Janusz Zagórski. Fot. YT (Creative commons) |
Rodzi się tu jednak podstawowe pytanie: Po co to robił i dla kogo? Ktoś odpowie: bo tak jak jest, nie może być dłużej w Polsce. I to jest chyba najtrafniejsza odpowiedz, która znamy już od dawna. Ale ktoś musiał zrobić ten krok do przodu w polskiej polityce i zrobił to Janusz Zagórski.
Jest
tajemnica poliszynela, że zaufanie Polaków do polityków i instytucji
państwowych maleje z dnia na dzień. Państwo Polskie jako instytucja polityczna
w której panuje tzw. demokracja parlamentarna, staje się, albo stało się
bankrutem. Niewielka liczba aktywnych członków partii politycznych sprawia, że
społeczeństwo nie czuje się dostatecznie reprezentowane w parlamencie. A to
właśnie partie polityczne winny być pomostem miedzy obywatelami i parlamentem.
To partie polityczne powinny brać na siebie reprezentacje interesów ludzi w
Polsce. Jednak konsekwentnie nie robią tego. Wręcz przeciwnie, to partie
polityczne dyktują ludziom, co mają robić, jak postępować i kreują nierealne
wizje polityczno-społeczne.
Nikła
przynależność partyjna w Polsce powoduje, że partie odwołują się do mediów a
nie do obywateli – i to jest ogromny paradoks polskiej polityki. Partie
rekompensują w ten sposób brak organizacyjnych struktur komunikacyjnych z
wyborcami.
Całkowity
brak pożądanego udziału obywateli w procesie podejmowania decyzji w Polsce stal
się już problemem historycznym – po 30 latach istnienia młodego Państwa
Polskiego.
Dlaczego
Polacy akceptują ten stan rzeczy?
Otóż, w
Polsce brak jest tradycji (oczywiście oprócz tradycji szlacheckiej) aktywnego
współrządzenia społeczeństwa. Zjawisko to posiada korzenie historyczne.
Pamiętamy o
zaborach, obcym panowaniu w Polsce, ucisku i prześladowaniach, które
następowały po sobie, aż do dominacji sowieckiej. Od dawna Polacy albo nie
mieli państwa, albo żyli w porządku państwowym i społecznym, który zaprzeczał
ich tradycjom, państwo było przez wielu postrzegane jako coś obcego. Do dziś
przekłada się to na sceptyczny stosunek do działania rządu i instytucji
rządowych.
Współczesna
władza wykorzystuje to nastawienie Polaków, dlatego w ostatnich 30 latach
sformułowała specyficzna polska definicje wolności, polegającą na zapewnieniu
ludziom pracy, zabawy i konsumpcji. I tyle, bo o prawdziwej wolności mowy nie
ma.
Nie ulega
wątpliwości, że polskie spersonifikowane elity nie są zainteresowane udziałem
społeczeństwa we współrządzeniu państwem.
W polskiej
polityce, jej styl uprawiania liczy się bardziej niż treść, a ludzie traktowani
są instrumentalnie, niejasne obietnice dominują nad konkretnymi programami,
popularne jest głoszenie tzw. haseł umoralniających, odwolywanie się do
tradycji, nauki kościoła itp. Krótko mówiąc, państwo nie służy społeczeństwu, a
partie polityczne, jako podstawowa część struktur państwowych, walczą o
wyborców, a nie o dobro obywateli i ich wolność.
Niemniej
jednak , potencjał obywateli w polskiej polityce jest większy niż nam się
wszystkim wydaje.
I to
udowadnia nam od 2 miesięcy Janusz Zagórski, który stara się poprzez zakładanie
nowych struktur, wypełnić lukę miedzy społeczeństwem i tzw. władzą.
Społeczeństwo już reaguje, ośrodki władcze na razie nie widza albo nie chcą
widzieć działań Zagórskiego, którego działalność jest edukacyjna i tu leży jego
fenomen.
Pojął lepiej
od innych tzw. opozycjonistów w Polsce, że optymalnym rozwiązaniem jest takie
ujęcie społeczeństwa obywatelskiego, które odnosi się do sfery społecznej,
gospodarczej i politycznej, jako form aktywności w procesie
polityczno-decyzyjnym. Chodzi mu o to, aby obywatele jako podmioty
demokratycznej władzy i aktywni uczestnicy sfery publicznej, przejmowali
wiodącą rolę w procesie podejmowania decyzji, i wyzwalali się spod dyktatu
administracji rządowej i wszechmocnego biznesu.
Dla
Zagórskiego instytucje państwowe już dawno przestały być wiarygodne i to był
jego podstawowy motyw kreowania sejmików i eParlamentu w poszukiwaniu innych
rozwiązań kierowania państwem, na przykład w ramach demokracji bezpośredniej.
Mamy tu do czynienia z kwestionowaniem semidemokratycznych form opartych na
wątłych zasadach parlamentarnych w funkcjonowaniu polskiej połowicznej
demokracji.
Zagórski
proponuje rozwiązania, które również ja popieram: wprowadzenie form demokracji
oddolnej w polskim procesie polityczno-decyzyjnym, a w szczególności referendum,
które byłoby wiążące dla władz. Do tego potrzebna jest oczywiście zdrowa i
demokratyczna ordynacja wyborcza, która z kolei umożliwiłaby nowelizację ustawy
zasadniczej. Nowelizacja ta musiałaby uwzględniać oddolne formy demokracji.
Wówczas dopiero moglibyśmy mówić o rewitalizacji społeczeństwa obywatelskiego,
które byłoby oddolną emanacją wolnej i różnorodnej aktywności obywateli. W
konsekwencji społeczeństwo obywatelskie rzeczywiście partycypowałoby w procesie
polityczno-decyzyjnym państwa polskiego i mogłoby patrzeć na ręce polityków,
kontrolując ich poczynania.
Klasyczna
kontra niedowiarków tej idei brzmi następująco: żadna partia nie zgodzi się na
wprowadzenie demokracji bezpośredniej. Oczywiście, że się nie zgodzi. Bo i po
co ma się godzić? I następne pytanie: czy obywatele potrzebują tej zgody?
Moja
odpowiedz jest jak zwykle prosta: należy zainwestować tą energie, która jest
pochłaniana na organizowanie marszów, protestów, manifestacji itp. we właściwym
kierunku. A więc, zamiast walczyć z wierzchołkiem góry lodowej, proponuję
zainteresować się jej podstawa, jej fundamentem. Spróbować przesunąć fundament
góry lodowej we właściwym kierunku, a jej wierzchołek i tak się sam skruszy. I
to robi właśnie Janusz Zagorski – jako pierwszy w Polsce.
Jeździ po
Polsce i przekonuje ludzi . Do czego ich przekonuje?
Wybrał prostą
strategie, a wiadomo, że proste rozwiązania są najlepsze. Przekonuje ludzi do
tego, że może być lepiej i inaczej.
Włączenie
obywateli do współdecydowania państwem ma na celu wprowadzenie równowagi do
trójkąta: polityka – gospodarka – społeczeństwo. Dopiero po wprowadzeniu
bezpośrednio-demokratycznych instrumentów rządzenia w Polsce, będzie można
mówić o następnych reformach, jak niezawisłość polskiego banku narodowego,
reformie polityki zdrowotnej, suwerennym pieniądzu, optymalnym wykorzystaniu
zasobów własnych itp.
prof. Mirosław Maryja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy