Klaus Schwab - szef Światowego Forum Ekonomicznego i prezydent Francji Emmanuel Macron na WEF w 2018 roku. Fot. Wikimedia commons |
Nieprzypadkowo połączyłem tę wypowiedź Emmanuela Macrona z zapowiedziami Klausa Schwaba, ponieważ związki towarzyskie tych dwóch osób są znane, a sam Macron – obok premiera Kanady Jeana Trudeau, premier Finlandii Sanny Marin i szefowej niemieckiego MSZ z Zielonych Annaleny Baerbock – uważany jest za najlepszego wykonawcę agendy globalistycznej. Wypowiedzi o zbliżającej się rewolucji ekonomiczno-społecznej polityków powiązanych ze Schwabem i Davos jest ostatnio zbyt wiele, aby je zlekceważyć.
O ile stypendyści Światowego Forum Ekonomicznego mówią nam tylko o kryzysie i powszechnej pauperyzacji narodów, końcu świata kultury konsumpcyjnej, to Klaus Schwab – nie musząc studiować słupków poparcia społecznego – zupełnie otwartym tekstem informuje nas, że rzecz nie tkwi tylko w tym, że z powodu wariactwa klimatycznego świat zbiednieje. Rzecz w tym, że radykalnie zmieni się podział bogactwa. Zaniknie dotychczasowa klasa średnia, która zostanie ekonomicznie zdegradowana do roli dawnego proletariatu, proletariusze zostaną prekariuszami, a licząca kilka czy kilkanaście tysięcy osób elita finansistów i właścicieli międzynarodowych korporacji dorobi się takich pieniędzy, jakich jeszcze nigdy nie widziano. Słowem, w agendzie globalistycznej nie tyle mówi się o zbiednieniu świata, co o radykalnej rewolucji w rozłożeniu własności między ludźmi. W efekcie jakieś 2/3 z nas ma nie posiadać nic i wegetować na tzw. dochodzie gwarantowanym, który w Polsce miałby wynosić 1.300 PLN miesięcznie. W sam raz, aby przeżyć bez możliwości jakiegokolwiek rozwoju, niczym hinduska kasta niedotykalnych.
Część krytyków agendy globalistycznej, tych prawicowych i wolnorynkowych, mówi w tym kontekście o „komunizmie korporacyjnym”, czyli sytuacji, gdy korporacje będą właścicielami wszystkiego, a ogół będzie żył w kompletnej nędzy i bez szans na wydostanie się z niej. Jako dla historyka myśli politycznej pojęcie „komunizmu korporacyjnego” brzmi głupio, gdyż komunizm zakłada zniesienie własności – poprzez jej uspołecznienie (wersja Marksa) lub upaństwowienie (wersja Lenina) – gdy tymczasem tutaj właścicielami wszystkiego będzie nieliczna garstka globalnych biznesmenów i finansistów, czyli osób prywatnych, mających nieprawdopodobną wręcz własność prywatną do dyspozycji. Nie jest to żaden marksizm, lecz faktycznie sama koncepcja z Karolem Marksa ma całkiem sporo wspólnego, choć nieco od innej strony niż wiele osób sądzi.
Karol Marks - niemiecki filozof XiX w., twórca socjalizmu naukowego. Fot. Wikipedia. |
Karol Marks przewidując w połowie XIX wieku przyszłość, obserwując procesy ekonomiczne zachodzące na jego oczach, sformułował przypuszczenie bardzo podobne do tego, które dziś formułuje Klaus Schwab: dojdzie do zjawiska „koncentracji kapitału” („akumulacji”), w wyniku której zaniknie klasa średnia (drobnomieszczaństwo i oparta o samodzielne średnie gospodarstwa klasa rolników). Dotychczasowa klasa średnia ulegnie pauperyzacji i z posiadaczy niewielkich i ograniczonych środków produkcji spadnie do poziomu najemnych robotników, pozbawionych własności. Równocześnie kapitalistów, naucza Marks, będzie liczebnie coraz mniej, lecz będą posiadaczami coraz większych fortun. W ostatecznym rozrachunku dojdzie do sytuacji w której własność będzie posiadało na całym świecie kilka czy kilkanaście tysięcy osób, a reszta będzie proletariatem. Stąd jego nadzieja, że miliardy spauperyzowanych na samym końcu wywiozą na taczkach te kilkanaście tysięcy kapitalistów. Tę defenestrację czy „wytaczkowanie” z budynków wielkich korporacji Marks nazywał rewolucją.
Gdy czytamy książki Klausa Schwaba, słuchamy różnych Macronów i Trudeau, to trudno oprzeć się wrażeniu, że to wypisz wymaluj analiza przyszłości ekonomicznej świata pióra Marksa! To, co Schwaba i Marka różni, to sympatia i antypatia do zantagonizowanych grup: gdy Karol Marks sympatyzował całym sercem z proletariatem, to Klaus Schwab jednoznacznie jest po stronie garstki kapitalistów. Nie tyle jest po ich stronie, co jest nawet nadwornym ideologiem ich „interesów klasowych”. Obydwaj jednak zgodnie prognozują zbliżanie się momentu, gdy zniknie całkowicie klasa średnia i naprzeciwko siebie zostanie garstka posiadaczy wszystkiego i miliardy ludzi bez niczego. Obydwaj zdają sobie też sprawę, że będzie to moment kluczowy dla historii: albo masy się zbuntują, albo zostaną spauperyzowane i własność zostanie skupiona w rękach globalnej elity. Cały błąd Marksa polegał na braku cierpliwości: wbrew temu co sam pisał, że rewolucja dokona się dopiero po objęciu przez rynek całego świata, czekał na rewolucję pod koniec XIX wieku i chyba wierzył, że jeszcze jej dożyje, a Lenin dokonał jej w kraju… rolniczym i przedkapitalistycznym, czyli w carskiej Rosji.
Karol Marks pomylił się o jakieś 150 lat, gdyż rządy znajdywały przez półtora wieku środki do obrony klasy średniej przez pauperyzacją. Wraz z neoliberalizmem rządy powiedziały „niech zadecyduje rynek”. I zamiast neoliberalnej teorii „skapywania” bogactwa od najbogatszych do najbiedniejszych mamy Schwabów i Macronów, uczących nas, że mamy milczeć i klepać biedę, patrząc na limuzyny, którymi jeżdżą globalni finansiści. Może przez uchyloną szybę rzucą nam niedopałek papierosa…
Adam Wielomski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy