować wszystkiego i może dlatego zostałam aktorką. Jest to zawód bardzo pojemny, mieszczący różne zawody, które przyszło mi grać. Wykonuję go z ogromną pasją i zaciekawieniem. Podążając za wyobraźnią założyłam nieformalny Teatr Przestrzeni, w którym wymyślam, reżyseruję i gram spektakle dla dzieci w różnym wieku. Na ten pomysł wpadłam po urodzeniu córki, Zosi. Jak występuję na scenie dla maluchów, które pierwszy raz są w teatrze, to widzę jaka to dla nich nowość, w jaki sposób delikatnie próbują dotykać świata, który ich otacza. Natomiast w przedszkolach reżyseruję przedstawienia, w których rodzice grają dla swoich dzieci. To bardzo ciekawe doświadczenie. Uwielbiam zabawę w teatr z rodzicami przedszkolaków. Podczas pracy bawimy się jak dzieci, czemu sprzyja niewątpliwie przedszkolna atmosfera. Miny dzieci na widok rodziców na scenie są bezcenne.
Sztuka to dobry
sposób, aby otworzyć dzieci na świat i nauczyć ich wyrażania emocji?
Oczywiście. Podczas moich spektakli na wyrażanie emocji jest
dużo przestrzeni. Również poprzez różne rozwiązania sceniczne, tworzenie czegoś
z niczego, scenografię, muzykę, interakcję, dynamikę nie tylko utrzymuję uwagę
dzieci, ale też uczę je kreatywności. A ona wraz z wyobraźnią jest w życiu
bardzo potrzebna. Dzieciaki mają bardzo dużą wyobraźnię, która niestety wraz z
wiekiem jest nieco „przytępiana”. Dlatego zależy mi na tym, aby dać najmłodszym
to, co najcenniejsze.
Spektakl „Jajo w
sieci” – dotyka kwestii cyberprzestrzeni, a „Tata bez krawata” – podejmuje
problematykę pracoholizmu ojców. Porusza pani tematy rodzinne, dotyczące
relacji i rzeczywistości. Traktuje pani to jako misję?
Sama wymyślam przedstawienia, odpowiadam za scenografię i
fabułę. Za każdym razem, kiedy przygotowuję jakąś sztukę, to zadaję sobie
pytanie, po co ja to robię. Liczy się dla mnie cel, pobudzenie do myślenia i refleksji.
Tak – jest to forma misji. Do dziś
pamiętam pewną, wyjątkową sytuację, która wydarzyła się po spektaklu.
Na widowni był obecny niepełnosprawny chłopczyk. Jakiś czas
potem jego mama spotkała się z moją koleżanką, Anią, z którą pisałam scenariusz
do tego przedstawienia. Okazało się, że po obejrzeniu tej sztuki, jej syn
bardzo się zmienił. Wcześniej traktował swoją mamę bardzo roszczeniowo, bywał
niemiły. Po spektaklu chłopiec podszedł do mamy i powiedział, że ją bardzo
kocha! W sztuce „Jajo w sieci” nie chodzi tylko o problematykę uzależnienia od
komputerów i nowych technologii. Wybrzmiewają tam też kwestie dotyczące relacji
międzyludzkich. W pewnym momencie to „jajo” zjada swoją mamę i ta scena dała
temu chłopcu wiele do myślenia. Docenił pracę swojej mamy, stał się dla niej
bardziej empatyczny, milszy i troskliwy. Myślał, że mama jest na każde jego
zawołanie, tymczasem zdał sobie sprawę, że mama też ma swoje uczucia i że jej
również należy się szacunek i dobre słowo.
Ewa Gorzelak: “Warto doceniać małe chwile codzienności”
Jest pani prezesem
fundacji „Nasze dzieci”. Czego panią nauczyła ta praca?
Praca w fundacji wywróciła moje życie do góry nogami,
podobnie jak choroba mojego syna – Ryszarda. To wydarzenie przewartościowało
moje ówczesne życie. Kiedyś na pytanie, co jest dla mnie najważniejsze,
odpowiedziałabym, że zdrowie. Owszem ono jest cenne. Ale choroba Ryszarda
pokazała mi jak ważne, a zarazem bardzo kruche jest życie. Warto doceniać małe
chwile codzienności. Choroba mojego dziecka niewątpliwie scaliła naszą rodzinę.
Zdałam sobie sprawę, że jeśli z czymś takim daliśmy sobie radę, to z innymi
przeciwnościami też sobie poradzimy.
Jakie ma pani plany na
rozwój fundacji?
Realizujemy dotychczasowe projekty, ale staramy się też
poszerzać swoją działalność. Opracowujemy zajęcia skierowane do dzieci, aby w
ich szpitalną codzienność wnieść trochę radości. Rodzicom pomagamy przejść
przez ten trudny okres choroby ich dzieci, organizując chociażby pomoc
psychologiczną. Są też wyjazdy wakacyjne dla naszych podopiecznych, podczas
których mogą spędzić czas ze swoimi rówieśnikami. Wyposażamy też szpital w
niezbędny sprzęt medyczny. Wciąż jednak poszukujemy środków finansowych na
rozszerzenie różnych form pomocy. Dlatego jeśli ktoś chciałby nas wesprzeć, to
bardzo o to proszę i już teraz za okazane wsparcie z całego serca dziękuję.
Można oswoić nowotwór?
Tak. Im szybciej zostanie postawiona diagnoza lekarska, tym
lepiej.
Ewa Gorzelak o chorobie syna i wsparciu dziecka podczas
leczenia
U pani syna, Ryszarda,
we wczesnym dzieciństwie zdiagnozowano nowotwór mózgu.
Na początku nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Nie ma nic
gorszego niż patrzenie na gasnące w oczach dziecko i nieznajomość przyczyny.
Gdy w końcu powiedziano nam, że to rak, odetchnęliśmy. U dzieci choroby
nowotworowe szybko się rozwijają, a czas w tym przypadku gra bardzo dużą rolę.
Rak to nie wyrok?
Badania mówią o 80-procentowej wyleczalności wśród dzieci.
Choroba dziecka to trudny czas, ale do pokonania. Ryszard trafił do szpitala w
stanie beznadziejnym, a mimo to udało się go uratować. Pomimo kiepskich
diagnoz, nie dał się pokonać chorobie. Jest zdrowy i prowadzi normalne życie.
Dlatego zachęcam, aby robić systematyczne badania profilaktyczne, a gdy coś
wyjdzie źle, to nie odpuszczać i szukać przyczyny. Nie dać się zbywać
tłumaczeniom personelu medycznego, że złe samopoczucie dziecka związane jest
np. z fobią szkolną.
Jak rozmawiać z
dziećmi, które chorują na raka?
Nie należy oszukiwać dzieci. Warto dozować im informacje na
temat stanu zdrowia, w zależności od wieku. Zawsze trzeba być wobec dziecka
uczciwym. Rodzice są zaś największym wsparciem w chorobie i dobrze by było,
gdyby nie przerzucali strachu na dzieci, szczególnie na nastolatki. Młodsze dzieci
nie mają świadomości choroby i jej ciężaru.
A czego najbardziej
boją się rodzice?
O życie dzieci. Na oddziałach onkologii dziecięcej trudno
doszukiwać się spektakularnego zakończenia walki z chorobą. Jeszcze przez pięć
lat kontroluje się stan zdrowia, bywa, że i dłużej. Po tym czasie
prawdopodobieństwo zachorowania na nowotworów jest takie samo, jak u zdrowego
dziecka. Strach w głowie rodziców jest cały czas.
Jako fundacja prowadzicie
regularnie artystyczne zajęcia, urządzacie dzieciom urodziny, organizujecie
imprezy okolicznościowe. Są też letnie wyjazdy na kolonie. Te wszystkie formy
aktywności wspomagają proces leczenia?
Bardzo! Pandemia pokazała, jak dzieci tęskniły za tymi
aktywnościami. Dopytywały o zajęcia, które organizujemy na oddziale. Obserwujemy
też, że wakacyjne wyjazdy bardzo zmieniają naszych podopiecznych. Z kolonii
wracają z większym poczuciem własnej wartości i są bardziej samodzielni. Mają
większą wiarę w swoje możliwości.
Gorzelak: Błędy to doświadczenia, z których możemy
wyciągnąć naukę na przyszłość
Rozpoczyna pani swoją
trenerską przygodę. Startują warsztaty „Przytul siebie” – warsztaty
samoświadomości i samoakceptacji dla dorosłych.
Te dwudniowe warsztaty są moim debiutem, w ramach pracy
dyplomowej. Wiem jednak, że w przyszłości chciałabym pracować z młodymi
dorosłymi, aby wesprzeć ich w budowaniu poczucia własnej wartości. Za mną już
warsztaty w Dębkach, nad morzem, dotyczące emocji i rozpoznawania swoich
potrzeb. W przyszłości chciałabym stworzyć stałe grupy, z którymi systematycznie
będziemy pracować nad różnymi zagadnieniami. Nie tylko teoretycznie, ale przede
wszystkim praktycznie.
Jak budować relację z samym sobą?
Żyć tu i teraz, a nie przeszłością lub przyszłością. Nie
obwiniać się za to, co się wydarzyło. Potraktować błędy jako doświadczenia, z
których możemy wyciągnąć naukę na przyszłość. Słuchać siebie i swojego ciała,
bo w ciele kumulują się wszystkie emocje, których nie dopuszczamy do siebie, a
które należałoby przyjąć i je przeżyć. Znaleźć swoje mocne strony i uświadomić
sobie przestrzenie, które nas budują. Odkryć własne talent i odnaleźć zawód, w
którym będą się pomnażały.
Rodzina oraz pasje są źródłem szczęścia
Jak odnaleźć
wewnętrzne pragnienia i właściwie ustawić priorytety i zrozumieć swoje emocje?
Za każdą emocją tkwi jakaś potrzeba i jeśli ta potrzeba jest
zaspokojona to pojawiają się wówczas pozytywne emocje. Jeśli nie jest spełniona
– negatywne. W wielu sytuacjach działamy jak na autopilocie, zachowujemy się w
wyuczony dla nas sposób, nie zastanawiamy się nad tym, co robimy i dlaczego.
Dla mnie największą wartością tych warsztatów jest to, że ucząc innych, uczę
tak naprawdę siebie. Muszę dotrzeć do głębszych poziomów siebie, tych, które są
mi bardzo bliskie.
Uważa się pani za
szczęśliwą kobietę?
Tak.
Co jest dla pani
źródłem szczęścia?
Moja rodzina oraz pasje – to daje mi poczucie szczęścia. Dwa
lata temu przygotowałam nawet listę marzeń, które staram się realizować. Wraz z
upływem czasu one ulegają przeobrażeniom, są mniej lub bardziej priorytetowe.
Czasami czekam, aż pojawią się nowe pragnienia. Jestem w takim momencie życia,
że nie muszę już nikomu nic udowadniać. To jest bardzo uwalniające uczucie. Mam
świadomość tego, czego w życiu dokonałam i potrafię sama to docenić.
Family News Service
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy