Już w lutym do Rzeszowa przybyly setki żolnierzy USA. Lotnisko w Rzeszowie stalo się głównym hubem NATO dla sił kijowskich. |
Zabawa zapałkami
Tymczasem najbardziej przerażające jest, że wobec jednostronnej i kłamliwej propagandy wojennej w polskich mediach – Polacy nie zdają sobie sprawy ze skali zaangażowania naszego państwa w wojnę na Ukrainie.
Równolegle bowiem ze straszeniem „złą Rosją” – rząd w Warszawie śle mylące sygnały, że nie posunie się za daleko i nie wmiesza Polski w konflikt na Ukrainie. A zarazem Polska jest wykorzystywana do przedłużania walk, przekazywania ogromnych ilości broni i sprzętu Siłom Zbrojnym Ukrainy – słowem w poważny sposób naruszany jest status strony niewojującej.
Niestety, ale większość Polaków nie zdaje sobie sprawy, że Warszawa właściwie powtarza wszystkie prowokacyjne, agresywne i nieodpowiedzialne zachowania Kijowa, które doprowadziły do obecnej tragedii.A przecież nie ma też chyba wątpliwości, że pomimo, a może właśnie w związku z żywiołową sympatią okazywaną imigrantom ukraińskim – chcemy się trzymać z dala od samego konfliktu i nie chcemy pod żadnym pozorem dać się w niego wciągnąć. Oby działało to też tonująco na władze polskie, które zresztą nie mają innego wyjścia niż ściśle wykonywać instrukcje NATO. Te zaś są jasne – unikać bezpośredniego udziału, ale podtrzymywać ukraińską wolę walki, by przedłużyć rozlew krwi i zwiększyć skalę zniszczeń. Co jednak nie oznacza, że ktoś nie wymyśli jak wmieszać w wojnę samą III RP, bez konieczności bezpośredniego angażowania państw zachodnich. Radosne rozdysponowanie przez Waszyngton polskimi samolotami MiG-29 na rzecz Ukrainy świadczy o tym, że NATO nie zrezygnowało wcale ze swoim podżegackich działań na Wschodzie.
Czy chcemy być następni?
W tej sytuacji obecne władze Polski znajdują się między młotem a kowadłem. Nie ma przecież wątpliwość, że jesteśmy następną ofiarą zachodniej prowokacji. Instrukcje i rozkazy z Waszyngtonu i Londynu każą nam prowokować Rosję, de facto uczestniczyć w konflikcie po stronie kijowskiej junty, a wszystko to bez świadomości, że jeśli jakieś działanie polskie zostanie uznane za akt agresji wobec Rosji – wówczas NATO może swobodnie uznać się za zwolnione od zobowiązań bardzo luźno zakreślony art. 4 i 5 Paktu. Czy lekcja Ukrainy niczego nas nie nauczyła? Biednym Ukraińcom wciśnięto broń do ręki, obiecano wszelkie wsparcie – byle tylko napadli na Donbas, wymordowali jego mieszkańców i sprowokowali wojnę światową, w której to strzelający jako pierwszy Zachód miałby zatriumfować. Rosja udaremniła ten plan, pacyfikacja (dla czytelników nieobytych z polszczyzną – to znaczy zaprowadzenie pokoju) i denazyfikacja Ukrainy są tylko kwestią czasu – czy więc teraz rolę zapalnika miałaby przejąć Polska? Oby tak się nie stało, choć bezwzględna cenzura wojenna w Polsce i niemal na całym Zachodzie skutecznie utrudniają ujawnienie brudnej gry prowokatorów wojennych.
To nie ucieczka, to bieg do celu
Równocześnie sytuacja w przygranicznych województwach Polski jest dramatyczna, a nieudolność władz państwowych, pozostawiających całą opiekę nad imigrantami ochotnikom, NGO i samorządom – sprawia wrażenie celowego sabotażu. Moja starsza córka, niemal od początku jest na granicy przewożąc przybyszów, wożąc dary, ja sam nie mogłem nie wpłacić na fundusz pomocy dla nich organizowany przez Czerwony Krzyż – ale przecież to nie są metody rozwiązania problemu! Nie można się dziwić samym Ukraińcom. Decyzja o likwidacji wszelkich ograniczeń granicznych, jak przyznawane benefity (dostęp do darmowej ochrony zdrowia, bezpłatny transport publiczny, zapowiedź objęcia polskim systemem zasiłkowym, wprawdzie mniej niż żadnym, ale jednak…) to poważne zachęty do przyjazdu.
Nie ukrywam, że już widziałem coś podobnego, relacjonując jako reporter wojnę w Kosowie. Wówczas również strona agresywna, czyli Albańczycy – została arbitralnie decyzją amerykańsko-europejską uznana za „ofiary”, w związku ogromna fala imigracyjna ruszyła na Europę (nb. tworząc podstawy czynnej do dziś mafii kosowskiej, jednej z najgroźniejszych organizacji przestępczych). Teraz coś dokładnie takiego samego dzieje się na Ukrainie.
To nie ucieczka, bo uciekać nie ma przed czym wobec przebiegu, skali i zakresu rosyjskiej operacji wojskowej, choć oczywiście strach jest rzeczą jak najbardziej ludzką i na wojnie zawsze należy spodziewać się najgorszego. Ale nie, to przede wszystkim jest bieg do celu – do lepszego życia w Europie, po 8 latach oligarchiczno-nazistowskiej degeneracji i rozkradania Ukrainy.
Tak czy inaczej fakty są takie, że mamy już w Polsce ponad milion nowych przybyszów, tymczasem Zachód ani nie spieszy się do przejęcia choć części z nich – ani konkretnej, finansowej pomocy w ich utrzymaniu i organizacji dalszego pobytu. Tylko broń i amunicja płyną na Ukrainę szerokimi strumieniami. A przecież nikt nigdy nie zakończył żadnej wojny wysyłaniem wielkiej ilości broni i stosu zachęt do jej użycia. Tymczasem zamiast armat - potrzebny jest kompleksowy program pomocy dla uchodźców, finansowania ich pobytu, zbilansowania kosztów ponoszonych w poszczególnych działach gospodarki polskiej, na czele z ochroną zdrowia i transportem. To jest czas pilnego planowania i DZIAŁANIA humanitarnego i pokojowego – a nie wymyślania co robić, żeby ta wojna potrwała jak najdłużej.
Wieczna wojna na ratunek hegemonii i kapitalizmowi?
Nie ukrywam, że nagłe przyspieszenie historii i mnie zdziwiło, choć nie mogę powiedzieć, by szczególnie zmartwiło.
Oczywiście, fakt, że do rosyjskiej operacji wojskowej na Ukrainie musiało dość – jest bardzo zasmucający i tragiczny. Stąd ważne, byśmy rozumieli, że odpowiedzialność za ten rozlew krwi spada przede wszystkim na Zachód zachęcający i przymuszający Ukrainę do agresji na Donbas i Rosję. To Zachód, a zwłaszcza USA i UK są wspólnym wrogiem Ukraińców, Rosjan i Polaków i jak długo nie zrozumiemy tej oczywistej prawdy – tak długo nasze bratnie narody będą rozgrywane przeciw sobie.
Sam konflikt jest oczywiście bardzo na rękę zachodnim elitom, które mogą dzięki niemu przedłużyć stan nadzwyczajny, dotąd tłumaczony pandemią COVID-19, która zniknęła równie gwałtownie, jak się pojawiła. Propaganda wojenna, wzrost nastrojów militarystycznych i jingoism tradycyjnie też pozwalają ukryć i odsunąć w czasie kolejne nieuchronne załamanie globalnego kapitalizmu. A co będzie dalej? A czy musi być jakieś „dalej”?
Przecież jak u Orwella – Oceania może już zawsze pozostać na wojnie czy to z Eurazją, czy ze Wschódazją i przecież nikt się nawet nie dowie, czy walki naprawdę się toczą. Wystarczy sam medialny stan wojenny, uzasadniający cenzurę, represje wobec ruchów pacyfistycznych, drożyznę, ciągły wzrost nierówności społecznych, napięć rasowych i etnicznych.
Zachód stacza się nieuchronnie w realia totalistyczne, faszystowskie – umotywowane m.in. nienawiścią do Wschodu, także w wymiarze ideologicznym jako zaścianka tradycyjnych wartości, wspólnotowości, słowiańskiej czy szerzej eurazjatyckiej solidarności. Ten podział świata, nowa Żelazna Kurtyna, podobnie jak i zachodnie polowania na pro-rosyjskie czarownice – będą już zapewne zjawiskami stałymi.
Ostateczny koniec hegemonii amerykańskiej
Z drugiej jednak strony, by nie popaść w zupełny pesymizm – musimy mieć także świadomość, że konflikt na Ukrainie jest ostatecznym potwierdzeniem końca globalnej hegemonii amerykańskiej. Mniej więcej tak, jak jej początkiem była pierwsza amerykańska napaść na Irak – tak dziś zniweczenie planów zniszczenia Donbasu zamyka okres jednobiegunowości i tak czy inaczej pozwala kolejnym narodom poważnie myśleć o usamodzielnieniu i wyborze własnych ścieżek rozwoju. I tylko serce krwawi, że za ten wielki obrót globalnego zegara – płacić muszą zwykli Ukraińcy. Dlatego im szybciej skończą się walki – tym lepiej. Im szybciej ustanowiony zostanie sprawiedliwy pokój i rozpocznie się odbudowa nowej, demokratycznej, federacyjnej, zdenazyfikowanej i zdeoligarchizowanej Ukrainy – tym szybciej przynajmniej nasza część świata odetchnie, wolna od zachodnich eksperymentów.
Konrad Rękas
Ze wzgledu na ograniczenia w zwiazku z wprowadzoną cenzurą najnowsze informacje Sputnik Polska można zobaczyć na kanale Telegram Telegram: Contact @SputnikPolska
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy