Polska Szkoła Niedzielna w Ufie © Zdjęcie : Jelena Ambarcumowa-Gulewicz |
"Uwielbiam to, co robię – jeśli chodzi o nauczanie, lubię pracować z dziećmi. Najważniejsze, aby zobaczyć wynik, a najszybciej go dostrzeżesz, pracując z dziećmi” – mówi Sputnikowi Polska dyrektor polskiej szkoły w stolicy Baszkirii Jelena Ambarcumowa-Gulewicz.
Spotkanie z uczniami Polskiej Szkoły Niedzielnej w Ufie i rozmowa z jej dyrektorką były jednym z głównych punktów mojej niedawnej podróży służbowej do Baszkirii. Chciałbym podkreślić, że szkoła jest w całości finansowana z budżetu lokalnego, czyli z pieniędzy rosyjskiego podatnika. Oficjalna nazwa to Polska Szkoła Niedzielna im. Alberta Pieńkiewicza.
Szkoła nosi imię wybitnej postaci rosyjskiego szkolnictwa publicznego, doktora nauk pedagogicznych prof. Alberta Pieńkiewicza, syna polskiego szlachcica Piotra Pieńkiewicza, zesłanego na Ural za udział w powstaniu 1863-1864, oraz Emmy Biułowej, wnuczki rusznikarza z Niemiec, który pracował w fabrykach na Uralu. Albert Pieńkiewicz był organizatorem i pierwszym rektorem Piotrogrodzkiego Instytutu Pedagogicznego i Uralskiego Uniwersytetu Państwowego, a następnie rektorem II Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego (1926-1930). Los tego naprawdę wybitnego pedagoga zasługuje na osobną publikację i myślę, że jeszcze do tego wrócimy.
Teraz przejdźmy do opowieści o Polskiej Szkole Niedzielnej w Ufie, której dyrektorem od 2013 roku jest Jelena Ambarcumowa-Gulewicz, osobowość wyrazista, utalentowana i niezwykła. W 2005 roku rozpoczęła pracę jako nauczycielka języka i literatury polskiej w polskiej szkole, jest członkiem zarządu Centrum Kultury i Edukacji Polskiej Republiki Baszkirii (kierownik sekcji ds. public relations i pracy z młodzieżą ). Jej uczniowie corocznie uczestniczą w Dniu Kultury Polskiej w ramach Dni Słowiańskiego Piśmiennictwa i Kultury, Festiwalu Bigosu oraz Wielkiego Dyktanda Polskiego w Baszkirii.
Na ten temat i na wiele innych z Jeleną Ambarcumową-Gulewicz rozmawia komentator agencji Sputnik Polska Leonid Swiridow.
– Jeleno Jurjewna, na początek pytanie, które z pewnością nie będzie dla Pani zaskoczeniem: jak została Pani dyrektorką polskiej szkoły?
– Niespodziewanie dla siebie samej. Byłam wtedy na urlopie macierzyńskim. Miałam małą córeczkę - Uljanę. Jednak kiedy skończyła roczek, uznałam, że dłużej nie będę zostawać w domu i postanowiłam wrócić do nauczania języka polskiego w Polskiej Szkole Niedzielnej. Tak się złożyło, że ówczesna dyrektorka Olga Fiodorowna Diadiczenko miała problemy ze zdrowiem i musiała zrezygnować z tego stanowiska.
Koledzy w pracy, w tym także sama Olga Fiodorowna, zobaczyli we mnie osobę, która mogłaby pretendować na to stanowisko. Uzyskałam zgodę administracji miasta Ufa i zostałam dyrektorką.
– Jak długo pracuje Pani na tym stanowisku?
– Ponad osiem lat.
– Jakimi sukcesami, osiągniętymi w tym okresie, może się Pani pochwalić?
– Przez ten czas udało się wiele osiągnąć. Nasza szkoła przeszła procedurę licencjonowania zajęć edukacyjnych: jest ona dość skomplikowana, trwała około dwóch lat. Myślę, że to kamień milowy w historii naszej szkoły.
Według opinii kolegów, a sami widzimy i sami możemy obiektywnie to ocenić, znacząco podniósł się w tym czasie poziom nauczania i znajomość języka polskiego wśród naszych uczniów, zaktualizowano kadrę. Jednocześnie utrzymujemy kontakt z absolwentami naszej szkoły. Pojawiły się zespoły folklorystyczne, które z powodzeniem biorą udział w konkursach i zdobywają nagrody. Poprawiła się praca metodyczna. Staramy się doskonalić nauczanie języka polskiego i innych przedmiotów.
Mamy też kierunki artystyczne, np. muzyka, śpiew, ludowa sztuka użytkowa, plastyka, folklor.
– Czy to jest szkoła czysto niedzielna, z zajęciami tylko w tym dniu, czy uczycie również w dni powszednie?
– Kiedy w latach 90. tworzono szkoły niedzielne, to działały one właśnie w ten sposób. Ale w pewnym momencie, jeszcze zanim zostałam dyrektorką, szkoła niedzielna została włączona do systemu edukacji uzupełniającej dla dzieci. Zatem w wielu placówkach nauczanie odbywa się we wszystkie dni tygodnia, czyli pracujemy od poniedziałku do piątku oraz w niedziele.
– Proszę wyjaśnić naszym czytelnikom, czym są szkoły niedzielne?
– Szkoły niedzielne to po prostu tradycja. Ta tradycja pozostała w nazwach, zresztą jeśli pozostawimy tylko „szkołę”, to wielu może odnieść wrażenie, że to zwyczajna szkoła, gdzie jest matematyka, fizyka, chemia, gdzie zdaje się egzaminy. My nie jesteśmy tego rodzaju szkołą. Zajmujemy się edukacją uzupełniającą.
Słowo „niedzielna” pozostało jako element odróżniający zwykłą szkołę od szkoły narodowej.
– Czy lekcje polskiego są u was obowiązkowe?
Pracujemy według następującej struktury: w tygodniu szkolnym pracujemy zwykle z dziećmi ze szkoły średniej, a w niedziele przyjeżdżają do nas chętni ze wszystkich dzielnic Ufy, a nawet z sąsiednich miast. I przez całą niedzielę staramy się jak najwięcej nauczyć zarówno dzieci, jak i dorosłych.
– To dorośli też się u was uczą?
– Tak, ale odpłatnie, bo nasz budżet przeznaczony jest na dzieci od sześciu i pół roku do osiemnastu lat. Od osiemnastego roku życia oferujemy zajęcia odpłatne.
– Jeśli chodzi o naukę języka polskiego, to czy przychodzą do was dzieci potomków Polaków, czy po prostu ludzie, którzy się tym interesują? Jak organizujecie te grupy?
– Mamy doskonałe prawo oświatowe, które mówi, że edukacja jest dostępna dla każdego. Przyjmujemy dzieci całkowicie różnych narodowości, religii itp. Grupy tworzone są tak, aby w tygodniu szkolnym w zajęciach uczestniczyły przede wszystkim dzieci – jest to dla nich wygodne. Lekcje się kończą i dzieci – bez konieczności przemieszczania się po mieście – mają możliwość porysowania, pośpiewania, stworzenia czegoś. Korzystają z tej możliwości, zapisują się na te kółka i po zajęciach w szkole zdobywają dodatkowe wykształcenie.
W niedziele mamy już sporo osób o polskich korzeniach. Sami rodzice są zainteresowani: widzą, jak dzieci w wolnym czasie zdobywają pełnoprawne wykształcenie. Przyjeżdżają dorośli, którzy też chcą się uczyć języka. Mają polskie korzenie, przychodzą, reagując na zew duszy.
– To znaczy język macie głównie w weekendy?
– Nie, w tygodniu też uczymy polskiego. Robię to osobiście, bo obciążenie jest naprawdę duże.
– Jest Pani nauczycielką języka polskiego?
– Tak, z wykształcenia jestem filologiem-nauczycielem. Studiowałam na Baszkirskim Uniwersytecie Państwowym w Ufie u Wenery Łatypowny Ibragimowej. Zrobiłam wiele kursów z nauczania języka polskiego, zarówno w Polsce, jak i na terenie Rosji. Kwalifikacje i doświadczenie mam wystarczające.
Zaczęłam uczyć polskiego jeszcze jako studentka.
– Studentka…?
– Tak, w polskiej szkole (uśmiecha się). W sumie z polską szkołą jestem związana już siedemnaście lat.
– Czy Gulewicz to polskie nazwisko?
– Tak, to nazwisko mojego dziadka. Jestem z kresów, urodziłam się w Słonimiu w zachodniej Białorusi.
– Więc jest Pani słonimianką?
– Tak.
– A jaką narodowość ma Pani w dokumentach: rosyjską, polską czy białoruską?
– Rubryka „narodowość” w dokumentach zawsze wywołuje we mnie lekką panikę. Myślę wtedy, kim jestem? Z jednej strony w mojej rodzinie jest więcej Rosjan – dwie babcie. Jeden dziadek jest Polakiem, drugi Białorusinem. Urodziłam się na Białorusi. W głębi duszy uważam, że Białoruś jest moją ojczyzną.
– Obywatelka Związku Radzieckiego ...
– Właściwie można tak powiedzieć.
Mimo to czuję, że coś mnie uwiera, bo wiem, że charakter mam zdecydowanie nie białoruski, jest trochę cech polskich i to całkiem sporo. To zawsze budzi moje wątpliwości, nie potrafię się jakoś jasno zdefiniować. Można wymyślić różne definicje, na przykład „Białopolka”, czyli Białorusinka i Polka. Nie jest to dla mnie łatwe.
– Pani Dyrektor, zauważyłem, że bardzo Pani bardzo lubi to, co robi. Nie mylę się?
– Uwielbiam to, co robię – jeśli chodzi o nauczanie, lubię pracować z dziećmi. Najważniejsze, aby zobaczyć wynik, a najszybciej go dostrzeżesz, pracując z dziećmi. Kiedy pracujesz z dokumentami, wynik jest trudniejszy do zobaczenia, ponieważ nie jest tak oczywisty. Bardziej lubię pracować z dziećmi. To ciekawsze, bardziej kreatywne.
– Co jeszcze chciałaby Pani zrobić w swojej szkole?
– Chciałbym, aby szkoła miała wystarczająco dużo miejsca na nasze cele i zadania edukacyjne.
– Obecnie remontuje Pani swoją szkołę...
– Tak, jesteśmy w trakcie remontu. Liceum, w którym mieliśmy siedzibę, przechodzi obecnie gruntowny remont. A my tymczasowo działamy w dwóch szkołach. Czekamy, aż w końcu znajdziemy przyzwoity lokal i będziemy mogli dalej się rozwijać.
Chciałabym otworzyć kierunek choreografii. Polskie tańce są w Ufie bardzo rzadkie. Prawie nigdzie ich nie widać.
Doszliśmy teraz do takiego poziomu, że mamy zespół dziecięcy „Karolinka”, zespół dla dorosłych „Zielony Gaj”, chciałabym też stworzyć zespół tańca polskiego. Bardzo bym chciała. Do tego potrzebujemy lokalu i personelu.
Widział Pan, że nauczyciele zarówno śpiewają, jak i aktywnie pracują z dziećmi, w Dniu Miasta organizują polskie wystawy, wycinają wycinanki, tworzą instrumenty... Mamy fantastyczną kadrę. Chciałbym, żeby do naszego zespołu dołączył jeszcze jeden specjalista – dobry choreograf.
– Czy w Pani szkole są Polacy, którzy uczą?
– Mamy nauczycieli z polskimi korzeniami. Mogę nawet powiedzieć, że moją małą zasługą jest to, że mamy takich ludzi. Na przykład młoda nauczycielka Rozalia Malinowska, obecnie Wachitowa. Jest absolwentką Uniwersytetu Pedagogicznego w Baszkirii, gdzie uczyłam ją polskiego.
– Ilu uczniów uczęszcza do waszej szkoły?
– W tym roku szkolnym mamy 288 dzieci. Zwiększyliśmy liczbę, choć teraz mamy taką trudną sytuację, bo nie mamy swojego miejsca…
– Stałego lokalu...
– Tak, stałego lokalu, bo podczas remontu budynku podzielono nas na dwie szkoły. Myśleliśmy: „Boże, jak my sobie z tym poradzimy?". Okazało się, że otworzyły się przed nami nowe możliwości, powstał nowy kierunek sztuk plastycznych, wyodrębniliśmy grupę języka polskiego. Póki co zespół tam nie powstał, ale myślę, że to kwestia czasu. Jeśli tam zostaniemy, a odbudowa się opóźni, zorganizujemy tam wszystko.
– Czy jest Pani szczęśliwa?
– Usilnie do tego dążę. Staram się znaleźć jakąś harmonię, równowagę pomiędzy moim nauczaniem, pracą administracyjną i rodziną. Często się udaje.
– Bardzo dziękuję za rozmowę.
rozmawiał Leonid Swiridow
© Zdjęcia Jelena Ambarcumowa-Gulewicz
No comments:
Post a Comment
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy