Niech żyje nasza platynowa królowa
felieton Marka McGinnessa w magazynie Quadrant
(polska wersja)
W niedzielę zabrzmiały dzwony kościołów w całym jej Zjednoczonym Królestwie; salut z 41 dział w południe zakłócił spokój Hyde Parku w Londynie i kolejne 21 dział w Windsor Great Park i 62 dział w Tower of London, aby uczcić siedemdziesiąt lat panowania królowej Elżbiety II. Minęło już sześć i pół roku, odkąd pobiła rekord najdłuższego panowania brytyjskiego monarchy, dawniej sprawowanego przez królową Wiktorię (63 lata i 215 dni). Oczywiście królowa nie chce zamieszania. Rocznica jej wstąpienia jest nieuniknionym przypomnieniem wczesnej śmierci jej ukochanego ojca. Więc będzie zwyczajnie.
Był wieczór 5 lutego 1952 roku w Tree Tops Hotel w sercu kenijskiego lasu, kiedy Elizabeth Windsor wspięła się na drzewo mgugu jako księżniczka, a następnego ranka zeszła na dół jako królowa. Ona i książę Filip byli w Kenii w drodze do Australii. 6 lutego obserwowała wschód słońca z platformy wśród drzew, gdy orzeł szybował nad nimi. W tym momencie Jerzy VI zmarł we śnie w Sandringham.
Dzień później 25-letnia monarchini przybyła do Londynu, ubrana na czarno, i zeszła po schodach swojego samolotu. Powitał ją premier Churchill, który służył jako żołnierz za panowania jej praprababki, Wiktorii. Jej młodość i opanowanie wzbudziły nadzieje na nową erę — nie wiktoriańską, ale drugą epokę elżbietańską. Co ciekawe, drzewo pojawiło się również w przystąpieniu Elżbiety I. Pierwsza Elżbieta, również dwudziestopięcioletnia, siedziała pod dębem w Hatfield, a kiedy powiedziano jej, że jest królową, odpowiedziała: „To jest dzieło Pana i jest to cudowne w naszych oczach”.
Jej długowieczność i kondycja, przywodzące na myśl jej niezwykłą matkę, wciąż zadziwiają. Elżbieta jest teraz najdłużej panującym monarchą na ziemi. W niewiele ponad cztery miesiące pokona rządy króla Tajlandii Bhumibola (od 1946 do 2016). Następnym pobitym jest Ludwik XIV, który rządził od 1643 do 1715 (72 lata 110 dni)
Podczas kontemplacji Króla Słońca powiedziano o królowej Wiktorii i jej synu ( Edwardzie VII): „Królowa nadal panuje, panuje i nie pozwoli, by jego syn zabłysnął”. Można powiedzieć o jej praprawnuczce Elżbiecie: „Królowa nadal świeci, świeci i nie pozwala synowi panować”. Ale jeśli spojrzymy wstecz na rok 1947, nietrudno zrozumieć, dlaczego czuje się zobowiązana trrzymać lejce i kazać swojemu siedmidziesięcioletniemu synowi trochę dłużej czekać.
Księżniczka przemówiła z głębi serca cztery lata, zanim odniosła sukces, ponownie w Afryce, w swoje 21. urodziny. „Oświadczam wam wszystkim, że całe moje życie, czy to długie, czy krótkie, będzie poświęcone waszej służbie i służbie naszej wielkiej cesarskiej rodzinie, do której wszyscy należymy”. Siedem dekad później powszechnie uważa się, że Elizabeth dotrzymała słowa.
Spędziła większość swoich 25 568 dni wykonując swoje obowiązki. Powitała Ceausescu jako gościa w pałacu Buckingham; podała rękę Martinowi McGuinnessowi; gościła Paula Keatinga na grillu w Balmoral; słuchała Margaret Thatcher raz w tygodniu przez 11 i pół roku; a nawet trzymała za ręce Tony'ego Blaira w Dome, aby uczcić nowe tysiąclecie. Ta monarchini była niewolnikiem obowiązku.
Przeznaczenie Elżbiety świtało już w grudniu 1936, kiedy jej wujek Edward VIII abdykował, by poślubić Wallis Simpson, wnosząc na tron jej niepewnego, pełnego obaw ojca. Kiedy lokaj przyniósł młodym księżniczkom wiadomość, że ich ukochany papa jest królem, Małgorzata zapytała: „Czy to oznacza, że będziesz musiała zostać następną królową?” - Tak, któregoś dnia - odpowiedziała Elżbieta. „Biedna ty”, sprzeciwiła się współczująco Margaret. Biografowie twierdzą, że odtąd każdej nocy Elżbieta modliła się, aby mieć brata.
Ta modlitwa nie została wysłuchana. W 1947 roku poślubiła, Philipa Mountbattena (urodzonego jako książę Filip Grecji i Danii), mężczyznę, w którym zakochała się w wieku trzynastu lat. Zapytany, jakie jest jego zadanie, Filip zawsze odpowiadał: „wspierać królową” i mimo wszystkich swoich gaf i niepokoju, on również dotrzymał słowa.
Wbrew nadziejom, nigdy nie będzie to nowa epoka elżbietańska. Tkanina Wielkiej Brytanii była nadal rozdarta przez drugą wojnę światową, a gdy się odbudowała, wyłoniła się Europa, a Imperium rozpadło się. Ale to, co wyrosło z pozostałości imperium, to Wspoólnota - Commowealth, a jej przetrwanie wbrew nadzwyczajnym przeciwnościom jest jednym z największych osiągnięć królowej.
Aby utrzymać łączność tej szerokiej rodziny, podróżowała. W rzeczywistości nikt nie podróżował tak daleko, tak często i tak długo – od jej pierwszej zagranicznej podróży z rodzicami w 1947 roku do jej ostatniej – na Maltę w październiku 2016 roku.
Commonwealth przetrwał wbrew wszelkim przeciwnościom: dymisji premierów, zamachu stanu na Fidżi oraz dyktatorów w Ugandzie i Zimbabwe.
Minęło 68 lat od jej pierwszej trasy w krajach Wspólnoty Narodów jako Queen, wliczając w to, wciąż pamiętną, Australię. Mówi się, że trzy czwarte 9-milionowej populacji kraju widziało królową w 1954 roku. W 58 dni odwiedziła 70 miast australijskich. To musiało być piekło.
Rewizjoniści z radością odtwarzają pean ówczesnego premiera Roberta Menziesa w Parliament House: „Widziałem, ale widziałem ją przechodzącą, a jednak kocham ją aż do śmierci”. Ale lider opozycji Arthur Calwell był równie ciepły w swoim przemówieniu. Po prostu odzwierciedlał nastroje narodowe. Kraj oszalał na punkcie królowej i księcia.
Można spodziewać się hołdu od jej piętnastego australijskiego premiera, który urodził się w szesnastym roku panowania ERII. Wszelkie nadzieje na tekst Menziena lub Whitlamowski dowcip zostały rozwiane, po bardziej wymownym “You were quite the hit” Scotta Morrisona, kiedy został przyjęty przez królową w Windsor w zeszłym roku.
Godne uwagi jest to, że Elżbieta pozostaje nadal królową Australii. Książę Filip nie mógł uwierzyć w wynik referendum w 1999 roku. Słysząc wynik, podobno wybuchnął z charakterystyczną dosadnością: „Co się dzieje z tymi ludźmi? Czy nie widzą, co jest dla nich dobre?"
Nikt nie mógł zaprzeczyć, że osobiste cechy królowej – jej niezłomność, roztropność i dyskrecja – przyczyniły się do przegranej plebiscytu, ale także wina za zaproponowany jako zamiennik model ustrojowy. Alternatywą był prezydent mianowany przez parlament. Ale wielu republikanów chciało wybieranego prezydenta. Gdyby ta opcja w 1999 roku przeszła, moglibyśmy już przeżyć prezydentury Dicka Smitha i Eddiego McGuire'a.
W ciągu 70 lat zasiadania na tronie australijskim nasza suweren odwiedziła 16 razy – średnio raz na cztery lata. Biorąc pod uwagę rozległość jej królestw, był to wysiłek olimpijski. Ale czy monarchia na zasadzie współwłasności wystarczy? Życie Jej Królewskiej Mości jest brytyjskie – musiała spędzić 80 ze swoich 95 lat w Anglii i Szkocji. Jej rodzina, w szczególności jej spadkobiercy, regularnie odwiedzali ją i utrzymywali płomień przy życiu. Uczucie księcia Walii dla kraju, który (jak mówiono) uczynił z niego mężczyznę, jest szczere i nie przyćmione.
Jedynym niepokojącym problemem było to, że jego (inaczej modelowy) syn i spadkobierca, książę William, wziął udział w mistrzostwach świata w rugby, bezwstydnie wspierając Walię. Oczywiście, jako ich Patron, bez wątpienia był do tego zobowiązany. Teraz jego niezrównana małżonka, Catherine, została mianowana patronką angielskiego rugby.
Wielu może powiedzieć „Cóż, w końcu to tylko sport”, ale te pierwotne potyczki podkreślają kruchość wielorakiej suwerenności. Być może należy doradzić TRH, aby nie przyjmowali tych dzielących patronatów. William i Catherine są przecież także skazani na bycie królem i królową Australii. Z kurczącą się rodziną królewską, z pewnością mają wystarczające powody i starania, by protekcjonalnie działać.
Te drobne pęknięcia można naprawić i w każdym razie, choć mogą kwestionować system, nie mają one wpływu na naszą panującą monarchinię.
Niech żyje przynajmniej na tyle długo, by pogratulować Jej stulecia.
Mark McGinness
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy