W skrócie: W alternatywnej wizji XX wieku rozpętuje się pierwsza wojna światowa. Zjednoczone siły zbrojne imperialnej Japonii i Obcego Imperium Ningenów po pełnej sukcesów kampanii wojskowej na terenie Zachodniego Pacyfiku zagarniają ogromne połacie wyspowe Indonezji i Melanezji. Kolejnym celem rozpędzonej machiny wojennej jest Australia.
Niezliczone przygody, konflikty i przeciwności losu przynoszą ze sobą pytania nie tylko o kondycję ludzkiego gatunku na przestrzeni wieków, ale i w ogóle o sens ewolucji życia, o potencjalny owoc, który bezwzględnie musi ona ze sobą przynieść: o sztuczną inteligencję.
Recenzja autorstwa Romana Ochockiego:
Maszczyszyn, Jan -
"Chronometrus" |
Zdarzyło mi się napisać, że Jan Maszczyszyn na polskim rynku fantastyki stanowi jednoosobową niszę literacką. Powtarzam to z ostrożnością (pod własnym nazwiskiem), ponieważ rzadko czytam polską fantastykę. Pomimo ograniczonej perspektywy, nie wydaje mi się, aby było to stwierdzenie naciągane. Jego proza jest bowiem dosyć specyficzna, z czym chyba zgodzi się każdy, kto miał z nią kiedyś styczność. Jest to niby steampunk à la Juliusz Verne. I to chyba wszystko co mogę napisać. Z resztą radźcie sobie sami. Bowiem jest to uproszczenie. W zakresie wyobraźni Jan Maszczyszyn przerasta pisarzy tworzących w tym gatunku i znanych w Polsce. Nawet Juliusz Verne jest od Maszczyszyna „lepszy” tylko pod względem rozpoznawalności. Wyzwaniem czy trudnością w prozie tego autora jest język; stylizowany na właściwy epoce, w której rozgrywa się akcja. Ale to taka niewielka przeszkoda, z którą szybko można sobie poradzić w trakcie lektury, ponieważ nie jest to stylizacja totalna. Kolejnym wyróżnikiem prozy Maszczyszyna są bohaterowie. W ich przypadku mam wrażenie, że autor starał się stworzyć postacie osadzone w rzeczywistości, w której rozgrywa się akcja powieści. To jest, dysponują one wiedzą ze swojej epoki, a nawet mentalnością odpowiadającą ich czasom i miejscu.
Przechodząc do fabuły,
należy napisać od razu, że nie ma sensu jej streszczać ani nawet przedstawiać
węzłowych punktów. W przedstawionej historii dzieje się bowiem bardzo dużo.
Wynika to z przyjętej przez autora metody. Historia jest opowiadana, bliżej jej
do kroniki. Warto wspomnieć, że akcja zaczyna się gdzieś około roku 1917, kiedy
Królestwo Australii przygotowuje się do podziemnego ataku na Cesarstwo Japonii
(tunelami podmorskimi). Początkowo myślałem, że będziemy mieli powtórkę z
pomysłów z „Necrolotum” – i od razu napłynęły skojarzenia z Juliuszem Vernem i
jego „Podróżą do wnętrza Ziemi”. Jednak zapewniam, że to wrażenie jest bardzo
mylące, gdyż zamysł autora jest całkowicie inny i bohaterów rzeczywiście czeka
podróż, ale z gatunku tych najdłuższych, których długości nie sposób objąć
wyobraźnią z uwagi na skalę. I tyle powinno wystarczyć. Zresztą, zanim dojdzie
do podróży, przed bohaterami będzie jeszcze sporo innych wydarzeń. Dlatego też
powieść wymaga cierpliwości; można się pogubić w tej narracji, jeśli od tej
książki zaczniecie znajomość z twórczością autora.
„Chronometrus” jest kontynuacją „Necrolotum”. Powracają bohaterowie tamtej książki: profesor
Oceanarus, Jack De Waay i jego narzeczona Abelia (w tej powieści dojdzie do ich
ślubu, co nie jest istotnym spoilerem). Ten sam jest również wykreowany świat.
Jednak czytelnik nie znający „Necrolotum” nie powinien mieć z tym kłopotu, gdyż
„Chronometrus” to nowa historia, która czasami nawiązuje do wydarzeń z
poprzedniej (np. nietypowa ciąża Abelii), ale nie jest ich kontynuacją.
Jednocześnie zastanawiam się, czy po przeczytaniu „Chronometrusa” jest sens
czytać „Necrolotum”, aby poznać tamte przygody. Najsłabszym punktem fabuły są
bohaterowie. Wprawdzie czytelnik „Necrolotum” już ich zna, ale z uwagi na ten
sam styl prowadzenia fabuły nie można mówić, że psychologia postaci jest
czytelnikom bliższa. Pozostają oni nośnikami potrzebnych cech, jednak nie ma tu
głębokiego wnikania w ich emocje czy motywacje. Nie napiszę jednak, że mi to
przeszkadzało, ponieważ powieści tego pisarza czytam dla pomysłów i fabuły,
która jest tak nasączona treścią, że nie mogła nie przyćmić bohaterów.
Dodać należy, że pomysły,
które rozwija Jan Maszczyszyn, mają częstokroć naukowe podstawy, o czym
przekonują przypisy. W „Chronometrusie” tych przypisów jest chyba mniej niż w
„Necrolotum”, ale przyznać się muszę, że o ile „Necrolotum” czytałem, tak
„Chronometrusa” słuchałem – akurat pojawił się audiobook wraz z premierą
powieści a mnie nie chciało się czekać do późnej jesieni aż dokopię się do
powieści w mojej recenzenckiej kolejce. Niezależnie jednak, czy jest ich mniej,
więcej, czy tyle samo – to powieść wymaga sporo czytelniczej uwagi. Nie tylko z
uwagi na mnóstwo wydarzeń, ale i natłok pomysłów, którym autor daje czas (na szczęście),
aby wybrzmieć. Pomimo tej przestrzeni pozostają mocno skomplikowanymi, czasami
wręcz egzotycznymi.
Nie można chyba uznać, że
ta powieść ma jakiś wielki komercyjny potencjał (a szkoda). To bez wątpienia
pozycja dla czytelników zaawansowanych i poszukujących nowych smaków w
fantastyce. Przy tym jej tempo bywa oszałamiające i wymaga skupienia w trakcie
lektury (a także słuchania). Ale myślę, że finał to wynagrodzi. Jest zwięzły,
treściwy i mocno zaskakujący.
CHRONOMETRUS
Autor: Jan Maszczyszyn
Wydawnictwo:
Genius Creations
Cykl: Podmorskie Imperia
Data wydania: Wrzesień 2021
ISBN: 978-83-7995-554-1
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 125×195 mm
Liczba stron: 668
Cena: 49,99 zł
Tom cyklu: 2
Powieść w wersji audiobooka czyta Artur Ziajkiewicz: Storytel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy