Krzysztof Frankowski - sydnejski mistrz judo. Mimo 70 lat nadal aktywny sportowo. Fot. BumerangMedia |
Przypomnijmy: Krzysztof walczył na matach światowych przez 45 lat reprezentując Polskę, Nową Zelandię i Australię. Zdobył wiele złotych, srebrnych i brązowych medali na Mistrzostwach Świata Weteranów. Z kilku miedzynarodowych zawodów przywiózł po trzy zlote medale. Jak sam mówi jest nieoficjalnie najdłużej biorącym udział w zawodach judo sportowcem na świecie. Mieszka w Sydney i mimo 70 lat nadal jest aktywny sportowo.
Jest trenerem Sydney University Judo Club od 25 lat i od 11 lat prowadzi treningi judo w Waverley College. Jest to pierwsz szkoła w
Australi i całej Oceani, gdzie w
programie nauki judo jest przedmiotem
obowiązkowym. Kiedy przyjechał do
Australi w 1993 roku miał wówczas 40 lat
i we wszystkich zawodach bił się z zawodnikami 15 a nawet 30 lat mlodszymi.
W 2013 I 2014 roku na
Japan Veterans International Judo Championships w KODOKANIE , kolebce
japonskiego Judo zdobył 2 złote medale. Tym samym
został pierwszym Polakiem i Australijczykiem, który wygrał zawody w Kodokanie ( w paszczy
LWA).
Posiada szósty DAN International Judo Federation i szósty DAN Jujitsu.
W 2018 Sydney Uni Judo Club odznaczył go za 45 lat walki na matach światowych
orginalnym mieczem samurajskim KATANA.
O polskim judoce mieszkajacym w Australii nie zapomniała też
Polska. Został odznaczony Srebrnym I Zlotym medalem Polskiego Komitetu Olimpijskiego oraz Krzyżem Kawalerskim Sztuk Walki nadanym przez
Kapitułę Centrum Falerystycznego za wieloletnie wybitne osiagniecia I zaslugi w
promowaniu Sztuk Walki.
W 2019 roku podczas treningu MMA walki w parterze jego serce zatrzymalo się. Właściciele ośrodka MMA w sydnejskiej dzielnicy Bondi Junction zrobili CPR (pierwsza pomoc, sztuczne
oddychanie) i doprowadzili Krzysztofa do odzyskania przytomności. Pogotowie zabrało go do szpitala. Dokonano wymiany zastawki i po 2 miesiacach – jak mówi nam zdobywca
drugiego życia -
mógł powrócić na matę, osiągajac nawet
lepsze rezultaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy