Pomnik Mikołaja Kopernika w Toruniu w czasie pandemii COVID-19 w Polsce . Fot. A.Budz (cc) |
Cieszy, że minister nareszcie zaczął wyciągać wnioski i nieco bardziej krytycznie oceniać kolejne sensacje ogłaszane przez egzaltowanych pandemicznych ekspertów. Jeszcze bardziej cieszy, że przekłada się to na konkretne działania, a w zasadzie brak działań polskiego rządu. Dzisiaj, pomimo pewnych irytujących czynników dyskomfortu (takich jak maseczki) i nachalnej proszczepienieowej agitacji, Polska pozostaje wyspą względnej normalności na tle pogrążającej się w odmętach szaleństwa Europy.
To wszystko wbrew nachalnym żądaniom sanitarystów, którzy święcie wierzą, że chorobę można zwalczyć w drodze rozporządzenia. Na szczęście modny do niedawna sanitaryzm, który śladem Łukasza Warzechy definiuję jako przekonanie, że praktycznie wszystkie dziedziny życia, w tym podstawowe prawa i wolności obywatelskie, można i należy podporządkować zdrowiu publicznemu i walce z Covid-19, jest obecnie w odwrocie. I bardzo dobrze. Jest to bowiem postawa całkowicie życzeniowa, nie posiadająca żadnych naukowych podstaw, stanowiąca jedynie przejaw histerii.
Zresztą fakty są tutaj bezwzględne. Państwa stosujące politykę ścisłych lockdownów nie obroniły się przed kolejnymi falami epidemii choć odrobinę lepiej od państw stosujących w tym zakresie dużo swobodniejsze podejście. Wbrew wróżbom domorosłych ekspertów Szwedzi nie wymarli, podobnie jak Meksykanie czy Białorusini. Także szczepienia, które jeszcze kilkanaście miesięcy temu przedstawiane były jako panaceum na wszystkie bolączki okazały się dużo mniej skuteczne niż tego oczekiwano. Reasumując: jest dokładnie tak jak przewidywałem to przed kilkunastoma miesiącami. Mianowicie duża część „anty-epidemicznych” działań rządu nie miała najmniejszego sensu.
Litościwie przemilczmy tutaj pomysły ekstremalne typu zemknięcie lasów, godziny dla seniorów czy zamknięcie cmentarzy… Tego rodzaju pomysły nawet z obecnej perspektywy jawią się jako wyjęte żywcem ze skeczów Monty Pythona. Są jednak i aspekty mniej humorystyczne, których konsekwencje będziemy ponosić jeszcze latami bądź dekadami.
Najłatwiej oszacować skutki ekonomiczne i polityczne. Początkowa, globalna panika polityków, jakże mało odpornych na presję mediów i opinii publicznej, doprowadziła do światowej recesji, która już się rozpoczęła. W Polsce będzie ona szczególnie dotkliwa, gdyż zarówno jako jednostki jak i jako państwo nie posiadaliśmy zasobów umożliwiających bezpieczne przetrwanie wymuszonego zastoju i ponowny rozruch gospodarki. Dlatego nasz rząd zdecydował się na bezprecedensową emisję pustego pieniądza, której skutki dotkliwie odczuwamy w naszych portfelach. W ujęciu rocznym ceny mięsa drobiowego wzrosły o 17% a wołowego o 10%, masła o 21% a soli aż o 39%. I co gorsza rosną dalej. Nie lepiej jest na stacjach paliw. Benzyna i olej napędowy zdrożały w stosunku do zeszłego roku o 31% a LPG aż o 53%. Oczywiście to nie jest tak, że wszystko drożeje. Na przykład gwałtownie tanieje złotówka, której kurs w stosunku do euro, dolara czy franka szwajcarskiego jest obecnie najgorszy od kilkunastu lat.
Czy tak wielka emisja pustego pieniądza była niezbędna? Niekoniecznie. Gdyby nie przymusowe zamknięcie gospodarki nie byłoby potrzeby uruchamiania „tarcz kryzysowych”. Niestety, pod wpływem wspominanych wcześniej tendencji sanitarystycznych, rząd zamroził gospodarkę. Później zaś skupił się na utrzymaniu władzy. Za wszelką cenę. Cenę, którą obecnie wszyscy płacimy. Oczywiście polska gospodarka nie jest samotną wyspą. Dlatego i tak nie dałoby się ustrzec przed nadchodzącym kryzysem. Mogliśmy jednak zminimalizować oczekiwane negatywne konsekwencje światowej dekoniunktury. Obecnie, możemy paść ofiarą ucieczki kapitału z rynków wschodzących. Zjawisko to na szerszą skalę rozpocznie się prawdopodobnie jeszcze w tym roku.
Nie obyło się też bez skutków politycznych. Niejako przy okazji pandemii ludzie Jarosława Kaczyńskiego w partykularnym interesie swojego stronnictwa, całkowicie zdemolowali ustrój państwa. Wpierw wprowadzili całkowicie pozakonstytucyjny stan wyjątkowy po to by formalnie nie nazwać go stanem wyjątkowym. Ograniczyli bezprawnie podstawowe prawa obywatelskie takie jak prawo do zgromadzeń, praktyk religijnych czy przemieszczania się. Wisienką na torcie było natomiast absurdalne zamieszanie wokół wyborów prezydenckich, którego symbolem stał się minister Sasin i 70 milionów złotych zmarnowanych na wybory kopertowe, które się nie odbyły.
Jednak ekonomia i polityka to nie wszystko. Dysponujemy konkretną statystyką w zakresie skutków zapaści służby zdrowia, wywołanej brakiem spójnej strategii działań w tym obszarze. Po kilkunastu miesiącach życia z epidemią COVID-19, Polska ma ponad sto tysięcy tzw. nadmiarowych zgonów. Tylko w części spowodowane są one przez koronawirusa. To jeden z najwyższych współczynników w Europie i na świecie. Według wyliczeń dziennika “Financial Times” Polska jest na dziesiątym miejscu w światowym rankingu liczby nadmiarowych zgonów stwierdzonych od początku pandemii COVID-19. To jednak nie tylko statystyka, to konkretni ludzie, których już z nami nie ma. Strata, która jest bezpowrotna.
Jest jeszcze jeden obszar dotknięty nie tyle samą pandemią co błędną strategią działania. To skutki społeczne. Najdalej idące, choć niemal niemożliwe do precyzyjnego przewidzenia. Już obecnie możemy zaobserwować, że okres wymuszonej atomizacji doprowadził do dalszej alienacji jednostek. Osoby w podeszłym wieku zostały niejednokrotnie wykluczone z jakichkolwiek relacji społecznych. Oduczyły się wychodzić ze swoich domów uzależniając się od osób trzecich. Okres zdalnego nauczania wpłynął natomiast niekorzystnie na rozwój normalnych więzi społecznych wśród dzieci i młodzieży. Pokolenie, które i tak ze względu na postęp technologiczny socjalizowało się w sposób odmienny od poprzednich, pogłębiło swoje uzależnienie od wirtualnych interakcji.
Dzięki wypowiedzi pana ministra Niedzielskiego dziś wiemy już z całą pewnością, że wszystkie te koszty były niepotrzebne. Czy wyciągniemy z tego faktu jakieś konstruktywne wnioski? – szczerze wątpię. W końcu nawet spóźniona refleksja obozu rządowego wynika raczej z zapotrzebowania elektoratu niż krytycznej oceny własnych działań i analizy sytuacji w innych państwach. Tak czy inaczej cieszmy się tą odrobiną oddechu, którą pozostawili nam jeszcze rządzący. Tym bardziej, że nie musi ona trwać długo…
Przemysław Piasta
PS. Z racji swojego wykształcenia i doświadczenia zawodowego mam pewne kompetencje do komentowania np. kwestii gospodarczych. Nie czuję się jednak na siłach aby wdawać się w dywagacje natury stricte medycznej. Zatem w tym temacie milczę, co zresztą szczerze polecam wszystkim nie-fachowcom.
* * *
Rozmowa Roberta Mazurka z min. zdrowia Adamem Niedzielskim (RMF FM):
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy