|
Podczas tegorocznego Festiwalu Kultur w Grodnie Fot. A.Piwar |
Ormianie obok
Azerów, Rosjanie obok Polaków i Ukraińców, Żydzi obok Palestyńczyków – bez
demonstrowania animozji. To niecodzienne zjawisko było mi dane zobaczyć podczas
XIII Republikańskiego Festiwalu Kultur Narodowych w Grodnie. O wydarzeniu
pierwszy raz usłyszałam kilka lat temu i od razu zapragnęłam poczuć jego
klimat. Okazja trafiła się w tym roku.
Dzięki otwartości
strony białoruskiej (akredytację prasową i wizę otrzymałam błyskawicznie), jako
dziennikarka „Myśli Polskiej” mogłam pojechać do naszych wschodnich sąsiadów,
by w dniach 3-5 czerwca A.D. 2022 uczestniczyć w imprezie, która – śmiem
przypuszczać – nie ma sobie równych na całym świecie.
Wyprawie
towarzyszyły mi początkowo pewne obawy, wszak ubiegłej jesieni napięcie między
naszymi państwami sięgnęło zenitu. W pamięci miałam niepokojące obrazki z
polsko-białoruskiej granicy, gdzie do Unii Europejskiej próbowali nielegalnie
wedrzeć się migranci z Bliskiego Wschodu i Afryki, którzy wcześniej zostali
wpuszczeni na Białoruś. Strona polska twardo wówczas broniła granicy Strefy
Schengen. Stanęło na tym, że rząd RP wydał krocie z kieszeni polskich
podatników, by postawić mur na granicy z Białorusią. Okazuje się, że to
zupełnie niepotrzebna inwestycja. Migranci jakby wyparowali. Najprawdopodobniej
większość z nich skorzystała z okazji i wślizgnęła się do UE, gdy Polska bez
opamiętania zaczęła wpuszczać przybyszy z Ukrainy.
Do Grodna
wyruszyłam bezpośrednim autobusem z Warszawy. Takie autobusy kursują codziennie
w obie strony trzy razy na dobę. Koszt jednego biletu to ok. 140 zł.
Przekroczenie granicy w obie strony odbyło się bez najmniejszych problemów.
Nadstawiając ucha i przyglądając się współpasażerom odniosłam wrażenie, iż
wśród licznych obywateli Białorusi byłam jedyną obywatelką Polski.
Współtowarzysze podróży wyglądali na zwykłych pracowników czy studentów, którzy
układają sobie życie między dwoma państwami. Podczas kontroli paszportowej podpatrzyłam,
że niektórzy mieli kartę Polaka. Z okna autobusu dostrzegłam, że granicę
przekraczało sporo samochodów osobowych, ale tylko nieliczne miały polskie
rejestracje. Widziałam też wiele TIR-ów ustawionych w długiej kolejce, głównie
z białoruskimi rejestracjami, ale też mołdawskimi czy kazachskimi.
Dotrzeć do
źródeł
W Grodnie
przywitał mnie Kazimierz Znajdziński, prezes miejscowego Domu Polskiego,
należącego do Związku Polaków na Białorusi uznawanego przez stronę białoruską,
co niestety oznacza, że nieuznawanego przez stronę polską. Ten straszny podział
ma swoje smutne konsekwencje, ale o tym w dalszej części.
Pan Kazimierz
dołożył wszelkich starań, aby mi pomóc. Jako że serwisy internetowe służące do
rezerwacji zakwaterowania online blokują obecnie Białoruś, to szef Domu
Polskiego osobiście się pofatygował, aby znaleźć dla mnie dogodny nocleg w
centrum Grodna. Ponadto załatwił mi przepustkę „Gościa Festiwalu”, dzięki czemu
miałam wejście do strefy dla VIP-ów oraz do woli korzystałam z degustacji lokalnych
potraw i rozmaitych nalewek.
Festiwal Kultur
Narodowych w Grodnie to wielkie święto nie tylko dla miejscowych. Pierwszego
dnia imprezy z samego rana na grodzieńskiej starówce rozstawiono liczne
stragany z wyrobami białoruskich artystów, rzemieślników i gospodyń. Kupcy
zjechali z całego kraju. Rękodzieła i lokalne przysmaki zrobiły na mnie ogromne
wrażenie – piękne obrazy i rzeźby, wyszywanki, lalki ubrane w ludowe stroje,
oryginalna biżuteria i ceramika oraz pyszne, naturalne jedzenie i alkohol, po którym
nie ma kaca. Wszystkiego było pod dostatkiem i w bardzo przystępnych cenach.
Oficjalne otwarcie
Festiwalu nastąpiło w piątkowy wieczór. Najpierw przeszedł fantastyczny pochód
z udziałem około 800 przedstawicieli 30 narodowości. Barwne stroje ludowe,
tańce, okrzyki radości i śpiew – a wokół parady licznie zgromadzeni mieszkańcy
akompaniujący temu niezwykłemu zjawisku. Potem przyszedł czas dla oficjeli z
Mińska i Obwodu Grodzieńskiego, którzy z wielkiej sceny ustawionej na głównym
placu miasta dokonali uroczystego otwarcia imprezy. I wreszcie rozpoczął się
cudowny koncert, podczas którego utwierdziłam się w przekonaniu, że Białoruś
szczęśliwie uchroniła się przed deprawacją płynącą z Zachodu.
Przyglądając się
temu wszystkiemu w pamięci miałam Festiwal Eurowizji, którego tegoroczny finał
odbył się dwa tygodnie wcześniej. Europejska impreza od lat kojarzy się z
festiwalem żenady, gdzie prawdziwy talent artysty zdaje się mieć najmniejsze
znaczenie. O wygranej decydują bowiem najczęściej czynniki ideologiczne. Dla
przykładu, w ostatnich latach wygrywali: tzw. „kobieta z brodą”, transwestyta,
czy wulgarny zespół którego męska część odziana była w wyuzdane damskie ciuchy
a żeńska w garnitur.
Oczywiście
decydują też czynniki polityczne. Oto bowiem w ostatnich latach Eurowizję
wygrali aż trzy razy przedstawiciele Ukrainy. Być może nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie pewna zbieżność wydarzeń. Otóż reprezentujący Ukrainę
artyści pierwszą wygraną zaliczyli w roku wybuchu pomarańczowej rewolucji.
Kolejne zwycięstwa przypadły wkrótce po tym, jak Ukraina zmieniła swoje oblicze
w wyniku przewrotu na kijowskim Majdanie oraz kilka miesięcy po rozpoczęciu
przez Rosję tzw. „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie. Przypadek? Nie
sądzę.
Należy przy tym
odnotować, że w 2021 roku z Eurowizji została wykluczona Białoruś. Białorusini
zgłosili wtedy piosenkę „Nauczę cię” zespołu Gałasy Zmiesta. Słowa utworu z
nutką ironii nawiązywały do odpalonych przez zewnętrznych podżegaczy zamieszek,
do jakich doszło na Białorusi w 2020 roku przy okazji wyborów prezydenckich.
Nasuwa się z tego następujący wniosek. To państwo, gdzie Euromajdan skutecznie
udało się odpalić zostało nagrodzone na Eurowizji zwycięstwem, zaś to państwo,
które próbę przewrotu skutecznie odparło, zostało ukarane wyrzuceniem z
konkursu.
Moim zdaniem
Białorusini nie mają czego żałować. Eurowizja już lata temu sięgnęła dna,
prezentując rozmaite zboczenia i deprawacje, co jedynie upokarza utalentowanych
i szlachetnych artystów, którzy jakimś cudem zostaną dopuszczeni do tamtej
sceny. Ponadto, narzucając określone trendy czołowy europejski konkurs muzyczny
scala występujące w nim narody w jedną globalistyczną masę.
Tymczasem Festiwal
w Grodnie promuje zgoła inne wartości. Zgodnie z założeniami organizatorów
wielobarwne święto folkloru ma łączyć wszystkich szlachetną ideą dobra i
pokoju, gorącym pragnieniem dzielenia się skarbami sztuki narodowej. Chodzi o
to, by na nowo dotknąć najbardziej tajemniczych źródeł danej kultury. Kultura
jest duszą narodu. I ja tę duchowość autentycznie tam poczułam.
Pod grodzieńską
sceną podziwiałam piękno, wyjątkowość i odrębność każdego z występujących
artystów. A wśród nich: Polacy, Rusini, Cyganie, Bałtowie, Żydzi, przybysze z
Kaukazu, Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu, Korei, Chin czy Indii. Wielu z nich
od pokoleń mieszka na tamtych ziemiach, a niektórzy przyjechali na Białoruś
studiować czy pracować. Festiwal w Grodnie to doskonała okazja, by wszyscy się
poznali.
Wysłuchać
Rodaków
Drugiego dnia
festiwalu impreza przeniosła się na podwórka rozmieszczone w różnych zakątkach
Grodna. Każdemu narodowi przydzielono poszczególny skrawek miasta. Polskie
podwórko mieściło się w tym roku na placu przed Pałacem Kultury Włókienników.
Na miejscu zastałam stoisko z literaturą, rękodzieła ludowej sztuki oraz suto
zastawione stoły tradycyjnymi polskimi potrawami. W centralnej części ustawiono
scenę, na której rozbrzmiewały ludowe pieśni i największe hity Maryli Rodowicz,
zaś młodzież w wieku szkolnym recytowała polską poezję. Imprezę uświetniły polskie
zespoły z Grodna, Lidy, Mińska, Iwieńca, Wołkowyska, Słonima i Ostrowca, gdzie
działają polskie ośrodki.
Na polskim
podwórku poznałam Aleksandra Songina, obecnego prezesa Związku Polaków na
Białorusi, posła do Izby Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego Białorusi. Jako
że Songin nie współpracuje z zadymiarzami chcącymi obalić władze białoruskiego
państwa, to władze w Polsce nie uznają legalności organizacji, której szefuje.
Prezes ZPB
udzielając wypowiedzi do „Myśli Polskiej” opowiedział mi o kulisach
grodzieńskiej imprezy. Jak przyznał, długo przygotowywali się do tego
festiwalu. Współpracowali przy tym z ośrodkami i organizacjami specjalizującymi
się w rozpowszechnianiu i tłumaczeniu polskiej kultury i języka. Podczas
festiwalu zaprezentowano też bajki i kreskówki dla dzieci, gdyż – jak
podkreślił mój rozmówca – bardzo ważnym jest, aby dzieci wspólnie z dorosłymi
przebywały na tym festiwalu i przekazywały kulturę polską dalej.
Songin wspomniał
ponadto o innych imprezach związanych z promowaniem polskiej kultury na
Białorusi. Wymienił między innymi Kaziuki oraz konkursy ortografii polskiej i
recytowania polskiej poezji.
Prezes ZPB
zapewnił, że Polacy nie są uciskani na Białorusi i nikt nie zabrania
pielęgnowania polskiej mowy, kultury oraz tradycji. Podkreślił, że wielu
naszych rodaków zajmuje ważne stanowiska w administracji. Dla przykładu podał,
że mer Grodna oraz obecny minister kultury są Polakami. Aleksander Songin
zaznaczył, że sam nigdy nie odczuwał żadnych problemów z powodu bycia Polakiem.
Tymczasem miałam
również okazję poznać innych Polaków, z którymi porozmawiałam już mniej
oficjalnie. Podzielili się ze mną swoimi niepokojami. Otóż według nowo
przyjętego prawa oświatowego w szkołach państwowych na Białorusi od roku
szkolnego 2022/2023 nauczanie ma się odbywać tylko w językach urzędowych, tj.
rosyjskim i białoruskim. Oznacza to de facto likwidację polskich szkół. Kiedy
piszę ten tekst, ostateczna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła. Jednak
moi polscy rozmówcy z Białorusi są tym pomysłem przerażeni i w pełni podzielam
ich obawy.
Nie ulega
wątpliwości, że tego typu przymiarki białoruskich władz to konsekwencja
agresywnej polityki Polski względem Białorusi. Tymczasem odbieranie możliwości
nauczania przedmiotów szkolnych w języku polskim to woda na młyn dla wszelkiej
maści podżegaczy znad Wisły, którzy z satysfakcją wykrzyczą: «A nie mówiliśmy!?
Wyszło na nasze, białoruski reżim prześladuje Polaków!».
Tymczasem
antybiałoruska polityka strony polskiej – i ewentualny odwet sprowokowanej strony
białoruskiej – uderza przede wszystkim w zwykłych Polaków mieszkających na
Białorusi, czyli w tych, którzy niczemu nie zawinili. To pokazuje, że władze w
Polsce mają w głębokim poważaniu swoich Rodaków zza Bugu. Ich jedynym celem
jest bowiem robienie na złość prezydentowi Łukaszence.
Łączność z
Polakami
Wskutek
destrukcyjnej polityki III RP przed laty doprowadzono do rozbicia Związku
Polaków na Białorusi. Odszczepieńcy firmowani przez Andżelikę Borys kompletnie
niczego dobrego nie osiągnęli, a jedynie pogłębili sztucznie wywołany podział.
To wszystko sprawiło, że Polacy zrzeszeni w uznawanym przez białoruskie władze
ZPB zostali niejako oderwani od Polski. Dla przykładu, wielu z nich nie może
przyjechać do naszego państwa, gdyż uznaje się ich tutaj jako „Polaków od
Łukaszenki”.
Nasze środowisko
podjęło więc decyzję, że w najbliższym czasie założymy na Grodzieńszczyźnie
oddział Klubu Myśli Polskiej. Pomysł ten spotkał się z entuzjastycznym
przyjęciem przedstawicieli Domu Polskiego w Grodnie.
Kolejnym dobrym
krokiem byłoby ożywienie ruchu turystycznego między naszymi państwami.
Przerażonych wizją dodatkowej fatygi z wyrabianiem sobie wizy, pragnę uspokoić,
że tę barierę można ominąć wybierając się do Obwodu Grodzieńskiego. Wystarczy
zgłosić się do firmy transportu turystycznego „Merapi” z siedzibą w Grodnie,
która wystawi specjalne zaproszenie [kontakt: merapi.by]. Dokument upoważnia do
bezwizowego przekroczenia granicy i pozwala przebywać w obwodzie do 15 dni.
Niewielką opłatę za wystawienie zaproszenia (kilkanaście dolarów) uiszcza się
po dotarciu do Grodna.
Niech jak
najwięcej Polaków przyjeżdża na Grodzieńszczyznę, gdzie najliczniej mieszkają
nasi Rodacy. Takie wizyty wzmocnią ich duchowo, a także gospodarczo. Przecież
każda złotówka (rubel/euro/dolar) wydana w lokalnej restauracji czy hotelu, to
prztyczek w wyrachowanych globalistów nakładających na Białoruś bezduszne
sankcję. I wreszcie, tego typu wyprawy oddolnie poprawią relacje
polsko-białoruskie, które podli politycy okrutnie usiłują zniszczyć. Zbudujmy
więc własną dyplomację publiczną na przekór politykierom.
Mając już pewne
doświadczenie w podróżach, mogę stanowczo stwierdzić, że Białoruś jest bardzo
atrakcyjnym kierunkiem na wakacje. Na miejscu zastaną Państwo pięknie
odrestaurowane zabytki, super atrakcyjne ceny, niesamowitą czystość, życzliwych
ludzi, pyszne jedzenie, najtańsze paliwo w Europie oraz nieskażoną naturę.
Ostatni dzień Festiwalu Kultur Narodowych spędziłam właśnie na łonie natury, a
konkretnie nad Kanałem Augustowskim przy Śluzie Dąbrówka. W otoczeniu pięknej
przyrody zastałam rodzinną atmosferę, ludową muzykę i tańce, smaczną kuchnię
gospodyń wiejskich i wiele innych atrakcji. Odwiedzający to miejsce mogli wziąć
w udział w spływach kajakowych czy rozmaitych konkursach połączonych z zabawą.
Osobiście wybrałam rejs statkiem z zabierającymi dech widokami.
W najbliższych
miesiącach na przyjezdnych czekają kolejne niezapomniane wrażenia. Już w lipcu
impreza z okazji Dni Grodna. W drugiej połowie sierpnia Międzynarodowy Festiwal
Folkloru pt. „Kanał Augustowski w Kulturze Trzech Narodów” łączący Białoruś,
Litwę i Polskę. A we wrześniu kolejna edycja Republikańskiej Wielobranżowej
Wystawy – Jarmark „Euroregion Niemen” oraz dożynki. A zatem, z czystym
sumieniem polecam Grodzieńszczyznę na turystyczne wojaże.
Agnieszka Piwar
Reportaż ukazał
się pierwotnie w „Myśli Polskiej”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy