fot. printscreen YT |
W uzasadnieniu do stosownego dekretu prezydenta Białorusi czytamy, iż „dzień ten stał się aktem sprawiedliwości historycznej narodu białoruskiego, podzielonego wbrew jego woli w 1921 roku na warunkach Traktatu Ryskiego i na zawsze zachował się w narodowej tradycji historycznej. Przywrócona w 1939 roku jedność pozwoliła Białorusi wytrwać w latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, zająć poczesne miejsce we wspólnocie międzynarodowej, stać się jednym ze współzałożycieli Organizacji Narodów Zjednoczonych”[1].
Za zbędne należy uznać przypominanie tragizmu tej daty dla państwa i narodu polskiego. Niewątpliwie ustanowienie święta państwowego akurat tego dnia z polskiej perspektywy jest faktem przygnębiającym. Tym bardziej jest to zaskakujące, że jeszcze do niedawna można było sądzić, że stosunki Polski z Białorusią na tle relacji naszego państwa z innymi sąsiadami z historycznej perspektywy należą do najmniej konfliktowych, niemal pozbawionych wzajemnych urazów i nienawiści. Pamięć o wspólnej, relatywnie niekonfliktowej przeszłości jest nadal żywa w świadomości zarówno wielu Polaków jak i Białorusinów. Jak zatem pisał polski historyk Marceli Kosman, stosunki te były więc „bardzo bliskie, nie zawsze sielankowe”[2]. Z kolei białoruski autor Piotr Rudkouski pisze w następujący sposób: „Polska jest dla Białorusinów czymś więcej niż sąsiadem. W wymiarze historycznym i kulturowym Białoruś i Polska – to bracia syjamscy”[3].
Każde państwo może ustanawiać święta państwowe i czcić wydarzenia, które uznaje za najważniejsze w swojej historii, nie zważając na potencjalne reakcje sąsiadów. Tak uczyniła m.in. Ukraina, gdzie obserwujemy banderyzację tożsamości narodowej i kult UPA, odpowiedzialnej za eksterminację ludności polskiej. Warto zatem zastanowić się, co takiego stało się we wzajemnych stosunkach, że strona białoruska zdecydowała się na tak radykalny i wymownie nieprzychylny wobec Polski krok.
Nie usprawiedliwiając decyzji władz białoruskich, odpowiedzi na wyżej postawione pytanie niestety należy szukać w polityce Polski wobec wschodniego sąsiada. Od kilkunastu lat Białoruś stała się obiektem polskiej polityki ingerowania w jej wewnętrzne sprawy pod pretekstem „eksportu demokracji” i „obrony” praw mniejszości polskiej. Na ten temat powstało wiele publikacji zarówno naukowych jak i publicystycznych, w tym na łamach „Myśli Polskiej”. Kulminacja tego rodzaju działań, dodajmy niesamodzielnych i prowadzonych wbrew naszym interesom, nastąpiła po wyborach prezydenckich na Białorusi w sierpniu 2020 roku. Śmiem twierdzić, że gdyby nie eskalacja polskiego zaangażowania w „demokratyzację” Białorusi, nie doszłoby do wprowadzenia święta, raniącego naszą dumę narodową. Tym bardziej, że stanowisko białoruskich historyków w stosunku do 17 września 1939 roku jest od dawna znane.
17 września 1939 jako „sprawy trudna” we wzajemnych stosunkach
Oczywistym jest, że każde państwo przedstawia własną historię w jak najbardziej korzystnej dla siebie perspektywie, podkreślając osiągnięcia i umniejszając czy też pomijając własne błędy. W stosunkach polsko-białoruskich historia dotychczas nie odgrywała takiej roli, jak w przypadku Polski i Rosji, Polski i Ukrainy czy Polski, i Niemiec i pod tym względem wyróżniała się pozytywnie. Nie oznacza to jednak, że wzajemne relacje są pozbawione spraw, wymagających wyjaśnienia. Dotykają one zarówno historii jak i współczesności[4]. W czerwcu 2017 roku rozpoczął się w Mińsku cykl seminariów dotyczących „spraw trudnych” i można było mieć nadzieję, że przyniesie on postęp w dialogu historycznym[5]. Tak się jednak nie stało. Nad racjonalnym dążeniem do współpracy przeważyły emocje i fobie, podsycane z zewnątrz. Odnosi się to przede wszystkim do naszej strony.
Polsko-białoruskie spory historyczne sprowadzają się przede wszystkim do drugiej wojny światowej. Nie ma zgodności między Polską i Białorusią co do interpretacji wydarzeń i procesów związanych z jej początkiem, przebiegiem i konsekwencjami. Jest to o tyle istotne, że dla obecnych władz białoruskich, proces państwotwórczy jest związany z Białoruską Socjalistyczną Republiką Radziecką, granice której ukształtowały się m.in. w wyniku wydarzeń z 17 września 1939 roku. Samo utworzenie białoruskiej republiki związkowej przy ówczesnym stanie świadomości białoruskiej było osiągnięciem, ponieważ bolszewicy nie uznawali Białorusinów za naród, a mimo to zdecydowali się na ten krok. Była to więc decyzja nieco „na wyrost” i niezależnie od naszego stosunku do władzy radzieckiej, stworzyła – wprawdzie ograniczone sowietyzacją – warunki do przyspieszenia białoruskiego procesu narodotwórczego. Po rozpadzie ZSRR zgodnie z przyjętą zasadą uti possidetis iuris granice republik związkowych stały się granicami suwerennych państw.
IV rozbiór Polski dokonany w wyniku wkroczenia 17 września 1939 roku Armii Czerwonej na wschodnie obszary Rzeczypospolitej na podstawie ustaleń paktu Ribbentrop-Mołotow stał się dla Białorusi (wówczas Białoruskiej SRR) aktem zjednoczenia części terytorium II RP nazywanego Białorusią Zachodnią z Białoruską SRR. Wcześniejszy podział Białorusi miedzy Polską i wówczas Rosją Radziecką nastąpił na mocy Traktatu Ryskiego z 1921 roku. Zatem kosztem istnienia Polski, Białoruś odzyskała terytorium uważane za etnicznie białoruskie.W oficjalnej interpretacji „17 września 1939 roku Armia Czerwona rozpoczęła marsz wyzwoleńczy na zachód. ZSRR nie wypowiadał wojny Polsce, której rząd uznał, że stan wojny z ZSRR nie istnieje. Przeważająca ludność białoruska w kraju zachodniobiałoruskim, tradycje historyczne walki przeciw obcej władzy polskiej o samostanowienie narodowe, więzi duchowe z braćmi jednej krwi na wschodzie określiły w dużej mierze specyfikę procesu zjednoczeniowego jesienią 1939 r. Większość Białorusinów postrzegała ówczesne wydarzenia jako akt sprawiedliwości historycznej, witała Armię Czerwoną chlebem i solą jako wybawicielkę od ucisku narodowego”[6].
Rzeczywistość oczywiście nie była tak jednoznaczna, ale jej przedstawienie wykraczałoby poza ramy tematu. Białoruscy historycy z Polski wskazują, że mimo podziału ziem białoruskich, w Rydze istniała możliwość powstania suwerennego państwa białoruskiego bądź też włączenia ziem białoruskich w skład Rzeczypospolitej i strona radziecko-rosyjska była skłonna zgodzić się na to. Jednak delegacja polska nie wyraziła tym zainteresowania i zdecydowała się na podział ziem białoruskich, z zastrzeżeniem, że w granicach Polski nie może być mowy o jakiejkolwiek autonomii białoruskiej[7]. Jednocześnie Oleg Łatyszonek dodaje, że lepiej byłoby, gdyby Białorusini oficjalnie nie świętowali 17 września. I tak też było dotąd od początku istnienia suwerennej Białorusi.
Geopolityka polsko-białoruska
Ustanowienie 17 września jako święta państwowego na Białorusi jedynie symbolizuje konsekwencje polskiego zaangażowania w „eksport demokracji” do tego państwa. Wsparcie udzielane opozycji białoruskiej prowadzi do skutków odwrotnych do zamierzonych. Po pierwsze, wzmacnia współpracę i integrację białorusko-rosyjską, a przecież chodziło o to, żeby temu zapobiec. Po drugie, na własne życzenie Polska stwarza sobie problemy natury geopolitycznej i nie chodzi tu o „zagrożenie” ze strony Rosji. Będąc państwem średniej wielkości Polska ma optymalne warunki rozwoju, tracąc je wskutek prowadzenia nieodpowiedzialnej polityki wschodniej i dążenia do bycia regionalnym „mocarstwem”. Jest to sprzeczne z polskim interesem narodowym.
Jak pisał włoski myśliciel polityczny Giovanni Botero, „(…) państwa średnie nie trwają szczególnie długo, ponieważ nie zadowalają one władców, którzy pragną je przekształcić w duże, a nawet największe. Zatem owe państwa, przekraczając granice właściwe tym średnim, wychodzą również poza granice bezpieczeństwa”[8].
Wprawdzie Polska nie realizuje ekspansji terytorialnej wobec Białorusi, właściwej chociażby epoce, w której żył G. Botero, jego przesłanie powinno stać się przestrogą dla rządzących Polską. Białoruś pod rządami A. Łukaszenki, niezależnie od oceny jego metod i stylu sprawowania władzy jest wbrew potocznie wygłaszanym sądom państwem stabilnym, obliczalnym, a przede wszystkim niewysuwającym roszczeń terytorialnych wobec Polski. Nie jest pewne, czy byłoby tak w przypadku przejęcia władzy przez „demokratyczną” opozycję. Paradoksalnie, to Białoruś z początku lat 90. XX wieku, legitymizowana jako państwo demokratyczne, kwestionowała granicę polsko-białoruską argumentując to brakiem udziału w podpisaniu umowy polsko-radzieckiej z 16 sierpnia 1945 roku, dotyczącej granicy państwowej. Tym samym ówczesna, „demokratyczna” Białoruś nie uznała istniejącej granicy za obowiązującą. Problem dotyczył Białostocczyzny, która po radzieckiej agresji 17 września 1939 roku została przyłączona do Białoruskiej SRR. Strona białoruska wprawdzie nie domagała się wówczas zmiany granicy, ale odrzucała formułę o jej nienaruszalności i żądała, aby we wspólnej deklaracji znalazł się zapis o tym, że Białostocczyzna jest ziemią etnicznie białoruską.
Po trzecie, wspieranie opozycji białoruskiej sytuuje Polskę w kuriozalnej sytuacji wobec stosunku do II wojny światowej. Będąc jej ofiarą Polska legitymizuje białoruską opozycyjną wersję historii, w której relatywizuje się kolaborację z III Rzeszą. Warto zacytować fragment monografii białoruskiego autora opublikowanej w języku polskim: „Wojna po raz kolejny ujawniła dążenie Białorusinów do niepodległości. Dla narodu, który od wieków cierpiał ucisk narodowy i nie posiadał suwerennego państwa, współpraca z Niemcami była jedyną szansą na ratowanie i umocnienie własnej odrębności. Był to krok rozpaczy, który został spowodowany polskim i rosyjskim szowinizmem (…). Zgodnie z prawem międzynarodowym taka współpraca nie jest uważana za zbrodnię, gdyż nie była skierowana przeciwko własnemu narodowi. Nie ma podstaw, aby traktować białoruskich narodowców jako kolaborantów, czyli uważać ich za zwolenników nazistów”[9]. Dalej autor wylicza osiągnięcia w dziele rozwoju białoruskiej tożsamości narodowej w okresie okupacji niemieckiej. Jednocześnie przemilcza białorutenizację, realizowaną w drugiej połowie lat 20. XX wieku w ZSRR w ramach ogólnozwiązkowej korenizacji, tj. indygenizacji, której celem była etnizacja (nacjonalizacja) socjalizmu (wspieranie języka białoruskiego i kultury białoruskiej, rekrutacja kadr partyjno-państwowych spośród Białorusinów)[10].
Pluralizm poznawczy i badawczy jest podstawą badań naukowych. Cytowany autor ma prawo do prezentacji swoich poglądów, ale publikowanie ich w języku polskim, w polskim wydawnictwie, przez instytucję państwową jest przejawem braku szacunku wobec samych siebie. Tym bardziej, że Polska jest jednym z nielicznych krajów europejskich, które nie mają doświadczenia masowej i zinstytucjonalizowanej kolaboracji z III Rzeszą, w odróżnieniu od wielu krajów zachodnio- i wschodnioeuropejskich. Okazuje się zatem, że polityka Polski wobec Białorusi jest nie tylko elementem amerykańskiej gry geopolitycznej toczonej pod nic nieznaczącymi sloganami typu democracy, human rights and market economy (pol. demokracja, prawa człowieka i gospodarka rynkowa). Wpisuje się również w niemiecką relatywizację zbrodni nazistowskich i totalitaryzmu III Rzeszy, a szerzej nawet w sferę niemieckiego oddziaływania geopolitycznego i geokulturowego. Symbolem opozycji białoruskiej jest bowiem biało-czerwono-biały sztandar, przyjęty przez Białoruską Republikę Ludową z 1918 roku, przywódcy której bezskutecznie liczyli na patronalną opiekę ze strony Niemiec. Pod sztandarem w takich kolorach walczyli białoruscy kolaboranci w czasie II wojny światowej.
Wybór symboli narodowych należy oczywiście wyłącznie do samego zainteresowanego narodu. Niemniej jednak trudno oprzeć się stwierdzeniu, że sztandar opozycji białoruskiej jest skompromitowany, niezależnie od stosunku do obecnych władz Białorusi. Kolaboranci z takich krajów jak Francja czy Rosja (wówczas ZSRR) również walczyli pod sztandarami, które obecnie są flagami państwowymi. Delikatność tego problemu polega na tym, że w przypadku kolaboracji francuskiej czy rosyjskiej „trójkolor” był symbolem wcześniej istniejących suwerennych organizmów państwowych, z którymi utrzymywano stosunki dyplomatyczne. Zatem użycie „trójkoloru” w tym wypadku miało charakter wtórny, imitacyjny, wobec jego pierwotnego przeznaczenia. Natomiast BRL nie zyskała międzynarodowego uznania, nie była też suwerenna, stąd wybór flagi tego organizmu politycznego jako symbolu jest co najmniej dziwny. Tym bardziej, że umieszczana na tejże fladze „Pogoń” jest także atrybutem państwa litewskiego.
Nie jest naszą sprawą narzucanie sąsiadom ich symboli narodowych. Obecna oficjalna flaga Białorusi w kolorze czerwono-zielonym z narodowym ornamentem przy drzewcu została wybrana przez społeczeństwo w referendum w 1995 roku. Gdyby jednak w przyszłości okazało się, że nie jest to właściwa alternatywa dla sztandaru kolaborantów z III Rzeszą, może warto byłoby wówczas pomyśleć o ponownym „wynalezieniu tradycji”.
Jak zatem mogliśmy się przekonać, dotychczasowa polityka Polski wobec Białorusi polegająca na ingerencji w sprawy wewnętrzne tego państwa, podobnie jak cała polityka wschodnia, nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Potwierdza niestety, być może wbrew intencjom kolejnych rządów, poczucie wyższości cywilizacyjnej w stosunku do narodów za wschodnią granicą. Przyczynia się do stałego pogorszania wzajemnych stosunków. Katalog szkód dla strony polskiej wynikających z prowadzonej polityki jest bardzo pojemny i obejmuje zarówno problemy o żywotnym charakterze, jak też te o znaczeniu symbolicznym. Do tych pierwszych należą m.in. niebezpieczeństwo destabilizacji na wschodniej granicy, co możemy obserwować w związku z tzw. kryzysem migracyjnym, czy trudną sytuację mniejszości polskiej, która stała się przedmiotem geopolitycznej rozgrywki. Do drugiej grupy problemów niewątpliwie należy oficjalne świętowanie tragicznej dla nas daty 17 września 1939 roku. Na zmianę polityki wschodniej raczej nie zanosi się w najbliższym czasie, a wystarczyłoby jedynie zachować życzliwą neutralność, aby doprowadzić do tzw. normalizacji stosunków.
Prezydent A. Łukaszenka został wybrany w wyborach prawdopodobnie przez większość społeczeństwa, nawet po uwzględnieniu „wsparcia tzw. zasobu administracyjnego”. Przy wszystkich jego mankamentach, dla społeczeństwa białoruskiego jest on jednak „swoim” przywódcą. Nie jest naszą sprawą wpływanie na to, kto ma rządzić w sąsiednim państwie. Sami również nie chcielibyśmy tego. Odnośnie do skuteczności naszych zamiarów zmiany władzy na Białorusi niech przemówią słowa Aleksandra Bocheńskiego, iż „najgorszy rząd własny jest lepszy od najlepszego cudzego”.
Prof. Andrzej Wierzbicki
[1] 17 сентября в Беларуси будет отмечаться День народного единства, https://pravo.by/novosti/novosti-pravo-by/2021/june/64382/(01.09.2021)
[2] M. Kosman, Historia Białorusi, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1979, s. 6.
[3] П. Рудкоўскі, Паўстаньне Беларусі, Кнігарня Наша Ніва, Вільня 2007, s. 185.
[4] Szerzej na ten temat: A. Wierzbicki, Polish-Belarussian Relations. Between a Common Past and the Future, Nomos, University of Warsaw, Baden-Baden 2018, s. 96-138.
[5] Polscy i białoruscy historycy rozpoczęli dialog o „sprawach trudnych”, http://kresy.pl/wydarzenia/spoleczenstwo/polscy-bialoruscy-historycy-rozpoczeli-dialog-o-sprawach-trudnych/ (03.09.2017).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy