Walka australijskiej policji z... covidem. |
Był czas, kiedy nawet w Melbourne mogliśmy śmiać się z absurdalności naszych zasad walki z Covidem. Powiedziano nam, że możemy zdjąć maski z twarzy – nadal obowiązkowe w pomieszczeniach i na zewnątrz – aby napić się kawy, ale nie pić piwa. Powiedziano nam również, że jeśli mieszkamy z pięcioma innymi dorosłymi osobami, nie wolno nam wszystkim wychodzić z domu w jednej grupie. Wewnątrz nie stanowiliśmy dla siebie ryzyka, ale na zewnątrz najwyraźniej byliśmy wirusową szalką Petriego.
Od tego czasu śmiech zamienił się w gniew. Po ponad 230 dniach ciężkiej blokady, to, co pozostało z tkanki społecznej Melbourne, zniknęło. A miastem wstrząsały tygodnie protestów i przemocy.
17 września rząd wiktoriański ogłosił, że wprowadzi szczepienia dla branży budowlanej. Dało to robotnikom budowlanym sześć dni na otrzymanie pierwszej szprycy lub zakaz pracy. Nic dziwnego, że nie wszyscy pracownicy budowlani byli z tego zadowoleni. Wyładowali swoją złość w następny poniedziałek na związek zawodowy, protestując przed jego biurami. Związek pokrętnie twierdził, że protestanci składali się ze skrajnie prawicowych i neonazistowskich agitatorów. Wtedy rząd wiktoriański postanowił zamknąć cały przemysł budowlany na dwa tygodnie. Nawet zaszczepieni nie mogli pracować. Protestujący wrócili w większej liczbie następnego dnia, przyciągając ludzi z wielu innych środowisk.
Policja przyjęła bardzo twarde stanowisko. Filmy o brutalności policji dotarły na cały świat. Starsza pani została zepchnięta na ziemię i była potraktowana sprayem pieprzowym w twarz. Mężczyzna spokojnie rozmawiający z policjantami na dworcu kolejowym był zaatakowany od tyłu przez innego oficera, uderzając głową o twardą ziemię. Policja również wystrzeliła gumowe kule w protestujących.
To stanowi cenę naszego „zwycięstwa” nad Covidem. Tak, nasze zgony z Covid są minimalne – znacznie niższe niż w pozostałych częściach świata. Ale jak długo możemy tak żyć?
Melbournianom kazano żyć w ten sposób co najmniej do 26 października. Właśnie wtedy ma się zakończyć szósta blokada Melbourne – choć miałbyś szczęście znaleźć choć jedną osobę, która myśli, że to się faktycznie skończy tego dnia. Do tego czasu Melbourne będzie zamknięte na dłuży okres niż jakiekolwiek inne miasto na świecie.
Są jednak pewne oznaki nadziei. Premier stanu Wiktorii, Daniel Andrews, przyznał, że wariant Delta jest zbyt zjadliwy, aby można go było wyeliminować. Teraz mówi, że wiktorianie będą musieli nauczyć się żyć z Covidem.
Słowa Andrewsa są obiecujące, ale jego czyny nie pasują do nich. Melbourne nie uczy się żyć z wirusem – uczy się żyć z autorytaryzmem. Życie z wirusem oznacza możliwość gromadzenia się w grupach, przebywania z innymi ludźmi, cieszenia się wszystkim, co życie ma do zaoferowania: muzyką, sztuką, filmem, sportem, wieczornymi wyjściami. Wszystkie te działania są nadal albo mocno ograniczone, albo całkowicie zakazane. Na jakiej planecie przestrzega się godziny policyjnej „życia z Covidem”?
Chociaż marzenie o Zero Covid pozostaje martwe na papierze, wciąż próbujemy powstrzymać Covida za wszelką cenę. Ludzie, którzy zostali już zepchnięci poza krawędź, wciąż cierpią z powodu drakońskich ograniczeń w każdym aspekcie życia.
Gdy Australijczycy widzą, jak ich rodacy są opryskani pieprzem, zmuszani do zamykania swych firm, rozpaczają nad swym dziedzictwem niegdyś wspanialego narodu. Pozostał im tylko Zero Covid.
Powyższe refleksje pochodzą z australijskiego portalu Spiked autorstwa Jamesa Bolta:
Drakońskie ograniczenia zabijają 100 razy więcej ludzi niżCOVID
ReplyDelete