Prezydent USA Joe Biden i prezydent Brazylii Jair Bolsonaro na szczycie Ameryk w Los Angeles. |
Spór USA – Brazylia
Pierwszy z nich odnosi się do stosunków lewicowego prezydenta USA Joe Bidena i prawicowego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro. Ten ostatni był bliskim sojusznikiem poprzednika J. Bidena na stanowisku przywódcy USA, Donalda Trumpa, do końca nie uznając wyników przegranych dla niego wyborów prezydenckich z listopada 2020 r.
J. Bolsonaro zabiega o powtórzenie kadencji, startując do wyborów prezydenckich w Brazylii zaplanowanych na 2. października 2022 r. Faworytem przedwyborczych sondaży od października 2021 r. niezmiennie jest lewicowy kandydat Luiz Inácio Lula da Silva, prezydent Brazylii w latach 2003-2010, popierany przez swoją macierzystą Partię Pracujących (Partido dos Trabalhadores, PT). J. Bolsonaro powtarza w zwiazku z tym regularnie, że wybory mogą zostać sfałszowane, tak jak – jego zdaniem – sfałszowano wyniki wyborow w USA z listopada 2020 r.
Te oskarżenia brazylijskiego przywódcy rodzą zaniepokojenie w Waszyngtonie, czy nie będzie chciał on powtórzyć działań D. Trumpa z 6. stycznia 2021 r., gdy zwolennicy odchodzącego prezydenta USA szturmowali Kapitol. J. Bolsonaro miał w związku z tym postawić przekonującemu go do przybycia do Los Angeles specjalnemu wysłannikowi USA ds. Szczytu Ameryk Christopherowi Doddowi warunek, że pojawi się na Szczycie jedynie jeśli J. Biden zagwarantuje mu, że nie będzie indagował go na okoliczność przestrzegania standardów demokratycznych. Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta USA Jake Sullivan zaprzeczył jednak, by strona jankeska powzięła w tej kwestii jakiekolwiek ukryte zobowiazania wobec Brazylii.
Spór USA – Meksyk
Kolejny istotny spór wynikł pomiędzy J. Bidenem a lewicowo-niepodległościowym prezydentem Meksyku Andrésem Manuelem Lópezem Obradorem na tle obecności na Szczycie prezydenta Kuby Miguela Díaza-Canela, prezydenta Nikaragui Daniela Ortegi i prezydenta Wenezueli Nicolása Maduro, którym USA zakazały przybycia, uznawszy ich za dyktatorów.
Waszyngton za podstawę swojego stanowiska podaje deklarację przyjętą podczas szczytu w Quebecu w 2001 r., gdzie uczestnicy zgodzili się nie zapraszać na kolejne spotkania przywódców, którzy więżą działaczy opozycji i fałszują wybory. Z kolei meksykański przywódca zapowiedział 6. czerwca że nie pojawi się na szczycie w Los Angeles, ponieważ „Nie może być szczytu, jeśli nie wszystkie państwa kontynentu partycypują”. Meksyk reprezentowany jest zatem na obradach przez swojego sekretarza spraw zagranicznych Marcelo Ebrarda.
W ślad za przywódcą Meksyku, na szczycie w Los Angeles nie pojawili się także lewicowi prezydenci Gwatemali – Alejandro Giammattei, Hondurasu – Xiomara Castro (pierwsza dama za prezydentury tożsamościowego Manuela Zelayi w latach 2006-2009, obalonego w zamachu stanu zorganizowanym przez USA), oraz Salwadoru – Nayib Bukele.
Telefoniczna perswazja wiceprezydent USA Kamali Harris doprowadziła natomiast do zmiany zdania prezydenta Argentyny Alberto Fernándeza, który początkowo podzielał stanowisko A. M. Lópeza Obradora, ostatecznie jednak 6. czerwca zapowiedział przybycie na szczyt. W swoim przemówieniu do uczestników A. Fernández stwierdził jednak „Ewidentnie życzylibyśmy sobie innego Szczytu Ameryk. (…) Milczenie nieobecnych jest głosem do nas”. Nawet jednak obecni na nim przywódcy tacy jak lewacki premier Kanady Justin Trudeau i lewacki prezydent Chile Gabriel Boric, zapowiedzieli wykorzystanie swej obecności do zdystansowania się wobec działań Waszyngtonu. Otwarcie potępił decyzję Waszyngtonu premier Belize Juan („Johny”) Briceño, stwierdzając „Ten szczyt należy do całej Ameryki – niewybaczalne jest zatem, że niektóre kraje Ameryki są tu nieobecne, moc szczytu jest zaś pomniejszona ich nieobecnością”.
Zachwiane przywództwo Waszyngtonu
Szczyt Ameryk jako manifestacja odnowionego przywództwa USA w zachodniej hemisferze może zatem nie spełnić wyznaczonej mu roli. Inicjatywa Szczytu wyszła w 1994 r. od prezydenta Billa Clintona, który chciał w ten sposób skonsolidować poparcie dla swej idei strefy wolnego handlu od Alaski po Przylądek Horn – właśnie wówczas zorganizowano w USA pierwsze spotkanie. Projekt panamerykańskiej strefy wolnego handlu został jednak zarzucony na początku XXI wieku, gdy przez Amerykę Łacińską przetoczyła się „marea rosa”. W kolejnych latach zaszłości historyczne w stosunkach z Ameryką Łacińską starali się zmniejszyć prezydenci USA wywodzący się z Partii Demokratycznej: Barack Obama wymienił na szczycie w Panamie w 2015 r. uścisk dłoni z Raúlem Castro, J. Biden złagodził zaś przywrócone przez Donalda Trumpa sankcje przeciwko Kubie i wys lał wysokiego szczebla delegację dyplomatyczną na spotkanie z N. Maduro, obiecując mu zniesienie sankcji nałożonych na Wenezuelę w zamian za rozmowy z projankeską opozycją polityczną.
J. Biden stara się odbudować pozycję Waszyngtonu wśród krajów latynoskich i znaczenie samego Szczytu Ameryk, po tym jak znalazł się on w kryzysie w 2018 r., gdy D. Trump zdecydował się nie brać udziału w jego kolejnej edycji w Peru. W 2019 r. USA wysunęły jednak inicjatywę organizacji kolejnego szczytu, po tym jak seria zwycięstw wyborczych prawicowych polityków w kilku państwach latynoamerykańskich w pewnym stopniu restytuowała przewodnictwo Waszyngtonu w zachodniej hemisferze. Projankeska koalicja zaczęła się jednak rozpadać, gdy Waszyngton nie zdecydował się ostatecznie na inwazję Wenezueli.
Układ sił w Ameryce Łacińskiej początku drugiej dekady XXI wieku różnił się już znacząco od ich kompozycji pod koniec lat 1990. Epidemia COVID-19 okazał się wyjątkowo dewastująca dla Ameryki Łacińskiej, gdzie odnotowano ok. 1/4 wszystkich zgonów na świecie z powodu tej choroby, choć kontynent zamieszkuje jedynie 8% światowej populacji. USA dostarczyły Latynosom 70 mln. dawek szczepionki, nie sprostały jednak całkowicie konkurencji Chin i Rosji. Pekin przejął również znaczną część latynoamerykańskich rynków, dokonując w regionie inwestycji bezpośrednich, co osłabiło zainteresowanie państw latynoamerykańskich współpracą z USA.
Jak dotychczas tych niekorzystnych dla USA tendencji nie udało się odwrócić J. Bidenowi, pomimo doświadczeń jakie zebrał jako członek komisji spraw zagranicznych Senatu i kluczowy pomocnik B. Obamy do spraw Ameryki Łacińskiej. Projekt nowej administracji USA przekazania 4 mld. USD bezpośredniej pomocy krajom Ameryki Środkowej, by zlikwidować przyczyny wzmożonej presji migracyjnej z tego regionu na USA, utknął w Kongresie. Opisane spory na tle doboru uczestników tegorocznych obrad w Los Angeles i ograniczona skuteczność Waszyngtonu w dyplomatycznym starciu na tym tle z Meksykiem, świadczą że Ameryka Łacińska nie przyciąga dostatecznej uwagi USA, by mogły one usunąć rosnące wpływy Chin w regionie. Uwaga USA wydaje się obecnie koncentrować raczej na Ukrainie i Azji Wschodniej, co Ameryce Łacińskiej pozostawia więcej swobody.
Ameryka Łacińska w cieniu jankeskiego Molocha
Na szczycie w 2009 r. w Trynidadzie i Tobago ówczesny prezydent Wenezueli Hugo Chávez wręczył ówczesnemu prezydentowi USA egzemplarz klasycznego dzieła „Otwarte żyły Ameryki Łacińskiej” autorstwa Eduardo Galeano. Do dziś PKB USA stanowi 14-krotność PKB drugiej pod tym względem w zachodniej hemisferze Brazylii. Gospodarka tej ostatniej ucierpiała jednak znacznie w wyniku sankcji nałożonych na Rosję, skąd Brazylia importuje nawozy. Brazylia obawia się też o swoją suwerenność w regionie Amazonii, gdzie jej gospodarowanie jest znacząco ograniczane przez ekologicznie motywowane naciski Zachodu.
Z ekologicznymi, klimatycznymi i gospodarczymi w dziedzinie rolnictwa skutkami ocieplenia klimatu zmagają się z kolei państwa Karaibów, z których przywódcami spotkała się K. Harris dyskutując kwestie ocieplenia klimatu i bezpieczeństwa żywnościowego. USA chcą zaproponować krajom regionu 300 mln. USD w ramach programu pomocy żywnościowej, partnerstwo dla ułatwienia przejścia przez kraje karaibskie na źródła energii o niskim zużyciu węgla, a także wyszkolenie 500 tys. pracowników służby zdrowia w Ameryce na przeciągu kolejnych 5 lat.
Ameryka Łacińska uderzona została falą inflacyjną w następstwie ograniczeń wprowadzanych dla przeciwdziałania epidemii COVID-19. Odpowiedzią ma być ogłoszone przez J. Bidena Amerykańskie Partnerstwo na rzecz Rozwoju Ekonomicznego, mające pomóc w odbudowie gospodarek Ameryki Łacińskiej. Według asystenta sekretarza stanu USA ds. zachodniej hemisfery Briana Nicholsa konieczne jest wspólne działanie dla zapewnienia stabilności i wzrostu ekonomicznego całych społeczności z których wywodzą się emigranci, nie zaś tylko dobrobytu samych emigrantów. Zdaniem jankeskiego urzędnika, przydatne byłoby fundowanie banków rozwoju. Inicjatywa skupić miałaby się na kwestiach czystej energii, wzmocnienia łańcuchów dostaw i poprawie jakości rządzenia w kwestiach korupcji i podatków.,
Z dokładniejszą analizą sytuacji ekonomicznej regionu zapoznać się możemy na stronach Banku Światowego. PKB Ameryki Łacińskiej zmniejszyło się w 2021 r. o 6,9%, prognozy na rok 2022 mówiły zaś o wzroście o 2,3%, z kolei na rok 2023 o 2,2%. Po inwazji Rosji na Ukrainę prognozowane wskaźniki uległy obniżeniu o 0,4%, sytuując się pośród najniższych na świecie. Współczynnik ubóstwa mierzony według wielkości 5,5 USD/dzień wzrósł z 24% do 26,7%, osiągając wielkość najwyższą od dekad. Szacunkowo około 5% zatrudnionych, przede wszystkim kobiet, przeszło do zatrudnienia w szarej strefie, przede wszystkim w małych przedsiębiorstwach. Utrata przez studentów dwóch lat nauki, według ekspertów Banku Światowego, przełożyć się może na obniżenie o 10% ich przyszłych dochodów. Sytuację szczególnie państw karaibskich pogarsza zwiększone w warunkach globalnego ocieplenia zagrożenie huraganami i powodziami. Wszystkie te czynniki wzmagają presję migracyjną w regionie.
Przerzucanie ciężaru na Latynosów
Próbą wyjścia USA naprzeciw kryzysowi migracyjnemu jest „Deklaracja z Los Angeles” dotycząca przyjmowania uchodźców chroniących się przed przemocą i prześladowaniami politycznymi oraz poszukujących stabilizacji ekonomicznej. Kryzys migracyjny dotyka tymczasem samych USA, które od 2017 r. stały się najpopularniejszym celem migracji, ale także Kolumbii gdzie trafiły miliony emigrantów z Wenezueli, Meksyku w którym jedynie w 2021 r. złożono 130 tys. wniosków o azyl, Kostaryki do której uchodzą mieszkańcy Nikaragui, a nawet Aruby której 1/6 populacji stanowią przybysze z Wenezueli. Stanowisko Waszyngtonu spotkało się tu z poparciem ze strony neoliberalnego prezydenta Ekwadoru Guillermo Lasso.
Same USA obiecały przeznaczyć 314 mln. USD na pomoc dla krajów przyjmujących imigrantów: Meksyku, Kostaryki, Ekwadoru i Belize. Ekwador ma nadać tymczasowy status 500 tys. emigrantów z Wenezueli, Meksyk – nadawać 20 tys. rocznie wiz pracowniczych Gwatemalczykom, Kostaryka – rozszerzyć ochronę dla emigrantów z Kuby, Nikaragui i Wenezueli którzy przybyli przed marcem 2020 r. Belize – ma „znormalizować” status emigrantów z innych krajów Ameryki Środkowej i z Karaibów. Chadecki prezydent Kolumbii Iván Duque otrzymał owacje na stojąco, oświadczywszy że w ciągu ostatnich 14 miesięcy przyznał prawo tymczasowego pobytu 1 mln. emigrantów z Wenezueli a Kolumbia proceduje dalszych 800 tys. wniosków.
Wydaje się, że „Deklaracja z Los Angeles”, podpisana przez przedstawicieli Kanady, USA, Meksyku, Gwatemali, Belize, Hondurasu, Salwadoru, Kostaryki, Panamy, Kolumbii, Ekwadoru, Peru, Brazylii, Paragwaju, Urugwaju, Argentyny, Chile, Barbadosu i Haiti jest dyplomatycznym zwycięstwem Waszyngtonu, pozwalając przerzucić fizyczne koszty absorpcji migrantów na kraje latynoskie, w zamian za strumień funduszy z USA. Zwraca przy tym uwagę, że wśród sygnatariuszy nie znalazła się Boliwia, politycznie i ideologicznie orientująca się na antyimperialistyczne a niedopuszczone przez Waszyngton do udziału w szczycie Wenezuelę, Kubę i Nikaraguę.
Jedność „zachodniej hemisfery” jest fikcją
W świetle wyżej opisanych faktów, wydaje się nieuzasadnione traktowanie dłużej Ameryki Łacińskiej, czy tym bardziej całej Ameryki, jako jednorodnego regionu, który mógłby stać się zintegrowanym podmiotem w stosunkach międzynarodowych („zachodnia hemisfera”). Różnice cywilizacyjne między Ameryką anglosaską a Ameryką Łacińską są doskonale znane, pomimo widocznego ustępowania cywilizacji łacińskiej na rzecz anglosaskiej w Ameryce Środkowej i na Karaibach. Również jednak w obrębie przestrzeni łacińskiej występuje cywilizacyjny podział na kraje zachowujące większą dozę rodzimej tożsamości (Boliwia, Nikaragua, Gwatemala, Ekwador, Peru, Paragwaj), kraje wtórnie zaludnione podczas kolonizacji ale niebiałe (Meksyk, Kuba, Haiti, Brazylia) oraz te bardziej zeuropeizowane (Argentyna, Urugwaj, Chile).
Częściowo nakłada się na to podział według orientacji niepodległościowej na państwa plebejsko-niepodległościowe (Kuba, Wenezuela, Nikaragua, częściowo Boliwia, Meksyk i Peru), projankeskie talassokracje (Brazylia, Ekwador), a także przypominające Europę państwa dziś lewackie (Argentyna, Urugwaj, Chile). Niektóre kraje oscylują przy tym między poszczególnymi obozami (Ekwador przeszedł z obozu antyimperialistycznego do imperialistycznego, Peru z imperialistycznego do antyimperialistycznego, Boliwia przechodziła kilka razy z jednego do drugiego choć trwalsza wydaje się tam tendencja antyimperialistyczna, Kolumbia jest na progu przejścia z imperialistycznego do antyimperialistycznego, podobnie Brazylia). Przynależność do poszczególnych obozów wyraża się zazwyczaj w rządach neoliberalnej prawicy (Brazylia, Ekwador, Kolumbia) lub tożsamościowej lewicy (Kuba, Wenezuela, Nikaragua, Peru, Boliwia); pewną niedookreśloność zachowuje obóz lewacki (Argentyna, Chile, w Ameryce Północnej także Kanada), któremu jednak cywilizacyjnie bliżej do bloku jankeskiego.
Szczyt Ameryk odbił do pewnego stopnia to zróżnicowanie i „oscylowanie” niektórych krajów regionu. Rządzone przez lewicową administrację USA zderzyły się na nim z „prawicową” opozycją neoliberalną (Brazylia) i „lewicową” opozycją nacjonalistyczno-plebejską (państwa antyimperialistyczne). O ile pierwsza sprzeczność ma przy tym charakter przypadkowy i zaniknie najpewniej wraz z prawicowymi administracjami w Brazylii i Kolumbii, o tyle nurt indygeniczno-nacjonalistyczny i emencypacyjno-antyimperialistyczny jest zjawiskiem trwałym i jako taki staje się przedmiotem zainteresowania eurazjatyckich mocarstw kontrhegemonicznych: Chin, Rosji, a nawet Iranu.
Ronald Lasecki
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy